Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. "Powinniśmy zerwać."


No to będzie przypał...

Idę za dyrektorem długimi korytarzami, sprawiającymi wrażenie nieskończonych. Modlę się w duchu, abym nie oberwała za bardzo. Słyszałam od koleżanek, że dwa lata temu jedna z uczennic została przyłapana trzy razy pod rząd na używaniu Augurii, w ostateczności została wyrzucona ze szkoły. Nazywała się... Ayuzawa Misaki. Później nie otrzymywały od niej żadnych wieści, a miesiąc później w gazetach znalazły artykuł „Uczennica Seiki popełniła samobójstwo". Dalej, przeczytały, że „A. Misaki została wyrzucona z Seiki za posiadanie Augurii" i nabrała się „relanium i sevredolu, a następnie podcięła sobie żyły.". Z rozmyśleń wyrywa mnie odgłos otwierania drzwi. Siadam na krześle w gabinecie dyrektora. On zajmuje miejsce naprzeciw mnie.

- Zawiodłem się na tobie, panno Scoot – zaczyna, a ja nawet nie zaszczycam go spojrzeniem. - wiesz, że używanie Augurii na terenie Seiki jest zabronione.

- Tak, wiem – mówię bez nuty strachu w głosie, patrząc na niego. - ale czemu, to już nie wiem.

- Na pewno znasz historię Ayuzawy Misaki, prawda? - kiwam głową. - jej moce zaszkodziły jednemu z uczniów naszej szkoły. Użyła Augurii do zmienienia jego organizmu tak, by ciężko zachorował. Omal nie umarł.

- Ach, tak? A może ktoś mnie poprosił, abym użyła Augurii? Jeden z uczniów z trzeciego roku poprosił mnie, żebym pomogła mu pogodzić się z dziewczyną, więc to zrobiłam. Zgoda, może popełniłam w związku z tym kilka błędów, ale nie jestem jedyna!

- To nie ma znaczenia, czy ktoś cię o to poprosił, czy nie. Jeśli wydarzy się to raz jeszcze, będziemy zmuszeni usunąć cię ze stanowiska przewodniczącej.

- Hello, czy jest tu ktoś, kro może mnie wysłuchać CIERPLIWIE do końca!? Jest tu ktoś, kogo to obchodzi!? Zejdźcie mi z drogi! Wszyscy!

Łączę się z wiatrem. Cały pokój wiruje, wszystkie lekki rzeczy spadają z półek. Staję się ziemią. Rośliny w doniczkach wysadzają gliniane naczynia. Mój umysł łączy się z wodą w dzbanku stojącym na biurku. Przezroczysta ciecz rozbryzguje się po całym pokoju. Z połączenia wyrywa mnie głośny plask i mocno pulsujący policzek.

- Zostajesz usunięta z funkcji przewodniczącej! - słyszę wściekły głos dyrektor. - wyjdź stąd natychmiast!

Wybiegam z gabinetu, mocno trzaskając drzwiami. Biegnę i biegnę korytarzami, aż znajduję się na zewnątrz. Wyjmuję portfel z torebki i biegnę do sklepu. Kupuję butelkę czerwonego wina, kładę na ladzie banknot o wartości 50$ i wychodzę, chowając trunek do torebki. Wchodzę do pokoju. Nikogo nie ma w środku. Po raz pierwszy cieszę się z tego powodu. Siadam na łóżku i upijam część wina. Coraz więcej łez spływa mi po policzkach. Utrata pozycji i pokładanego we mnie zaufania jest jak utrata części mnie. Jak utrata części życia. Nie umiem tego wytrzymać. Szukam najbliższego szkła. Nie potrafię nic zmienić, więc wyjmuję z szuflady nożyczki. Podciągam do góry dolną część sukienki. Przykładam metal do uda. Waham się. Zrobić to czy nie? Tak czy nie? Emocje biorą górę i wbijam ostrze w nogę. Syczę i płaczę z bólu. Upijam kilka kolejnych łyków wina. Przesuwam nożyczki w prawo. Ból jest silny i wyciska z moich oczu kolejne łzy, ale mogę w nich zatopić swoją rozpacz. Wiem, że teraz na pewno wszyscy się dowiedzą. Dyrektor wypapla wszystko nauczycielom i na pewno, jakimś cudem, uczniowie się dowiedzą. Delikatnie wyjmuję ostrze z nogi. Rana mocno krwawi, ale przynosi mi ulgę. Słyszę kroki na korytarzu. Zdenerwowana, chowam wino pod łóżko, wyjmuję z szafy pierwszą lepszą sukienkę i wchodzę do łazienki. Słyszę głos Nata i bardzo chcę mu odpowiedzieć, ale głos zasycha mi w gardle. Po kilku chwilach, chłopak wychodzi z pokoju. Zdejmuję z siebie biały materiał i przyglądam się mojej postaci w lustrze. Widzę blondynkę ze złotymi soczewkami w oczach, wąskimi ramionami, małymi piersiami, wąską talią, szerokimi biodrami i długimi nogami. „Krągłości" dziewczyny ukrywają biały stanik i białe figi. Spluwam na postać w lustrze i przykładam do krwawiącej rany papier toaletowy. Po kilku chwilach, tworzy się strup. Sukienkę wrzucam do pralki, a na siebie zakładam niebieską sukienkę do kolan na ramiączkach. Zmywam z nożyczek krew i wychodzę z łazienki. Chowam ostrza do szuflady i kładę się na łóżku. Zasypiam budzę się około ósmej wieczorem, obok mnie siedzi Nat i głaszcze mnie po włosach. Gdy na niego patrzę, ociera mi łzy z policzków. Płakałam przez sen? Możliwe. Nat przytula mnie do siebie. Mówi, że już o wszystkim wie. Próbuje mi włożyć dłoń pod sukienkę. Natychmiast się odsuwam i idę do łazienki. Biorę prysznic, zakładam na siebie koszulę nocną i wychodzę z pokoju. Siadam na łóżku. Na prośbę Nata, opowiadam mu o wszystkim od początku. O prośbie ucznia z trzeciego roku, o moim rozwiązaniu, o przyłapaniu mnie przez dyrektora, o tej koszmarnej rozmowie i zdemolowaniu jego gabinetu. Okłamuję go jednak i nie mówię mu o winie i nożyczkach, tylko tłumaczę się, że poszłam za budynek Seiki, żeby to odreagować. W końcu kładziemy się spać. Nat się niczego nie domyśla... może to i lepiej? Nie chcę, żeby się wtrącał. Wiem, że mnie kocha, ale... to nie jego sprawa. Po kilku chwilach, słyszę cichy, spokojny oddech mojego chłopaka. Śpi. Zamykam oczy i staram się nie myśleć o dzisiejszych wydarzeniach, ale nie potrafię. Chcę, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem. Snem, z którego zaraz się wybudzę, przetrę czoło, przytulę się do Nata i zasnę wtulona w niego. Kilka razy przecieram oczy, ale nic. To prawda. Może gdybym użyła czegoś „normalnego", a nie Augurii, to nie skończyło by się to tak, jak się skończyło. Po mich policzkach znów płyną łzy. W końcu zasypiam z uczuciem, że wszyscy są przeciwko mnie i jestem na tym niesprawiedliwym świecie całkiem sama.

*Następnego dnia*

Budzą mnie promienie słońca, świecące mocno na moją twarz. Powoli podnoszę się z łóżka. Czuję się tak, jakbym nie mogła się poruszyć. Wszystkie moje mięśnie są sparaliżowane. Na policzkach czuję mokre ślady. Z ogromnym trudem podnoszę rękę i je wycieram. Słyszę, jak ktoś wychodzi z łazienki. Widzę Nataniela, ubranego w błękitną koszulkę i ciemne spodnie. Podnoszę się z łóżka, starając się nie podwinąć sięgającej kolan koszuli nocnej. Podchodzę do szafy i otwieram ją. Decyduję się na białą bokserkę i szmaragdową spódnicę do kolan. Idę do łazienki. Biorę szybki prysznic i zakładam na siebie ubrania. Wychodzę z łazienki i sprawdzam godzinę. Jest 9:00. Zakładam białe baleriny i idziemy z Natem na śniadanie. Nie rozmawiamy prawie wcale. Gdy wchodzimy na stołówkę, wszystkie spojrzenia są skierowane na mnie. A więc już wiedzą... jedni patrzą na mnie z nienawiścią, inni ze współczuciem, jeszcze inni ze złośliwością. Chcę chwycić za talerz, gdy podchodzi do mnie dyrektor.

- Panna Scoot? - zaczyna.

- T-Tak? O co chodzi? - mówię drżącym głosem. To będzie masakra...

- Od dzisiaj nie ma dla ciebie jedzenia.

- S-Słucham!? Mam głodować!? - krzyczę szeptem.

- Z pewnego źródła wiem, że pracujesz w jakiejś kawiarni, My Candy Love, tak, więc to chyba nie problem, żebyś kupiła sobie za zarobione pieniądze coś do jedzenia.

- A-Ale ja nie pracuję dla siebie! To dla mojej rodziny.

- Cóż, jeśli nie chcesz umrzeć z głodu, będziesz musiała część wydawać.

- Pan nic nie rozumie. W sierpniu umarła moja mama. Ona zarabiała znacznie więcej pieniędzy, niż tata. A my z siostrą studiujemy, więc wysyłam ojcu trochę pieniędzy. Nie chcę, żeby one były przeze mnie wydane.

- W takim razie będziesz głodować.

Wybiegam ze stołówki i biegnę do pokoju. Tego zaczyna być już za wiele. Wyjmuję z szuflady nożyczki i wykonuję w nodze dwie wąskie szkarłatne szczeliny, Kryję w sobie to, jak bardzo chcę krzyczeć. Źle, wróć. Chcę wrzeszczeć. Chowam ogromną wściekłość w małym pudełeczku, które kładę na dnie serca. Przykładam do ran kilka chusteczek. Kiedy rany przestają krwawić, zgniatam je w kulkę i wyrzucam do kosza. Słyszę kroki. Kładę się na łóżku. Drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do środka. Boję się choćby poruszyć.

- Rin? - słyszę spokojny głos Nata.

- Hmm?

- Pan Jones wzywa cię do siebie.

Dalej się zastanawiam, czemu to nazwisko wydaje mi się takie znajome...

- Już idę – wstaję z łóżka.

- Czemu nie było cię na śniadaniu?

- Nie byłam głodna.

- Rozmawiałaś z dyrektorem.

- Powiedziałam mu, że nie jestem głodna. No i musiałam mu obiecać, że więcej nie użyję Augurii.

- Rozumiem. Nie zatrzymuję cię już. Idź.

- Do zobaczenia.

- Pa – całuje mnie w policzek.

Wychodzę z pokoju. Na początku jestem tylko przestraszona, ale z każdym krokiem robiłam się przerażona. Drżącymi dłońmi naciskam klamkę drzwi gabinetu. Na mój widok dyrektor wstaje z krzesła, zdejmuje z wieszaka marynarkę, zakłada ją i wychodzi na zewnątrz gabinetu. Idę za nim. Wychodzimy na zewnątrz i idziemy na tył szkoły. Zatrzymujemy się prze dużym dębie.

- Augurie to rzeczywiście kapryśne moce – zaczyna. - piękne, ale niebezpieczne. Dlatego od dzisiaj twoje życie tutaj będzie wyglądać zupełnie inaczej. Nie będziesz dostawała jedzenia przez całe dnie, będziesz musiała sama je zdobyć. Nie wolno ci wychodzić poza teren szkoły po dwudziestej. Żadnych imprez, żadnego balowania, żadnego alkoholu. No i, przede wszystkim, codziennie o 9:30 będziesz przychodzić do mojego gabinetu.

- P-Po co? - pytam przerażona.

- Zobaczysz. Wpierw pokaż mi, co potrafisz.

- Co mam zrobić?

- Nie zadawaj głupich pytań. Augurie. Pokaż, co umiesz zrobić.

Zrywa z gałęzi liść i podaje mi go.

- K-Której Augurii mam użyć?

- Każdej.

Serce zatrzymuje mi się w gardle. Kolor i Kształt nie są trudnej, najgorzej jest ze Wzrostem. Zaczynam powtarzać mantrę. Najpierw ujrzyj, jaki jest. Potem ujrzyj w myślach swych. Wreszcie wolą skrępuj go. Czuję w palcach życie liścia. Powiększam go, by umieć łatwiej coś w nim... wyrzeźbić? Czuję potworny ból głowy, ale nie mogę się poddać. Nie mogę przestać. Nie teraz. Zmieniam kolor zielony na wiśniową czerwień. Rzeźbię kształt gwiazdy. Gdy w końcu mi się udaje, liść wypada mi z rąk, a ja sama upadam na ziemię. Zostaję z niej gwałtownie podniesiona i przyparta do dębu. Dyrektor wyjmuje z kieszeni strzykawkę. Widzę, że w środku jest jakaś przezroczysta substancja.

- Nie bój się, zaboli tylko przez chwilę – słyszę.

Czuję, jak z mojego barku zostają zsunięte ramiączko bokserki i stanika jednocześnie. Do mojego ramienia zostaje wbita igła. Przez sekundę czuję ból, później nic.

- Co to jest? - pytam.

- Coś, dzięki czemu twoje Augurie będą bezużyteczne.

- C-Co!? Nie może pan!

- Mogę. Działa to 12 godzin. I właśnie po to będziesz do mnie przychodziła.

- A jeśli nie przyjdę?

- Wiem, że Nataniel Moore to twój chłopak. Jeśli nie przyjdziesz choć raz, rozdzielę was.

- C-Co!? Nie!

- Tak. Przeniesiemy cię do innego pokoju, nie będziesz się z nim widywać. Gdy ktoś was przyłapie razem, oboje zostaniecie usunięci z listy uczniów.

- ... - nie potrafię mu odpowiedzieć.

- Wybór należy do ciebie. Będziesz grzeczna czy chcesz rozstać się ze swoim chłopakiem?

- W-Wolę tę pierwszą opcję.

- I słusznie – rzuca na odchodnym, muskając palcami skórę mojego barku. - mój syn miał rację mówiąc, że jesteś interesująca.

Myślę, że za chwilę zwymiotuję. Nie mogę się łączyć z Auguriami. Dostałam mnóstwo zakazów. Tego zaczyna być naprawdę za dużo.

*kilka dni później*

Jest gorzej niż myślałam. Do wszystkich tych zakazów doszła jeszcze przemoc. Obrywam za najdrobniejsze przewinienie. Nie jem nic – nie chcę wydawać pieniędzy dla taty na własne potrzeby. Nie kocham się z Natem – nie chcę, by się dowiedział o bliznach, których z każdym dniem przybywa. Nie mam na nic ochoty. Nat widzi, że chudnę i martwi się, ale ja nie umiem mu o niczym powiedzieć. Każdego dnia czuję się, jakby coś rozcinało moje ciało na części, wyrywało mi wnętrzności, kradło mi serce i zostawiało mnie, samą, aż umrę z wykończenia i straszliwego bólu. Tylko dzięki mojemu chłopakowi jeszcze w miarę się trzymam. Jest środa, wieczór. Wychodzę z łazienki i siadam na łóżku. Nat siada koło mnie. Kładzie dłoń na moim udzie. Niestety, wyczuwa przez nie rany. Przygląda się moim nogom z lekko otwartymi ustami. W końcu podwija moją koszulę nocną. Staram się mu przeszkodzi, ale on odtrąca moje ręce. W końcu spod białego materiału wychodzą moje rany. Chłopak delikatnie przesuwa po nich kciukiem.

- Rinka... skąd ty to...

- ... - nie odpowiadam, zwieszam głowę.

- Hej, wszystko w porządku? – chwyta mnie za ramiona.

- Nie! Nic nie jest w porządku! - wstaję z łóżka i wybiegam z pokoju, bez bluzy i butów.

Biegnę korytarzami, na zewnątrz. Zatrzymuję się dopiero za szkołą. Siadam na trawie i opieram plecy o ścianę. Słyszę kroki. Po chwili, obok mnie siada Nat. Patrzy na mnie z troską w oczach.

- Rin... - zaczyna. - może nie powinienem o to pytać, ale... te wszystkie blizny są przez... niego?

- Tak – mówię po chwili wahania. - Nat, ja już tak dłużej nie mogę!

- Co on ci robił? - w jego głosie słyszę niepokój.

- Nie, nie to, co myślisz.

- To co? Widzę, że strasznie wychudłaś i się boisz.

- Tak, masz rację! Boję siego! Od soboty nie dostałam nic do jedzenia, a nie chcę wydawać pieniędzy dla taty! Nie wychodziłam na nocne spacery, bo mi zabronił! Codziennie musiałam DLA NIEGO używać każdej Augurii, żeby zmienić liść! Potem wstrzykiwał mi coś, dzięki czemu Augurie nie działały 12 godzin, więc przez cały dzień nie mogłam ich używać! Obrywałam za każdą drobnostkę! Ja już tak dłużej nie mogę! Chcę umrzeć!

- Nie mów tak – przytula mnie mocno. - postaw mu się. Pokaż, że się go nie boisz. A teraz chodźmy spać. Rozchorujemy się.

- Tak. Chodźmy.

Wracamy do pokoju i zasypiamy wtuleni w siebie.

*Następnego dnia*

Zrobiłam to, co kazał mi Nat – postawiłam się dyrektorowi. Ale to nic nie dało. Dostałam w twarz. Biegnę do pokoju. Nikogo tam nie ma, ale na szafce jest jakaś karteczka. Czytam ją.

Rin!

Sory że mnie tu nie ma, Kari coś ode mnie chciała.

Nat. ♥

Jest mi to bardzo na rękę. Wchodzę do łazienki. Otwieram apteczkę i sprawdzam wszystkie leki. W końcu znajduję sevredol i relanium. Łykam po kilka tabletek z każdego rodzaju. Zdejmuję lustro ze ściany i roztrzaskuję je o kafelki. Przypomina mi się, że przecież Nat nie będzie znał powodu, z którego się pocięłam. Szybko idę do sypialni, zabieram notes i długopis i wracam do łazienki. Siadam na toalecie, wyrywam kartkę i piszę na niej wiadomość.

Nat!

Wszystko się posypało! Załamuje się wokół mnie wszystko, co miałam za solidny grunt. Próbowałam, ale się nie udało. Mogą mnie nienawidzić za to, co zrobiłam. Popełniłam kilka błędów, ale nie jestem jedyna. Niech zejdą mi z drogi! Nigdy nie będę taka, jak chcą. Odepchnęli mnie. Nigdy nie zobaczą, co jest wewnątrz mnie. Teraz JA ich odepchnę. Nikt nigdy nie pytał, ile mogę znieść. On myślał, że od razu się złamię. Czy jeszcze ktoś jest obok mnie? Czy kogokolwiek obchodzę? Czy jest ktoś, kto wysłucha moich ostatecznych modlitw? Modlitw o wolność?

Przepraszam, że Ci to robię, ale już tak dłużej nie mogę.

Wybacz,

Rin. ♥

Moczę wiadomość własnymi łzami. Zgniatam kartkę w kulkę i upuszczam ją. Chwytam największy odłamek stłuczonego lustra. Przykładam go do ledwo już widocznej blizny na lewym nadgarstku. Rozcinam ą. Chwytam w lewą rękę kawałek szyby i tnę drugą dłoń. Upuszczam szkło. Moja krew spływa po bladożółtej bluzce i pastelowobłękitnych spodenkach, po toalecie i płynie po kafelkach. Zamykam oczy.

***

- ... jest stabilny, niedługo powinna się obudzić – słyszę nieznajomy głos.

- Dzięki Bogu. Nie mogę jej stracić. Ona musi żyć, kocham ją nad własne życie – słyszę znajomy głos.

Orientuję się, że leżę w szpitalu, a na mojej twarzy jest maska tlenowa. Zaczynam się dusić. Do mojego łóżka podbiega lekarz i chłopak w białej koszuli i beżowych spodniach. Ten pierwszy zdejmuje mi maskę, a ten drugi chwyta mnie za lewą dłoń, drugą ręką głaszcze mnie po czole. Żyję... czyli ten koszmar się nie skończył... obracam się plecami do Nata.

- Doktorze – zaczyna. - może nas pan zostawić samych?

- Tak, oczywiście – odpowiada lekarz. - ale gdyby coś się działo, proszę od razu mnie zawołać.

- Oczywiście.

Lekarz odchodzi. Czuję dłoń na ramieniu.

- Rin?

Przewracam się na plecy. Nat chwyta moją lewą rękę i przykłada do niej czoło.

- Rin, idiotko, czemu mi to zrobiłaś? - pyta. W jego oczach widzę łzy.

- Dobrze wiesz, dlaczego.

- Dziewczyno, masz pojęcie, jak się przestraszyłem, gdy cię zobaczyłem!? - warczy. - pocięte nadgarstki, rozwalone po podłodze tabletki, ciuchy zakrwawione, krew na kafelkach... masz pojęcie, że gdyby nie ja, to byłabyś już trupem!?

- Przestań na mnie warczeć! - krzyczę.

Chłopak wzdryga się. Widzę, że twardo walczy ze łzami.

- Przepraszam... - szepcze. - po prostu... naprawdę mi na tobie zależy no i...

- Wiem – przerywam mu. - ale... ja na ciebie tylko problemy sprowadzam.

- Co? O czym ty mówisz?

- Mam na myśli... ja... my... powinniśmy...

- Co?

- ... powinniśmy zerwać.

**********

Hej kochani. Wiem że rozdział taki strasznie smutny, ale mimo wszystko mam nadzieję, że się podobało. :)


A tak btw, to w tym opo jest pewne niedociągnięcie. Mianowicie: spójrzcie na rozmowę Rinki i dyra. Jest tam wzmianka o pracy. I oczywiście sprawy potoczyły się inaczej, niż planowałam, i tak jakoś wyszło, że nie napisałam o tym, że Rin znalazła pracę w kawiarni "My Candy Love". Ot, takie nawiązanie do mojego ulubionego anime, "Kaichou wa Maid-sama!", oczywiście, tak jak w przypadku Miśki i Usuiego, Nat nie wie, że Rinka pracuje. ;) przepraszam za wszelkie niedogodności.


I oczywiście zapomniałam dopisać, że codziennie Rinka wysyła ojcu trochę pieniędzy.


List Rinki do Nata to prawie dokładnie zacytowane słowa piosenki w mediach, serdecznie zachęcam do wysłuchania. :) Five Finger Death Punch - "Coming Down" <3


Pozdrawiam, wera9737.


Enjoy! =^.^=


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro