33. Nat zostaje bohaterem.
*Nataniel*
Następnego dnia, od rana padał deszcz. W szkole nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale, tylko jedna, długa rozmowa w pokoju gospodarzy. Wróciłem do domu. Odrobiłem lekcje i położyłem się na łóżku, wsuwając dłonie pod głowę i krzyżując nogi w kostkach. Mimo że wiedziałem, że uczucie Rin do mnie nie wygasło, wiedziałem że mimo wszystko jej matka mi nie wybaczy. Pogoda idealnie pasowała do mojego nastroju. Naprawdę chciałem, aby było tak jak dawniej. Gdybym nie zaprosił Rin lub gdybym przynajmniej sprawdził, spróbował, co jej daję, może nie byłoby teraz tego wszystkiego. Zbliżała się dziewiętnasta. Zszedłem z łóżka i podszedłem do półki z książkami. Wziąłem jedną z nich i już miałem się położyć i zacząć czytać, gdy usłyszałem głos matki z dołu.
- Nat! Rin do ciebie przyszła! Chodź szybko!
Gdy usłyszałem jej imię, natychmiast wypuściłem książkę z rąk i zbiegłem na dół. Rin stała przed schodami i miała złożone dłonie. Jej twarz była biała jak ściana. Jej czerwone oczy się szkliły, wargi jej drżały, policzki były czerwone i mokre niczym róże po deszczu. Ubrana była w białą bluzeczkę na ramiączkach i niebieską obcisłą spódniczkę do połowy ud, czarne baleriny i beżowy rozpinany sweterek. Kiedy mnie zobaczyła, podeszła do mnie, zacisnęła piąstki na mojej idealnie wyprasowanej koszuli i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Nat, musisz mi pomóc – po policzku spłynęła jej kropla słonej cieczy.
- Co się dzieje? - spytałem, ocierając łzę, która spływała w dół, ku jej szyi.
- Kari jest bardzo chora. Nie może oddychać. Chyba ma astmę.
- Jesteś pewna? Może to krup?
- Nie, krup ma inne objawy! Proszę cię, pomóż mi! - schyliła głowę.
- Nie martw się – podniosłem jej głowę i objąłem jej twarz dłońmi. - pomogę ci. Uratujemy Kari. Poczekaj.
Poszedłem spytać matkę, czy ma może inhalator. Moja świętej pamięci babka chorowała na astmę. Matka podała mi przedmiot, o który ją poprosiłem. Dostałem od niej również salbutamol. Założyłem kurtkę, złapałem Rin za rękę i wyszliśmy z mieszkania. Musieliśmy się spieszyć, w takich przypadkach liczy się każda minuta. Gdy dobiegliśmy pod właściwy blok, natychmiast weszliśmy do środka. Zdjąłem kurtkę i buty, po czym poszedłem z Rin do jej pokoju. Kari leżała na łóżku i ciężko oddychała, a jej rodzice siedzieli obok, spanikowani.
- Spokojnie, Kari, pomoc już przyszła – Rin podeszła do siostry i złapała ją za rękę i przetarła jej czoło.
- Okej. Na początek mi powiedzcie, od kiedy się dusi.
- Od jakichś dobrych 30 minut – odpowiedziała Rin.
- A jakie alergeny mogły spowodować trudności z oddychaniem.
- Wiesz... Kari często wracała do domu okrężną drogą. Tam młodzież i dorośli często palą papierosy, jest tam mnóstwo fabryk, a więc też dymów i pyłów. Pewnie to przez to.
- Okej. Zdjęliście jej wszystko z szyi?
- Tak, zdjęliśmy jej apaszkę.
- Ale koszula jest zapięta pod samą szyję. Rin, zdejmij ją, proszę.
- Dlaczego ja?
- Bo chyba nie ja, nie chcę wyjść na zboczeńca.
Rin sprawnie odpięła wszystkie guziki. Ręce strasznie jej drżały.
- Uspokój się – nie zareagowała. - hej, spójrz na mnie – uniosłem jej głowę. - nie bój się, uratujemy ją. Obiecuję ci – ucałowałem czule jej czoło.
Wyjąłem z kieszeni kurtki buteleczkę z salbutamolem.
- Ona przede wszystkim nie może leżeć. To źle działa na płuca i oskrzela. Rin, chodź, pomożesz mi ją podnieść.
Delikatnie wsunęliśmy dłonie pod plecy Kari, po czym ją podnieśliśmy. Przyłożyłem butelkę do suchych warg siostry Rin. Upiła część jej zawartości. Od razu przestała kaszleć. Minęło kilka minut i atak powrócił. Podaliśmy drugą dawkę leku.
- Nat... co jej jest?
- Nie bój się, uratujemy ją. Będzie dobrze, obiecuję – ucałowałem jej czoło.
*
Minęło kolejne 20 minut. Dziewczyna znów zaczęła ciężko oddychać. Nie mogliśmy dłużej czekać. Podjąłem decyzję.
- Musimy dzwonić po karetkę.
Matka Rin złapała za telefon i wyszła z pokoju, razem z mężem. Sama Rin natomiast upadła na kolana obok łóżka i schowała twarz w dłoniach. Usłyszałem cichutki szloch. Położyłem dłonie na jej ramionach.
- Proszę cię, Rin, uspokój się. Proszę. Wszystko będzie dobrze, ja ci to obiecuję, tylko nie płacz.
Po chwili, do pokoju wrócili jej rodzice. Po 10 minutach, przyjechała karetka. Wynieśli Kari na noszach. Szliśmy wszyscy za nimi. Położyłem dłonie na ramionach Rin. Jeden z ratowników podszedł do niej.
- Bardzo dzielnie się spisałaś, młoda damo. Gdyby nie ty, nie byłoby już kogo ratować.
- To nie ja jej pomogłam. To on – wskazała na mnie.
- To nic takiego, to tylko pomoc siostrze mojej dzie... przyjaciółki – poprawiłem się.
Może powiedzieć: Idioto, przecież to jest twoja dziewczyna, do jasnej cholery, po co mówisz, że to jest twoja przyjaciółka!? Otóż już odpowiadam: Nie wiedziałem, czy mogę powiedzieć, że Rin to moja dziewczyna. Przy jej matce wolałem nie ryzykować. Ratownik pogratulował mi wiedzy i odwagi. Odjechali, a my z Rin i jej rodzicami pojechaliśmy za nimi do szpitala. Kari została przewieziona na salę obserwacji. Miała do ręki przypięty wenflon i aparaturę, a na twarzy miała maskę. Wchodziliśmy do niej dwójkami. Najpierw jej rodzice, potem ja i Rin. Usiedliśmy na krzesłach obok łóżka. Spojrzała na nas swoimi błyszczącymi błękitnymi oczami. Zdjęła maskę.
R: Możesz ją zdejmować?
K: Tak, kiedy chcę coś powiedzieć...
N: Jak się czujesz?
K: Bywało lepiej, ale mimo wszystko jest dobrze. Nat... dziękuję.
N: Nie ma za co.
K: Owszem, jest za co.
N: To było takie małe odwdzięczenie się za to, że wtedy ty i Rin mi pomogłyście.
Wyszliśmy ze szpitala dopiero około 23:30. Wróciliśmy do domów. Rodzice Rin zawieźli mnie do mojego mieszkania. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać. Zasnąłem prawie od razu.
*Mama Nataniela*
Mimo że Nat wrócił do domu późno, byłam z niego dumna. Pomógł swojej przyjaciółce. Wiedział, co należy zrobić, a przy okazji, odzyskał zaufanie rodziców Rin. W jaki sposób? Około 10, przyszła do mnie jej matka. Usiadłyśmy w kuchni i zaczęłyśmy rozmawiać.
MR: Jest może Nataniel?
MN: Jest, ale śpi. Przyszedł do domu koło 24 i śpi do teraz.
MR: A mogłabyś go zawołać, Nathalie? Proszę.
MN: Chciałabym, ale on zawsze dosyć długo śpi, jak śpi krótko, to po przebudzeniu jest niewyspany.
MR: Bardzo proszę!
MN: Naprawdę nie mogę, jakbym go teraz obudziła to by marudził, znam go.
MR: Naprawdę? Bardzo mi zależy. Muszę z nim porozmawiać.
MN: Rozumiem, ale naprawdę nie mogę.
MR: No dobrze. Ale mam prośbę. Jak się obudzi, powiedz mu, że może do nas przyjść. Że może nas odwiedzać, kiedy tylko zechce. Oraz że mam nadzieję, że znów będą, wraz z Rin, szczęśliwą parą.
MN: Na pewno przekażę. Obiecuję.
MR: Dziękuję. Okej, będę wracać. Rin też jeszcze śpi.
MN: Okej.
MR: A właśnie, powiedz mu, że jeśli chce, może do nas przyjść około szesnastej.
MN: Dobrze, przekażę. Do zobaczenia.
MR: Do zobaczenia.
Wyszła. Ucieszyłam się, że jednak odzyskała zaufanie do mojego syna. Oraz że będą mogli się znów spotykać.
*Nataniel*
Obudziłem się dopiero około 15:30. Wstałem z łóżka i przebrałem się w inne ciuchy, tzn. luźną koszulkę i ciemne spodnie. Zszedłem na dół. Matka opowiedziała mi o wszystkim, co się wydarzyło, gdy spałem. Poprosiłem ją, żeby pozwoliła mi pójść do Rin. Oczywiście się zgodziła. Natychmiast wstałem z krzesła i pobiegłem do pokoju, by się przebrać. Założyłem białą, elegancką koszulę i beżowe spodnie. Poprawiłem włosy, założyłem czarną skórzaną kurtkę i zszedłem na dół. Powiedziałem mamie, że wrócę wieczorem. Wybiegłem z domu. Gdy byłem jakieś 100 metrów od bloku Rin, zobaczyłem ją, stojącą przed drzwiami klatki. Miała na sobie śliczną, miętową sukienkę z czarnym paskiem wokół talii. Miała bose stopy.
- Rin! - zawołałem, machając do niej ręką.
- Nat! - odpowiedziała, wykonując ten sam ruch.
Zaczęła biec w moją stronę. Rozłożyłem ramiona. Dziewczyna wpadła w nie. Złapałem ją w talii, podniosłem wysoko i zakręciłem kilka razy dookoła. Postawiłem ją na ziemi i pocałowałem w usta. Błądziłem dłońmi po jej plecach, a ona wpięła palce w moje włosy. Weszliśmy do budynku. Rodzice Rin przeprosili mnie, że mi nie uwierzyli. Spędziliśmy razem cudowne popołudnie. Byliśmy na spacerze w parku, poszliśmy nad jezioro. Dostałem od niej nawet śliczną, jasnoniebieską kartkę z kilkoma ciemniejszym różami w każdym rogu oraz starannym napisem na środku:
If you love me,
As I love you.
Nothing but death
Can part us two.
Po polsku znaczy to tyle, co:
Jak Ty kochasz mnie,
Tak ja kocham Cię.
Jedynie śmierć
Może nas rozdzielić.
Wróciłem do domu. Byłem bardzo szczęśliwy. Wziąłem prysznic i usiadłem na łóżku. Kartkę od Rin położyłem na szafce nocnej. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się. Życie jest pełne niespodzianek. Największe skarby to proste przyjemności, które dzielimy z przyjaciółmi. Moje serce jest pełne radości z odzyskanej znów miłości. Koniec samotności nastał już. Cóż za piękny dzień! Przykryłem się pościelą. Spojrzałem po raz ostatni na niebieski papier, po czym zasnąłem, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
**********
Bez opisu. :P pozdrawiam, wera9737. <3
Enjoy! =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro