Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Minął tydzień od zdarzenia, w którym Raphael dowiedział się, że jego brat się samookalecza. Od tamtejszej nocy stara się pomagać czarnowłosemu jak tylko potrafi. Oczywiście starał się dotrzymać obietnicy złożonej starszemu i nikomu nie zdradził co zaszło tydzień temu. Czerwonowłosy także wyrzucił wszystkie papierosy jakie miał schowane przed wujkiem - a przynajmniej tak myślał, że wyrzucił wszystkie.

Rudzielec wszedł do pokoju najstarszego z talerzem pełnym spaghetti zrobionego przez Sakiego. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do biórka przy którym Leonardo odrabiał zadanie domowe z fizyki. Zielonooki położył talerz na zeszycie tym samym przerywając bratu pracę. Najstarszy spojrzał na pożywienie z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, a następnie uniósł głowę spoglądając w stronę brata. Raphael przeniósł jedno z krzeseł, znajdujących się w pokoju niebieskookiego, do biórka starszego i usiadł obok niego.

— Nie lubisz spaghetti? — spytał lekko zdziwiony wpatrując się w brata. Zawsze mu się zdawało, że to jest jego ulubione danie - oczywiście poza pizzą.

— Nie jestem głodny — wyszeptał, odsuwając talerz z jedzeniem na koniec biórka i wrócił do poprzedniej czynności. Raphael spoglądał smutnym wzrokiem w stronę brata. Coraz bardziej było widać, że ciuchy noszone przez Leonarda zaczynają na nim po prostu wisieć. Zielonooki martwił się o zdrowie czarnowłosego, czasem nawet zastanawiał się czy nie powinien powiedzieć to wszystko wujkowi czy chociażby pozostałym z rodzeństwa, lecz w ostatniej chwili zawsze przypominał sobie co obiecał bratu.

— Leo, pokaż na chwilę ręce — wypalił nagle Raph. Czarnowłosy gwałtownie odłożył długopis i pusto wpatrywał się w ścianę naprzeciw niego.

— Ppo co? — spytał nieco się jąkając obracając się na obrotowym krześle tyłem do młodszego.

— Przecież już się nie tniesz, więc czego się boisz? — ponownie zadał pytanie, przekręcając lekko głowę w bok, lecz starszy tego nie zauważył, gdyż nadal byl odwrócony tyłem do brata. — Leo? Nie tniesz się prawda?

— Nnie — wyszeptał po chwili namysłu. Obrócił się do brata i spojrzał mu w oczy. Po chwili zaczął podwijać swoje rękawy, gdy do pokoju wszedł - dokładniej to wbiegł - Donatello, a za nim Michelangelo, któremu już za kilka dni mają ściągnąć gips z nogi.

— Czołem chłopaki! Nie romansujcie tak tutaj! Wujek powiedział, że musi jechać do pracy gdzieś... nie wiem gdzie, ale wróci dopiero jutro! — wykrzyczał radośnie najwyższy z rodzeństwa kładąc się na łóżku Leonarda. — Najlepsze jest to, że zapraszam do nas April na noc! No czy to nie jest wspaniały pomysł?! — podekscytowany zaczął wiercić się na łóżku, natomiast bracia zaczęli się zastanawiać czy nie trzeba wzywać egzorcysty. Po kilku minutach - na szczęście - demon wyszedł z brązowowłosego i chłopak już siedział spokojnie.

— To fajnie Don, a gdzie April będzie spała? — dociekał Leo.

— Jak to gdzie? Ze mną na łóżku! — wykrzyczał, a w niego ponownie wstąpił ten sam demon tyle, że tym razem zaczął skakać po łóżku brata.

— Ściągnąłeś mnie tutaj tylko po to? — spytał zirytowany Mikey. — Nie dość, że ledwo chodzę to muszę wysłuchiwać jak idiotycznie się zachowujesz — jęknął najmłodszy i utykając skierował się do swojego pokoju.

Między rodzeństwem nastała cisza, którą przerwał Raphael dość nietypowym pytaniem.

— Wujek nigdy nie mówił gdzie pracuje. Nie sądzicie, że to jest bardzo dziwne? Ciągle gdzieś wychodzi. Nieraz trwa to dwie godziny, a czasem nawet cały dzień i noc..

—.. i nazywa to pracą — dokońcył za niego Donnie. — Tak zauważyliśmy to z pewnością. Próbowałem z nim rozmawiać na ten temat kiedyś, ale stwierdził, że to nie jest odpowiedni czas na tą rozmowę.

— Kiedyś nam o tym powie. Musimy być cierpliwi — powiedział Leo, rozwiązując zadanie z fizyki.

— Dobra przepraszam was ale muszę ogarnąć mój pokój — krzyknął i wybiegł za drzwi z prędkością światła.  Zirytowany Raph wstał z krzesła kierując się w stronę drzwi tym samym je zamykając. Wrócił na miejsce i doknął prawej ręki brata.

— Miałeś mi je pokazać — rzekł i spojrzał na brata, który okropnie się zestresował. — Nie robisz sobie krzywdy, więc co Ci szkodzi? — zaczął grać mu na uczuciach dotykając jego ręki.

— Przestań — wysapał gdy brat zaczął podwijać jego rękaw. — Zostaw — powiedział nieco głośniej, lecz czerwonowłosy nic dobie z tego nie robił. —
Raph! — krzyknął w pewnym momencie, uderzając brata w policzek. Zielonooki syknął z bólu i odruchowo złapał się za obolałe miejsce. Leonardo, widząc co zrobił odsunął się od brata.

— Masz coś do ukrycia.. — wypalił nagle. — Dalej to robisz — rozgryzł brata wpatrując się w niego ciągle trzymając się za policzek. — Leo obiecaliśmy sobie coś.

— Tak.. tak ja wiem. Raph, proszę zrozum. Ja musiałem to zrobić — zaczął się bronić, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy. — Proszę... proszę zrozum, ja.. uwierz mi! — jąkał się zdesperowany. Chłopak podwinął swoje kolana pod brode i schował twarz między nogi. Zaczął płakał, a Raphael wpatrywał się w niego niezrozumiałym wzrokiem.

— Leo, ale nic się nie dzieje — przerwał przytulając brata. — Mogę Ci wybaczyć ten jeden raz. Tylko raz. — Czarnowłosy uniósł wzrok na młodszego.

— Nie zrobię tego więcej. Od teraz tego już nie zrobię — szepnął i w międzyczasie wyrwał się z uścisku zielonookiego. Starszy wstał z krzesła i położył się na swoim łóżku.  Czerwonoałosy wziął talerz z zimnym jedzeniem i również położył się obok brata.

— Jedz — powiedział krótko nabierając trochę makaronu na widelec. Obrócił widelec kilki razy, aby spaghetti utrzymało się na sztućcu. — Otwórz buzie.

— Sam se to włóż do buzi — jęknął niebieskooki uderzając brata w ręke, przez co widelec upadł na pościel brudząc ją.

— Hm... co mam włożyć sobie do buzi? — spytał poruszając przy tym brwiami. Leonardo lekko zirytowany tym pytaniem wziął poduszkę do rąk i cisnął nią w brata. Raph się roześmiał i przeniósł talerz z makaronem na szafkę nocną, a sam wziął drugą poduszkę, uderzając nią o brata.

Właśnie w tym momencie zaczęła sję wojna. Chłopaki zaczęli okładać sie nawzajem poduszkami. Rzucali się po łóżku, aż w pewnym momencie wyglądał jak po drugiej wojnie światowej. W międzyczasie bracia zrzucili wiele rzeczy z szafki nocnej międzyinnymi zimny obiad Leonarda. Czarnowłosy jedynie się zaśmiał i kazał bratu później posprzątać.

W pewnym momencie rodzeństwo wylądowało w dość nietypowej pozycji, ponieważ Leonardo leżał plecami na łóżku,  a między jego nogami znalazł się Raphael, którego dłonie znajdowały się na barkach starszego. W tej właśnie chwili ich serca zaczęły szybciej bić. Bracia tkwili w takiej pozycji przez kilkanaście sekund, wpatrując się w swoje oczy, dopóki jeden z nich doszedł do wniosku co właśnie się stało.

— Zejdź ze mnie — wysyczał starszy głośno oddychając. Młodszy posłusznie z niego zszedł i usiadł na krawędzi łóżka brata. — Słuchaj... — zaczął mówić, lecz przerwał mu zielonooki.

— Wiem co chcesz powiedzieć. Tego nie było, rozumiem — zakończył i wstał z łóżka. — Idę posprzątać ten makaron i już się tutaj nie zjawię — powiedział i wyszedł z pokoju brata. Czarnowłosy pustym wzrokiem wpatrywał się w drzwi wyjściowe. Nie za bardzo rozumiał stwierdzenia "Już się tutaj nie zjawię". Obawiał się, że jego brat miał na myśli, że już nigdy więcej się nie pojawi w tym pokoju, a bez niego by sobie nie poradził. Czerwonowłosy stał się dla niego kimś więcej niż tylko bratem. Był dla niego przyjacielem z którym może porozmawiać. Któremu po prostu może zaufać.

*

Rozdział pisany podczas wysokiej gorączki, proszę nie bić za tą beznadzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro