Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Augurie.

*Rin*

Następnego dnia, była niedziela. Obudziłam się około dziewiątej. Wszyscy jeszcze spali. Napisałam na karteczce wiadomość dla Kari o treści

Nie martw się o mnie, poszłam sobie pobiegać. :)

Ri.

Zdjęłam piżamę i założyłam obcisłą białą bokserkę odkrywającą brzuch, ciemne getry do kolan, białe skarpetki i moje kochane tenisówki, wzięłam telefon i słuchawki, podłączyłam je do urządzenia, włączyłam piosenki, wyszłam z domu, poszłam do parku i zaczęłam biegać. W pewnej chwili zamyśliłam się i wpadłam na kogoś. Upadłam na trawę.

- Przepraszam, to moja wi... Dake!? - przeraziłam się.

- Co taka zdziwiona?

- Nie zamknęli cię!?

- Pff, myślisz że jestem taki głupi, żeby dać się złapać? Co ci tak minka zrzedła? - uśmiechnął się złośliwie. - czyżby nie podobał ci się twój nowy wygląd?

- A żebyś wiedział! - zacisnęłam dłonie na trawie. - nienawidzę cię! Jak mogłeś mi to zrobić!? I jak mogłeś kiedyś zrobić to samo Kari!?

- Komu? Aaa, tej małolacie. Kiedyś miała brązowe włosy, teraz jest blondyną, tak?

- Tak, właśnie! Nienawidzę cię za to!

Nagle, poczułam ból w palcach. Podniosłam dłonie, a trawa pod nimi zmieniła się na czerwoną. Nie było na niej żadnej krwi. Poczułam ból głowy, z nosa zaczęła mi kapać krew. Dake mi nawet nie pomógł, tylko się śmiał. Po chwili, ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona i przytulił do siebie. To był Kastiel. Wtuliłam się w niego, przy okazji brudząc mu krwią jego koszulę.

- Spokojnie, już wszystko jest dobrze – wyszeptał mi do ucha, po czym zwrócił się do Dake'a. - a ty, baranie, nie masz wstydu! Porwałeś nas wszystkich, przez ciebie Ri teraz wygląda jak wygląda, uciekłeś policji i jeszcze masz czelność przychodzić tutaj!? Naprawdę nie masz serca! Chodź, Ri – znów zwrócił się do mnie. - odprowadzę cię do domu.

- D-Dzięki. C-Chodźmy stąd – wydukałam.

Kas objął mnie ramieniem. Cały czas mnie trzymał, w razie gdybym miała upaść. Szliśmy powoli. Opowiedziałam mu o całym zdarzeniu, na jego życzenie.

- Ale jak to: trawa zmieniła kolor? Przecież... to niemożliwe.

- A jednak. Ale... naprawdę nie wiem, jak mi się to udało.

- Nie przejmuj się tym. Najważniejsze, że jesteś już bezpieczna.

Odprowadził mnie pod same drzwi. Podziękowałam mu całusem w policzek, który on odwzajemnił. Pożegnaliśmy się. On wrócił do siebie, a ja do pokoju. Kari właśnie czytała „Klejnot". Usiadłam na łóżku. Podniosła się. Gdy spytała, skąd pod moim nosem jest krew, opowiedziałam jej całą historię.

- Trawa zmieniła kolor? Pod wpływem twojej wściekłości i dotyku?

- Tak. Wiesz może, co to może być?

- Tak. To Augurie.

- Że co, proszę? Augurie? Takie, jak te od surogatek w „Klejnocie"?

- Właśnie. Nie zauważyłaś, że Violet też umiała zmieniać barwę, kształt i wielkość różnych rzeczy?

- No racja...

- Zresztą, chodź na chwilkę.

Pociągnęła mnie za sobą. Założyłyśmy buty i wyszłyśmy na dwór. Poszłyśmy do parku. Kari wyjęła chusteczkę z torebki. Położyła jedną dłoń na najbliższym drzewie. Minęło kilka chwil... a pod wpływem dotyku jej dłoni wyrosła nowa gałązka. Kari upadła na trawę. Z jej nosa płynęły dwie strużki krwi. Podbiegłam do niej.

- Wszystko okej?

- Tak, tak, nie martw się – powiedziała, wycierając nos chusteczką.

- Czemu tobie leciało mniej krwi niż mi?

- To wszystko słabnie z czasem. Augurie są na zawsze, ale zmniejsza się ilość krwi.

- Rozumiem.

- Na początku, miałam taki sam problem jak ty. To działo się wtedy, kiedy się wściekałam na kogoś. Z czasem, nauczyłam się nad tym panować. Bardzo pomogła mi w tym właśnie powieść „Klejnot". Przypomnij sobie to, co zawsze myślała Violet, kiedy chciała zmienić barwę, kształt lub wielkość.

- Czekaj... najpierw ujrzyj, jaki jest... potem ujrzyj w myślach swych... wreszcie...

- Wreszcie wolą skrępuj go.

- Właśnie. I... to ci pomogło?

- Bardzo. Teraz umiem kontrolować, kiedy chcę ich użyć, a kiedy nie. Chodź, pomogę ci.

- Ale... ja... nie umiem!

- Dasz radę, wierzę w ciebie. Po prostu mnie słuchaj.

- No dobrze – podeszłam do Kari, która stała obok drzewa.

- Okej. Dotknij gałązki, którą ja utworzyłam... właśnie tak. Teraz, przyjrzyj się jej uważnie... tak. Teraz, zamknij oczy i ujrzyj to gałązkę w myślach. Czujesz jego życie w sobie?

- Czuję lekkie pulsowanie...

- I bardzo dobrze. O to chodzi. A teraz wyobraź sobie, że pod twoją dłonią wyrasta gałązka. Powinno zadziałać.

Wyobraziłam sobie właśnie ten obraz. Już myślałam, że mi się uda, gdy poczułam jakby odrzucenie. Upadłam na trawę, z nosa ciekła mi krew. Kari ją wytarła. Po chwili, obok nas pojawił się Kastiel.

- Hej dziewczyny. Co porabiacie?

- Kari uczy mnie obsługiwać Augurie.

- Że co?

- Dake mi wtedy coś wstrzyknął, prawda? - kiwnął głową. - Kari przeżyła kiedyś to samo, co ja. Oprócz tą zmianą genów, zostałyśmy także obdarowane Auguriami, czyli mocami, które zmieniają barwę, kształt i wielkość danej rzeczy. To dlatego trawa stała się czerwona. Kari uczy mnie to kontrolować.

- Aaa, rozumiem. Mogę popatrzeć?

- Nie idzie mi za dobrze.

- Nie wygaduj bzdur, Ri – wtrąciła się Kari. - po prostu... to wszystko jest dla ciebie nowe. Dasz radę. Skoro drzewo na razie jest dla ciebie za silne, może spróbuj z kwiatem? - podała mi mlecz. - zmień jego kolor na... powiedzmy, czerwony.

- No... okej, spróbuję.

Najpierw ujrzyj, jaki jest. Potem ujrzyj w myślach swych. Wreszcie wolą skrępuj go.

Po chwili, poczułam w dłoniach delikatne pulsowanie. Przyjrzałam się kwiatowi. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie mlecza. Następnie, w myślach zmieniłam jego barwę na czerwoną. Poczułam ból w dłoni i głowie. Krew znów kapała z mojego nosa. Otworzyłam oczy. Kwiat był... czerwony! Mimo że czułam ból, byłam szczęśliwa, że mi się udało.

- Kari... udało... udało się! - przytuliłam siostrę.

- Tak. Brawo – odwzajemniła przytulasa.

- Jestem z ciebie dumny – podszedł do mnie Kas i również mnie uściskał.

- Dziękuję – przetarłam wargi wierchem dłoni.

- Na dzisiaj wystarczy – rzekła Kari. - chodźmy do domu.

- Tak. Jestem zmęczona.

- Do zobaczenia! - zawołał Kas, po czym poszedł do siebie do mieszkania.

Wróciłyśmy do siebie i usiadłyśmy na łóżku.

- Ri, wiesz że musisz powiedzieć Natowi, że masz Augurie?

- Wiem, ale... a jeśli mnie zostawi? Co ja wtedy zrobię?

- Nie zostawi cię. Ja to wiem. Nat to świetny facet. Na pewno będzie przy tobie.

- No nie wiem... kiedyś wciąż mi mówił, że mnie nie zostawi i że się na mnie nigdy nie obrazi, a podczas tej sprawy z jego ojcem, obraził się na mnie. No i... stąd teraz mam to – wskazałam bliznę, która dalej była widoczna.

- Wiem, ale... teraz jest twoim chłopakiem. I na pewno cię nie zostawi.

- No... dobrze. Jutro w szkole opowiem mu o wszystkim.

- I bardzo dobrze.

*Następnego dnia*

Obudziłam się około 6:30, wzięłam szybki prysznic, zjadłam śniadanie i poszłam do sypialni, by wyjąć z szafy jakieś ładne ciuszki. Wyjęłam pomarańczową materiałową sukienkę z motywami kwiatów i srebrne szpilki. Spakowałam książki i zeszyty do torby i poszłam do szkoły. Wpadłam do pokoju gospodarzy. Nat grzebał w papierach. Kiedy mnie zobaczył, odłożył je na biurko, podszedł do mnie i pocałował w policzek.

- Hej, Rin. Coś się stało? Jesteś cała zdyszana.

- Hej... Nat... muszę... ci... coś... powiedzieć...

- Co jest?

- Chodź.

Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dziedziniec. Zdjęłam torbę z ramienia i położyłam na ławkę.

- Masz może chusteczkę? - spytałam.

- Mam – wyjął ją i podał mi. - a po co ci?

- Zobaczysz.

Dotknęłam gałęzi drzewa rosnącego na dziedzińcu.

Najpierw ujrzyj, jaki jest. Potem ujrzyj w myślach swych. Wreszcie wolą skrępuj go.

Zaczęłam czuć pulsujące we mnie życie dębu. Minęło kilka chwil, po czym poczułam odrzucenie w tył. Na grubym konarze, pod wpływem mojego dotyku, wyrosła mała gałązka. Metaliczny posmak krwi w ustach sprawiał, że było mi niedobrze. Szybko wytarłam nos i usta, po czym spojrzałam na Nata. Ten, przyglądał mi się z lekko otwartymi ustami oraz lekko wytrzeszczonymi oczami.

- C-Co ty... jak ty... jak ty to zrobiłaś!?

- To Augurie.

- Że co proszę?

- Augurie.

- Was ist das? - spytał po niemiecku.

- Pamiętasz „Klejnot"? - kiwnął głową. - Violet miała moce, które pomagały jej kontrolować barwę, kształt i wzrost różnych rzeczy, między innymi nienarodzonego dziecka. No i to jest właśnie to.

- Ale jak... skąd ty...

Zwiesiłam głowę.

- Oprócz tego, że ta dziwna substancja zmieniła mi geny, to jeszcze dała mi... właśnie to. Augurie. Jeśli chcesz mnie zostawić, zrób to teraz. Powiedz to prosto z mostu i nie okazuj mi współczucia.

- Ej, przestań – złapał mnie za ramiona. - nie ma mowy, żebym cię zostawił. Za bardzo cię kocham. Mimo że masz te... Augurie?, będę cię zawsze kochał. I nigdy nie przestanę – pocałował mnie w czule w czoło.

- Mam pytanie.

- No?

- Za co ty mnie w ogóle kochasz.

**********

Autorka: Hejka kochani! Nowa część opo właśnie wyszła!

Nataniel: Każdy nowy rozdział jest lepszy od poprzedniego, przysięgam.

Rin: Zgadzam się. Jesteś świetna w tym, co robisz.

Aiko: Lepszej nie ma.

Ariana: Jesteś naj naj naj.

Karitel: Zgadzam się.

Kastiel, Lysander, Violetta, Alexy, Armin, Iris, Kim itd.: My też.

Autorka: Dziękujęęę! ^-^ *tuli wszystkich po kolei*

Wszyscy oprócz Autorki: Nie ma za co!

Autorka: Jest za co i kropka. I dziękuję wszystkim, którzy napisali mi w komentarzach miłe życzenia. :) kocham Was wszystkich! *posyła całusa*


Do następnego! Pozdrawiam, wera9737.


Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro