Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział jedenasty

Lily denerwowała się, gdy James miał przybyć i poznać jej rodziców. Co prawda widzieli go już nieraz na peronie, tak samo jak ona jego rodziców, ale to nie to samo.

W końcu teraz mieli porozmawiać.

Postanowili uniknąć zamieszania na dworcu pełnym ludzi, by najpierw oboje mogli powiedzieć swoim rodzicom, co się wydarzyło. Lily szczególnie starała się wyjaśnić i podkreślić, że relacja jej i Jamesa uległa zmianie. Nie chciała więc ich o tym informować tak nagle.

Petunii nie było w domu, gdyż wyszła gdzieś i najwyraźniej nie miała ochoty widzieć siostry i jej gościa. Lily było z tego powodu przykro, jednak przywykła do ich relacji. Najwyraźniej nie miała się już zmienić.

James był mocno zestresowany, gdy przybył pod dom Evansów. Był wystrojony i trzymał też upominki, by je wręczyć.

Domek był jednopiętrowy, beżowy z czerwonym dachem. Najpierw wchodziło się na zadbane podwórko i szło przez trawnik do ganku.

Gdy zapukał do drzwi, otworzyła mu Lily, ubrana w żółtą sukienkę na ramiączka. Włosy związane miała w warkocze, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy go zobaczyła. Ucieszyła się na widok bukietu kwiatów.

W końcu James wszedł do środka, a Lily zaprowadziła go do salonu, gdzie na kanapie siedzieli jej rodzice.

Florian Evans miał już łysinę i rzadkie, siwe włosy. Uważnie mierzył go swoimi jasnoniebieskimi oczami, jakby patrząc, czy zrobi coś nie tak. Był dosyć szczupły i wysoki.

Siedząca obok niego Rosalie miała również siwe włosy, oraz zielone oczy, które oddziedziczyła po niej jej córka. Była dosyć niska, szczupła oraz patrzyła na niego z zaciekawieniem.

- Dzień dobry - powiedział James, wchodząc do salonu.

Po krótkich przywitaniach, nastolatkowie usiedli na fotelach naprzeciwko państwa Evans. Pomiędzy nimi znajdował się stolik z różnymi przekąskami.

- Czyli ty jesteś ten Potter, na którego nasza córka narzekała, a teraz jesteście ze sobą? - spytał uważnie Florian. Mierzył go uważnym spojrzeniem.

- Tak, to ja. Wiem, że wcześniej robiłem głupoty, ale się zmieniłem - zapewnił James. - Zależy mi na Lily.

- Mam nadzieję, bo inaczej...

- Może ciasteczko? - wtrąciła się Rosalie, przerywając mężowi. - Wierzę Lily, że mówi prawdę, że się zmieniłeś. Zresztą chcę sama móc cię poznać i ocenić.

- Właśnie, tato. Nie wracajmy do tego, co było - powiedziała Lily.

James poczęstował się ciasteczkiem. Gdy wziął tylko jedno, Evansowie wymienili spojrzenia.

- Przynajmniej bierzesz tylko jedno na raz, nie to co niektórzy - mruknął Florian, a Rosalie się skrzywiła.

- Nawet mi o nim nie przypominaj.

- O co chodzi? - spytał James, zastanawiając się, czy na pewno wszystko w porządku. Chciał jak najlepiej wypaść przed rodzicami swojej dziewczyny.

- O spotkanie rodziców z chłopakiem mojej siostry - powiedziała Lily, pamiętając, co rodzice pisali jej w liście jakiś czas temu. Z goryczą pomyślała, że siostrze nawet nie zależało, by ona też go poznała. Rzecz jasna, była wtedy w szkole, ale i tak było jej przykro.

- Naprawdę nie wiem, co Petunia widzi w tym Vernonie. Nie dość, że wszystko na raz brał i jadł, to jeszcze podkradał z lodówki. A był tu tylko na jedno popołudnie - kwaśno stwierdziła pani Evans. - I na koniec powiedział, że gospodyni w domu jego matki gotuje lepiej, ale nie mógł nie skorzystać z gościny.

- Vernon nie przypadł nam zbytnio do gustu - stwierdził Florian z niechęcią.

- Z tego co pisaliście, to rzeczywiście nie wydaje się zbyt przyjemny - powiedziała Lily.

James miał nadzieję, że jemu pójdzie lepiej.

- To James, może powiedz coś więcej o sobie? Co lubisz robić? - zapytała Rosalie.

- Gram w Quidditcha... - zaczął James. - Taka gra na miotłach.

- Wiemy, Lily nam o tym wspominała - powiedział Florian.

- Lubi też opiekować się swoimi przyjaciółmi. Sama się tego nie spodziewałam, ale naprawdę tak jest. Kiedy któryś źle się czuje, to każe mu zostać w łóżku i różne inne rzeczy - stwierdziła Lily.

James nie spodziewał się, że poruszy ten temat. Mimo wszystko jednak rozmowa jakoś się rozkręciła.

- A czym zajmują się twoi rodzice? - zapytał Florian.

- Tata ma stanowisko w Wizengamocie, takim naszym sądzie, a do tego zajmuje się eliksirami, to jego pasja. A mama pracuje w restauracji Domowa na Pokątnej. Oboje zajmują się tym, co lubią - odparł James.

- A ty jakie masz plany na przyszłość? - zapytała pani Evans, a James poczuł się trochę nieswojo.

Prawda była taka, że on wcale nie musiał pracować, by zarabiać. Jednak chciał coś robić w życiu, tylko nie wiedział jeszcze co. Kiedyś chciał grać zawodowo w Quidditcha, ale to wymagałoby ciągłych wyjazdów, a on chciał zostać z bliskimi w kraju, w końcu była wojna. Chciał walczyć i ich chronić.

Na razie jednak skończył dopiero swój szósty rok. Niewiadomo też było, jak pójdą mu Owutemy, które będzie pisał na koniec siódmego roku.

- Szczerze mówiąc... Jeszcze nie zdecydowałem - odparł w końcu James, widząc wnikliwe spojrzenia. - Może zapiszę się na kurs aurorski, ale to zależy od tego, jak mi pójdą Owutemy.

- Zrozumiałe, jesteś w końcu jeszcze młody. Ja pamiętam, że nawet będąc na studiach, nie wiedziałam co będę dalej w życiu robić - powiedziała Rosalie.

- A co pani studiowała? - spytał James. Przypuszczał, że i tak nie będzie wiedział o co chodzi, ale chciał jakoś pociągnąć temat.

- Sporo rzeczy, bo zmieniałam kierunki i uczelnie. Próbowałam medycyny, ale potem stwierdziłam, że za ciężka - rzekła kobieta.

- To takie mugolskie uzdrowicielstwo - wyjaśniła Lily.

- A to pamiętam z mugoloznawstwa! I od Remusa - powiedział James, dumny ze swojej nabytej wiedzy. Uczył się raczej przeciętnie, ale akurat to trudno było zapomnieć. W końcu Remus nieraz posługiwał się wymówką w postaci chorej matki i mówił, że była u lekarza, czyli mugolskiego Uzdrowiciela.

Lily spojrzała na niego jakby z lekkim uznaniem, wobec czego zrobiło mu się ciepło na sercu. Naprawdę mu na niej zależało i chciał to pokazać.

Jej rodzice też popatrzyli na niego z uwagą. Miał nadzieję, że go polubią. Naprawdę chciał się z nimi dogadać i nie obchodziło go, że są mugolami. Dla niego nie miało to znaczenia.

- Cieszę się James, że przynajmniej próbujesz być zainteresowany tym co mówimy. Tamten Dursley nic, tylko gadał o świdrach - burknął Florian. - Naprawdę nie rozumiem, co Petunia w nim widzi.

- Młodzieńcze zainteresowanie bywa czasami różne - powiedziała Rosalie, wzdychając.

- Ja naprawdę chcę państwa poznać - zapewnił James. - To gdzie pani jeszcze studiowała?

Rozmowa była naprawdę absorbująca i przyjemna. Miło im się gadało, gdy nagle usłyszeli przekręcanie kluczyka w drzwiach. Następnie ktoś wszedł do środka.

- Mamo, tato! Stało się coś cudownego! - krzyknęła Petunia, po czym weszła do salonu. Nawet nie zaszczyciła wzrokiem Lily i Jamesa, lecz od razu zaczęła wymachiwać ręką w stronę rodziców.

Jak się okazało, na tej ręce miała srebrny pierścionek zaręczynowy.

- Vernonek mi się oświadczył! - oznajmiła Petunia piskliwym głosem z dużą dawką entuzjazmu.

Rosalie schowała twarz w dłoniach, Florian prychnął, a Lily popatrzyła na nią ze zdumieniem. James widział, że raczej nie są zbyt zachwyceni, zwłaszcza, że dopiero co narzekali na Vernona.

- Nie cieszycie się? - zapytała Petunia, widząc ich reakcję.

- Oczywiście, że cieszymy się twoim szczęściem - zapewniła ją Lily, uśmiechając się lekko.

- Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa - powiedziała Rosalie. Na jej twarzy też w końcu pojawił się uśmiech, lecz pełen troski i obawy.

- Chociaż nie wiem, czy to nie za wcześnie. Jesteś taka młoda - sceptycznie stwierdził Florian, a Petunia prychnęła.

- Kocham go i już. Gdyby wasza druga córka miała wyjść za mąż w tej chwili, to pewnie byście się bardziej cieszyli - kąśliwie stwierdziła Petunia, po czym spojrzała z pogardą na Lily i Jamesa. - A może postanowiliście popsuć mi ten dzień i...

- Petunio, przestań. Lily ma dopiero siedemnaście lat i jeszcze nie wychodzi za mąż. Nawet szkoły nie skończyła - powiedział Florian, po czym popatrzył czujnie w stronę dwójki najmłodszych osób w pomieszczeniu.

- Spokojnie tato, ja i James się nie zaręczyliśmy - powiedziała Lily, widząc spojrzenie ojca.

- Jesteśmy parą od niedawna - szybko dodał Potter, gdy Florian surowo zmierzył go wzrokiem.

Po chwili jednak James spojrzał na Lily i pomyślał, że chciałby, by kiedyś się zaręczyli. Może jeszcze nie teraz, Lily by się pewnie teraz nie zgodziła, ale może przynajmniej za rok? Gdy już skończą szkołę?

Atmosfera po przybyciu Petunii zrobiła się trochę nieprzyjemna. W pewnym momencie Lily i James poszli do pokoju rudowłosej.

Starał się ją trochę uspokoić po spotkaniu z siostrą, która jak zwykle robiła jej wyrzuty, zamiast porozmawiać.

Mimo wszystko jednak przyznawał, że przynajmniej pierwsza część popołudnia przebiegła naprawdę dobrze. Cieszył się, że mógł poznać jej rodziców.

🎃

W końcu nadszedł dzień, kiedy Lily przybyła poznać rodziców Jamesa.

Denerwowała się.

Nie wiedziała, co James im o niej powiedział. Zresztą nie tylko on - w domu Potterów mieszkał w końcu też Syriusz, który zapewne nie omieszkał dodać coś od siebie.

Dodatkowo Fleamont wynalazł Ulizannę. Ona naprawdę lubiła eliksiry, więc dla niej miało to być naprawdę coś niezwykłego, trochę jak spotkanie idola.

Syriusz i Maya również mieli być obecni przy tym spotkaniu. Chcieli być wsparciem dla swoich przyjaciół.

Dom Potterów rzeczywiście był wielki, co już zresztą wiedziała z opowieści swojego chłopaka i ich przyjaciół. Zasiedli w szóstkę w salonie.

Euphemia Potter była średniego wzrostu kobietą o siwych już włosach i łagodnych, brązowych oczach. Miała też okrągłe okulary.

Fleamont natomiast był wyższy od niej. Jego oczy były w kolorze ciepłego brązu, a włosy czarne, chociaż poprzetykane siwizną.

Byli naprawdę mili. Zaczęło się od luźnej rozmowy o szkole.

- Lily, James wspominał, że lubisz eliksiry, prawda?- spytał w pewnym momencie Fleamont, zwracając się do rudowłosej.

- Tak - odparła Evans, ciesząc się, że mężczyzna sam zaczęła ten temat. Gdy potwierdziła, ten wyraźnie się ucieszył.

- W końcu mam z kim o tym porozmawiać, bo w tej rodzinie nie ma z kim. James wdał się w mamę, dlatego nie oddziedziczył po mnie talentu do eliksirów - powiedział Fleamont. - Oboje się nie znają na tym!

- Nie byłam aż tak beznadziejna! - zaprotestowała Euphemia z oburzeniem. - Zresztą po tobie ma pakowanie się w kłopoty. Ty pomagałeś Hagridowi ukrywać...

- W każdym razie byłem od ciebie lepszy w eliksirach, okej? - przerwał jej Fleamont. - Ty byłaś lepsza w transmutacji, przyznaję.

Kobieta parsknęła.

- Przynajmniej tyle. Ale prawda, byłeś w elikisrach taki dobry, że dużo osób prosił o cię o radę. Nawet Ślizgoni, chociaż oni zwykle stronili od Gryfonów. Ta... jak ona miała na imię? Elena? - zastanawiała się przez chwilę Euphemia. - A nie, już pamiętam! Eileen Prince. Ona często pytała cię o różne rzeczy!

Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym pokiwał głową.

- A tak. Eileen, pamiętam. Rzeczywiście często prosiła mnie o rady - przyznał Fleamont.

Lily przez chwilę zesztywmiała, po czym popatrzyła na Jamesa, Syriusza i Mayę. Jednak żadne z nich chyba się nie zorientowało.

Ona dobrze wiedziała, kim była Eileen, niegdyś Prince, teraz Snape. Ale może rzeczywiście lepiej, że James o tym nie wiedział - była pewna, że nie popuściłby okazji, by wytknąć to Snape'owi.

Owszem, Snape był toksyczny i już nie był tym samym przyjacielem co w dzieciństwie. Ale ona po prostu nie chciała mieć z nim do czynienia. Jakiekolwiek kłótnie z pewnością by nie pomogły.

- Z tego co pamiętam, czasami zapisywała twoje wskazówki w swoich podręcznikach. Pamiętam, jak wymyślałeś różne sposoby na ułatwienie sobie pracy nad eliksirami. Nieraz w końcu Slughorn cię chwalił i prosił o powiedzenie klasie, co zrobiłeś - powiedziała Euphemia.

Lily przypomniała sobie, jak w pierwszej klasie Snape miał podręcznik do eliksirów zapisany różnymi notatkami. Powiedział wtedy, że jego mama to wymyśliła. Chociaż akurat bardzo prawdopodobne, że sam nie znał prawdy.

- Pamiętam, że zawsze jakoś tak na mnie niechętnie patrzyła. Potem wysłała ci walentynkę. A gdy ty i ja zaczęliśmy chodzić, obraziła się na wszystkich Gryfonów - powiedziała Euphemia. - Co za czasy...

- I jednocześnie nadal robiła notatki na temat tego, co mówiłem na lekcji - przypomniał sobie Fleamont.

Dorośli ma chwilę pogrążyli się w swoich wspomnieniach, myśląc o tym, co się działo.

- Ona obraziła się na wszystkich Gryfonów, bo z tego domu był ktoś, z kim umówiła się osoba, która jej się podobała? - zapytała Lily z niedowierzaniem. - To absurd!

- Jak można obwiniać kogokolwiek za uczucia, na które nie wpływu? - spytała Maya z oburzeniem. - I nienawidzić cały dom za takie coś?

James i Syriusz z zaciekawieniem przyglądali się rozwojowi sytuacji. Euphemia westchnęła.

- Dla nas to nie ma sensu. Ale nie zmienimy tego - powiedziała kobieta. - Ale za to możemy zmienić temat!

🎃

Po posiłku nastolatkowie postamowili udać się na górę.

- Zobaczysz Lils pokój Syriusza, który dla niego zrobiliśmy! - powiedział James z entuzjazmem.

- Ciągle nie mogę uwierzyć, że to zrobiliście - rzekł Syriusz. - Nie chcę wam przeszkadzać...

- Nie przeszkadzasz! - odparł James.

Wiedział, że przyjaciel czasami dziwił się, że ktoś chce go w swoim życiu. Pod tym względem mocno się różnili - James wychowany był w kochającej rodzinie, a Syriusz w zepsutej i koszmarnej.

Nawet jemu Syriusz nie chciał mówić o wszystkim, co się działo w rodzinie Blacków. Uważał, że ani James, ani nikt inny nie jest w stanie zrozumieć tego wszystkiego.

Lily zobaczyła, że Maya i Syriusz wymieniają spojrzenia.

Gdy w końcu rozłożyli się we czwórkę w pokoju Syriusza, najwyraźniej postanowili coś im powiedzieć.

- Naprawdę cieszę się James z tego pokoju - zaczął Syriusz - ale jak już czasami wspominałem, raczej nie pomieszkam tu za długo.

- Co? Dlaczego? - spytał zawiedziony Potter. - Przecież możesz tu zostać! Ty Maya też!

- Dzięki za propozycję, ale naprawdę nie trzeba. Ja mam swój dom - powiedziała Maya.

- Przebywasz tu przez większość czasu, więc możesz traktować ten dom jak swój! - zadeklarował Potter, na co ona parsknęła.

- Uspokój się Bambi - powiedziała.

- Nie jestem...

- W każdym razie - Syriusz przerwał wypowiedź przyjaciela. - Chcielibyśmy z Mayą coś wynająć. Zobaczyć jak nam będzie się mieszkało razem.

- Uważamy, że to najlepsza opcja, żeby sprawdzić się w tym wszystkim. Ja już skończyłam szkołę, Syriusz skończy za rok. Pomieszkamy teraz te kilka tygodni wakacji razem i zobaczymy, jak to nam wyjdzie - wyjaśniła Maya. - A za rok... Zobaczymy.

James wydawał się być zawiedziony tym, że go chcą opuścić.

- Jak możecie mnie chcieć zostawić! - jęknął.

- I tak pewnie często u ciebie będziemy - stwierdził Syriusz, po czym uśmiechnął się złośliwie. - Ale teraz sam masz dziewczynę. Lily na pewno chętniej przyjdziesz, kiedy James będzie sam w domu?

- Przynajmniej nie będę musiała oglądać ciebie - odparła Lily, na co Syriusz prychnął, a Maya i James zachichotali.

Takie złośliwości wśród ich paczki były częste. Mimo wszystko jednak było naprawdę dobrze, świetnie im się spędzało czas.

- W ogóle, to wy chyba bierzecie z nas przykład, bo w waszym związku też dziewczyna jest starsza od chłopaka - żartobliwie zauważyła Maya w pewnym momencie.

- Jesteś ode mnie starsza tylko pół roku! - żachnął się Syriusz. - Ile będziesz mi to wypominać?

- Do końca świata - odparła Maya, pokazując mu język.

- A Lily jest ode mnie starsza tylko dwa miesiące! - powiedział James.

- Nie martw się, też ci to będę wypominać - uznała Lily, na co Maya zachichotała, a James prychnął.

- Widzisz Jamie, one we dwie uwzięły się, by się z nami droczyć - stwierdził Syriusz, chociaż bynajmniej mu to nie przeszkadzało.

W końcu bez tego byłoby nudno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro