35. "Wtedy bym cię nie znalazła."
*Nataniel*
Mój poranek w domu bliźniaków rozpoczął się mdłościami. Szybko wstałem z łóżka i zacząłem szukać łazienki. Gdy w końcu ją znalazłem, natychmiast zwymiotowałem. Silny ból głowy dał mi się we znaki. Usiadłem na zimnych bladozielonych kafelkach, opierając się plecami o ścianę z takich samych płytek. Zgiąłem nogi w kolanach i przysunąłem je do piersi. Lewą dłoń podparłem na kolanie i oparłem na niej głowę. Siedziałem tak kilka minut. Miałem wyrzuty sumienia. Głowa bolała mnie tak samo mocno, jak wcześniej. Mogłem aż tyle nie pić. Kilka puszek piwa, pół butelki wina i jeszcze inny alkohol to dla mnie zdecydowanie za dużo. Nie pomyślałem nawet, żeby wziąć z domu tabletki na kaca. Wróciłem do pokoju, w którym spałem, i znów położyłem się na łóżku. Minęło kilka chwil i Rin się obudziła. Myślałem, że będzie ona w lepszym stanie, ale się myliłem. Natychmiast się podniosła, zakryła usta dłonią i wybiegła z pokoju. Była w samej bieliźnie. W jednej chwili przypomniał mi się cały wieczór. Butelka z pocałunkami, butelka rozbierana, seks z Rin... i seks z Melanią. Na samo wspomnienie tego ostatniego zdarzenia znów zebrało mi się na mdłości. Z trudem powstrzymałem się przed zrzyganiem się na łóżko. Minęło chyba 15 minut, a Rin dalej nie wróciła do pokoju. Wyszedłem za nią. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem Rin. Była biała jak ściana. Nogi miała tuż przy piersiach, na kolanach opierała łokcie, na nich podparła twarz. Wydawała się taka słaba, delikatna i krucha... tak jakby jeden ruch mógł ją stłuc na kawałki, jak porcelanową laleczkę. Powoli do niej podszedłem, kucnąłem przed nią i położyłem jej dłonie na kolanach.
- Rin, wszystko w porządku?
- Nie... źle się czuję, niedobrze mi i boli mnie głowa.
- Dasz radę pójść do pokoju?
- O własnych nogach? Za nic w świecie! Choćbym miała się trzymać ścian, drzwi, mebli, nie dojdę dam!
- Pomóc ci?
- Jak?
Wstałem i podałem jej dłonie. Chwyciła mnie za nie i powoli się podniosła. Widziałem, że nie umie ustać na własnych nogach. Jedną dłoń położyłem na jej plecach, a drugą pod kolanami, po czym podniosłem ją i wyszedłem z łazienki i szedłem powoli do pokoju, gdzie spaliśmy. Ona, jedną dłoń zarzuciła mi na szyję, a drugą położyła na moim sercu. Poczułem w tych miejscach przyjemne ciepło. Położyłem Rin na łóżku, usiadłem obok i położyłem jej dłoń na czole.
- Poczekaj tutaj na mnie, okej? Idę do Alexy'ego po jakieś tabletki na kaca.
- Okej, tylko pospiesz się, zaraz nie wytrzymam, strasznie boli.
Wyszedłem z pokoju. Błądziłem po domu, aż znalazłem pokój chłopaków. Najwidoczniej wstali, bo ich tam nie było. Wyszedłem z ich sypialni i zacząłem ich szukać w pozostałych pokojach. Byli w kuchni. Akurat brali jakieś tabletki. Podszedłem do nich.
- Alexy, to są tabletki na kaca?
- Ta. Chcesz jedną?
- Daj dwie, biorę jeszcze dla Rin.
- Weź sobie. Koło lodówki stoi butelką z wodą, ją też możesz wziąć.
- Dzięki.
Wziąłem tabletki i wodę, po czym wróciłem do pokoju. Rin trzymała dłoń na czole i mocno zaciskała powieki.
- Nie martw się, pomoc nadeszła – pomogłem jej się podnieść, po czym podałem jej jedną tabletkę i wodę.
- Dzięki – zażyła lek i popiła go przezroczystą cieczą.
Podała mi butelkę. Zażyłem tabletkę i wziąłem duży łyk wody.
- To nie był dobry pomysł, żebyśmy tyle pili – wyszeptała Rin.
- Masz rację. Mi też zaraz pęknie głowa.
- Muszę wyjść, nie wytrzymam tutaj dłużej.
- Pójdę z tobą.
Wyjąłem z torby świeże ubrania i założyłem je na siebie, to samo zrobiła Rin. Wyglądała wtedy jak istna bogini. Śliczna pomarańczowa sukienka z motywami kwiatów sprawiała, że moja dziewczyna wyglądała prześlicznie i świeżo. Czarne baleriny dodawały jej nieco tajemniczości. Rozczesane, lekko pofalowane czarne włosy spływały jej na jedno ramię. Delikatny makijaż w formie lekko pomalowanych rzęs i muśniętych błyszczykiem ust dodawał jej uroku. Złapałem Rin za rękę i zeszliśmy na dół. Musieliśmy iść powoli, bo ja tam pół biedy, zszedłbym, ale Rin dalej ledwo trzymała się na nogach. Krzyknąłem jeszcze, że wychodzimy z Rin, po czym opuściliśmy dom bliźniaków. Poszliśmy w nasze ulubione miejsce, czyli odkryte niedawno jeziorko w parku. Położyliśmy się na trawie. Ugięliśmy nogi w kolanach, założyliśmy jedną na drugą, dłonie wsunęliśmy pod głowy. Leżeliśmy tak kilka minut, nie rozmawiając. Patrzyliśmy w niebo. W końcu Rin się podniosła.
- Nat... mam do ciebie dosyć osobiste pytanie.
- O co chodzi? - również się podniosłem.
- Jak wyglądało twoje życie, kiedy się wyprowadziłeś z Londynu?
Tego pytania się nie spodziewałem. Nigdy z nikim nie rozmawiałem o moim życiu prywatnym. Pamiętałem większość wydarzeń, ale trudno mi było o tym mówić. Schyliłem głowę.
- Wiesz... to dla mnie trudny temat. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem.
- Jeśli nie chcesz o tym mówić, to spoko, przecież cię nie zmuszam.
- Nie, skoro tak ci zależy, to ci opowiem.
- No, słucham.
Nie wiedziałem, od czego mam zacząć, więc milczałem. Po chwili, poczułem dłoń na sercu, rękę na szyi i głowę na ramieniu. Podniosłem twarz i spojrzałem na cerę osoby, która mnie przytuliła. Rin uśmiechała się delikatnie. Odwzajemniłem uśmiech, po czym zacząłem zbierać myśli i zastanawiać się, od czego zacząć. W końcu wymyśliłem.
- Od kiedy pokazałaś mi nasze zdjęcia z dzieciństwa, doskonale pamiętam dzień, kiedy się rozstaliśmy. Twój wyraz twarzy, mój ból, rozpacz... a przede wszystkim ogromną tęsknotę. Wciąż patrzyłem na ciebie przez tylną szybę. W końcu, kiedy już zniknęłaś mi z pola widzenia, usiadłem normalnie, ale w oczach miałem łzy. Błagałem rodziców, aby zawrócili, mówiłem, że nie chcę cię zostawiać, że cię kocham, że jesteś mi bardzo droga, ale mnie nie słuchali. Wtedy liczyła się dla nich tylko więcej płatna praca mojego ojca. Na lotnisku zacząłem się buntować, ale w końcu musiałem się poddać. Przez cały lot miałem łzy w oczach. Nie umiałem o tobie zapomnieć. Gdy przyjechaliśmy i wprowadziliśmy się do mieszkania, natychmiast spytałem mamę, gdzie będzie mój pokój. Pokazała mi sypialnię, w której spałaś, gdy byłaś u mnie po raz pierwszy. Wbiegłem do pokoju, wskoczyłem na łóżku i zacząłem torturować poduszki. Na dodatek nie miałem twojego numeru telefonu ani nie miałem naszych zdjęć, których ty miałaś pół albumu. Minęło kilka lat. Byłem w trzeciej klasie podstawówki. Niestety, wtedy już o tobie nie pamiętałem. Mimo wszystko, ten dzień był najgorszy w moim życiu. Kiedyś było inaczej, niż teraz. To ja byłem ten nieznośny, a Amber była ta... znośna. Ona, jeśli dobrze pamiętam, chciała, żebym się z nią pobawił. Odruchowo jej odpyskowałem. Ona się rozpłakała i poszła do naszego ojca. Matka wtedy była u koleżanki. Usłyszałem głośne odgłosy kroków na schodach. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Do środka wszedł mój ojciec. Wtedy... - z mojego oka wypłynęła duża łza. - po raz pierwszy mnie uderzył. Dostałem w plecy. Nigdy nie czułem takiego bólu. Pamiętam to, jakby to zdarzyło się przed chwilą. Ja płakałem, a ojciec się na mnie darł. Kiedy wyszedł, usiadłem na parapecie. Gdyby nie to, że matka była dla mnie sto razy milsza, wyskoczyłbym przez okno. Od tego dnia musiałem mieć się na baczności. Obrywałem za choćby najdrobniejsze przewinienie, choć nie wiem, czy nielubienie słodkich rzeczy mogę nazwać przewinieniem. Tak. Byłem inny. Kiedy ktoś w klasie miał urodziny, zawsze tylko składałem życzenia, nigdy nie brałem słodyczy. Praktycznie kilko nieliczni to akceptowali. I jedną z tych osób była Melania. Zawsze, aż do stycznia tego roku, była moją najlepszą przyjaciółką. Wiedziała o mnie większość rzeczy. Oczywiście nigdy nie wspomniałem jej o tym, że własny ojciec mnie maltretuje. Wiedziałem, że źle robi, ale nie potrafiłem nikomu o tym powiedzieć. Dzięki temu, że Melania codziennie w szkole ze mną rozmawiała, dni mijały mi szybciej. Przynajmniej te w szkole. Czas, który spędzałem w domu, w trakcie roku szkolnego poświęcałem prawie tylko i wyłącznie nauce, a w wakacje... cóż, miałem trochę więcej swobody. To chyba dlatego, oprócz ciebie, nie miałem żadnej dziewczyny. Mijały kolejne lata. Przeszedłem przez podstawówkę i gimnazjum. Co roku dostawałem tytuł najlepszego ucznia. Jedni mi zazdrościli, inni mnie za to wręcz nienawidzili, jeszcze inni byli dumni. A mój ojciec? On tylko chciał, abym był najlepszy, aby mógł się chwalić przed kolegami z pracy, jakiego to ma wspaniałego syna. Uczyłem się dużo, czasem nawet nie spałem w nocy, przez co w szkole byłem zmęczony, ale oceny miałem najlepsze z całej klasy. Zawsze. Z jednej strony to zasługa mojego ojca, bo to on kazał mi tyle siedzieć nad książkami, ale z drugiej strony robiłem to, bo... bałem się go. Bałem się jego gniewu, jego wybuchów. Pamiętam nawet, że gdy w pierwszej gimnazjum przyniosłem do domu swoją pierwszą tróję, gdy mama poszła do ogrodu, przyszedł do mnie do pokoju i zaczął mnie mocno bić w plecy. Łzy płynęły mi strumieniami, nie umiałem ich powstrzymać. Ani jego. Krzyczałem, prosiłem, błagałem by przestał, ale nie robił tego. Kiedy w końcu wyszedł, zdjąłem koszulę, żeby zobaczyć, w jakim jestem stanie. Byłem dosłownie przerażony. Moje całe plecy były fioletowosine. Naprawdę, siniak na siniaku. Nie chciałabyś tego widzieć. Potem, wciąż starałem się, aby mieć oceny powyżej czwórki. Jednak w ostatniej klasie gimnazjum, jakoś w kwietniu, na sprawdzianie z matematyki podwinęła mi się noga i znowu dostałem tróję. Tylko dlatego, że nie spałem całą noc, tylko się uczyłem. Zrobiłem błędy w najprostszych rzeczach, a trudne zadania rozwiązałem bezbłędnie. Na moje nieszczęście, w domu był tylko ojciec. Kiedy pokazałem mu sprawdzian, gwałtownie wstał od stołu i chciał znów mnie uderzyć. Również się podniosłem i zacząłem biec do pokoju. Chciałem je jakoś zablokować, ale mi się nie udało. On... wszedł do pokoju... popchnął mnie na podłogę... schylił się... i... spoliczkował – moje oczy znów zmieniły się w wodospad. - dostawałem wszędzie, gdzie się dało, ale tak, aby nie było widać siniaków. Jednak kiedy znudziło mu się bicie mnie po ciele, skupił się na twarzy. Nie wiem, ile to trwało, by straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, miałem wielki problem z podniesieniem się. Wyplułem w dłonie mieszaninę śliny i krwi. Trzymając się ścian, wszedłem do łazienki, drzwi zamknąłem na klucz. Mało zawału nie dostałem, jak zobaczyłem się w lustrze. Miałem mocny krwotok z nosa, rozciętą wargę i siny policzek. Wyjąłem z apteczki dwie chusteczki, jedną przyłożyłem do czoła, drugą do nosa, głowę przechyliłem do przodu. Po jakichś 5 minutach krwotok ustąpił. Wytarłem strużki krwi wypływające z mojej wargi i znów spojrzałem w lustro. Było w miarę okej, tylko ten cholerny policzek ciągle bardzo mocno pulsował, co powodowało cholerny ból. Wróciłem do pokoju i nie wychodziłem z pokoju. Od tamtego dnia, nie dostałem oceny niższej niż cztery. Ojcu się to podobało, ale mimo wszystko obrywałem za przeróżne inne rzeczy. Przeszedłem do liceum i było to samo. A moją sytuację od stycznia znasz doskonale.
Skończyłem swój monolog. Oczy Rin się szkliły. Wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Nie pomyliłem się. Zacisnęła piąstki na mojej koszuli, a jej łzy zaczęły tworzyć na białym materiale mokrą plamę. Aż trudno uwierzyć, jak ta dziewczyna na mnie zadziałała. Nie umiałem jej nie przytulić i nie ucałować jej włosów.
- Nat, to było... jak ty umiałeś wytrzymać z tym tyranem?
- Powinnaś zapytać: czemu postanowiłem nie wyskoczyć wtedy, w wieku dziesięciu lat, z tego okna? Sam się o to pytam.
- Wtedy bym cię nie znalazła. I nie byłoby tego, co jest między nami teraz.
- Masz rację. No, ja ci opowiedziałem swoją historię w dużej pigułce. A ty? Opowiesz o swoim życiu?
- Tak.
- Słucham cię.
- Na początku czułam dokładnie to samo, co ty. Ból, rozpacz, ogromną tęsknotę... pierwsze tygodnie bez ciebie były dla mnie prawdziwą katorgą. Naprawdę nie mogła uwierzyć w to, że to prawda. Że musiałeś mnie zostawić. Mijały kolejne lata. Zapomniałam o tobie, tak samo, jak ty o mnie. Kiedy przeglądałam zdjęcia i pytałam mamę, kto to jest, wskazując na małego blondaska – uśmiechnęła się. - ona odpowiadała, że to mój „kolega z dzieciństwa", którego mogę nie pamiętać, bo musiał wyjechać w wieku czterech lat. Najbardziej lubiłam to zdjęcie, gdzie byliśmy w piaskownicy. Mijały lata. W podstawówce wszyscy śmiali się ze mnie, między innymi z powodu złotych oczu. Wszyscy mieli normalne, brązowe, niebieskie, zielone, szare, tylko ja miałam, jak by to nazwać... nienormalne. Często spotykały mnie także inne nieprzyjemności. Byłam wyzywana od kujonów i innych takich, ale kiedy ktoś potrzebował spisać zadanie, ściągać na sprawdzianie lub aby ktoś go przepytał, to zawsze szli do mnie. Mimo że nienawidziłam tych osób, nie umiałam im odmówić. Dawałam ściągać, pytałam ze słownictwa lub na sprawdzian, a w zamian dostawałam nienawiść. Poszłam do innego gimnazjum, niż wszyscy. Miałam tam lepsza klasę, ale byłam nielubiana przez starszych uczniów. Przeżyłam te trzy lata. Do grudnia chodziłam do liceum, ale mój ojciec dostał lepszą pracę tutaj, więc wyprowadziliśmy się z Londynu tu-do Paryża. Oczywiście wzięłam ze sobą swoje zeszyty z opowiadaniami, figurki gliniane, stare pamiętniki z przedszkola, podstawówki i gimnazjum... oraz wszystkie albumy, łącznie z tym z naszymi zdjęciami. Resztę historii... bardzo dobrze znasz.
Zachowałem się tak samo, jak Rin, gdy ja skończyłem mówić – z moich oczu wypłynęło kilka łez. To musiało być dla niej naprawdę trudne. W końcu postanowiliśmy wrócić do domu bliźniaków, nie było nas już dobrą godzinę. Tam, spakowaliśmy swoje rzeczy, zjedliśmy porządne śniadanie i wróciliśmy do domów. Odprowadziłem Rin i zostałem z nią do wieczora. Potem, wróciłem do siebie do domu. Zjadłem kolację, wziąłem prysznic i położyłem się spać. Zasnąłem spokojnie. Nie wiedziałem jednak, że za miesiąc przypomni mi się cała ta impreza oraz że przez nią będę miał poważne problemy... z prawem.
**********
Hej kochani! Jak Wam się podobało? :)
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro