7.
Minął tydzień od zdarzenia, w którym Raphael dowiedział się, że jego brat się samookalecza. Od tamtejszej nocy stara się pomagać czarnowłosemu jak tylko potrafi. Oczywiście starał się dotrzymać obietnicy złożonej starszemu i nikomu nie zdradził co zaszło tydzień temu. Czerwonowłosy także wyrzucił wszystkie papierosy jakie miał schowane przed wujkiem - a przynajmniej tak myślał, że wyrzucił wszystkie.
Rudzielec wszedł do pokoju najstarszego z talerzem pełnym spaghetti zrobionego przez Sakiego. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do biórka przy którym Leonardo odrabiał zadanie domowe z fizyki. Zielonooki położył talerz na zeszycie tym samym przerywając bratu pracę. Najstarszy spojrzał na pożywienie z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, a następnie uniósł głowę spoglądając w stronę brata. Raphael przeniósł jedno z krzeseł, znajdujących się w pokoju niebieskookiego, do biórka starszego i usiadł obok niego.
— Nie lubisz spaghetti? — spytał lekko zdziwiony wpatrując się w brata. Zawsze mu się zdawało, że to jest jego ulubione danie - oczywiście poza pizzą.
— Nie jestem głodny — wyszeptał, odsuwając talerz z jedzeniem na koniec biórka i wrócił do poprzedniej czynności. Raphael spoglądał smutnym wzrokiem w stronę brata. Coraz bardziej było widać, że ciuchy noszone przez Leonarda zaczynają na nim po prostu wisieć. Zielonooki martwił się o zdrowie czarnowłosego, czasem nawet zastanawiał się czy nie powinien powiedzieć to wszystko wujkowi czy chociażby pozostałym z rodzeństwa, lecz w ostatniej chwili zawsze przypominał sobie co obiecał bratu.
— Leo, pokaż na chwilę ręce — wypalił nagle Raph. Czarnowłosy gwałtownie odłożył długopis i pusto wpatrywał się w ścianę naprzeciw niego.
— Ppo co? — spytał nieco się jąkając obracając się na obrotowym krześle tyłem do młodszego.
— Przecież już się nie tniesz, więc czego się boisz? — ponownie zadał pytanie, przekręcając lekko głowę w bok, lecz starszy tego nie zauważył, gdyż nadal byl odwrócony tyłem do brata. — Leo? Nie tniesz się prawda?
— Nnie — wyszeptał po chwili namysłu. Obrócił się do brata i spojrzał mu w oczy. Po chwili zaczął podwijać swoje rękawy, gdy do pokoju wszedł - dokładniej to wbiegł - Donatello, a za nim Michelangelo, któremu już za kilka dni mają ściągnąć gips z nogi.
— Czołem chłopaki! Nie romansujcie tak tutaj! Wujek powiedział, że musi jechać do pracy gdzieś... nie wiem gdzie, ale wróci dopiero jutro! — wykrzyczał radośnie najwyższy z rodzeństwa kładąc się na łóżku Leonarda. — Najlepsze jest to, że zapraszam do nas April na noc! No czy to nie jest wspaniały pomysł?! — podekscytowany zaczął wiercić się na łóżku, natomiast bracia zaczęli się zastanawiać czy nie trzeba wzywać egzorcysty. Po kilku minutach - na szczęście - demon wyszedł z brązowowłosego i chłopak już siedział spokojnie.
— To fajnie Don, a gdzie April będzie spała? — dociekał Leo.
— Jak to gdzie? Ze mną na łóżku! — wykrzyczał, a w niego ponownie wstąpił ten sam demon tyle, że tym razem zaczął skakać po łóżku brata.
— Ściągnąłeś mnie tutaj tylko po to? — spytał zirytowany Mikey. — Nie dość, że ledwo chodzę to muszę wysłuchiwać jak idiotycznie się zachowujesz — jęknął najmłodszy i utykając skierował się do swojego pokoju.
Między rodzeństwem nastała cisza, którą przerwał Raphael dość nietypowym pytaniem.
— Wujek nigdy nie mówił gdzie pracuje. Nie sądzicie, że to jest bardzo dziwne? Ciągle gdzieś wychodzi. Nieraz trwa to dwie godziny, a czasem nawet cały dzień i noc..
—.. i nazywa to pracą — dokońcył za niego Donnie. — Tak zauważyliśmy to z pewnością. Próbowałem z nim rozmawiać na ten temat kiedyś, ale stwierdził, że to nie jest odpowiedni czas na tą rozmowę.
— Kiedyś nam o tym powie. Musimy być cierpliwi — powiedział Leo, rozwiązując zadanie z fizyki.
— Dobra przepraszam was ale muszę ogarnąć mój pokój — krzyknął i wybiegł za drzwi z prędkością światła. Zirytowany Raph wstał z krzesła kierując się w stronę drzwi tym samym je zamykając. Wrócił na miejsce i doknął prawej ręki brata.
— Miałeś mi je pokazać — rzekł i spojrzał na brata, który okropnie się zestresował. — Nie robisz sobie krzywdy, więc co Ci szkodzi? — zaczął grać mu na uczuciach dotykając jego ręki.
— Przestań — wysapał gdy brat zaczął podwijać jego rękaw. — Zostaw — powiedział nieco głośniej, lecz czerwonowłosy nic dobie z tego nie robił. —
Raph! — krzyknął w pewnym momencie, uderzając brata w policzek. Zielonooki syknął z bólu i odruchowo złapał się za obolałe miejsce. Leonardo, widząc co zrobił odsunął się od brata.
— Masz coś do ukrycia.. — wypalił nagle. — Dalej to robisz — rozgryzł brata wpatrując się w niego ciągle trzymając się za policzek. — Leo obiecaliśmy sobie coś.
— Tak.. tak ja wiem. Raph, proszę zrozum. Ja musiałem to zrobić — zaczął się bronić, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy. — Proszę... proszę zrozum, ja.. uwierz mi! — jąkał się zdesperowany. Chłopak podwinął swoje kolana pod brode i schował twarz między nogi. Zaczął płakał, a Raphael wpatrywał się w niego niezrozumiałym wzrokiem.
— Leo, ale nic się nie dzieje — przerwał przytulając brata. — Mogę Ci wybaczyć ten jeden raz. Tylko raz. — Czarnowłosy uniósł wzrok na młodszego.
— Nie zrobię tego więcej. Od teraz tego już nie zrobię — szepnął i w międzyczasie wyrwał się z uścisku zielonookiego. Starszy wstał z krzesła i położył się na swoim łóżku. Czerwonoałosy wziął talerz z zimnym jedzeniem i również położył się obok brata.
— Jedz — powiedział krótko nabierając trochę makaronu na widelec. Obrócił widelec kilki razy, aby spaghetti utrzymało się na sztućcu. — Otwórz buzie.
— Sam se to włóż do buzi — jęknął niebieskooki uderzając brata w ręke, przez co widelec upadł na pościel brudząc ją.
— Hm... co mam włożyć sobie do buzi? — spytał poruszając przy tym brwiami. Leonardo lekko zirytowany tym pytaniem wziął poduszkę do rąk i cisnął nią w brata. Raph się roześmiał i przeniósł talerz z makaronem na szafkę nocną, a sam wziął drugą poduszkę, uderzając nią o brata.
Właśnie w tym momencie zaczęła sję wojna. Chłopaki zaczęli okładać sie nawzajem poduszkami. Rzucali się po łóżku, aż w pewnym momencie wyglądał jak po drugiej wojnie światowej. W międzyczasie bracia zrzucili wiele rzeczy z szafki nocnej międzyinnymi zimny obiad Leonarda. Czarnowłosy jedynie się zaśmiał i kazał bratu później posprzątać.
W pewnym momencie rodzeństwo wylądowało w dość nietypowej pozycji, ponieważ Leonardo leżał plecami na łóżku, a między jego nogami znalazł się Raphael, którego dłonie znajdowały się na barkach starszego. W tej właśnie chwili ich serca zaczęły szybciej bić. Bracia tkwili w takiej pozycji przez kilkanaście sekund, wpatrując się w swoje oczy, dopóki jeden z nich doszedł do wniosku co właśnie się stało.
— Zejdź ze mnie — wysyczał starszy głośno oddychając. Młodszy posłusznie z niego zszedł i usiadł na krawędzi łóżka brata. — Słuchaj... — zaczął mówić, lecz przerwał mu zielonooki.
— Wiem co chcesz powiedzieć. Tego nie było, rozumiem — zakończył i wstał z łóżka. — Idę posprzątać ten makaron i już się tutaj nie zjawię — powiedział i wyszedł z pokoju brata. Czarnowłosy pustym wzrokiem wpatrywał się w drzwi wyjściowe. Nie za bardzo rozumiał stwierdzenia "Już się tutaj nie zjawię". Obawiał się, że jego brat miał na myśli, że już nigdy więcej się nie pojawi w tym pokoju, a bez niego by sobie nie poradził. Czerwonowłosy stał się dla niego kimś więcej niż tylko bratem. Był dla niego przyjacielem z którym może porozmawiać. Któremu po prostu może zaufać.
*
Rozdział pisany podczas wysokiej gorączki, proszę nie bić za tą beznadzieje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro