4. Wspomnienia z dzieciństwa.
*Rin*
Moore!? Już wiem skąd go znam! Postanowiłam, że następnego dnia pójdę do swojego mieszkania, żeby wziąć z niego album (w dalszej części dowiecie się, po co on). Oj, jak dobrze, że następnego dnia była sobota. Wstałam koło 5 nad ranem. Ubrałam na siebie czarne getry, szmaragdową spódnicę do kolan i kremową bluzkę z długim rękawem. Zarzuciłam na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Wyrwałam kartkę z notesu, wyjęłam z torebki długopis i napisałam wiadomość dla Nataniela o treści:
Nie martw się o mnie, jestem u siebie mieszkaniu. Wiesz, gdzie mnie szukać. Niedługo wrócę. ;)
Rin.
Położyłam ją na szafce nocnej, a jego pocałowałam w policzek. Wzięłam torebkę, założyłam rude kozaki (bo zbliżała się już zima) i wyszłam z domu. Na zewnątrz prószył śnieg. Doszłam pod dom. Przez 5 minut mocowałam się z zamkiem, ale w końcu weszłam do środka. Rzuciłam kurtkę i torebkę na łóżko i zaczęłam grzebać w komodzie. Na dnie pierwszej szuflady znalazłam gruby album podpisany Rin, wiek: 3 - 6. Otworzyłam go. Na jednym ze zdjęć byłam ja (w wieku 4 lat) oraz chłopiec, blondyn, z którym siedzę w piaskownicy i uśmiechamy się do siebie. Wyjęłam je z albumu i odwróciłam. Było podpisane Szkotka i Amorek w piaskownicy. Jego rodzice znali tylko moje imię. Wtedy, wróciły wspomnienia.
Mieszkałam od urodzenia z rodzicami w Londynie, rodzina Nataniela również. Razem z Natanielem spędzaliśmy praktycznie całe dnie. Nie umieliśmy się rozstać. Pewnego dnia, jego rodzice przyszli do moich. Byli w salonie. Ja i Nataniel, z mojego pokoju, podsłuchiwaliśmy ich rozmowę.
- Razem z Nathalie, Amber i Natanielem przeprowadzamy się do Paryża - mówił ojciec chłopaka.
- Jak to? - spytali moi rodzice.
- Tak to. Dostałem tam bardzo ważną posadę. Nie mogę zaprzepaścić takiej szansy.
- Tak, oczywiście, to zrozumiałe... ale... co z dziećmi? One dnia bez siebie nie przeżyją, a co dopiero reszty życia.
- Cóż, trzeba będzie im to uświadomić. Nie będą mogły się więcej widywać. Wyjeżdżamy jeszcze dzisiaj.
- Trzeba będzie im powiedzieć.
Gdy tego słuchaliśmy, razem z Natem popadliśmy w rozpacz. Przytuliłam się do niego. Objął mnie ramionami. Po chwili, do pokoju weszli rodzice moi i jego.
- Natanielu, wracamy do domu! - rozkazał mu ojciec.
- Nie! Chcę zostać z Rin! - postawił się.
- Bez dyskusji! - złapał go za ręce i wyrwał mi go z objęć.
Rozpłakałam się. Mama Nataniela wzięła go na ręce. Zaczęłam ich gonić. Zatrzymała mnie moja mama.
- Rin, nie! Zabraniam ci!
Zawróciłam. Wbiegłam do pokoju, wskoczyłam na łóżko i płakałam. Mama próbowała mnie uspokoić, ale nie potrafiła. Kiedy weszła do kuchni, po cichu wyszłam z pokoju i wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam, jak rodzice Nataniela pakują walizki do samochodu. Obok auta zobaczyłam małego chłopca o blond włosach. Podbiegłam do niego i przytuliłam.
- Nat, proszę, nie jedź!
- Muszę. Przepraszam.
- Nie!
- Naprawdę mi przykro.
Zobaczył nas ojciec Nataniela.
- Co ty tu robisz? - spytał mnie.
- Ja nie chcę, żeby Nat wyjeżdżał!
- Musimy, Rin. Niestety. Nataniel, chodź! - wziął go na ręce.
- Do zobaczenia, Rin! - zawołał chłopiec z mokrymi oczami.
- Papa! - krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam.
Patrzyłam za znikającym za zakrętami samochodem. Wróciłam do domu, wbiegłam do pokoju i zaczęłam płakać. Płakałam cały dzień.
Przez te pozostałe 13 lat, nie widziałam się z Natem przez ani jedną minutę. Dopiero teraz, w wieku 17 lat. Patrzyłam na zdjęcie. Z moich oczu płynęły łzy. Spływały po policzkach na dłonie albo na zdjęcie.
- Rin? Co się stało? - usłyszałam czyiś głos.
Spojrzałam w tamtą stronę. W progu stał Nataniel.
- Czemu płaczesz? - spytał.
Podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku. Przytulił mnie. Nie wytrzymałam. Wtuliłam się w jego tors i się rozkleiłam. Ryczałam przez dobre kilka minut. Zobaczył w mojej dłoni zdjęcie.
- Co to jest? - spytał i wyjął je z mojej dłoni.
- Zdjęcie. Moje i... i twoje - powiedziałam, wycierając łzy.
- Chcesz powiedzieć... NASZE zdjęcie?
- Tak. Zobacz. To ja - wskazałam na zdjęciu dziewczynkę. - a to ty - wskazałam chłopca.
- Minęło tyle lat... przykro mi to mówić, ale zapomniałem, że w ogóle istniejesz. Nie widziałem cię 13 lat. Tylko błagam, nie obraź się za to na mnie.
- Nie no, co ty. Spokojnie. Szczerze, to... ja też o tobie zapomniałam.
- To bez znaczenia. Myślałam, że więcej cię nie zobaczę, Szkotko - uśmiechnął się.
- Ja też tak myślałam, Amorku - odwzajemniłam uśmiech.
Przytuliłam go. Skserowałam dla niego to zdjęcie i dałam mu. Z tyłu napisałam Dla Amorka od Szkotki, przyjaciółki forever. :* Uściskał mnie. Wróciliśmy do mieszkania. Nat schował to zdjęcie na samo dno szuflady swojego biurka. Szybko przebraliśmy się na nowo w piżamy i wskoczyliśmy pod kołdrę do łóżka. Było coś koło 5.30. Było ciemno. Leżałam plecami do Nataniela i próbowałam sobie przypomnieć nasze wspólne chwile, kiedy byliśmy dziećmi. Hmm... i po co ja tyle główkuję!? Album! Boże, jaka ja jestem głupia... Nat już spał. Włączyłam lampkę i wygrzebałam z torebki album. Usiadłam na łóżku i go otworzyłam. Po kolei wyjmowałam każde zdjęcie i dokładnie je oglądałam. Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Najbardziej jednak nie mogłam przeboleć tego, że jego rodzina musiała się przeprowadzić i że mogłam go już więcej nie zobaczyć. Te pierwsze miesiące bez niego były dla mnie prawdziwą katorgą. Spędziliśmy razem pierwsze 4 lata naszego życia, a potem... potem wszystko się skończyło. Męka, żeby się pogodzić z jego odejściem... teraz nie potrafię o tym zapomnieć. O tym, co czułam, kiedy wyjeżdżał, kiedy przytuliłam go po raz ostatni. Jeszcze trochę i znowu bym się rozkleiła, gdyby nie to, że ktoś dotknął moich ramion.
- Nad czym myślisz?
Spojrzałam za siebie. Ujrzałam twarz Nata.
- Nad... nad niczym.
- To nasze zdjęcia? - spytał, wskazując album.
- Tak...
- Mogę też je pooglądać?
- Jasne.
Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Wspominaliśmy chwile, które razem spędziliśmy. Zajęło nam to około 2 godziny. W końcu wstaliśmy. Przebraliśmy się. Znowu ubrałam getry, spódnicę i bluzkę. Nat założył granatowy sweter i ciemne spodnie. Zeszliśmy na dół. Nie byłam głodna, więc grzecznie podziękowałam za śniadanie. Wróciłam na górę i schowałam album do torebki. Po chwili, do pokoju weszła Amber.
- Co to jest? - spytała.
Super! Zobaczyła, że chowam do torebki album!
- N-Nic...
- Taa, jasne! Co to jest!?
- Nie twoja sprawa.
- No nie powiedziałabym. Mieszkasz pod moim dachem.
- Co to zmieni, jeśli ci powiem?
- Dużo może zmienić to, jeśli mi nie powiesz.
- Dobra, dobra, okej! Album. Zadowolona?
- Po co ci on tutaj?
- Mało masz problemów?
- Po co ci on!?
- Powspominać sobie nie mogę?
Weszła do pokoju, odepchnęła mnie i wyrwała mi go z rąk. Otworzyła go i zaczęła go przeglądać. Odsunęłam się trochę. Na widok zdjęć moich i jej brata, zagotowało się w niej.
- I ty jeszcze śmiesz przynosić je tutaj przynosić!?
- Mam prawo powspominać sobie czasy, kiedy nas nie rozdzielono!
- Może i masz, ale dużo sobie nie powspominasz.
- Co?
- To!
Wzięła album w jedną rękę i wystawiła ją przez otwarte okno. Schowałam usta w dłoniach. Moje oczy zrobiły się mokre.
- Amber, błagam, nie rób tego! Zrobię wszystko!
Nie posłuchała mnie. Puściła album. Spojrzałam przez okno. Leżał na śniegu. Wściekłam się. Zbiegłam po schodach i wyszłam na zewnątrz. Nawet nie ubrałam kurtki. Nataniel usłyszał, jak wychodzę i pobiegł za mną. Mój album był w stanie krytycznym. Wszystkie zdjęcia z niego wypadły, jego kartki był pogniecione, a okładka brudna. Klęknęłam obok i zaczęłam, ze łzami w oczach, zbierać zdjęcia. Po chwili, przed domem pojawił się Nataniel. Pomógł mi pozbierać zdjęcia. Albumu jednak nie dało się uratować. A nawet gdyby, to przecież nie włożę do niego naszych wspólnych zdjęć, jeśli strony są pogniecione. Nie chcę ich prasować, bo boję się, że je zniszczę. Mogłam go tylko wyrzucić.
- Rin, spokojnie, mam pomysł. Pójdziemy do mojej mamy, ona na pewno nam pomoże.
- Ale... co mogę zrobić z takim czymś? Wyczyścić mogę, ale przecież strony się wypalą.
- Moja mama ma sposób na wszystko. Na pewno ci pomoże. Ale powiedz... jak to się stało?
- Chowałam album do torebki, do twojego pokoju weszła Amber, przejrzała go, wściekła się, że po tak długim czasie jeszcze je tu przynoszę i upuściła go przez okno. No i teraz jest w takim stanie.
- Ech... ona nigdy nie dojrzeje.
Zawsze będzie zielona z zazdrości, co chcesz?
- Też mi się wydaje. Dobra, chodźmy do twojej mamy. Oby udało się to jeszcze uratować.
- Na pewno się uda.
Nataniel wziął zdjęcia, a ja album. Weszliśmy do jego pokoju, wyjęłam chusteczki i wyczyściłam okładkę. Wyglądała jak dawniej. Tylko te pogniecione kartki go obrzydzały. Zeszliśmy do kuchni i poprosiliśmy o pomoc jego mamę. Od razu nam pomogła. Przeprasowała strony tak, że po zagnieceniach nie było śladu. Ucieszyłam się. Wbiegłam na górę i pochowałam zdjęcia do kieszonek na stronach. Książka wyglądała tak, jak przed upuszczeniem z okna. Ubrałam na siebie kurtkę i kozaki, wyszłam z domu i udałam się w stronę swojego, żeby tam schować album, aby był bezpieczny. Schowałam go i wyszłam z domu. Zobaczyłam tam Nataniela.
- Nat? Śledzisz mnie czy co?
- Nie, tylko że, skoro mieszkasz pod moim dachem, to postanowiłem, że może się trochę przespacerujemy. I tak wrócimy do domu o tej samej porze.
- No w sumie...
- Więc?
- Skoro zapraszasz, to bardzo chętnie.
- Super.
Udaliśmy się w stronę parku. Było mi zimno, pomimo że miałam na sobie kurtkę. Objął mnie ramieniem i przytulił. Wtuliłam się w niego. Przy nim czułam się bezpieczna. Przy nim czuję, że żyję. Złapał mnie za rękę i spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam uśmiech. Po chwili, zobaczyliśmy Rozę i jakiegoś chłopaka.
- Hejka! - zawołała.
- Hej! - odpowiedzieliśmy.
- Kto to? - spytałam, wskazując chłopaka obok niej.
- To Leo. Mój chłopak.
- Hmm... dałabym głowę, że on pracuje w sklepie z ciuchami.
- No bo pracuje. To u niego kupiliśmy ci sukienkę na urodziny.
- Żartujesz!? To jego kreacja?
- Jasne.
- WoW. Masz wielki talent, Leo - powiedziałam do niego.
- Dziękuję. Leo - podał mi dłoń.
- Rin - uścisnęłam mu dłoń.
- Co tutaj robicie? - spytał Nat.
- Spacerujemy - odpowiedziała Roza. - a wy to parą jesteście, że się tak za ręce trzymacie?
No pięknie... Roza to zobaczyła. Chciałam uwolnić rękę z uścisku Nataniela, ale ten mi nie pozwolił, tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech. Wyrywałam dłoń, ale on wciąż mnie mocno trzymał. W końcu poddałam się.
- Nie, nie jesteśmy - odpowiedział. - po prostu nie chce, żeby się mi gdzieś zgubiła - zaśmialiśmy się.
- Ok. To my będziemy lecieć - powiedział Leo. - Lysander będzie się martwić.
- Lysander?
- Nie znasz go?
- Znam, znam. Ale... dlaczego on miałby się martwić?
- No bo to mój brat.
Spojrzałam zdziwiona na Nata, a on na mnie, tak samo zdziwiony.
- Lysander to twój brat?
- Tak, a co? Nie wiedziałaś?
- Nie...
- To już wiesz. Ok, idziemy. Na razie!
- Pa!
Oni poszli w swoją stronę, a my z Natanielem wróciliśmy do domu.
**********
Hej kochani! Rozdział 4 jest już gotowy! Trochę krótko, bo tylko niecałe 2000 słów, ale po prostu nie miałam weny. Sorki! I w ogóle dziękuję Wam za prawie 300 wyświetleń! To bardzo motywuje. Dobra, dosyć gadania. Zapraszam do czytania, gwiazdkowania i komentowania i do zobaczenia! Papa! :* Wera9737.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro