Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Nadszedł kolejny dzień. Chłopcy wstali godzinę przed zajęciami i na spokojnie zaczęli się przygotowywać do szkoły. Saki przygotował tosty dla swoich bratanków. Pierwszy na śniadaniu zjawił się czarnowłosy, który zjadł tylko jednego tosta. Później zjawili się jego bracia i również zjedli killa tostów. Po około trzydziestu minutach byli gotowi do szkoły. Bracia poszli tam na nogach, natomiat Saki czekał na fachowca, który ma do zrobiemia dwa pokoje - Donatella i Raphaela.

- Leo, wyglądasz jak zombie - zaczął temat czerwonowłosy.

- Odczep się rudzielcu - odgryzł mu się i przyśpieszył kroku. - Mikey, Ty naprawdę nie potrzebujesz, żeby wujek Cię odwoził do szkoły? Albo przynajmniej Cię z niej przywoził? - dociekał najstarszy.

- Niby czemu? Wszystko jest spoko - powiedział i uśmiechnął się do brata. Reszta ich drogi minęła na rozmawianiu. Obyło się bez żadnych kłótń, ponieważ Leo i Raph trzymali odległość od siebie oraz nie słuchali się nawzajem.

Chłopcy weszli do budynku szkoły i udali się do szatni, w której czekała na nich rudowłosa dziewczyna. W pierwszej kolejniści przywitała się z Donnie'm przytulając go, następnie z Leo, Raphem i Mikey'm. Znajomi chwilę ze sobą rozmawiali dopóki w szatni nie pojawil się Casey. Rudowłoda poszła się do niego przytulić na przywitanie. Casey, widąc wściekłe spojrzenie Donnie'go zaczął się z niego naśmiewać.

- No dobrze, idziemy na lekcje? - spytał Leo swoich przyjaciół.

- Kto idzie ten idzie. Ja to mam w dupie - burknął Raph i czym prędzej wyciągnął ze swojej skórzanej kurtki papierosy. Przyjaciół bardzo zdziwił ten widok, ponieważ nigdy nie widzieli brata palącego fajki. Czerwonowłosy wyszedl z szatni, a zaraz za nim wybiegł zmartwiony Leo.

- Raphael czy Ciebie do reszty pojebało?! - krzyknął gdy bracia znaleźli się na zewnątrz budynku. - Palisz papierosy?! Od kiedy?! - dociekał niższy zagradzając mu drogę.

- Słuchaj Ty mnie tutaj uważnie. Zawsze byłeś pupilkiem ojca, teraz zapewne zostaniesz zwierzątkiem wujka. Przeważnie się go słuchałeś i nigdy nie zwracałeś uwagi na mnie. W sumie to nikt nie zwracał. Palę od roku, a teraz powiem Ci bardzo grzecznie - spierdalaj — odpowiedział mu i minął go trącając jego ramię. Leonardo ponownie go dogoniłnił, łapiąc jego nadgarstek.

- Co Ty robisz?! Papierosy Ci niszczą życie!

- Słuchaj debilu. Nie będę dwa razy powtarzał i jeśli jeszcze raz staniesz mi na drodze, to nie będę patrzyl na to czy jesteś moim bratem czy też nie i tak przypierdziele w ten Twój krzywy pysk, że nikt Cię nie pozna. Rozumiesz?! - zagroził mu w międzyczasje przybliżając swoją twarz do twarzy brata. — Grzeczny chłopiec — zaśmiał się i skierował się w tylko swoją znaną drogę. Jednak Leonardo nie odpuszczał i dogonił brata. Tym razem zielonookiemu puściły nerwy i uderzył w twarz starsze rodzeństwo. Czarnowłosy próbował utrzymał równowagę, lecz po chwili upadł i patrzył tylko jak zielonooki odchodzi w przeciwnym kierunku.

Leonardo wkrótce wstał z ziemi, łapiąc się za obolałe miejsce. Jego policzek nadal był czerwony od uderzenia i bardzo go piekł. Chłopak jednak próbował udawać, że wszystko jest okej i wrócił do szkoły. Dzwonek na lekcje już dawno zadzwonił dlatego do sali wszedł spóźniony. Ukrywanąc swój polik, przeprosił za spóźnienie i zajął miejsce obok Mikey'ego.

- Leo? Coś sie stało? - wyszeptał w pewnym momencie blondyn, widząc czerwony policzek starszego brata.

— Powiem Ci na przerwie — odszeptał mu starszy brat i skupił się na przepisywaniu tematu lekcji.

Po zakończonej lekcji fizyki przyjaciele otoczyli Leo i czekali na jakiekolwiek wyjaśnienia. Niebieskooki westchnął głośnon i zaczął mówić.

- Poszedłem po Raphaela. Wytłumaczył, iż papierosy pali od jakiegoś roku. Starałem się go zatrzymać, ale ten postanowił mi zagrozić, że jeszcze raz stanę mu na drodze to mnie pobije. Nie wierzyłem mu i poszedłem za nim, ale ten — przerwał zamykając oczy i glęboko wzdychając, a przyjaciele zauważyli jak drży mu dolna warga — on po prostu mnie uderzył w twarz i zostawił samego. Nie wiem czy wróci dzisiaj na lekcje. Pewnie nie.

— Co za pusty typ — jęknął Donnie, kieując się tylko dla siebie znanym kierunku. Za okularnikiem podążyła rudowłosa. Casey chciał ruszyć za dziewczyną, ale w ostatnie chwili złapał go Mikey, który kazał mu zostać tutaj razem z Leo. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek i uczniowie weszli do sali. Powoli zaczynała się lekcja, a Raphaela nadal nie było przez co jego starszy brat zaczął się o niego denerować.

Po skończonych lekcjach chłopcy wzięli kurtkę brata i wrócili do domu z nadzieją, że spotkają tam czerwonowsłosego. Na ich szczęście Raphael siedział juz w domu.

— Jest wujek? — spytał Mikey, siadając obok brata. Zielonooki nie odrywając wzroku od telewizora odpowiedział.

— Nie ma — wzruszył ramioni i kątem oka zauważył starszego brata z jego własnością. — O dzięki braciszku — powiedział i zabrał z jego rąk swoja własność. Czarnowłosemu oczy zaszły łzami. Chłopak pobiegł do swojego pokoju i się tam zamknął. Kompletnie nie ma pojęcia czemu się tak zachował... może liczył na przeprosiny ze strony brata? Jednak to jest bardzo małe ptawdopodobne.

- Leo zrobił się strasznie wrażliwy. Pamiętam taką sytuację, jak spadł mu talerz i po prostu się rozpłakał _ zaczął wspominać najmłodszy.

— Może stało się coś czego nie wiemy? — przerwał brązowowlosy.

— Ta, na pewno — wyśmiał braci rudzielec. — Zamiast w mężczyznę, zmienia się w ciotę — prychnął i zmienił kanał w telewizorze.

— Raph, dalbyś mu spokój. Zdaje mi się, że coś jest na rzeczy. Widzicie ile on je? W przeciągu miesiąca schudł kilka kilogramów — zamartwiał się Donnie.

— Gruby był. Teraz wygląda normalnie jak człowiek — Raphael jak zwykle dołożył swoje trzy grosze.

— Ty pieprzony idioto! — krzyknął Donatello nie powstrzymując emocji. - Jak możesz tak mówić o swoim bracie?! Nie widzisz, że on ma jakiś problem?! Matki nie mamy, ojca też nie, kto ma nam niby pomóc?! —Raphael wstał z kanapy i podszedł do brata. — Musimy wspierać siebie nawzajem, a Ty jeszcze bardziej go niszczysz!

— To on sam siebie zniszczył. Weź to pod uwagę, że sam się izoluje od nas — warknął w stronę wyższego.

— Jesteś. Jebanym. Potworem — wymówił robiąc dłuższe przerwy między słowami. Raphael na te słowa wyszedl z domu trzaskając drzwiami. Brązowowlosy westchnął przeczesując swoje trochę zbyt długie wlosy.

— Nie przeklinaj Don. Wiesz, że tego nie lubię. A jak już musisz to nie rób tego lrze mnie — zakomunikował blondynek.

— Tak wiem, ale na tego chu... — przerwał, widząc karcące go spojrzenie brata. — idiote nie da się inaczej mówić - westchnął siadając obok Mikey'ego.

— Nie przejmuj się nim, a Leo po prostu.. cierpi z powodu śmierci taty. No jeśli mi powiesz, że Tobie nie jest ciężko to Cię wyśmieję. Każdy z nas na obecną chwilę potrzebuje trochę odpocząć. Te kłótnie między nami będą trwały, ale uwierz mi na słowo, że to wkrótce minie — uśmiechnął się do okularnika. Mózgowiec wyciągnąl rękę po pilot od telewizora i przełączył na kreskóski. Blondyn wtulił się w brata i razem oglądali bajkę "Pingwiny z Madagaskaru".

Raphael wszedł późnym wieczorem do domu. Na całe szczęście wziął ze sobą klucz do domu, ponieważ byłby zmuszony do obudzenia swojej rodziny. Jak najciszej otworzył, a następnie zamknął drzwi na klucz. Ściągnął buty i poszedł schodami na górę. Na korytarzu musiał minąć pokój Mikey'ego i Leonarda. Jak najciszej przemknął obok pokieszczenia blondyna. Gdy znalazł się obok pokoju starszego usłyszał.. szloch. Płacz należał do jego brata. Raphael przylożył ucho do drzwi i zaczął nasłuchiwać. W pewnym momencie pomyślał, że może wejdzie do niego i w jakiś sposób go wesprze, ale przypomniał mu się dzisiejszy dzień. Zirytowany odszedł od drzwi, nawet nie pytając brata czy wszystko w porządku. Po prostu poszedł do swojego tymczasowego łóżka, nie mając pojęcia, że jedyną rzeczą jakiej teraz potrzebuje Leo jest po prostu wsparcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro