29. Augurie.
*Rin*
Następnego dnia, była niedziela. Obudziłam się około dziewiątej. Wszyscy jeszcze spali. Napisałam na karteczce wiadomość dla Kari o treści
Nie martw się o mnie, poszłam sobie pobiegać. :)
Ri.
Zdjęłam piżamę i założyłam obcisłą białą bokserkę odkrywającą brzuch, ciemne getry do kolan, białe skarpetki i moje kochane tenisówki, wzięłam telefon i słuchawki, podłączyłam je do urządzenia, włączyłam piosenki, wyszłam z domu, poszłam do parku i zaczęłam biegać. W pewnej chwili zamyśliłam się i wpadłam na kogoś. Upadłam na trawę.
- Przepraszam, to moja wi... Dake!? - przeraziłam się.
- Co taka zdziwiona?
- Nie zamknęli cię!?
- Pff, myślisz że jestem taki głupi, żeby dać się złapać? Co ci tak minka zrzedła? - uśmiechnął się złośliwie. - czyżby nie podobał ci się twój nowy wygląd?
- A żebyś wiedział! - zacisnęłam dłonie na trawie. - nienawidzę cię! Jak mogłeś mi to zrobić!? I jak mogłeś kiedyś zrobić to samo Kari!?
- Komu? Aaa, tej małolacie. Kiedyś miała brązowe włosy, teraz jest blondyną, tak?
- Tak, właśnie! Nienawidzę cię za to!
Nagle, poczułam ból w palcach. Podniosłam dłonie, a trawa pod nimi zmieniła się na czerwoną. Nie było na niej żadnej krwi. Poczułam ból głowy, z nosa zaczęła mi kapać krew. Dake mi nawet nie pomógł, tylko się śmiał. Po chwili, ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona i przytulił do siebie. To był Kastiel. Wtuliłam się w niego, przy okazji brudząc mu krwią jego koszulę.
- Spokojnie, już wszystko jest dobrze – wyszeptał mi do ucha, po czym zwrócił się do Dake'a. - a ty, baranie, nie masz wstydu! Porwałeś nas wszystkich, przez ciebie Ri teraz wygląda jak wygląda, uciekłeś policji i jeszcze masz czelność przychodzić tutaj!? Naprawdę nie masz serca! Chodź, Ri – znów zwrócił się do mnie. - odprowadzę cię do domu.
- D-Dzięki. C-Chodźmy stąd – wydukałam.
Kas objął mnie ramieniem. Cały czas mnie trzymał, w razie gdybym miała upaść. Szliśmy powoli. Opowiedziałam mu o całym zdarzeniu, na jego życzenie.
- Ale jak to: trawa zmieniła kolor? Przecież... to niemożliwe.
- A jednak. Ale... naprawdę nie wiem, jak mi się to udało.
- Nie przejmuj się tym. Najważniejsze, że jesteś już bezpieczna.
Odprowadził mnie pod same drzwi. Podziękowałam mu całusem w policzek, który on odwzajemnił. Pożegnaliśmy się. On wrócił do siebie, a ja do pokoju. Kari właśnie czytała „Klejnot". Usiadłam na łóżku. Podniosła się. Gdy spytała, skąd pod moim nosem jest krew, opowiedziałam jej całą historię.
- Trawa zmieniła kolor? Pod wpływem twojej wściekłości i dotyku?
- Tak. Wiesz może, co to może być?
- Tak. To Augurie.
- Że co, proszę? Augurie? Takie, jak te od surogatek w „Klejnocie"?
- Właśnie. Nie zauważyłaś, że Violet też umiała zmieniać barwę, kształt i wielkość różnych rzeczy?
- No racja...
- Zresztą, chodź na chwilkę.
Pociągnęła mnie za sobą. Założyłyśmy buty i wyszłyśmy na dwór. Poszłyśmy do parku. Kari wyjęła chusteczkę z torebki. Położyła jedną dłoń na najbliższym drzewie. Minęło kilka chwil... a pod wpływem dotyku jej dłoni wyrosła nowa gałązka. Kari upadła na trawę. Z jej nosa płynęły dwie strużki krwi. Podbiegłam do niej.
- Wszystko okej?
- Tak, tak, nie martw się – powiedziała, wycierając nos chusteczką.
- Czemu tobie leciało mniej krwi niż mi?
- To wszystko słabnie z czasem. Augurie są na zawsze, ale zmniejsza się ilość krwi.
- Rozumiem.
- Na początku, miałam taki sam problem jak ty. To działo się wtedy, kiedy się wściekałam na kogoś. Z czasem, nauczyłam się nad tym panować. Bardzo pomogła mi w tym właśnie powieść „Klejnot". Przypomnij sobie to, co zawsze myślała Violet, kiedy chciała zmienić barwę, kształt lub wielkość.
- Czekaj... najpierw ujrzyj, jaki jest... potem ujrzyj w myślach swych... wreszcie...
- Wreszcie wolą skrępuj go.
- Właśnie. I... to ci pomogło?
- Bardzo. Teraz umiem kontrolować, kiedy chcę ich użyć, a kiedy nie. Chodź, pomogę ci.
- Ale... ja... nie umiem!
- Dasz radę, wierzę w ciebie. Po prostu mnie słuchaj.
- No dobrze – podeszłam do Kari, która stała obok drzewa.
- Okej. Dotknij gałązki, którą ja utworzyłam... właśnie tak. Teraz, przyjrzyj się jej uważnie... tak. Teraz, zamknij oczy i ujrzyj to gałązkę w myślach. Czujesz jego życie w sobie?
- Czuję lekkie pulsowanie...
- I bardzo dobrze. O to chodzi. A teraz wyobraź sobie, że pod twoją dłonią wyrasta gałązka. Powinno zadziałać.
Wyobraziłam sobie właśnie ten obraz. Już myślałam, że mi się uda, gdy poczułam jakby odrzucenie. Upadłam na trawę, z nosa ciekła mi krew. Kari ją wytarła. Po chwili, obok nas pojawił się Kastiel.
- Hej dziewczyny. Co porabiacie?
- Kari uczy mnie obsługiwać Augurie.
- Że co?
- Dake mi wtedy coś wstrzyknął, prawda? - kiwnął głową. - Kari przeżyła kiedyś to samo, co ja. Oprócz tą zmianą genów, zostałyśmy także obdarowane Auguriami, czyli mocami, które zmieniają barwę, kształt i wielkość danej rzeczy. To dlatego trawa stała się czerwona. Kari uczy mnie to kontrolować.
- Aaa, rozumiem. Mogę popatrzeć?
- Nie idzie mi za dobrze.
- Nie wygaduj bzdur, Ri – wtrąciła się Kari. - po prostu... to wszystko jest dla ciebie nowe. Dasz radę. Skoro drzewo na razie jest dla ciebie za silne, może spróbuj z kwiatem? - podała mi mlecz. - zmień jego kolor na... powiedzmy, czerwony.
- No... okej, spróbuję.
Najpierw ujrzyj, jaki jest. Potem ujrzyj w myślach swych. Wreszcie wolą skrępuj go.
Po chwili, poczułam w dłoniach delikatne pulsowanie. Przyjrzałam się kwiatowi. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie mlecza. Następnie, w myślach zmieniłam jego barwę na czerwoną. Poczułam ból w dłoni i głowie. Krew znów kapała z mojego nosa. Otworzyłam oczy. Kwiat był... czerwony! Mimo że czułam ból, byłam szczęśliwa, że mi się udało.
- Kari... udało... udało się! - przytuliłam siostrę.
- Tak. Brawo – odwzajemniła przytulasa.
- Jestem z ciebie dumny – podszedł do mnie Kas i również mnie uściskał.
- Dziękuję – przetarłam wargi wierchem dłoni.
- Na dzisiaj wystarczy – rzekła Kari. - chodźmy do domu.
- Tak. Jestem zmęczona.
- Do zobaczenia! - zawołał Kas, po czym poszedł do siebie do mieszkania.
Wróciłyśmy do siebie i usiadłyśmy na łóżku.
- Ri, wiesz że musisz powiedzieć Natowi, że masz Augurie?
- Wiem, ale... a jeśli mnie zostawi? Co ja wtedy zrobię?
- Nie zostawi cię. Ja to wiem. Nat to świetny facet. Na pewno będzie przy tobie.
- No nie wiem... kiedyś wciąż mi mówił, że mnie nie zostawi i że się na mnie nigdy nie obrazi, a podczas tej sprawy z jego ojcem, obraził się na mnie. No i... stąd teraz mam to – wskazałam bliznę, która dalej była widoczna.
- Wiem, ale... teraz jest twoim chłopakiem. I na pewno cię nie zostawi.
- No... dobrze. Jutro w szkole opowiem mu o wszystkim.
- I bardzo dobrze.
*Następnego dnia*
Obudziłam się około 6:30, wzięłam szybki prysznic, zjadłam śniadanie i poszłam do sypialni, by wyjąć z szafy jakieś ładne ciuszki. Wyjęłam pomarańczową materiałową sukienkę z motywami kwiatów i srebrne szpilki. Spakowałam książki i zeszyty do torby i poszłam do szkoły. Wpadłam do pokoju gospodarzy. Nat grzebał w papierach. Kiedy mnie zobaczył, odłożył je na biurko, podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- Hej, Rin. Coś się stało? Jesteś cała zdyszana.
- Hej... Nat... muszę... ci... coś... powiedzieć...
- Co jest?
- Chodź.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dziedziniec. Zdjęłam torbę z ramienia i położyłam na ławkę.
- Masz może chusteczkę? - spytałam.
- Mam – wyjął ją i podał mi. - a po co ci?
- Zobaczysz.
Dotknęłam gałęzi drzewa rosnącego na dziedzińcu.
Najpierw ujrzyj, jaki jest. Potem ujrzyj w myślach swych. Wreszcie wolą skrępuj go.
Zaczęłam czuć pulsujące we mnie życie dębu. Minęło kilka chwil, po czym poczułam odrzucenie w tył. Na grubym konarze, pod wpływem mojego dotyku, wyrosła mała gałązka. Metaliczny posmak krwi w ustach sprawiał, że było mi niedobrze. Szybko wytarłam nos i usta, po czym spojrzałam na Nata. Ten, przyglądał mi się z lekko otwartymi ustami oraz lekko wytrzeszczonymi oczami.
- C-Co ty... jak ty... jak ty to zrobiłaś!?
- To Augurie.
- Że co proszę?
- Augurie.
- Was ist das? - spytał po niemiecku.
- Pamiętasz „Klejnot"? - kiwnął głową. - Violet miała moce, które pomagały jej kontrolować barwę, kształt i wzrost różnych rzeczy, między innymi nienarodzonego dziecka. No i to jest właśnie to.
- Ale jak... skąd ty...
Zwiesiłam głowę.
- Oprócz tego, że ta dziwna substancja zmieniła mi geny, to jeszcze dała mi... właśnie to. Augurie. Jeśli chcesz mnie zostawić, zrób to teraz. Powiedz to prosto z mostu i nie okazuj mi współczucia.
- Ej, przestań – złapał mnie za ramiona. - nie ma mowy, żebym cię zostawił. Za bardzo cię kocham. Mimo że masz te... Augurie?, będę cię zawsze kochał. I nigdy nie przestanę – pocałował mnie w czule w czoło.
- Mam pytanie.
- No?
- Za co ty mnie w ogóle kochasz.
**********
Autorka: Hejka kochani! Nowa część opo właśnie wyszła!
Nataniel: Każdy nowy rozdział jest lepszy od poprzedniego, przysięgam.
Rin: Zgadzam się. Jesteś świetna w tym, co robisz.
Aiko: Lepszej nie ma.
Ariana: Jesteś naj naj naj.
Karitel: Zgadzam się.
Kastiel, Lysander, Violetta, Alexy, Armin, Iris, Kim itd.: My też.
Autorka: Dziękujęęę! ^-^ *tuli wszystkich po kolei*
Wszyscy oprócz Autorki: Nie ma za co!
Autorka: Jest za co i kropka. I dziękuję wszystkim, którzy napisali mi w komentarzach miłe życzenia. :) kocham Was wszystkich! *posyła całusa*
Do następnego! Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro