Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Minął tydzień od poprzedniego zdarzenia jakie zastał Raphael późnej nocy. Od tamtego momentu starał się być dla brata troszkę milszy, aczkolwiek nie za bardzo mu to wychodziło. Gdy starał się nie krzyczeć, kończyło się trzaskaniem drzwiami i wracaniem późnego wieczoru.

Czerwonowłosy oglądał swój nowy pokój, znajdujący się na przeciwko pokoju Leonarda. Właśnie wyłożył swoje wszystkie książki na półkę. Przysięgł sobie, że w tym pokoju nigdzie nie będzie bałaganu, co z pewnością mu nie wyjdzie.

— Raph idioto! Otwieraj! — krzyczał Leonardo waląc pięścią w drzwi. Zirytowany zielonooki otworzył mu je i czekał aż czarnowłosy powie mu po co przyszedł. — Dobrze wiesz, że z chemii mi nie idzie! Gdzie jest moje zadanie?! Siedziałem nad nim dwa dni! — krzyczał starszy wymachując rękami we wszystkie kierunki świata. Raph jedynie zaczął się śmiać na ten widok. — Oddaj mi moje zadanie! — wydarł się, chcąc uderzyć młodszego w twarz, lecz ten zrobił unik i Leo uderzył się ręką o drzwi. - Kurwa - przeklął i chwycił obolałą rękę.

— Nie mam Twojej pracy idioto i weź zawiń sobie tą rękę czymś. Krew Ci leci z niej — powiedział i chwilę się zamyślił, spoglądając na drzwi. — Jak Ci się mogła puścić krew przez takie uderzenie? Przecież... - przerwał spoglądając na brata. — Leo pokaż mi rękę — rozkazał i dotknął jego dłoni. Czarnowłosy szybko zareagował na to i krzyknął.

— Odwal się zboczeńcu jeden! A moje zadanie z chemii ma do mnie wrócić za godzinę! — wybiegł z pokoju, zostawiając Raphaela samego. Czerwonowłosy chwile jeszcze spoglądał na drzwi, chcąc poznać przyczynę krwawiącej ręki brata.

— Przecież nie ma tutaj nic ostrego... — wyszeptał do siebie. Jednak wpadł na pomysł, że zrobi to samo co Leo - czyli zamachnie się i uderzy w drzwi. Raph, stanął w tym samym miejscu co stał jego brat i zamachnął się uderzając ręką o drzwi. — Kurwa! — krzyknął i chwycił się za obolałe miejsce. Gdy ból trochę minął podwinął swój rękaw i doszukiwał się choćby jakiegoś przecięcia na skórze, lecz nic nie znalazł.

Michelangelo oglądał sobie kreskówki na telewizorze. Chorą nogę miał ułożoną na stole, a pod nią były jeszcze dwie bardzo wygodne poduszki. Zajadał się ciasteczkami czekoladowymi i popijał sokiem pomarańczowym, gdy do pokoju wszedł najwyższy z rodzeństwa.

— Co tam robisz braciszku? — spytał, siadając obok niego.

— Oglądam i jem — mruknął wpatrzony w telewizor. Brązowowłosy przełożył rękę na ramię brata na co młodszy wtulił się w niego. Razem oglądali kreskówki, dopóki blondyn nie zasnął. Okularnik westchnął cicho i wziął niebieskookiego na ręce, niosąc go do swojego pokoju. Położył brata na swoje łóżko tak ostrożnie, aby nie uszkodzić jego złamanej nogi i przykrył go po sam czubek nosa. Wyszedł na palcach z jego pokoju i zamknął drzwi, aby nikt przypadkiem nie obudził najmłodszego.

Zszedł schodami na dół i usiadł przed telewizor. Zmieniał kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego. W końcu wyłączył telewizor, chcąc się zdrzemnąć, lecz usłyszał jak ktoś się kłóci za oknem. Lekko zirytowany wyjrzał przez nie i zauważył braci. Nie reagował, tylko się przyglądał.

— Jesteś skończonym idiotą Raph! Oddaj mi to — krzyknął czarnowłosy i próbował wyrwać swoje zadanie z rąk brata.

— Pf.. a co z tego będę miał? — zapytał uśmiechając się.

— Zabrałeś mi zadanie nad którym siedziałem bardzo długo i jeszcze mnie szantażujesz! Oddaj... — jęknął opadając z sił.

— Słaby jesteś — prychnął i spojrzał na zadanie z chemii. Leo wykorzystując jego nieuwagę uderzył brata w brzuch przez co czerwonowłosy zgiął się wpół i upuścił zadanie. Niebieskooki zabrał swoją kartkę i czym prędzej pobiegł do domu.

— Menda... — wyszeptał zielonooki i z bolącym go brzuchem wszedł do domu. Zaglądnął do salonu w poszukiwaniu starszego brata. — Widziałeś Leo? — zapytał kiedy zastał tam okularnika.

— Daj mu spokój — jęknął najwyższy spoglądając na rudzielca.

— Tej mendzie? Nie ma szans... — powiedział i pobiegł na górę w poszukiwaniu brata. Pierwsze gdzie zajrzał to był jego pokój. Wlaśnie tam go zastał. — Ładnie to tak bić braci? — spytał z ironią w głosie.

— Odwal się — jęknął z nadzieją, że brat w końcu odpuści, lecz ten podszedł do niego i lekko uniósł nad ziemią. — Pobijesz mnie teraz? Tak się zachowuje silniejszy brat w stosunku do młodszego? — Raphael spoglądał bratu w oczy i słuchał to co mówi do niego młodszy. Leo miał rację. Silniejszy brat, powinien zawsze chronić słabszego, a nie się nad nim znęcać. Zresztą Raph teraz nie mógł go uderzyć. Nie pozwalały mu te piękne niebieskie oczy, które patrzyły na niego, błagając o litość. Raphael otrząsnął się i opuścił brata na ziemię. Zdziwiony Leo spojrzał na niego unosząc brew.

— Co? Nie myśl sobie, że Twoje gadanie coś mi uświadomiło. Zdałem sobie sprawę, że nie opłaca mi się bić takich lamusów jak ty — skłamał. Wszystko co powiedział było kłamstwem. — Jesteś beznadziejny i tyle Ci mam do powiedzenia — rzucił z pogardą w głosie i wyszedł z jego pokoju, trzaskając drzwiami. Leonardo jedynie co zrobił to zamknął drzwi na klucz, usiadł przy łóżku, chowając twarz między kolana i zaczął płakać. Poraz kolejny został poniżony i znowu zrobił to jego brat. Osoba, która powinna wspierać, ponownie rozbiła to małe serduszko bijące w piersiach Leo.

Kilka godzin później

Donatello razem z Raphaelem odrabiali zadanie z matematyki. Bracia mieli zrobić zadanie razem w czwórke, ale Mikey spał słodko w swoim pokoju, natomiast Leo do nikogo się nie odzywał.

— Mikey musiał być naprawdę zmęczony — przerwał ciszę Raph.

— Ano. Chociaż to nie pierwszy raz kiedy zasypia wtulony we mnie — odpowiedział mu i zaczął przepisywać kolejny przykład z zadania.

— Mmm widzę, że masz powodzenie nie tylko u dziewcząt — zaśmiał się i zabrał zeszyt bratu by przepisać całe pierwsze zadanie.

— Natomiast Ty nie masz powodzenie u nikogo. Nawet komary na Tobie nie siadają — odgryzł się bratu i wyciągnął rękę po kartke, aby na niej rozwiązać kolejny przyklad.

Bracia do końca już się do siebie nie odzywali. W międzyczasie Raph puszczał jakieś piosenki, a następnie brał zeszyt młodszego i przepisywał zadanie.

— Jeśli możesz to przyniesiesz mi plecak Mike'a? Napisałbym mu to zadanie, żeby miał spokój.

— Jasne, zaraz przyniose — czerwonowłosy wstał i poszedł do pokoju najmłodszego. Jak najciszej wziął plecak brata i zamknął drzwi. Przed wejściem do pokoju Donniego, stanął przy drzwiach najstarszego i nasłuchiwał. Chciał dowiedzieć się co robi jego brat. Leo od kilku godzin nie wychodził z łóżka, a za każdym razem gdy Raph próbował coś usłyszeć z pokoju brata to nic nie było z niego słychać. Zielonooki westchnął głośno i pokierował się do okularnika, podając mu plecak blondyna.

— Dzięki bracie — powiedział i wziął plecak Mikey'ego.

Raphael wyszedł z pokoju brata i stanął pod drzwiami czarnowłosego. Nadal nic nie słyszał, dlatego postanowił zapukać. Przystawił dłoń do drzwi i  właśnie wtedy zdało sie słyszeć skrzypanie łóżka. Czerwonowłosy wystraszył się, że brat zaraz wyjdzie z pokoju, dlatego nie zapukał i uciekł do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro