Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewiąty

- Czyli idziesz na randkę z Jamesem - stwierdziła Dorcas, kiedy Lily przyszła do dormitorium i powiedziała o wszystkim jej, Ruby i Marlenie.

Rudowłosa przewróciła oczami i westchnęła.

- To tylko przyjacielskie spotkanie.

- Przyjacielskie. Akurat - mruknęła Marlena z rozbawieniem, za co dostała poduszką. - Ej!

- To za niedorzeczne aluzje. James się zmienił i polubiliśmy się trochę, więc chcemy spędzić razem czas. To wszystko - rzekła Lily. - Zresztą to Syriusz i Maya nas w to wplątali.

- Ale przecież nie zmusili was do tego - zauważyła Ruby. - Jedynie zażartowali sobie z was. A wy postanowiliście pójść razem na randkę.

- Przyjacielskie spotkanie!

Pozostałe dziewczyny zaśmiały się z jej oburzenia.

- Już dobrze, dobrze - powiedziała Ruby ze śmiechem. - To jak zamierzasz ubrać się na tą randkę?

W odpowiedzi w jej stronę poleciała poduszka, przed którą zdążyła się uchylić. Po chwili rozpoczęła się bitwa na poduszki.

Lily zastanawiała się, czy dobrze postąpiła. Obawiała się, że kiedyś James wywiesiłby transparent na cały Pokój Wspólny z informacją, że się z nim umówiła. Teraz jednak na szczęście tego nie zrobił.

Zresztą przecież się nie umówiła na randkę, a jedynie na przyjacielskie spotkanie.

Jednak prawda była taka, że oboje się zmienili.

W końcu wszystko się zmienia. Już nic nie było takie, jak dawniej.

- A tak na poważnie, to co o nim sądzisz? - spytała Dorcas, a rudowłosa popatrzyła na nią zaskoczona.

- Co?

- Chodzi jej zapewne o to, jak teraz czujesz się przy Jamesie - powiedziała Marlena.

Rudowłosa westchnęła.

- Cóż, zmienił się, to prawda. Nie wiem, czy bardziej przez żałobę, czy przez własne chęci, ale to się stało. Zresztą myślę, że oboje się zmieniliśmy - powiedziała Lily. - Jesteśmy już starsi, właściwie pełnoletni. Zdążyłam go polubić, chociaż jego wcześniejszej wersji nie lubiłam.  Jest zabawny, czasami traktuje Syriusza, Remusa i Petera jak swoje dzieci, opiekuje się nimi. Bywa to zabawne, ale zarazem naprawdę urocze. Ma naprawdę dobre podejście do zwierząt, co jest naprawdę fajne.

- Naprawdę cieszymy się, że się między wami układa - powiedziała Ruby. - Niezależnie od tego, czy to będzie randka czy nie, po prostu baw się dobrze. To najważniejsze.

- I pomożemy ci się przygotować - stwierdziła Dorcas.

- Dziękuję wam - odparła rudowłosa z wdzięcznością.

Gdy nadszedł dzień wyjścia do Hogsmeade, całe dormitorium było pełne porozrzucanych wszędzie ubrań. Lily przyznawała w duchu, że jest trochę podekscytowana. Ciekawa była, jak wyjdzie to spotkanie.

🎃

Tymczasem w męskim dormitorium Gryfonów jak zwykle panował bałagan. W dzień wyjścia do wioski był on jeszcze większy, gdyż trwały tam wielkie przygotowania.

- Cieszę się, że Lily zgodziła się ze mną spotkać, nawet jeśli to tylko przyjacielskie spotkanie. I to zorganizowane przez kogoś - powiedział James, patrząc w stronę Syriusza. Ten wzruszył ramionami.

- No co? Pomogłem ci! Skąd te pretensje? - zapytał Syriusz. - Powinieneś mi podziękować!

- Podziękuję, jak to wyjdzie. Mam nadzieję, że będzie dobrze - stwierdził Potter.

Naprawdę nie wiedział, czego się spodziewać. Czy powinien liczyć na to, że ona czuje do niego coś więcej?

Powiedziała przecież, że to tylko przyjacielskie spotkanie. Cieszył się, że ich relacja znacznie się poprawiła i nie chciał tego zepsuć.

- Spokojnie, na pewno będziecie się świetnie bawić - stwierdził Remus, chcąc pocieszyć przyjaciela.

- A wy jakie macie plany, że jesteście tak bardzo zajęci? - spytał James, patrząc po kolei na pozostałych Huncwotów.

- Ja idę z Mayą do Hogsmeade, staramy się wykorzystać ten czas przed rozłąką na prawie cały rok - rzekł Syriusz. - W sensie wiadomo, będą wyjścia do wioski i święta, ale to nie to samo, co widzieć się codziennie

- Nie wiem, jak wy wytrzymacie bez siebie tyle czasu - powiedział Remus. - Ciągle...

- A ty nie mogłeś się zdecydować między dwiema siostrami i co? - przerwał mu Syriusz, po czym zrobił unik przed lecącą w jego stronę poduszką. - Nie trafiłeś! No Jamie, Pete, powiedzcie, że mam rację!

- Prawda. Remus nie trafił w ciebie poduszką - potwierdził James, szczerząc się.

- I nie mógł się zdecydować - dodał Peter.

Remus prychnął.

- Nieśmieszne.

- Tak.

- Nie.

- Tak!

- Nie!

Rozpoczęła się sprzeczka, która zajęła im zdecydowanie najwięcej czasu. Jednak w końcu zdecydowali się, w co się przebrać na wyjście do wioski.

🎃

Pokój Wspólny Gryffindoru nie był zbyt zatłoczony, gdyż zapewne większość osób poszła do Hogesmade. Jednak widać było siedzące przy kominku kilka osób, które wesoło o czymś rozmawiało. Nieopodal siedziało kilka osób, głównie młodszych, które jadło czekoladowe żaby oraz wymieniało się kartami z nich.

W końcu z męskich dormitoriów wyszli Huncwoci. James był najbardziej poddenerwowany i zestresowamy. Zazwyczaj tak się nie przejmował, ale tym razem było jakoś inaczej.

Chciał w końcu zrobić jak najlepsze wrażenie na Lily. Zdawał sobie sprawę, że to miało być tylko przyjacielskie spotkanie. Ale chciał, by dobrze się bawili.

Ubrał się w czarne spodnie i buty, oraz niebieską koszulę z krótkim rękawem. Chciał wyglądać jak najlepiej, ale też bez zbędnej przesady. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jest maj i dosyć ciepło na zewnątrz.

W końcu Lily wyszła ze swojego dormitorium w towarzystwie przyjaciółek. Rudowłosa była ubrana w jasnoniebieską sukienkę z krótkim rękawem i pasujące do tego granatowe buty. Włosy miała splecione w długiego warkocza. Na rękach znajdowało się kilka bransoletek i pierścionków.

- Lily... Cześć - powiedział James, patrząc na nią jakby z niedowierzaniem. - Ładnie wyglądasz.

Dziewczyna była lekko zaskoczona, ale uśmiechnęła się.

- Dziękuję. Ty też się wystroiłeś - stwierdziła Lily, rumieniąc się.

Przecież to nic złego, że są dla siebie mili i mówią komplementy, prawda?

Chociaż rzeczywiście musiała przyznać, że James jest przystojny. Kiedyś przeszkadzało jej, jak czochrał swoje włosy, ale teraz przyznawała, że dodaje mu to uroku.

Przyjaciele życzyli im udanego wyjścia do wioski.

- To... idziemy? - zapytał James w końcu.

- Tak, chodźmy - powiedziała Lily, machając przyjaciołom na pożegnanie.

🎃

James i Lily postanowili pójść razem do dość mało uczęszczanej, ale urokliwej kawiarenki o nazwie Sówka. Było ono prowadzone przez Henriettę Cooper, ciotkę Ruby i Glenn.

Poszli razem przez alejki wioski, po czym doszli do uliczki, gdzie się znajdowała. Minęli znajdującą się kilka sklepów, oraz nawet kwiaciarnię, po czym znaleźli się przed drewnianymi drzwiami, nad którymi widniał szyld z nazwą kawiarni.

Był to piętrowy, brązowy budynek, gdzie na piętrze znajdowała się chyba część mieszkalna. Na dole natomiast znajdował się lokal. Z przodu szyby wystawowe, w których widać było rozłożone różne ciasta. Po chwili weszli do środka.

Pomieszczenie było dosyć duże, oraz miało żółte ściany, na których jednak wisiało mnóstwo ręcznie namalowanych obrazów. Wiedzieli, że malowała je Glenn. Pozostałą część pomieszczenia stanowiły ciemnobrązowe, drewniane stoliki z krzesłami tego samego koloru, oraz długa lada z rozłożonymi na niej ciastami i ciastkami. Oprócz tego można było też kupić coś do picia. W kawiarni było kilkoro klientów, ale nie tak dużo, jak w innych lokalach.

Henrietta była niską, trochę puszystą oraz siwowłosą staruszką o niebieskich oczach. Uśmiechnęła się na ich widok i gdy tylko usiedli, spytała, na co mają ochotę.

Zdecydowali się w końcu na sernik z jagodami oraz herbatę z malinami i żurawiną.

- Lubię jagody - powiedziała Lily, gdy jedli ciasto. - A ty? Jakie owoce najbardziej lubisz?

- Czereśnie. Przyjaciółka mojej mamy robi pyszne konfitury z nich - powiedział James. - Ale jagody też są dobre.

- Przetwory domowej roboty często są lepsze niż te ze sklepu. Chociaż nie wiem, czy wy używacie jakichś zaklęć do tego czy jak - powiedziała Lily. W końcu nie wiedziała, jak to odbywało się w magicznym świecie.

- Nie wiem, bo przyjaciółka mojej mamy nie chciała zdradzić, jak je robi. Ale ogólnie są różne zaklęcia gospodarskie, z tego co wiem - stwierdził Potter. - Nie używamy ich na każdym kroku. Zresztą mieszkamy w miasteczku, w którym są zarówno czarodzieje jak i mugole. Ktoś mógłby się połapać. Kiedyś prawie powiedziałem jednemu mugolowi z którym gadałem o magii. Ale oboje mieliśmy pięć lat, więc jego rodzice uznali chyba, że mam dużą wyobraźnię.

- Miałeś znajomych wśród mugoli? - zdziwiła się rudowłosa.

- A czemu nie? - beztrosko zapytał James. - Miałem znajomych w całym miasteczku. Ten chłopak, o którym przed chwilą powiedziałem, nazywał się Timothy Creevey i był nawet zabawny. Lubiłem go, ale po prostu z czasem nasze drogi się rozeszły. Miałem nauczanie domowe przed Hogwartem, a on był w mugolskiej szkole. Coś w tym dziwnego?

- Nie... Oczywiście, że nie - powiedziała Lily. - Po prostu...

Po prostu się tego nie spodziewała. Zdawała sobie sprawę, że niektóre rodziny czarodziejów, nawet czystej krwi, nie mają nic przeciwko mugolakom czy mugolom. Ale co innego wiedzieć, a usłyszeć coś takiego na żywo.

- Przykre, że kontakt się urwał - powiedziała Lily, a Potter westchnął.

- Niestety tak bywa. A ty... Miałaś jeszcze jakichś znajomych przed Hogwartem? Poza twoją siostrą i tymi osobami, które później okazały się czarodziejami? - spytał James z zaciekawieniem.

Dziewczyna chwilę bawiła się bransoletką.

- Znajomych tak, miałam trochę, ale raczej nie było większych przyjaźni poza osobami, o których wiesz. Najbardziej polubiłam się z Joyce Granger, która była rok ode mnie starsza. Lubiłyśmy czytać te same książki, godzinami o nich gadałyśmy - powiedziała Lily, po czym westchnęła. - Petuni chyba nawet podobał się jej starszy brat Mark. Ale niestety ich tata zmienił pracę i musieli się przeprowadzić. Próbowałyśmy z Joyce do siebie pisać listy, ale z czasem były coraz rzadziej i krótsze. W końcu nasz kontakt się urwał.

- Przykre - przyznał brunet.

- Najwyraźniej mam pecha do zdobywania nowych znajomych. Miałam też kilkoro koleżanek i kolegów, z którymi kontakt urwał mi się przez... wiesz kogo - powiedziała Lily ze smutkiem, kładąc rękę na stole.

- Pamiętam, że Lucy Truman i Olivia Grant śmiały się ze mnie, że zadaję się z... nim. Raz zobaczyły, że przypadkiem zmieniłam kolor kredki i uznały, że to przez to, że się z nim zadaję. Wstawiałam się za nim... A potem mnie zawiódł. Chyba mam pecha do ludzi.

James widział, że ciężko jest jej mówić o dawnych znajomych. Położył swoją dłoń na jej, chcąc okazać jej wsparcie. Zdziwiła się, jednak wzięła go za rękę.

- Lils... Jesteś cudowną osobą, a ci, którzy cię nie doceniają, są debilami. Jesteś mądra, zabawna, dzielna i odważna. Zawiodłaś się na niektórych osobach, ale są też tacy, którzy cię nie opuszczą. Masz naszą paczkę. Nie zostawimy cię - powiedział James. Poczuł się zdeterminowany, by ją chronić i pocieszyć.

- Skąd ta pewność? - zapytała dziewczyna.

- Wiem, że nie powinienem ręczyć za innych, chociaż ufam naszym przyjaciołom. Ale obiecuję ci, że możesz na mnie liczyć - obiecał James. - Wiem, że rok temu...

- Nie wracajmy do tego - przerwała mu rudowłosa. Nadal nie puszczała jego dłoni, a wręcz przeciwnie - trzymała ją mocno i jakoś nie miała ochoty puszczać. - Zmieniłeś się. Widzę to i cieszę się z tego.

James się uśmiechnął.

- Dziękuję. Za to, że dałaś mi szansę to pokazać.

🎃

Naprawdę miło im się rozmawiało i cieszyli się ze swojego towarzystwa.

W końcu postanowili przejść się na spacer i dotarli w okolice jeziora.

- Czy w tym jeziorze naprawdę jest wielka kałamarnica? - zastanawiała się Lily.

- Nawet jeśli, to ja cię obronię - obiecał James z uśmiechem.

- Uwierz, że sama też potrafię się bronić - odparła Lily.

- W to nie wątpię - uznał Potter.

Przez chwilę milczeli, wpatrując się w jezioro.

- Muszę przyznać, że naprawdę dobrze się bawiłam na naszej ran.. przyjacielskim spotkaniu - powiedziała Lily, na co James popatrzył na nią z rozbawieniem.

- Chciałaś powiedzieć randce? - zapytał.

- Przejęzyczenie, wszyscy dookoła gadają, że to randka i tak jakoś wyszło - odparła dziewczyna, a on spojrzał na nią z uśmiechem.

- A chciałabyś, żeby była to randka?

- Ja...

Rudowłosa się speszyła i zawahała. Sama nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć.

Jasne, dobrze się czuła przy nim. Naprawdę świetnie się dzisiaj bawili.

Ale czy to można było uznać za randkę?

- Lils?

Westchnęła.

- Cóż... Niezależnie od nazwy, bawiłam się dzisiaj naprawdę dobrze - przyznała.

Stanęli naprzeciwko siebie, będąc zarazem dosyć blisko. Jednak obojgu to nie przeszkadzało.

- A mogę cię przytulić? - spytał James, a dziewczyna po chwili pokiwała głową.

Objął ją w pasie, podczas gdy ona chwyciła go za szyję.

Stali tak w blasku zachodzącego słońca, blisko siebie jak nigdy dotąd.

I zarazem oboje czerpali z tego przyjemność.

- Chcesz? - spytał James.

- Chcę.

Sama nie wiedziała, czemu nagle nabrała na to ochoty. Może była to jakaś skrywana chęć, ukryte uczucie.

Jednak ich oboje coś do siebie ciągnęło. Po chwili ich usta zetknęły się ze sobą.

Pocałunek nie był długi, lecz po nim nastąpiło jeszcze kilka następnych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro