Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40! Wycieczka do Wersalu.


*Rin*

Stoję w drzwiach i przez parę sekund analizuję pytanie. W końcu uśmiecham się.

- Myślałam o medycynie i chyba przy ty zostanę – mówię. - a ty?

- Też zastanawiałem się nad medycyną. A dokładnie?

- Myślałam nad chirurgią albo ginekologią. A ty?

- Zastanawiałem się, czy by nie wybrać chirurgii. Ale obiecaj, że jeśli wybierzesz ginekologię, będziemy pracować w tym samym szpitalu.

- Ha ha, obiecuję.

- Wiesz... jutro chciałem wybrać się na uniwersytet, gdzie będę się uczyć. Chcesz jechać ze mną?

- To zależy. Gdzie?

- Do Wersalu. Na Université de Nicea. *

- Czy ty mi czytasz w myślach, bo ja też chcę tam pójść?

- Jak widać, tak. A więc?

- Dlaczego nie. Wypadało by już składać papiery.

- Super. Ale pamiętaj o zdjęciu, świadectwie i wynikach matury.

- Okej. Idę już.

- Dasz radę zasnąć?

- Tak.

- W razie czego, dzwoń. Przyjdę choćby o „godzinie demonów".

- Mój ty rycerzu – podchodzę do niego, kładę mu delikatnie dłoń na szyi i całuję go.

- Będę o ciebie o dziewiątej. Pasi?

- Pasi. Do jutra!

- Do jutra!

Wracam do domu, biorę prysznic i kładę się spać. Zasypiam bez trudu.

***

Wracam z mamą ze sklepu. Stoimy na pasach. Idziemy przez jezdnię, aż w moją mamę uderza samochód. Stoję sparaliżowana, niezdolna do ruchu. Auto odjeżdża. Wokół nas schodzi się coraz więcej ludzi. Widzę dużo krwi wokół jej ciała. Stoję tak jakieś 10 minut. W końcu podchodzę do niej i sprawdzam jej oddech i tętno. Nie można jej już pomóc. Głośno płaczę.

***

Budzę się i gwałtownie siadam na łóżku. To tylko sen... wtulam twarz w poduszkę i cicho szlocham. Słyszę pukanie do drzwi, ale nie odpowiadam. Ktoś wchodzi do pokoju. Nie reaguję. Czuję uścisk na ramieniu.

- Rin, wszystko okej?

To głos Nata. Powoli się podnoszę i wycieram oczy i policzki. Chłopak bierze mnie w ramiona i mocno przyciska do klatki piersiowej. Zaciskam dłonie na jego ramionach i wbijam mu paznokcie w łopatki. Słyszę ciche syknięcie z jego strony, ale jak na złość nie puszczam go, nawet nie zwalniam uścisku. Wiem, że może go to boleć, ale wytrzymuje to. Wytrzymuje to, bo mu na mnie zależy. W końcu puszczam go. Chwyta mnie za podbródek i zmusza mnie do spojrzenia mu w oczy.

- Płakałaś? - słyszę ciche pytanie.

- Byłam z nią... widziałam wszystko... nie pomogłam jej... - wychlipuję.

- Ej, to nie twoja wina, tak? Słyszysz? Nie twoja! To tylko sen.

Chwyta mnie za barki i przesuwa dłońmi po nich, później po całym ramieniu i z powrotem.

- Wstawaj. Jest piętnaście po dziewiątej, a Université de Nicea zamykają o dwunastej.

- Już idę.

Nat wychodzi z pokoju, a ja zakładam na siebie biała koszulę i granatową spódnicę. W końcu schodzimy razem na dół.

*Nataniel*

- Co wyście tam tyle czasu robili? Pół godziny was nie było

- Rozmawialiśmy.

Rin wyjmuje z jednej z teczek w salonie zdjęcie, świadectwo i wydruk wyników matury i chowa je do torebki, po czym żegnamy się z Kari i opuszczamy mieszkanie. Idziemy na przystanek. Wsiadamy do autobusu. Rin wyjmuje portfel, jednak ja jestem szybszy i proszę o dwa bilety powyżej godziny. Dziewczyna patrzy na mnie z chęcią mordu w oczach. Uśmiecham się i całuję ją w policzek. Zajmujemy dwa wolne miejsca obok siebie. Rozmawiamy chwilę, po czym czuję głowę Rin na ramieniu. Zamyka oczy i odpływa do krainy Morfeusza. Obejmuję ją ramieniem i przytulam do siebie. Po trochę więcej niż godzinie jesteśmy w Wersalu. Nie mam serca budzić Rin. Biorę ją na ręce i wychodzę z autobusu. Gdy docieram pod budynek Université de Nicea, przykładam czoło do czoła Rin.

- Jesteśmy, słońce. Obudź się – szepczę.

- Już, już - otwiera oczy

Stawiam ją na nogi i wchodzimy do budynku. Jesteśmy pod wrażeniem wyglądu uniwersytetu. Korytarze są szerokie i na każdym, w równej odległości, znajduje się około 10 pomieszczeń. Na ścianach wisi mnóstwo obrazów i zdjęć. Wszędzie jest bardzo jasno, głównie przez duże okna z parapetami długimi na 1,5 metra. Decydujemy się na małą wycieczkę. Spacerujemy korytarzami i widzimy sale lekcyjne, pokój gospodarzy, stołówkę, bibliotekę i, o dziwo, pokoje, w których mieszkają uczęszczający na Université de Nicea studenci. Ostatecznie znajdujemy gabinet dyrektora, gdzie należy składać papiery. Schodzimy do środka. Widzimy tam stojących do nas tyłem czterech chłopaków. Rozpoznaję w nich Lysa, Kasa i bliźniaków. Wszyscy się ze sobą witamy, przytulamy, przybijamy piątki. Rozmawiamy chwilę. Okazuje się, że cała czwórka również idzie na medycynę, a dodatkowo Kas i Lys będą dorabiać jako muzycy w jednym z klubów. W końcu chłopcy wychodzą, a my z Rin siadamy na krzesłach. Po chwili, do gabinetu wchodzi dziewczyna mniej więcej wzrostu Rin. Ma długie, brązowe włosy i czekoladowe oczy. Na nosie nosi czarne okulary. Dyrektor przedstawia się jako Phillip Jones. Nie, to nie może być... to na pewno tylko zbieg okoliczności. Zostajemy wypytani o wszystko, co tylko się da. Dostajemy do przeczytania regulamin szkoły, podczas gdy mężczyzna przegląda nasze świadectwa. Wszystko jest dobrze, ale tylko do pewnego momentu...

*Rin*

Początek regulaminu jest w porządku, ale moją uwagę przykuwa punkt 15, który mówi: „Uczniom nie wolno posiadać Augurii. Za ich używanie student poniesie karę.". Trochę się boję, że nie dam rady się powstrzymać. Czytam regulamin do końca. Podpisujemy odpowiednie papiery i wychodzimy z gabinetu. Idziemy na zewnątrz. Zauważam piękny dziedziniec. Bardzo przypomina mi ten ze Słodkiego Amorisa. Wybrukowana ścieżka prowadzi od wejścia do szkoły. Po lewej stronie od wejścia na dziedziniec znajduje się piękna fontanna z białego marmuru. Na jej szczycie znajduje się rozwinięty zwój papieru. Pewnie przypomina o podpisanym w 1919 roku traktacie wersalskim. Na prawej stronie dziedzińca stoi kilka ławek. Idziemy za budynek. Widzimy kilkuosobową huśtawkę oraz ogromny dąb z nisko rozłożystymi gałęziami. Jestem zachwycona. Opuszczamy uniwersytet i idziemy zwiedzić Wersal. Pałac Wersalski, The Hall of Mirrors, The Water Parterres. Naszym ostatnim przystankiem jest Temple of Love, czyli Świątynia Miłości, otoczona pięknym jeziorem i wieloma drzewami. Romantyczna sceneria – tego było mi trzeba. Siadamy na jednej z ławek. Opieram głowę na ramieniu Nata, a on mnie obejmuje. Rozmawiamy. Na przystanek idziemy dopiero ósmej wieczorem. Wsiadamy do autobusu. Jestem zmęczona, więc kładę głowę na jego ramieniu i zasypiam.

*Nataniel*

Rin znów zasypia w autobusie. Po dojechaniu do domu biorę ją na ręce i niosę do jej mieszkania. Wchodzę do klatki i dzwonię domofonem. Otwieram drzwi. Od razu pytam, czy mogę zostać na noc. Tata Rin zgadza się. Niosę Rin do pokoju i przebieram ją w piżamę. Kładę ją na łóżku i przykrywam pościelą. Jej ubrania wrzucam do kosza na pranie. Siadam na łóżku i głaszczę jej włosy, patrząc jak śpi z lekkim uśmiechem na twarzy.

***

* - Dziękuję, Shiru, za pomoc w znalezieniu nazwy <3

** - Dziękuję, Shiru, za wredną ksywkę B)

**********

Hej kochani! Podoba się część? :) mam nadzieję, że tak. Mam do Was dwa pytania. Pierwsze: podoba Wam się mój "nowy styl pisania", czyli pisanie w czasie teraźniejszym? Jeśli nie, to wrócę do czasu przeszłego. :) i drugie: jak Wam się podoba nowa okładka? :)

Pozdrawiam, wera9737.


Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro