Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Wspomnienia z dzieciństwa.

*Rin*

Moore!? Już wiem skąd go znam! Postanowiłam, że następnego dnia pójdę do swojego mieszkania, żeby wziąć z niego album (w dalszej części dowiecie się, po co on). Oj, jak dobrze, że następnego dnia była sobota. Wstałam koło 5 nad ranem. Ubrałam na siebie czarne getry, szmaragdową spódnicę do kolan i kremową bluzkę z długim rękawem. Zarzuciłam na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Wyrwałam kartkę z notesu, wyjęłam z torebki długopis i napisałam wiadomość dla Nataniela o treści:

Nie martw się o mnie, jestem u siebie mieszkaniu. Wiesz, gdzie mnie szukać. Niedługo wrócę. ;)

Rin.

Położyłam ją na szafce nocnej, a jego pocałowałam w policzek. Wzięłam torebkę, założyłam rude kozaki (bo zbliżała się już zima) i wyszłam z domu. Na zewnątrz prószył śnieg. Doszłam pod dom. Przez 5 minut mocowałam się z zamkiem, ale w końcu weszłam do środka. Rzuciłam kurtkę i torebkę na łóżko i zaczęłam grzebać w komodzie. Na dnie pierwszej szuflady znalazłam gruby album podpisany Rin, wiek: 3 - 6. Otworzyłam go. Na jednym ze zdjęć byłam ja (w wieku 4 lat) oraz chłopiec, blondyn, z którym siedzę w piaskownicy i uśmiechamy się do siebie. Wyjęłam je z albumu i odwróciłam. Było podpisane Szkotka i Amorek w piaskownicy. Jego rodzice znali tylko moje imię. Wtedy, wróciły wspomnienia.

Mieszkałam od urodzenia z rodzicami w Londynie, rodzina Nataniela również. Razem z Natanielem spędzaliśmy praktycznie całe dnie. Nie umieliśmy się rozstać. Pewnego dnia, jego rodzice przyszli do moich. Byli w salonie. Ja i Nataniel, z mojego pokoju, podsłuchiwaliśmy ich rozmowę.

- Razem z Nathalie, Amber i Natanielem przeprowadzamy się do Paryża - mówił ojciec chłopaka.

- Jak to? - spytali moi rodzice.

- Tak to. Dostałem tam bardzo ważną posadę. Nie mogę zaprzepaścić takiej szansy.

- Tak, oczywiście, to zrozumiałe... ale... co z dziećmi? One dnia bez siebie nie przeżyją, a co dopiero reszty życia.

- Cóż, trzeba będzie im to uświadomić. Nie będą mogły się więcej widywać. Wyjeżdżamy jeszcze dzisiaj.

- Trzeba będzie im powiedzieć.

Gdy tego słuchaliśmy, razem z Natem popadliśmy w rozpacz. Przytuliłam się do niego. Objął mnie ramionami. Po chwili, do pokoju weszli rodzice moi i jego.

- Natanielu, wracamy do domu! - rozkazał mu ojciec.

- Nie! Chcę zostać z Rin! - postawił się.

- Bez dyskusji! - złapał go za ręce i wyrwał mi go z objęć.

Rozpłakałam się. Mama Nataniela wzięła go na ręce. Zaczęłam ich gonić. Zatrzymała mnie moja mama.

- Rin, nie! Zabraniam ci!

Zawróciłam. Wbiegłam do pokoju, wskoczyłam na łóżko i płakałam. Mama próbowała mnie uspokoić, ale nie potrafiła. Kiedy weszła do kuchni, po cichu wyszłam z pokoju i wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam, jak rodzice Nataniela pakują walizki do samochodu. Obok auta zobaczyłam małego chłopca o blond włosach. Podbiegłam do niego i przytuliłam.

- Nat, proszę, nie jedź!

- Muszę. Przepraszam.

- Nie!

- Naprawdę mi przykro.

Zobaczył nas ojciec Nataniela.

- Co ty tu robisz? - spytał mnie.

- Ja nie chcę, żeby Nat wyjeżdżał!

- Musimy, Rin. Niestety. Nataniel, chodź! - wziął go na ręce.

- Do zobaczenia, Rin! - zawołał chłopiec z mokrymi oczami.

- Papa! - krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam.

Patrzyłam za znikającym za zakrętami samochodem. Wróciłam do domu, wbiegłam do pokoju i zaczęłam płakać. Płakałam cały dzień.

Przez te pozostałe 13 lat, nie widziałam się z Natem przez ani jedną minutę. Dopiero teraz, w wieku 17 lat. Patrzyłam na zdjęcie. Z moich oczu płynęły łzy. Spływały po policzkach na dłonie albo na zdjęcie.

- Rin? Co się stało? - usłyszałam czyiś głos.

Spojrzałam w tamtą stronę. W progu stał Nataniel.

- Czemu płaczesz? - spytał.

Podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku. Przytulił mnie. Nie wytrzymałam. Wtuliłam się w jego tors i się rozkleiłam. Ryczałam przez dobre kilka minut. Zobaczył w mojej dłoni zdjęcie.

- Co to jest? - spytał i wyjął je z mojej dłoni.

- Zdjęcie. Moje i... i twoje - powiedziałam, wycierając łzy.

- Chcesz powiedzieć... NASZE zdjęcie?

- Tak. Zobacz. To ja - wskazałam na zdjęciu dziewczynkę. - a to ty - wskazałam chłopca.

- Minęło tyle lat... przykro mi to mówić, ale zapomniałem, że w ogóle istniejesz. Nie widziałem cię 13 lat. Tylko błagam, nie obraź się za to na mnie.

- Nie no, co ty. Spokojnie. Szczerze, to... ja też o tobie zapomniałam.

- To bez znaczenia. Myślałam, że więcej cię nie zobaczę, Szkotko - uśmiechnął się.

- Ja też tak myślałam, Amorku - odwzajemniłam uśmiech.

Przytuliłam go. Skserowałam dla niego to zdjęcie i dałam mu. Z tyłu napisałam Dla Amorka od Szkotki, przyjaciółki forever. :* Uściskał mnie. Wróciliśmy do mieszkania. Nat schował to zdjęcie na samo dno szuflady swojego biurka. Szybko przebraliśmy się na nowo w piżamy i wskoczyliśmy pod kołdrę do łóżka. Było coś koło 5.30. Było ciemno. Leżałam plecami do Nataniela i próbowałam sobie przypomnieć nasze wspólne chwile, kiedy byliśmy dziećmi. Hmm... i po co ja tyle główkuję!? Album! Boże, jaka ja jestem głupia... Nat już spał. Włączyłam lampkę i wygrzebałam z torebki album. Usiadłam na łóżku i go otworzyłam. Po kolei wyjmowałam każde zdjęcie i dokładnie je oglądałam. Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Najbardziej jednak nie mogłam przeboleć tego, że jego rodzina musiała się przeprowadzić i że mogłam go już więcej nie zobaczyć. Te pierwsze miesiące bez niego były dla mnie prawdziwą katorgą. Spędziliśmy razem pierwsze 4 lata naszego życia, a potem... potem wszystko się skończyło. Męka, żeby się pogodzić z jego odejściem... teraz nie potrafię o tym zapomnieć. O tym, co czułam, kiedy wyjeżdżał, kiedy przytuliłam go po raz ostatni. Jeszcze trochę i znowu bym się rozkleiła, gdyby nie to, że ktoś dotknął moich ramion.

- Nad czym myślisz?

Spojrzałam za siebie. Ujrzałam twarz Nata.

- Nad... nad niczym.

- To nasze zdjęcia? - spytał, wskazując album.

- Tak...

- Mogę też je pooglądać?

- Jasne.

Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Wspominaliśmy chwile, które razem spędziliśmy. Zajęło nam to około 2 godziny. W końcu wstaliśmy. Przebraliśmy się. Znowu ubrałam getry, spódnicę i bluzkę. Nat założył granatowy sweter i ciemne spodnie. Zeszliśmy na dół. Nie byłam głodna, więc grzecznie podziękowałam za śniadanie. Wróciłam na górę i schowałam album do torebki. Po chwili, do pokoju weszła Amber.

- Co to jest? - spytała.

Super! Zobaczyła, że chowam do torebki album!

- N-Nic...

- Taa, jasne! Co to jest!?

- Nie twoja sprawa.

- No nie powiedziałabym. Mieszkasz pod moim dachem.

- Co to zmieni, jeśli ci powiem?

- Dużo może zmienić to, jeśli mi nie powiesz.

- Dobra, dobra, okej! Album. Zadowolona?

- Po co ci on tutaj?

- Mało masz problemów?

- Po co ci on!?

- Powspominać sobie nie mogę?

Weszła do pokoju, odepchnęła mnie i wyrwała mi go z rąk. Otworzyła go i zaczęła go przeglądać. Odsunęłam się trochę. Na widok zdjęć moich i jej brata, zagotowało się w niej.

- I ty jeszcze śmiesz przynosić je tutaj przynosić!?

- Mam prawo powspominać sobie czasy, kiedy nas nie rozdzielono!

- Może i masz, ale dużo sobie nie powspominasz.

- Co?

- To!

Wzięła album w jedną rękę i wystawiła ją przez otwarte okno. Schowałam usta w dłoniach. Moje oczy zrobiły się mokre.

- Amber, błagam, nie rób tego! Zrobię wszystko!

Nie posłuchała mnie. Puściła album. Spojrzałam przez okno. Leżał na śniegu. Wściekłam się. Zbiegłam po schodach i wyszłam na zewnątrz. Nawet nie ubrałam kurtki. Nataniel usłyszał, jak wychodzę i pobiegł za mną. Mój album był w stanie krytycznym. Wszystkie zdjęcia z niego wypadły, jego kartki był pogniecione, a okładka brudna. Klęknęłam obok i zaczęłam, ze łzami w oczach, zbierać zdjęcia. Po chwili, przed domem pojawił się Nataniel. Pomógł mi pozbierać zdjęcia. Albumu jednak nie dało się uratować. A nawet gdyby, to przecież nie włożę do niego naszych wspólnych zdjęć, jeśli strony są pogniecione. Nie chcę ich prasować, bo boję się, że je zniszczę. Mogłam go tylko wyrzucić.

- Rin, spokojnie, mam pomysł. Pójdziemy do mojej mamy, ona na pewno nam pomoże.

- Ale... co mogę zrobić z takim czymś? Wyczyścić mogę, ale przecież strony się wypalą.

- Moja mama ma sposób na wszystko. Na pewno ci pomoże. Ale powiedz... jak to się stało?

- Chowałam album do torebki, do twojego pokoju weszła Amber, przejrzała go, wściekła się, że po tak długim czasie jeszcze je tu przynoszę i upuściła go przez okno. No i teraz jest w takim stanie.

- Ech... ona nigdy nie dojrzeje.

Zawsze będzie zielona z zazdrości, co chcesz?

- Też mi się wydaje. Dobra, chodźmy do twojej mamy. Oby udało się to jeszcze uratować.

- Na pewno się uda.

Nataniel wziął zdjęcia, a ja album. Weszliśmy do jego pokoju, wyjęłam chusteczki i wyczyściłam okładkę. Wyglądała jak dawniej. Tylko te pogniecione kartki go obrzydzały. Zeszliśmy do kuchni i poprosiliśmy o pomoc jego mamę. Od razu nam pomogła. Przeprasowała strony tak, że po zagnieceniach nie było śladu. Ucieszyłam się. Wbiegłam na górę i pochowałam zdjęcia do kieszonek na stronach. Książka wyglądała tak, jak przed upuszczeniem z okna. Ubrałam na siebie kurtkę i kozaki, wyszłam z domu i udałam się w stronę swojego, żeby tam schować album, aby był bezpieczny. Schowałam go i wyszłam z domu. Zobaczyłam tam Nataniela.

- Nat? Śledzisz mnie czy co?

- Nie, tylko że, skoro mieszkasz pod moim dachem, to postanowiłem, że może się trochę przespacerujemy. I tak wrócimy do domu o tej samej porze.

- No w sumie...

- Więc?

- Skoro zapraszasz, to bardzo chętnie.

- Super.

Udaliśmy się w stronę parku. Było mi zimno, pomimo że miałam na sobie kurtkę. Objął mnie ramieniem i przytulił. Wtuliłam się w niego. Przy nim czułam się bezpieczna. Przy nim czuję, że żyję. Złapał mnie za rękę i spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam uśmiech. Po chwili, zobaczyliśmy Rozę i jakiegoś chłopaka.

- Hejka! - zawołała.

- Hej! - odpowiedzieliśmy.

- Kto to? - spytałam, wskazując chłopaka obok niej.

- To Leo. Mój chłopak.

- Hmm... dałabym głowę, że on pracuje w sklepie z ciuchami.

- No bo pracuje. To u niego kupiliśmy ci sukienkę na urodziny.

- Żartujesz!? To jego kreacja?

- Jasne.

- WoW. Masz wielki talent, Leo - powiedziałam do niego.

- Dziękuję. Leo - podał mi dłoń.

- Rin - uścisnęłam mu dłoń.

- Co tutaj robicie? - spytał Nat.

- Spacerujemy - odpowiedziała Roza. - a wy to parą jesteście, że się tak za ręce trzymacie?

No pięknie... Roza to zobaczyła. Chciałam uwolnić rękę z uścisku Nataniela, ale ten mi nie pozwolił, tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech. Wyrywałam dłoń, ale on wciąż mnie mocno trzymał. W końcu poddałam się.

- Nie, nie jesteśmy - odpowiedział. - po prostu nie chce, żeby się mi gdzieś zgubiła - zaśmialiśmy się.

- Ok. To my będziemy lecieć - powiedział Leo. - Lysander będzie się martwić.

- Lysander?

- Nie znasz go?

- Znam, znam. Ale... dlaczego on miałby się martwić?

- No bo to mój brat.

Spojrzałam zdziwiona na Nata, a on na mnie, tak samo zdziwiony.

- Lysander to twój brat?

- Tak, a co? Nie wiedziałaś?

- Nie...

- To już wiesz. Ok, idziemy. Na razie!

- Pa!

Oni poszli w swoją stronę, a my z Natanielem wróciliśmy do domu.

**********
Hej kochani! Rozdział 4 jest już gotowy! Trochę krótko, bo tylko niecałe 2000 słów, ale po prostu nie miałam weny. Sorki!  I w ogóle dziękuję Wam za prawie 300 wyświetleń! To bardzo motywuje. Dobra, dosyć gadania. Zapraszam do czytania, gwiazdkowania i komentowania i do zobaczenia! Papa! :* Wera9737.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro