Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty

Na koniec piątego roku miała jednak największą kłótnię, jaką kiedykolwiek odbyła z kimkolwiek. Przynajmniej do tej pory.

Lily skończyła pisać swój przedostatni egzamin na Sumach. Najpierw wraz z Ruby, Glenn, Dorcas, Marleną i jeszcze kilkoma koleżankami z roku  ruszyła w stronę biblioteki, omawiając odpowiedzi z testu oraz zastanawiając się, co będzie na kolejnym zaliczeniu, które miało być następnego dnia.

Potem jednak przeszła się na błonia, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem i może przy okazji znaleźć też kogoś innego, z kim mogłaby pogadać.

Szła wzdłuż jeziora, gdy nagle usłyszała wrzask. Szybko znalazła jego źródło.

Pod jednym z drzew wybuchło zamieszanie, w którym rozpoznała Jamesa i Syriusza stojącymi z różdżkami wycelowanymi w kogoś, kto aktualnie leżał na ziemi. Remus i Peter siedzieli nieopodal i przyglądali się temu, podobnie jak inni uczniowie siedzący na błoniach.

Co to miało znaczyć?

Lily zaczęła podchodzić bliżej i zobaczyła, że chłopcy dręczą Snape'a. Poczuła wściekłość na nich - czy oni naprawdę nie mogą przestać?

- Przepłucz sobie usta - wycedził James, patrząc z niechęcią na Ślizgona. - Chłoszczyć!

Z ust Snape'a zaczęły się wydobywać różowe bańki mydlane, piana pokryła mu wargi, wyraźnie się dusił...

- ZOSTAWCIE GO!

Lily krzyknęła jednocześnie z Mayą Chase, która pojawiła się obok niej.

James i Syriusz rozejrzeli się wokoło, a ten drugi przełknął ciężko ślinę na widok swojej dziewczyny. Natomiast ręka Jamesa wolno powędrowała do wiecznie roztrzepanych włosów.

- Co jest Evans? - zapytał James. Jego głos stał się nagle uprzejmy, głębszy, jakby bardziej męski.

- Zostawcie go - powtórzyła Lily, patrząc na Jamesa z odrazą. - Co on wam zrobił?

Jak to, co zrobił?

James był oburzony tym pytaniem, chociaż nie dał tego po sobie poznać.

Snape przecież uczył się i używał czarnej magii. Chciał zostać śmierciożercą.

Snape bez zająknięcia nazywał  mugolaki tym okropnym przezwiskiem. Niezależnie od tego, czy był ze swoimi kolegami czy nie. Używał też chętnie określenia "zdrajca krwi".

Obiło mu się też o uszy, że czasami olewał Lily na rzecz swoich znajomych ze Slytherinu.

I mimo tego wszystkiego ona go broniła?

James naprawdę nie rozumiał, dlaczego ona to robi. Jednak podanie żadnego z tych powodów nie wchodziło w grę. Przynajmniej nie przy tylu osobach. 

- No wiesz... - powiedział James powoli, starając się zebrać swoje przemyślenia w całość - to raczej kwestia tego, że istnieje... jeśli wiesz co mam na myśli...

Wielu obserwujących tą scenę wybuchnęło śmiechem, w tym choćby Peter. Remus patrzył w książkę, a Syriusz parsknął krótko.

- Ty też istniejesz, mogę cię pobić? - zapytała Maya, prychając. - To jest kretyńskie zachowanie.

- Bójka, ale fajnie! - zawołał ktoś z tłumu.

- Nie uderzysz mnie! - powiedział James.

- Bo nie chcę zniżać się do twojego poziomu - odparła zimno Puchonka.

- Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? - zapytała chłodno Lily. - A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem Potter. I zgadzam się z Mayą, nie chcę zniżać się do twojego poziomu. Zostaw Severusa w spokoju.

- Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans - odrzekł szybko James. - No... nie daj się prosić... Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka.

- Powinieneś napisać książkę "Najgorsze sposoby na podryw" - mruknęła Maya. - Ty naprawdę potrzebujesz niańki!

- Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą, a wielkim pająkiem - oświadczyła Lily.

- Nie masz szczęścia Rogaczu - rzekł Syriusz i odwrócił się w stronę Snape'a, który zdołał doczołgać się do swojej różdżki. - Oj!

Ale krzyknął za późno. Snape już celował różdżką prosto w Jamesa. Błysnęło i z policzka Jamesa trysnęła krew. Znowu błysnęło i Snape wisiał już w powietrzu do góry nogami. Szata opadła mu na głowę, odsłaniając chude, blade nogi i poszarzałe gatki.

Wielu widzów zaczęło klaskać. Syriusz, James i Peter ryknęli śmiechem, chociaż ten pierwszy szybko przestał, widząc, że Maya przesyła mu coraz bardziej wściekłe spojrzenie. Rozzłoszczona twarz Lily drgnęła lekko, jakby i ona powstrzymywała uśmiech.

- Puść go! - krzyknęła Lily.

- Na rozkaz! - powiedział James i szarpnął lekko różdżką.

Snape zwalił się bezwładnie na ziemię. Wyplątał się jakoś z szaty, wstał i podniósł różdżkę.

- Petrificus totalus! - rozległ się głos Syriusza i Snape znów runął jak długi i zesztywniał.

- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! krzyknęła Lily z różdżką w ręku. Maya również miała swoją i spoglądała na chłopaków spode łba.

- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę - powiedział James.

- O ile przeżyjesz najpierw spotkanie ze mną - prychnęła Maya.

- Cofnij swoje zaklęcie! - powiedziała Lily.

James westchnął ciężko, a potem odwrócił się do Snape'a i wyszeptał przeciwzaklęcie.

- Bardzo proszę - powiedział, gdy Snape po raz kolejny dźwignął się na nogi. - Masz szczęście, że Evans tu była Smarkerusie...

- I że Maya wstawiła się za tobą, chociaż cię nie zna - dodał Syriusz.

- Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! Ani litości zdrajczyni krwi!

Lily poczuła, jakby ktoś ją uderzył i to bardzo mocno. To słowo przelało czarę goryczy, która wypełniała się już od kilku lat.

- Świetnie - powiedziała chłodno Gryfonka. - W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie.

- Przydałoby się też umyć włosy, ale co ja będę ci radzić, skoro najwyraźniej nie opłaca się bezinteresownie pomagać - stwierdziła Maya. - Ale w końcu jestem tylko naiwną Puchonką o zbyt dobrym sercu, co?

Popatrzyła na wszystkich ostrym wzrokiem.

- Przeproście je! - ryknęli James i Syriusz, celując różdżkami w Snape'a.

- Nie zmuszaj mnie, żeby mnie przepraszał! - zawołała Lily, łypiąc groźnie na Jamesa. - Jesteś taki sam jak on... A ty Black mógłbyś bardziej słuchać Mayi, a nie Pottera.

- Co? - krzyknął James. - Ja NIGDY bym cię nie nazwał... sam wiesz jak!

- Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak, jakbyś dopiero co zszedł ze swojej miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz... Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i twoim wielkim napuszonym łbem. MDLI mnie na twój widok - powiedziała Lily.

Następnie odwróciła się na pięcie i odeszła.

- Evans! - zawołał za nią James. - Hej, EVANS!

- Co jej się stało? - zapytał James, bezskutecznie starając się sprawić wrażenie, że go to niewiele obchodzi.

- Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną - mruknął Syriusz.

- I nie dziwię się jej. Dlaczego Potter w ogóle nie słuchasz moich rad, a potem się wyżalasz? Wszyscy jesteście kretynami - krzyknęła Maya, po czym odwróciła się i poszła w stronę zamku, za Lily.

Tego dnia Lily zrozumiała, jak bardzo toksyczną osobą jest Severus Snape.

Tu nie chodziło naprawdę tylko o to jedno słowo. A o całokształt - ciągłe manipulacje, próby rozkazywania, zapał do czarnej magii, ewidentną chęć bycia śmierciożercą, nazywanie innych mugolaków tym słowem.

Miała dosyć tego, że ciągle musiała się za niego tłumaczyć, gdy zrobił czy powiedział coś złego. Chciała mu pomóc wyjść z tego wszystkiego.

Ale on nie chciał wydostać się z tego środowiska.

Ruby miała rację, mówiąc o tym, że przecież w Slytherinie są na pewno też osoby o innych poglądach. I gdyby naprawdę chciał, to by się z nimi zaprzyjaźnił, a nie z tymi, którzy gardzili mugolakami czy zdrajcami krwi.

Może i teraz powiedział to pod presją. Jednak nie łudziła się już, że prędzej czy później i tak ją nazwał w taki sposób. Nieraz przecież nazywał tak inne mugolaki. Potem niby przepraszał, ale co z tego, skoro najwyraźniej nie rozumiał swooch błędów?

To był koniec tej przyjaźni. Każde poszło w inną stronę.

Zyskała natomiast przyjaciółkę w osobie Mayi Chase, która okazała się naprawdę dobrze ją rozumieć. Razem z nią usiadła w dormitorium, by ją pocieszyć, a jakiś czas później przyszły też Ruby, Dorcas i Marlena.

Była też wściekła na Huncwotów za to, co zrobili tego dnia. Czy oni naprawdę nie mogliby się powstrzymać i go zignorować?

Gdy Lily już się położyła, pozostała czwórka dziewczyn poszła zrobić awanturę Huncwotom. I całkiem słusznie, gdyż oni też postąpili złe.

Oprócz tej czwórki dziewczyn, dużo wsparcia okazali jej też przyjaciele Mayi z jej roku. Może i nie byli tak dobrze zorientowani w jej sytuacji, ale udało im się odciągnąć trochę jej uwagę od tego wszystkiego.

James w tym czasie uznał, że może rzeczywiście lepiej na razie się nie zbliżać do rudowłosej, która wyglądała, jakby miała wybuchnąć na jego widok. Było mu przykro, że go tak odtrąciła.

Uznał, że rzeczywiście coś musi się zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro