Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Michelangelo po zakończonych lekcjach odprowadzał swoją przyjaciółkę do domu. Droga minęła im w bardzo miłej atmosferze, ciągle się śmiali rzucali żartami co pewnie nikt inny nie rozumiał poza tą dwójką. Kiedy April stanęła przed bramą swojego domu, odwróciła się do blondyna i zamknęła go w uścisku. Mikey oddał uścisk, a następnie gdy się od siebie oderwali, przyjaciele poszli w dwa różne kierunki.

Blondyn po niecałej godzinie wrócił do domu. W drzwiach zastał zmartwione starsze rodzeństwo, które nie mogło się do niego dodzwonić, gdy ten odprowadzał April.

— Gdzie byłeś?! — krzyknął Donnie, wpatrując się groźnym wzrokiem w brata.

— Wracałem do domu.

— Przez półtora godziny?! — wydarł się znowu i lekko szarpnął blondyna.

— Jeszcze odprowadzałem April, bo Ciebie nie było. Nie chciałem zostawiać jej samej dlatego z nią poszłem. Proste i logiczne, nie? — powiedział i wzruszył ramionami. Wyminął braci i chciał skierować się na górę do pokoju, lecz zatrzymał go Leonardo.

— Mówi się "poszedłem" , a nie "poszłem". Tak przy okazji, to powiedz mi, dlaczego nie odbierałeś telefonu? Bo wyobraź sobie, że my też się o Ciebie martwimy, a jeżeli nie wracał byś do przyjazdu Wujka to nie chcę wiedzieć co by nam zrobił...

— Nie odbierałem telefonu, bo mi się nie chciało sięgnąć do plecaka, a teraz mnie puść, bo idę dać Raph'owi odpisać lekcje ze szkoły — powiedział i szybkim ruchem wyrwał dłoń z uścisku brata. Poszedł na górę i skierował się do pokoju czerwonowłosego. Otworzył drzwi, lecz nie zastał tam Raphael'a. Skierował się do przedpokoju, gdzie znajdują się schody i najgłośniej jak potrafił zaczął się wydzierać.

— Chłopaki! Gdzie jest Raph?!

— Ciszej trochę! Raphael poszedł ochłonąć po kłótni! Będzie wieczorem! — odkrzyknął mu Donnie, który w tym momencie wybierał pizzę na obiad. — Mikey?!

— Co?!

— Chcesz największą Capicriosę z dodatkowym serem?!

— I kurczakiem!

— Okej!

— Zamknijcie ryje! Głowa mnie boli przez was! — krzyknął zirytowany Leo.

Po godzinie do domu rodzeństwa przyjechał dostawca pizzy. Mikey, gdy tylko usłyszał dzwonek do drzwi rzucił się do biegu i niczym Bolt* dobiegł do drzwi z pieniędzmi w ręce. Uśmiechnięty otworzył je i odebrał pizze od dostawcy. Dał pieniądze i nie czekając na resztę kasy zamknął drzwi przed nosem dostawcy. Wbiegł do salonu i usiadł na kanapie z jednym kartonem pizzy na nogach. Gdy blondyn już miał sięgnąć po największy kawałek pizzy Donatello zabrał mu całe opakowanie.

— Ej! — krzyknął i kopnął brata w kolano. — Oddawaj!

— Gdzie jest reszta? — spytał i spojrzał na młodszego.

— Eeee... ups? — Mikey lekko się speszył. Uśmiechnął się niewinnie do brata z nadzieją, że ten jednak mu nic nie zrobi.

— Dobra... — westchnął i położył opakowanie pizzy na kolanach brata. — Nic się nie stało — powiedział i poszedł do klatki schodowej. — Leo! Pizza już jest!

— Zaraz będę! — krzyknął, a Donnie mógł usłyszeć tuptanie z górnej części domu.  Brązowowłosy wstąpił do kuchni, zabierając z niej pięć talerzy - na wypadek gdyby ktoś przyszedł - i ketchup. Poszedł do pokoju, w którym Mikey już zjadł jeden kawałek pizzy.

— Weź talerz, bo kruszysz wszędzie — westchnął i podał bratu talerz.

— Jestem! — krzyknął Leo, wchodząc do salonu.  — Smacznego — powiedział na widok brata, który zajadał się pizzą.

Donatello uważnie spojrzał się na bluzę starszego brata, gdy ten tylko wszedł do pokoju. Jego największą uwagę przykuły nadgarstki, na których można było dostrzec, odwijający się bandaż.

— Leo możesz podać mi pizzę? — zapytał i spojrzał na czarnowłosego.

— No spoko — odpowiedział bez wahania i wziął talerz, na którym położył kawałek pizzy. Podał ją bratu. Donnie zorientował się, że bandaż się bardziej odwinął. Okropnie go kusiło, żeby poruszyć ten temat, lecz nie za bardzo chciał to robić przy najmłodszym z braci.

— Dziękuję — powiedział i wziął od Leonarda talerz z pizzą.

Po dwóch godzinach do domu wszedł Saki. Uśmiechnął się do braci, którzy oglądali telewizję. Stanął w progu drzwi i uważnie się przyjrzał. Od razu rzuciło mu się w oczy brak Raphael'a.

— Gdzie jest Raph? — spytał.

— Leo się z nim pożarł o coś i nie chce powiedzieć o co i sobie poszedł. Wróci za chwilę — powiedział Michelangelo, wzruszając ramionami. Leonardo natomiast okropnie się spiął, gdy przypomniała mu się ta sytuacja, co nie umknęło Donatellowi.

— Coś się stało Leo? — zapytał z troską w głosie, spoglądając na niego.

— Nie... nic — odpowiedział mu nad spięty Leonardo.

— Na pewno? Strasznie blady jesteś.

— Muszę... tylko do łazienki, oglądajcie dalej ja zaraz przyjdę — wstał z fotela i wyszedł z pokoju. Zmartwiony Saki widział całą sytuację. Na widok, bladej skóry Leonarda, złapał go za dłoń i sprawdził czy nie ma przypadkiem gorączki.

— Masz podwyższoną temparaturę, jesteś pewny, że dobrze się czujesz?

— Tak wujku, nic mi nie jest — powiedział i uśmiechnął się do opiekuna. Wyrwał dłoń z uścisku Saki'ego i skierował się do schodów, lecz zatrzymał go głos wujka.

— Za pięć minut chcę z Tobą porozmawiać Leonardo. Przyjdę do Ciebie do pokoju.

— Dobrze — spuścił głowę czarnowłosy głośno wzdychając.

Saki wyciągnął z przedniej kieszeni spodni telefon i wybrał numer do Raphael'a. Przyłożył telefon do ucha, lecz niemalże od razu włączyła się sekretarka.

— Chłopcy, od kiedy nie ma Raph'a? — zapytał zmartwiony, spoglądając na dwójkę braci.

— No jak ja wrócilem to jego już nie było — obronił się Mikey i sięgnął po piąty kawałek pizzy.

— Jak to Ty wróciłeś? To co, sam dzisiaj byłeś w szkole? A Twoi bracia?

— Yy no wiesz Wujek — Donnie zdenerwowany zaczął się śmiać. — No no wiesz...

— Nie, nie wiem! Donatello o co tutaj chodzi? — zirytowany podniósł głos i zbliżył się do braci.

— Bo... Leo i Raph się pokłócili poważnie... nie mamy pojęcia o co. To się stało poza budynkiem. Raphael wrócił do szkoły sam, bez Leo. Gdy zapytaliśmy co się stało to on tak nagle wybiegł. Martwiliśmy się o nich, więc zwolniłem się i wróciłem do domu, gdzie się szarpali... w międzyczasie do nich dzwoniłem, ale żaden nie odbierał — wyjaśnił wszystko i przerażony wziął rękę brata i się za nią schował. Saki westchnął i usiadł na przeciwko rodzeństwa.

— Za czasów Yoshi'ego też robiliście takie odpały? — spytał, spoglądając na Donnie'go.

— Zdarzały się...

— Od kiedy nie ma z wami Raphael'a?

— O dziesiątej albo jedenstej rano poszedłem do jego pokoju i go już nie było... — westchnął.

— Czyli można powiedzieć, że nie ma go tak gdzieś osiem, dziewięć godzin. Chłopcy, jeżeli on nie wróci do.. dwunastej w nocy trzeba będzie go poszukać — powiedział i wstał z fotela, wziął jeden kawalek pizzy i skierował się na klatkę schodową. Powoli wszedł po schodach na górę i skierował się do pokoju najstarszego z braci. Zjadł pizzę i wszedł do pokoju Leonarda, który przepisywał lekcje od Mikey'ego.

— Kto i czego chce? — spytał zirytowany, nawet nie odsuwając się od biurka.

— To ja. Chcę porozmawiać na temat Raphael'a — powiedział i usiadł na krańcu łóżka. Niebieskooki powoli się odwrócił do Wujka.

— Czego sie chcesz dowiedzieć na temat tego idioty? — zapytał z pogardą w głosie.

— Grzeczniej Leonardo — warknął Saki. — Nie mam pojęcia co się z Tobą dzieje, wcześniej byłeś taki ułożony, odpowiedzialny, chwalony przez Ojca, a teraz... — zaczął wymieniać, lecz rozzłoszczony czarnowłosy wstał z miejsca i zaczął wrzeszczeć.

— Tak wiem! Kiedyś byłem ideałem! Dobrze się uczyłem, uprawiałem sport! Miły, sympatyczny, a teraz jestem nikim! To chcesz powiedzieć?! Cieszy mnie to bardzo, możesz wyjść z mojego pokoju?! Próbuję się uczyć, a nie.. chwila moment! Jestem debilem więc nie muszę się uczyć, bo ze mnie nic nie będzie, tak?! — krzyczał i wymachiwał przy tym rękami. Saki zirytowany wstał z miejsca i złapał go za ręce, próbując go uspokoić. Gdy ten przestał się już wiercić puścił go. Leonardo usiadł na fotelu i schował twarz w dłonie by ukryć łzy zbierające się do jego oczu.

— Wrócimy do tego tematu kiedy indziej mój drogi... bardziej martwi mnie to, że Raph wyszedł o dziesiątej i nadal go nie ma. Mogę wiedzieć o co się pokłóciliście? — zapytał. Leonardo uniósł głowę i spojrzał na wujka. Wziął głęboki wdech i powiedział.

— Przysięgłem sobie, że ta sprawa nigdy nie ujrzy światła dziennego.

*

Ok, na tym skończę ten rozdział, jeszcze w tym miesiącu pojawi się kolejny.

*Usain Bolt, jeżeli ktoś nie wie to ten o to wielki ludź jest najszybszym ludziem na świecie. Tak, ten "ludź" , "ludziem" jest celowo napisane. Mam dzisiaj dobry humor.

Eee no to do następnego rozdziału!!❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro