12.
Następnego dnia czwórka braci przyszła do szkoły. Leonardo i Raphael po wczorajszym zdarzeniu nie odzywali się do siebie słowem. Czerwonowłosy gdy tylko zobaczył swoich znajomych od razu do nich podbiegł i razem udali się na zewnątrz budynku. Leo, Donnie i Mikey poszli pod salę gdzie za dwadzieścia minut mają mieć lekcje.
— Chłopcy! — krzyknęła z oddali rudowłosa i podbiegła do swoich przyjaciół. Przytuliła się do każdego z nich, zaczynając od Donnie'go i zadała pytanie. — Gdzie Raph? — brązowowłosy spojrzał na pozostałych braci i głośno westchnął.
— Nie chciałem nic mówić, ale... Leo proszę, jak się kłócicie to krzyczcie ciszej, albo po prostu wyjdźcie na zewnątrz.
— Mam rozumieć, że pokłóciłeś się z Raphaelem? — spytała, spoglądając na przyjaciela, który pokiwał twierdząco głową, a następnie spuścił wzrok na swoje dłonie. — Coś poważnego? Jeśli mogę wiedzieć...
— Tak. To coś poważnego — westchnął.
— Będzie dobrze Leoś — powiedziała i przytuliła do siebie czarnowłosego. Chłopak wtulił się w April.
— Przepraszam — odchrząknął najwyższy. — My też tutaj jesteśmy — przyjaciele oderwali się od siebie. Brązowowłosy zabijał brata wzrokiem. April w tym czasie zauważyła, że blondyn, który cały czas się nie odzywał nie ma już gipsu na nodze.
— Mikey, jak noga? Już lepiej? — spytała, podchodząc do blondyna.
— Tak, jest w porządku — uśmiechnął się do niej sztucznie i odwrócił wzrok.
— Coś się stało? — dopytała, widząc zachowanie najniższego z rodzeństwa. Ten jedynie nadal się uśmiechając pokiwał przecząco głową.
— Idę poszukać Raph'a — rzucił w pewnym momencie najstarszy i oddalił się od przyjaciół. Wyszedł z budynku szkoły i z automatu poszedł na tyły budynku. Przeczuwał, że właśnie tam mógł się udać jego brat z przyjaciółmi. Nie mylił się. Czerwonowłosy stał tam razem z starszymi kolegami i palił papierosy. Leonardo wykorzystał to, że Raphael stał tyłem do niego i podbiegł do brata, pchając go. Zielonooki upadł przy okazji, wyrzucając papieros z dłoni.
— Popierdoliło Cię?! Miałeś z tym skończyć! — krzyknął i kucnął przy młodszym.
— Przypominam tylko, że to właśnie przez Ciebie! Ty dalej to robisz! — odgryzł się bratu i także pchnął go na ziemię. Przyjaciele Raph'a przyglądali się zaistniałej sytuacji.
— Może masz rację i to wszystko moja wina! Może lepiej by było gdybym ze sobą skończył, co?! — wykrzyczał czarnowłosy i uderzył brata w policzek. Zezłoszczony Raph wstał z ziemi, lekko unosząc brata w powietrzu i przycisnął go do ściany.
— To wspaniały pomysł! Zgiń, tak jak ojciec! W męczarniach! — padło z ust Raphaela, który nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo zabolało to jego brata. Leonardo nie odezwał się słowem tylko nogą uderzył młodszego z brzuch. Gdy był już wolny spokojnym krokiem wrócił się, lecz nie poszedł do szkoły. Skierował się do domu z nadzieją, że jego wujka nie będzie.
Tymczasem Raphael nadal stał na tyłach szkoły.
— E Raph — zaczął mówić wysoki brunet. — Kto to był? Atakuje Cię, a potem sam ucieka..
— Mój brat — powiedział i spuścił wzrok.
— Jak to "Twój brat"?! — krzyknął chłopak z fioletowymi włosami.
— Normalnie! Boże zadaję się z idiotami... Nara idę na lekcję, może później się spikniemy — powiedział i poszedł pod główne wejście do szkoły. Odnalazł swoich braci i stanął obok nich.
— Gdzie Leo? — spytał Mikey. — Poszedł Ciebie szukać. Ty tu jesteś, a jego nie ma.
— Nie interesuje mnie on — wzruszył ramionami. — Rozmawialiśmy przed chwilą, ale jak zwykle wywołał kłótnie. Powiedziałem mu co o nim sądzę.
— Co masz na myśli? — zdenerwował się Donnie.
— Powinien... — zaczął mówić, lecz przerwał gdy zdał sobie sprawę z tego co powiedział bratu. Raphael dobrze wiedział w jakim stanie psychicznym znajduje się Leo, a te słowa, które padły z jego ust mogły go wykończyć. — Kurwa mać! — wrzasnął i pobiegł w stronę wyjścia. Za sobą słyszał jedynie krzyki April i jego braci, lecz Raphaelowi zależało teraz tylko na jego bracie.
Tymczasem Leonardo wszedł do domu. Otarł łzy z swojej twarzy i zaczął się upewniać czy jego wujka nie ma w domu. Sprawdził kilka pokoi, a następnie krzyknął "wujek" by upewnić się, że w domu nikogo nie ma. Odpowiedziała mu cisza. Nie powstrzymując już łez poszedł do swojego pokoju, a z szafki znajdującej się tam wyciągnął żyletkę.
— Lepiej będzie jeśli umrę — wyszeptał i usiadł na podłodze, opierając się o łóżko. — Raph ma racje... to jest wspaniały pomysł. Powinienem zginąć — powiedział. Do jego oczu napływały coraz to nowsze łzy. Leonardo podwinął rękaw bluzy i przyłożył żyletkę do ręki. Przycisnął ją mocniej do skóry i delikatnie zaczął przesuwać nią po ręce. — Jestem bezużyteczny.. każdemu będzie lepiej gdy umrę — szepnął i powtórzył czynność. Z jego nadgarstka zaczęła się sączyć krew. Ponownie przyłożył żyletkę do ręki i znów pociągnął. W pewnym momencie cisnął żyletką o ścianę i podwinął kolana pod brodę. Rozpłakał się na dobre. Nawet nie usłyszał jak ktoś wchodzi do domu i zmierza jego pokoju.
— Leo! — krzyknęła zdyszana osoba i podbiegła do czarnowłosego.
— Raph, miałeś racje — wyszeptał Leonardo i wtulił się mocniej w brata. — Miałeś racje... jeżeli umrę każdemu będzie lepiej — mówiąc to okropnie się jąkał.
— Cco? Leo o czym Ty gadasz? — spytał zdenerwowany i spojrzał na jego zakrwawioną rękę. — Nie... coś Ty zrobił! — wrzasnął i pobiegł do łazienki. Wyciągnął z szafki bandaż i wrócił do starszego brata. Uklęknął obok niego i zaczął owijać rękę Leonarda bandażem.
— Po..po co tto zrob..zrobiłeś? — wyszeptał, spoglądając na opatrunek znajdujący się na jego ręce.
— Leo — zaczął i przy okazji objął brata ramieniem. — Ja wtedy kłamałem. Nie chcę żebyś umarł i nie uważam, że jeśli zginiesz to każdemu będzie lepiej na świecie — powiedział, a w jego oczach zaczęły gromadzić się łzy. — Nawet nie wiesz jak się bałem o Ciebie. Całą drogę tutaj biegłem, od razu gdy dotarło do mnie co powiedziałem.
— Mogłeś mnie zostawić... nikomu bym nie przeszkadzał. Każdemu byłoby lep..
— Nie mów tak! — przerwał mu czerwonowłosy i przytulił do siebie starszego brata. — Po Twojej śmierci załamalibyśmy się. Ja w szczególności... niewybaczyłbym sobie tego, że to przeze mnie chciałeś się zabić — powiedział i uklęknął przy bracie. Jedną ręke ułożył pod kolana Leonarda, a drugą w pasie. Uniósł czarnowłosego i poszedł z nim do pokoju Raphael'a. Ułożył go na łóżku przy ścianie, a sam położył się na krawędzi. Przykrył siebie i Leonardo kołdrą i spojrzał bratu w jego czerwone od płaczu oczy.
— Leo..
— Tak Raph'ie?
— Nie wiem co się ze mną dzieje.. mam nadzieję, że mi to wybaczysz — powiedział i złączył swoje usta w pocałunku z Leonardem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro