23. Prawda z przeszłości i nieidealna kolacja.
*Rin*
- To miała być tajemnica...
- Co miało być tajemnicą!? To, że Kari to moja siostra!? Myślisz, że nigdy to by się nie wydało!? Nie ze mną takie numery! Od początku wiedziałam, że to nazwisko jest podejrzane i się nie myliłam! A teraz powiedz mi, czemu mi nie powiedziałaś, że mam siostrę!?
- Nie krzycz, Rin. Usiądźmy, pogadajmy na spokojnie.
Czerwona ze wściekłości usiadłam obok Kari. Mama usiadła naprzeciw nas.
- Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Byłam chwilę po porodzie. Chciałam mieć jedno dziecko, a nie dwójkę. Na początku zaakceptowałam tę sytuację, ale z roku na rok było coraz gorzej. No i po 4 latach od waszego urodzenia... musiałam oddać jedną z was. Ri był bardzo związana z Natanielem, nie miałam serca ich rozdzielać. A więc... oddałam Kari.
- Oddałaś Kari!? Bo co, bo nie chciałaś mieć od razu dwójki dzieci? Mamo, nie, to jest niemożliwe!
- Kochanie, ale to nie...
- Nie mów tak do mnie! Zostaw mnie!
Wstałam od stołu i pobiegłam do swojego pokoju. Upadłam na łóżko i zaczęłam torturować poduszkę swoimi łzami oraz dłońmi. To było niemożliwe. Moja matka oddała Kari... najgorsze jest to, że miałam jej zdjęcia, ale mama mi zawsze mówiła, że to była moja najlepsza przyjaciółka, która musiała wyjechać. Całe życie w kłamstwie, nie! Gdyby nie to, że się tutaj przeniosłam... nie poznałabym tylu świetnych ludzi! Kastiela, Lysandra, Rozy, Alexy'ego, Armina, Kim, Iris, Violetty... Aiko, Ariany, Kentina... Kari... i Nata. Ostatnia dwójka jest moim skarbem. Skarbem, który noszę w sercu. I będę, dopóki stąd nie odejdę. Torturowanie poduszki przerwałam, bo ktoś dotknął mojego ramienia. Byłam przekonana, że to moja matka, ale... to była Kari. Podniosłam się.
- Ri, ja... naprawdę, nie wiedziałam...
- Daj spokój, to nie twoja wina, tylko mojej... NASZEJ matki.
- Dobrze, że się tutaj przeniosłam. Inaczej dalej żyłybyśmy w kłamstwie.
- Bardzo dobrze.
- Kocham cię, Ri.
- Też cię kocham, Kari.
Przytuliła mnie mocno, a ja to odwzajemniłam.
- Kari... wiem że to może głupie pytanie, ale...
- Tak?
- Po tym, czego dzisiaj się dowiedziałaś... chciałabyś... zamieszkać tutaj?
- Blisko mojej kochanej siostrzyczki, bardzo chętnie.
- Super! Słuchaj... mam jeszcze jedno pytanie.
- No?
- Widziałam, że bardzo wiele osób, w tym wszyscy chłopcy, bardzo się do ciebie zbliżyli.
- Tak... więc?
- Trudno mi o tym mówić... zależy mi na jednym z nich...
- Nataniel?
Myślałam, że zachłysnę się powietrzem.
- S-Skąd wiesz?
- To widać. Bardzo często z nim rozmawiasz, widziałam, jak wczoraj i przedwczoraj z nim wracałaś do domu, za każdym razem, gdy go widzisz, w oczach masz iskierki radości i zarumienione policzki. A ten twój uśmiech, który zawsze do niego kierujesz... gdybym była chłopakiem, ale nie twoim bratem, poleciałabym na ciebie od razu.
- Tak, ale... - usiadłam na łóżku. - trudno mi mu to wyznać. Trudno mi się w ogóle przyznać, że kiedy go przy mnie nie ma, moje serce krwawi. To naprawdę trudne.
- To nic trudnego. Po prostu podejdź do niego, pójdźcie w jakieś ciche, ustronne miejsce i... powiedz mu to.
- Kari, to nie takie proste.
- Owszem, to bardzo proste. Pomyśl, jeśli kiedyś za niego wyjdziesz, będziemy rodziną. Będzie dla mnie jak brat.
- Najpierw muszę wiedzieć, czy JA JEMU się podobam.
- Na pewno, na pewno. Już ja to załatwię.
- NIE!!!
- Dlaczego?
- N-Nie wiem... boję się, że mnie odrzuci...
- Pff, Ri, ciebie nie chcieć? Tobie się coś poprzewracało w głowie. Jakim cudem taki wspaniały chłopak, jak Nat, miałby nie chcieć takiej wspaniałej dziewczyny, jak ty? Nie ma takiej opcji. Będzie dobrze, na pewno. Chodź tu – rozłożyła ramiona.
Natychmiast ją przytuliłam. Wieczorem, nie jadłam kolacji. Od razu poszłam wziąć prysznic. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Kari położyła się obok. Zasnęłam.
*
Ro: Rin, słuchasz mnie?
Ri: Co? Tak, tak, słucham.
Leo: Jeśli dalej będzie się spóźniał, to dania będą zimne.
Ri: Jestem pewna, że zaraz tu będzie.
Nataniel nigdy nie wystawił by mnie do wiatru... a może jednak?
Ro: Och, lepiej późno, niż wcale!
Nareszcie przyszedł! Ale... o mój Boże, co Kari robi razem z nim!?
N: Wybaczcie, że się spóźniliśmy.
K: Mam nadzieję, że do nie problem, że też przyszłam... nie miałam żadnych planów na wieczór, więc Nat zaproponował mi, abym tu przyszła.
Ri: Słucham!?
To musi być żart... to musi być żart...
N: Myślałem, że się ucieszysz, że twoja siostra też tu przyszła.
Nawet nie wie, jak bardzo mnie zranił... muszę stąd wyjść... wstałam tak gwałtownie, że aż przewróciłam krzesło.
N: Ale...
Ri: Naprawdę nic nie rozumiesz, prawda!?
N: Ech... ja...
Ri: Ja... chciałam spędzić czas tylko z tobą...
N: Och, to moja wina. Nic ci nie powiedziałem...
Ri: O czym ty...
Złapał Kari za rękę. Spojrzeli na siebie. O co chodzi!?
N: Kari i ja... spotykamy się od wczoraj.
Ri: Spotykacie się!? Co to znaczy!?
Ro: Och, nie przesadzaj. Nie rób góry z pagórka, Ri.
Leo: Nie wiedziałem, że możesz się tak zachować. Powinnaś się cieszyć, że twój przyjaciel znalazł sobie dziewczynę.
Ri: Ale...
Melania: Chodź, Ri. Przygotowałam dla ciebie łóżko, nie powinnaś tutaj zostawać.
Ri: Melania? Nie, ja zostaję tutaj, chcę skończyć jeść.
Me: Chodź, najlepiej ich tutaj zostawić.
Złapała mnie za ramię.
Ri: Zostaw mnie, nie chcę...
*
- Nie!!!
Gwałtownie się podniosłam. To niemożliwe. Kari i Nat... razem? Czy to jakaś przepowiednia? A może tylko mam zwidy... oby. Zasnęłam i spałam spokojnie do rana.
*Następnego dnia*
Obudziłam się około 6:30. Kari już nie spała. Spojrzała na mnie smutno. Musiałam mieć dziwną minę.
- Coś się stało, Ri? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
- Miałam dziwny sen... sen, raczej koszmar.
- Opowiadaj.
- Siedziałam z Rozalią i jej chłopakiem w restauracji i czekaliśmy na Nataniela... kiedy przyszedł, byłaś z nim... i on powiedział, że... że wy... chodzicie ze sobą.
- To chyba twoja chora wyobraźnia coś sobie ubzdurała. Nie zaprzeczę, Nataniel to bardzo miły, uczciwy, mądry, przystojny chłopak. Ale mi się nie podoba. Zresztą, nawet gdyby, odstąpiłabym go tobie, w końcu widzę, jak za nim szalejesz.
- Skoro tak... to kto ci się podoba?
- Będziesz się śmiać.
- Nie, na pewno nie.
- ... ten taki no – life.
- Czekajta... taki szatyn, bliźniak Alexy'ego?
- Nom...
- Armin!?
- Tak.
- Hm... to miło.
- Coś się stało?
- Nie nic, masz szczęście, bo on nie ma dziewczyny.
- No to super.
Zeszłyśmy na dół. Podczas śniadania nie odpowiadałam na żadne pytania, które padały ze strony moich rodziców. Kari tak samo. Musiała wrócić do sierocińca, by spakować swoje rzeczy i wrócić do nas do domu. Wykorzystałam ten czas, aby przebrać się w śliczną niebiesko-żółtą sukienkę na ramiączkach i założyć złoty naszyjnik i kolczyki. Włosy rozczesałam i spięłam w koka, usta musnęłam błyszczykiem. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i je otworzyłam. Kari przyszła z walizką, przebrana w białą koszulę i białą spódniczkę w różowe, czerwone, fioletowe, niebieskie i żółte kwiatki. Na nogach miała czarne baleriny. Poszłyśmy do mnie do pokoju. Pomogłam jej się rozpakować. Potem, usiadłyśmy na łóżku.
- Ri, myślałam o tym, jak możesz Natowi wyznać miłość i... doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zaprosić go na kolację i potem mu to powiesz.
- Słucham!? Nie.Ma.Mowy! Nie dam rady, nie podejdę do niego!
- Pójdziesz albo załatwię to za ciebie!
- Idź mi!
- Mówię poważnie! Widziałam, jak Melania się na niego patrzy. Jeśli nic nie zrobisz, chłopak twoich marzeń przejdzie ci koło nosa! Pomyślałaś o tym?
- Ja...
Ona ma rację. Jeśli dalej nie będę reagować... przecież Nat nie będzie singlem do końca życia.
- Ale Kari, przecież... nie ma mowy, żebym została z nim sam na sam!
- Pff, wiele razy widziałam, że zostawialiście sam na sam razem. I zawsze byłaś pewna siebie.
- Ale to w szkole! A w restauracji... no wiesz.
- Dobra, dobra, poproś kogoś.
- Ciebie!
- Może być. Poproszę naszego kochanego no – life'a. Na pewno przyjdzie.
- Dobry pomysł...
Sprawdziłam telefon. 7:30
- Dziewczyno, ty wiesz która jest godzina!? Za pół godziny mamy lekcje!
- Chyba żartujesz!?
Szybko spakowałyśmy książki, założyłyśmy buty i wybiegłyśmy z domu. Popylałyśmy do szkoły tak szybko, jak tylko mogliśmy. Gdy dotarłyśmy, była 7:50. Włożyłyśmy rzeczy do szafek i wpadłyśmy na Nata.
- Witaj, Ri. Witaj, Kari.
- O, hej! - zawołała moja sis.
- H-Hej...
- Ri, właśnie o tobie myślałem.
- S-Serio?
- Tak, potrzebuję twojej opinii... w dosyć osobistej sprawie...
- Rozumiem. Kari – zwróciłam się do sis. - możesz nas na chwilę zostawić, musimy omówić jedną rzecz.
- Jasne – puściła mi oczko i odeszła.
Poszliśmy z Natem do pokoju gospodarzy. Usiedliśmy przy stoliku. Nat złapał mnie za ręce.
- Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę i nie wiem, co mam z nią zrobić.
- Nie trzymaj mnie w niepewności, powiedz mi o co chodzi.
- A więc... w ten weekend mam odwiedzić rodziców. Pierwszy raz od mojej wyprowadzki. I... no... znaczy... to będzie też pierwszy raz, gdy spotkamy się... z grzeczności.
- Rozumiem. Iiii?
- No i... bardzo mi pomogłaś... wiesz, w całej tej historii... dlatego chciałbym się ciebie poradzić. Co powinienem robić? Powinienem pójść?
- Hmm... to zależy. Czujesz się gotowy?
- Nie wiem... jedyna rzecz, której jestem pewien to to, że nie wybaczyłem jeszcze ojcu za to wszystko... wszystko, co mi robił... właściwie, to nawet nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda... ale czy to znaczy, że nie mogę go nawet zobaczyć?
- Przeprosił cię przynajmniej za wszystko, co ci zrobił?
- Tak jakby... cóż, pokazał mi, że żałuje tego... on nie jest typem człowieka, który umie przyznać się do błędu.
- Tym razem musi cię przeprosić. Nie możesz iść do przodu, póki on przynajmniej tego nie zrobi. To spotkanie może będzie okazją do rozmowy z nim...
- Może i tak... w każdym razie, dziękuję ci za radę. Nie chciałem znowu cię w to mieszać, ale jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać w tej sprawie, a więc...
- To mnie nie martwi. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że mi zaufałeś.
Rozmowę, przerwał nam krzyk (wrzask) dyrektorki. Wyszliśmy z pokoju gospodarzy. Krzyczała na Kari. Chciałam się dowiedzieć, o co chodzi.
D: Nie mogę tego puścić płazem! Obcinać włosy koleżankom z klasy! Zostaniesz godzinę po lekcjach!
K: Ale przecież nie ma pani nawet dowodów... tylko jej słowo przeciwko mnie.
D: Klementyna wszystko widziała!
K: Ale przecież jej nawet tam nie było, gdy to się stało!
D: „Gdy to się stało? A więc potwierdzasz, że to się wydarzyło!?
K: ...
D: Bardzo się na tobie zawiodłam, Karitell! Proszę za mną!
Kari, z tęczą na ustach i zaszklonymi oczami, poszła za dyrektorką. Wymieniłam z Natanielem zaniepokojone spojrzenia.
- Wow, to dziwne widzieć, że Kari ma kłopoty...
- Amber opowiedziała mi, co się stało... ale chętnie wysłuchałbym także wersji Kari.
- Jak biegłyśmy z Kari do szkoły, opowiedziała mi o wszystkim. Amber próbowała obciąć jej włosy, pewnie dlatego, że rozmawiała z Kasem. Ale Kari zdążyła się odwrócić... Amber była zszokowana. Kari złapała nożyczki i faktycznie, ucięła jej kilka pasm, ale... to była obrona konieczna!
- Zastanawiam się, kiedy moja siostra przestanie w końcu spiskować przeciwko każdej dziewczynie, która zbliży się do Kasa. Nie wierzę, że dalej jest taka niedojrzała.
Już ci kiedyś mówiłam, ona zawsze będzie zielona!
- Cóż, jednak jeśli wszyscy także przestaną grać w jej grę...
O, oł! Nat chyba nie pochwala zachowania Kari. Zresztą, ja też nie.
– Więc... nie jesteś po stronie Kari?
- Nie jestem po niczyjej stronie. Obie zachowały się dziecinnie.
- Ale przecież sam mi powiedziałeś, że się do siebie zbliżyliście!
- Co? Przecież nawet się nie znamy.
- Ja widzę to inaczej.
- Ja... tylko pokazałem jej kilka książek. Nie myślałem o niczym innym, przysięgam.
- I oprowadziłeś ją po bibliotece... wątpię, że robisz to dla wszystkich.
Zrobił dziwną minę... wyglądał na... zmartwionego? Westchnął.
- Ri... między mną i Kari nic nie ma, nie wiem, do czego dążysz.
Wygląda na szczerego. A więc... niepotrzebnie się martwiłam?
- Przeglądałem książki w bibliotece, natknąłem się na nią, pogadałem z nią, pokazałem jej kilka książek i tyle. Nie będę cię oszukiwać, miło mi się z nią rozmawia. Ale chyba twoja wyobraźnia chciała się zabawić twoimi uczuciami i podpowiedziała ci zmyślony scenariusz.
- Moja mama niezwłocznie zabrała mnie do fryzjera – usłyszałam głos Amber obok siebie.
Wymieniłam z Natem zaskoczone spojrzenia, po czym spojrzeliśmy na dziewczynę. Gadała z Li.
L: Nie dziwi mnie to – odpowiedziała.
N: Amber, gdybym był tobą, nie przechwalałbym się tak bardzo.
A: Nie przechwalam się. Rozmawiam z przyjaciółką. Zostaw mnie w spokoju.
N: Wiem, co zrobiłaś. Podaj mi jeden powód, dla którego miałbym nie mówić o tym dyrektorce.
A: Chyba żartujesz!? Ja jestem ofiarą i to ja przeżyłam mękę. Ta żmija obcięła mi włosy!
R: Jeszcze raz nazwij moją siostrę żmiją, to cię poćwiartuję żywcem!
A: Słucham?
R: Tak, Kari to moja siostra! Nie waż się jej obrażać!
N: Gdybyś jej nie sprowokowała, nie zrobiłaby tego!
A: Założę się, że to ona ci to powiedziała! - wskazała na mnie.
R: Te, nie pozwalaj se. Kari mi wszystko opowiedziała.
A: I jej wierzysz? Idiotka.
R: Tak, wierzę jej! I osoba, która jest idiotką, ma ścięte włosy, jest bliźniaczką Nataniela i stoi przede mną!
N: Ri, daj spokój, ona nigdy tego nie zrozumie. A ty, Amber, dostaniesz to, na co zasłużysz.
L: Nat, powinieneś być milszy dla swojej siostry. Teraz bardzo rzadko się widujecie!
A i N: Nie wtrącaj się!
Amber odeszła, Li poszła za nią. Wydaje mi się, że jej pojawienie się zrujnowało chwilę między mną i Natanielem. Westchnął.
- Tym razem się jej udało, ale nie pozwolę, żeby następnym razem znowu coś uszło jej płazem.
- Można powiedzieć, że pilnowanie jej to praca na cały etat, ha ha.
- Chyba tak... następna rzecz, która nie udała się moim rodzicom.
Spojrzałam na niego, zasmucona tą sytuacją. Jego problemy rodzinne zdecydowanie nie są łatwe do zniesienia.
- Muszę iść uzupełnić jeszcze jakieś papiery.
- Pomóc ci?
- Nie, nie trzeba.
- Na pewno?
- Na pewno. Jeśli będę cię potrzebował, na pewno dam ci znać.
- No okej, do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Chwila moment... widziałam tylko jego, Amber i Li, jestem też ja i Kari... nikogo więcej nie ma... spojrzałam na listę zastępstw. Okazało się, że nie ma dzisiaj pani Delanay i nie mamy biologii i jesteśmy zwolnieni z chemii. Jak zbawienie! Dzięki Ci, Panie! Już chciałam wejść do sali, kiedy usłyszałam głos Nata za sobą.
- Ri!
- Tak? - odwróciłam się.
- Możesz mi jednak pomóc. Za dużo tego.
- Ha ha, już idę.
Poszłam do pokoju gospodarzy. Spojrzałam na stolik. Cały zawalony był papierami, dokumentami, kartami uczniów, ich aktami i innymi papierzyskami, natomiast przy stole, opierając dłonie o niego i chowając w nich twarz, siedział Nataniel. Usiadłam obok niego i dotknęłam jego dłoni.
- Nat, nie śpij, wyśpisz się wieczorem. Teraz trzeba to podpisać.
- Daj mi chociaż 5 minut...
- Co jest? Nie wyspałeś się?
- Nawet nie mów. Przez ponad 2 godziny rozmawiałem z matką. Na początku nie chciałem do nich przyjeżdżać, ale strasznie nalegała, więc się ugiąłem, było około 24 jak skończyliśmy gadać i no... jestem padnięty.
- Ha ha, pomogę ci.
Podawałam mu po kolei dokumenty, a on je podpisywał, po czym oddawał mi, a ja je układałam w takich grupach:
1. dokumenty dla dyrektorki
2. dokumenty do oddania
3. karty uczniów
4. zgłoszenia do szkoły
5. akta uczniowskie
W końcu jednak był tak padnięty, że zasnął nad stosem papierów. Patrzyłam na niego. Tak słodko wyglądał. Dokończyłam podpisywanie, odłożyłam wszystko na biurko i szturchnęłam Nata delikatnie w ramię.
- Nat, wstawaj, za 15 minut mamy lekcje.
- Dobra, dobra.
- S-Słuchaj... chciałabym cię o coś zapytać... ja... chciałabym wyjść gdzieś w ten weekend... i zastanawiam się, czy nie chciałbyś pójść ze mną...
- Co proponujesz?
- Kolację w restauracji... z Kari i Arminem.
Wyglądał na zaskoczonego. Nareszcie to powiedziałam! Nat chyba się tego nie spodziewał.
- Kari i Arminem?
- Tak... a co?
- Nie, nic... ale... oni są parą?
- Jeszcze nie, ale powiedziała, że go przekona.
- To będzie trochę... specyficzna atmosfera, ale mogę przyjść, jeśli cię to uszczęśliwi.
- Naprawdę? Chcesz przyjść?
- Wyglądasz na zaskoczoną – zaśmiał się.
- Nie... to znaczy, tak, ale bardzo się cieszę.
- Właśnie to jest najważniejsze. Kiedy będzie to wyjście?
- Jeszcze nie mamy konkretnej daty, jak tylko coś ustalimy, to dam ci znać, okej?
- Dobrze, panienko – ucałował moją dłoń.
Zarumieniłam się. Wyszliśmy z pokoju gospodarzy i poszliśmy na lekcje. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że przecież wpierw moi rodzice muszą się zgodzić! Jestem genialna, moja logika przebija wszystko. Ale co mi tam, potem się spytam. Nie mogę się doczekać, aż powiem o wszystkim Kari! Po lekcji, zobaczyłam że Kari idzie na dziedziniec z Arminem. Położyłam szybko torbę pod salą, po czym pobiegłam na zewnątrz. Widziałam, że rozmawiają, po czym się pocałowali. To było taaaakie kawaii. ^^ podeszłam do nich.
- Ale sobie gołąbki tu gruchają... - powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Widziałaś? - spytali w tym samym czasie.
- No ba. Gratuluję – przytuliłam ich.
- Dzięki. I co, gadałaś z Natem? - spytała Kari.
- Gadałam.
- I co?
- I zgodził się!
- Super! Czyli w ten weekend, tak?
- A dokładnie kiedy?
- Sobota wieczorem będzie idealna. Będziemy mogli wyjść i wrócić później, przecież w niedzielę nie ma szkoły.
- No okej. Idę mu powiedzieć.
- Okej.
Spojrzałam w stronę szkoły. Zobaczyłam, jak wchodzi do pokoju gospodarzy. Natychmiast tam pobiegłam.
- Nat! - zawołałam.
- Ri? O co chodzi?
- Poczekaj – miałam straszną zadyszkę. Chyba pół minuty minęło, zanim mój oddech się uspokoił.
- Hej, wszystko w porządku? Słabo ci?
- Nie, nie, po prostu biegłam.
- I dlatego tak długo miałaś tę zadyszkę?
- Dobra, mniejsza o to. Umówiliśmy się z Kari i Arminem, że pójdziemy do tej restauracji w sobotę wieczorem.
- Hmm... nie wiem, czy pamiętasz, ale ja w sobotę idę odwiedzić rodziców...
- Cholera! Zapomniałam!
- Damie nie wypada przeklinać.
- Nie jestem damą.
- Jesteś. Każda dziewczyna jest, ale na swój sposób.
- No dobra. Zapomniałam o tym kompletnie – zwiesiłam głowę.
- Ale czekaj, nie powiedziałem, że nie mogę przyjść. Mogę pojechać do nich popołudniu, a wieczorem pójdę z wami do restauracji.
- Super! A wiesz, że Kari chodzi z Arminem?
- Żartujesz? - zrobił minę w stylu „Are you f*****g kidding me?".
- Nie, nie żartuję. Szkoda, że nie widzisz swojej miny. Jest komiczna – wybuchłam śmiechem.
- Ej, pożałujesz!
Wyciągnął ręce, żeby mnie „udusić", ale ja go wyminęłam i wbiegłam do pokoju gospodarzy. Wbiegł za mną i trzasnął drzwiami. Jedną dłoń zacisnął delikatnie na moim brzuchu, a drugą poczochrał moje włosy.
- Ej, specjalnie wstałam 2 godziny wcześniej! - zaśmialiśmy się.
Tak serio, to nie wstałam wcześniej, ale cicho.
- Nie wierzę ci.
Rzucił mnie na kanapę, po czym zaczął mnie łaskotać. Usłyszeliśmy, jak ktoś puka do drzwi. Natychmiast przestał mnie łaskotać i zeskoczył ze mnie jak oparzony. Ja, dalej rozbawiona, podniosłam się. Do pokoju weszła Melania.
M: Co wy tu robicie?
R: Nat miał świetny pomysł, żeby zacząć mnie łaskotać.
M: I tyle? - następna mina w stylu „Are you kidding me?".
R: Mela... tak, tylko tyle.
N: Coś się stało, Melanio?
M: Tak... chciałam was oboje... przeprosić. Przeprosić za to, co wam zrobiłam. Wybaczycie mi?
R: Pff, myślisz, że tak łatwo ci wybaczymy? Pomyślałaś w ogóle o tym, co będziemy czuć? Jeśli chciałaś nas skłócić, to dobrze wiesz, że tak czy siak nie udałoby ci się to. Zbyt bardzo się lubimy, żeby znów się pokłócić.
N: Ri ma rację.
M: Ri?
N: Tak, Ri. Przez to, że to wszystko kazałaś napisać, została w lesie przez 2 dni. Pomyślałaś o tym, co czuje? Gdyby nie te diabelskie blogi, nic by się nie stało. Wszystko byłoby jak dawniej. Ale nie, musiałaś wtrącić swoje trzy grosze.
M: Nat, ale to nie...
N: Zostaw mnie. I Rin też.
M: Ale...
R: Mela, wystarczy. Nasza odpowiedź brzmi „nie".
Objął mnie ramieniem i wyszliśmy z pokoju. Usłyszałam jeszcze warknięcie Meli, ale mnie to nie obchodziło. Pojutrze idę z Natem, Kari i Arminem do restauracji. Wpadliśmy na Kari i Armina. Nat poszedł z nim pogadać, a ja poszłam do mojej kochanej sisterki.
- Ri, myślałam nad tym spotkaniem, zaczęłam się zastanawiać, co ubiorę... i przypomniało mi się, że ja nie wiem, co TY założysz!
- Kari, spoko, jeszcze mamy czas. Zresztą, mogę założyć swoją różową sukienkę.
- Tą taką do kostek z długim rękawem?
- Nom.
- Ri, przecież nie idziemy na bal, tylko do restauracji! Jeszcze 2 lata do balu!
- No to ja nie wiem.
- Po lekcjach idziemy do sklepu Leo, na pewno coś tam znajdziemy.
- Okej. Dobrze że mam portfel.
- Oj, dobrze.
Wróciłyśmy do chłopaków. Po lekcjach, wraz z Kari poszłyśmy do sklepu. Roza stała przy kasie i obsługiwała klientów.
Ro: O, hej Kari, hej Ri.
Ri: Hej, Roza.
K: Witaj. Mamy sprawę.
Ro: Co jest?
K: W sobotę idziemy z Natem i Arminem na kolację do restauracji...
Ri: ... i potrzebujemy ładnych ciuszków. Help!
Ro: Już idę... chwila... CO!? Z Natem i Arminem!?
Ri: Eee... tak?
Ro: Randka?
K: Można to tak nazwać. A teraz nam pomóż.
Ro: Oczywiście. Chodźcie za mną.
Poszłyśmy z nią na dział z sukienkami. Przeglądałam wszystkie, ale żadna nie przypadła mi do gustu. Szukałam czegoś niebieskiego, bo wiem, że Nat kocha ten kolor. W końcu znalazłam coś pięknego. Śliczna, materiałowa, bardzo jasnoniebieska sukienka na cienkich ramiączkach, sięgająca mi nieco ponad kolana.
(aut. Dokładny wygląd w mediach ;) )
Natomiast Kari wybrała śliczną, granatową sukienkę, której cała „bluzka" i połowa „spódnicy" była cała w kwiatach, tylko dolna połowa „spódnicy" pokazywała jej naturalny kolor. Już miałyśmy wyjmować portfele, kiedy Roza wpakowała nam do rąk reklamówki z naszymi sukienkami i powiedziała, że mamy za nie nie płacić, bo to prezent. Ustąpiłyśmy, bo z Rozą nie ma się co kłócić. Wróciłyśmy do domu i weszłyśmy do salonu. Moja mama układa swoje książki na półkę.
MRiK: Witajcie, dziewczęta. Co to? - wskazała reklamówki.
K: Och, to nowe sukienki.
TRiK: Wybieracie się gdzieś?
R: Och... po prostu bardzo dobrze się dogadujemy razem z Rozalią, więc nam je podarowała. No i... razem z Kari i dwoma kolegami, Arminem i Natanielem, chcemy pójść w tę sobotę do restauracji i zjeść tam kolację.
MRiK: Mówisz o tym przystojnym blondynie, tak? Podobasz mu się, ja to wiem.
- Ech...
No tak... mój ojciec znowu zrobił tę dziwną minę...
R: Mamo... my po prostu jesteśmy czwórką przyjaciół, która chce spędzić razem czas.
MRiK: Dwoje chłopców i dwie dziewczyny... dla mnie to bardziej brzmi jak podwójna randka.
TRiK: Nie wiem, czy to dobry pomysł. Dodatkowo, na pewno wrócicie późno do domu. Lepiej zrobicie, jeśli zostaniecie z nami w domu.
K: Ale tato... my tylko idziemy zjeść na mieście! Potem od razu wrócimy do domu! A nawet jeśli, to w niedzielę nie idziemy do szkoły!
MRiK: To jest normalne w ich wieku. Pozwólmy im cieszyć się życiem. Tak długo jak pozostaną poważne, nie widzę problemu, żeby wyszły.
TRiK: Dziewczęta, razem z mamą porozmawiamy o tym. Najpierw musimy pomyśleć.
Nie wierzę... mam nadzieję, że będziemy mogły pójść. Cały ten wysiłek na nic... Cóż, może szczęście będzie po naszej stronie. Nie miałam żadnego kłopotu z zaśnięciem. Spałyśmy z Kari tak mocno, że nie usłyszałyśmy budzika. Bardzo szybko się umyłyśmy. Pożyczyłam sobie od Kari jej białą spódniczkę w kwiaty i miętową, obcisłą bokserkę, a ona pożyczyła sobie moją szarą tunikę i czarne legginsy. Pozabierałyśmy książki, założyłyśmy buty i popylałyśmy ile sił w nogach do szkoły. Weszłyśmy do szkoły akurat wtedy, kiedy pani Delanay wpuszczała klasę do sali. Szybko usiadłyśmy razem. Spytacie: czemu nie usiadłam z Natem? Bardzo prosta odpowiedź: Na pierwszej godzinie go nie było, a nie chciałam siedzieć sama. Po lekcji, która okazała się istną katorgą, poszłam do pokoju gospodarzy z nadzieją, że znajdę tam Pana Przewodniczącego. Miałam szczęście, faktycznie tam był. Podpisywał następną stertę papierów. Usiadłam obok i pomogłam mu. Byliśmy w połowie, kiedy prawie mi zasnął. Szturchnęłam go w ramię i uśmiechnęłam się.
- Jak ty zbierasz na to wszystko energię?
- Hmm... powiedzmy, że kiedy jesteś obok mnie, to chce mi się ciężko pracować.
- Jesteś najlepsza.
- Wiem.
Zaśmialiśmy się. Skończyliśmy podpisywać kartki, odłożyliśmy je do teczek i poszliśmy na lekcje. Po wszystkich zajęciach, wróciłam z Kari do domu. Wpadłyśmy na rodziców.
MRiK: Hej, dziewczyny.
K i R: Hej...
TRiK: Miałyście dobry dzień?
K i R: Tak.
R: A więc... namyśleliście się? Możemy z Kari wyjść jutro wieczorem?
TRiK: Tak, myśleliśmy o tym.
K i R: Iii?
TRiK: Ty, Rin, zdecydowanie za często wychodziłaś z domu. Lepiej zrobisz, jeśli zostaniesz. Natomiast Karitell... niedawno znów pojawiłaś się w naszym życiu, należy ci się trochę wyszaleć.
R: Ej! Dlaczego ona może, a ja nie!?
TRiK: Przed chwilą ci wytłumaczyłem.
R: To nie fair!
Wbiegłam na górę i padłam na łóżko. Ten wieczór dawał tyle nadziei, ale oczywiście przez moich jakże „kochanych" rodziców, to wszystko się posypie! A wątpię, że Nat chciałby spędzić czas sam na sam z Kari i Arminem. Akurat tego wieczoru nie mogłam przegapić! Ktoś wszedł do pokoju. Podniosłam się.
- Rin? - to była Kari.
- Co?
- Słuchaj... ja naprawdę nie wiedziałam, że oni tak zareagują...
- To nie twoja wina. Ale co ja mam teraz zrobić? Ten wieczór miał być najpiękniejszy...
- Ej, nie mazaj się tutaj. Mam pomysł.
Wytłumaczyła mi cały plan godny geniusza. Był świetny.
*Następnego dnia*
Dzisiaj mieliśmy iść do cioci Agaty z okazji jej imienin. Ja natomiast od rana odgrywałam swoją komedię. Kari cały czas przy mnie siedziała. A co odgrywałam? Choróbsko. ^^ mama i tata weszli do mojego pokoju.
MRiK: Wszystko w porządku? Coś się stało?
R: Źle się czuję... jestem zmęczona...
TRiK: Odpoczywaj, nie masz dzisiaj nic do roboty. Kari się tobą zajmie.
R: Okej.
Kiedy wyszli, od razu zaczęłam gadać z moją kochaną sis.
R: Kari, wiesz jak bardzo ich okłamujemy?
K: Wiem, ale musimy. Nie możemy teraz tego odwołać.
R: Wiem, ale...
K: Nie ma żadnego „ale". Dzisiaj idziemy do cioci Agaty. Przekonam rodziców, żeby pozwolili mi z tobą zostać i wtedy po cichutku się wymkniemy.
R: Okej.
Odgrywałam moje „przedstawienie" cały dzień. W końcu rodzice przybyli do mojego pokoju.
TRiK: Czujesz się na siłach, żeby pójść do cioci Agaty?
R: Nie bardzo...
MRiK: Może zostaniemy z tobą w domu?
R: Nie, nie trzeba... Kari zostanie ze mną, zrobimy sobie kanapki i obejrzymy serial... zresztą, ciocia na pewno wszystko już przygotowała, byłoby jej przykro, gdybyście to odwołali.
K: Zostanę z Rin, a wy możecie iść.
MRiK: Jeśli jesteś tego pewna... no dobrze.
Kiedy tylko wyszli z pokoju, mocno uściskałam Kari.
K: Udało nam się!
R: Tak! I nie będziemy musiały tego odwoływać!
K: Lepiej być nie może!
Moi rodzice wyszli z mieszkania. Zostawili nam klucze. Kiedy usłyszałyśmy trzask drzwi, natychmiast wstałam z łóżka i wyjęłam z szafy kupioną wczoraj sukienkę. Od dzisiaj to będzie moja ulubiona. Założyłam ją szybko. Kari założyła swoją sukienkę. Zrobiłam jej koka, a ona mi warkocza w stylu Elzy, tyle że z opaską zrobioną z włosów. Pomalowałyśmy się, wzięłyśmy swoje torebki, schowałyśmy do nich portfele, telefony, chusteczki i błyszczyki, założyłyśmy baleriny i czarne, skórzane kurtki, zamknęłyśmy dom na klucz i poszłyśmy na przystanek. Jazda zajęła 10 minut. Bałam się trochę, co z tego wyniknie. Wyszłyśmy z autobusu, który zatrzymał się kilka metrów od restauracji. Przed drzwiami stał już Armin. Przywitałyśmy się z nim: Kari pocałunkiem, a ja – przytulasem. Weszliśmy do środka. Zajęliśmy nasz stolik. Podeszła do nas młoda kelnerka. Zamówiliśmy napoje, Armin colę, Kari sok, a ja – wodę.
K: Czemu tylko to? Bida w kraju?
R: Bardzo duża bida.
K: To znaczy jak duża?
R: No mówię, że bardzo duża.
Armin w tym czasie pękał ze śmiechu. Kiedy się uspokoił, zaczęliśmy rozmawiać. Cały czas przyglądałam się drzwiom wejściowym.
K: Hej, Ri, słuchasz mnie w ogóle?
R: C-Co? - czy Roza nie powiedziała tego samego w moim koszmarze? - tak, tak, słucham cię.
Po chwili, drzwi się otworzyły, a w nich stanął Nataniel. Kari pomachała mu ręką. Usiadł obok mnie i uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
N: Przepraszam, trochę się spóźniłem...
K: Nie ma sprawy, nic się nie stało.
Zaczęłam się zastanawiać, jak przebiegło spotkanie Nata z jego rodzicami... spojrzałam na niego porozumiewawczo. Wydawał się mnie zrozumieć i pokiwał uspokajająco głową. Zaczął rozmowę z Arminem, a ja rozmawiałam szeptem z Kari.
N: Kari, Ri?
K i R: Tak?
N: Gdzie kupiłyście te sukienki?
K: W sklepie Leo. Prawda, że Ri wygląda w niej bosko?
R: Hmm, coś długo im schodzi z tymi napojami, prawda?
K: Ri, nie wstydź się. Musisz nauczyć się przyjmować komplementy.
N: Jesteś zbyt skromna, ale to właśnie to jest częścią twojego uroku. Tak naprawdę, to ty sprawiasz, że ten strój jest śliczny, a nie na odwrót.
Czy ja się przesłyszałam, czy...
R: T-To miłe, dziękuję...
Kari posłała mi uśmiech zwycięzcy. Jednak dobrze, że wybrałam akurat tę sukienkę. Nat naprawdę mnie zaskoczył. Przyszły nasze napoje, Nat zamówił dla siebie herbatę. Przyszedł czas na złożenie zamówień w sprawie czegoś do wszamania. Nie zamówię spaghetti, bo się cała ubrudzę, znam swoje możliwości. Sałatka? Nie ma opcji. Chcę zabłysnąć uśmiechem, a nie resztkami między zębami. Powinnam też odrzucić wszelkie dania z serem...
N: Co za skupienie – zaśmiał się.
R: Nie wiem, co wybrać... co bierzesz?
N: Pieczeń z kaczki wygląda apetycznie.
Przecież nie zamówię tego samego, żeby tylko nie wyjść na nieznającą savouir – vivru dziewczynę! Spojrzałam na Kari. Wiem! Zamówię to, co ona! Ona zna się na savouir – vivrze i wie, co można wszamać w restraucji, a co nie!
K: Poproszę krwisty antrykot z frytkami i sosem z sera pleśniowego.
R: Poważnie!?
Ten kawałek mięsa był byczny, nie wspominając o skutkach ubocznych sera pleśniowego...
K: No co? Jestem głodna.
R: Okej...
A: Poproszę sałatkę cesarską.
Zaczęłam szybko przeglądać kartę. W końcu wybrałam pierwsze lepsze danie. I to chyba był poważny błąd...
N: Hmm... ciekawe. Nigdy nie jadłem tarty z cukinii.
Jestem amebą, po raz kolejny to stwierdzam! Przecież nienawidzę cukinii! Coś jest ze mną naprawdę nie tak. Kiedy kelnerka przyniosła nasze dania, poczułam się głupio, że tak się wkopałam. Starałam się nie wykrzywić już przy pierwszym kęsie. Chwila... czuję czosnek! Ale się wkopałam...
A: Siostrzyczko, wszystko okej? Dziwnie wyglądasz...
R: To jest po prostu pierwszy raz, gdy jem coś takiego... smakowało mi bardziej, gdy jadłam to ostatnio.
K: Ha ha, już mi lepiej. Zastanawiałam się, jak ktoś może jeść coś takiego, jak to. Jeśli chcesz, mogę poprosić o więcej frytek i podzielimy się.
R: Więcej frytek? Kari, jesteś prawdziwym żarłokiem.
K: Gdybym była tobą, trzymałabym język za zębami.
N i A: ... wy tak zawsze?
R: Nat, powinieneś mnie rozumieć. Masz siostrę. Armin, tak, my tak zawsze.
A: Jak wy ze sobą żyjecie?
R: Jak widać, tak się da.
K: Nieważne. Nie to nie, zostawię cię z twoją tartą z ogórka.
R: ... z cukinii, Kari.
K: Jeszcze gorzej!
Chłopcy wybuchli śmiechem. Cała nasza czwórka bardziej się wyluzowała. Skończyliśmy jeść w wesołych nastrojach.
K: Taa... muszę iść do toalety.
R: To idź.
K: Idziesz ze mną.
R: Po co?
K: Hmm!
R: Okej, okej, już idę.
Usłyszałam chichot chłopaków. Poszłam z Kari do toalety. Weszłyśmy do środka.
R: Chciałaś mi coś powiedzieć?
K: Oczywiście. Ten wieczór to wieczór, kiedy możesz wykorzystać swoją szansę, mam nadzieję, że wiesz o tym.
R: Wiem, ale przestań, już i tak mam w sobie pirdyliard kilogramów stresu.
K: Zauważyłaś, ale naprawdę nie powinnaś! Widziałaś, jak na ciebie patrzył? Czuję to... namiętny pocałunek nadchodzi!
„Pocałunek"!? Mój Boże, nie powinna była tego mówić. Teraz może być tylko gorzej. Nie żebym o tym nie myślała... ale kiedy Kari to mówi, wydaje się to zdecydowanie bardziej prawdopodobne.
R: W s-sensie... kiedy będziemy wracać do domu?
K: No pewnie, to oczywiste! Jeśli w 100% jest gentlemanem, to na pewno odprowadzi cię do domu. A wtedy...
R: Ja... nie wiem, czy jestem gotowa...
K: Oczywiście, że jesteś? A zresztą, miałaś kiedyś chłopaka?
R: N-Nie...
K: Czyli że się nie całowałaś!?
R: No nie. A jeśli faktycznie mnie pocałuje, a mi się nie spodoba?
K: Na pewno ci się spodoba. Nat to świetny facet. Pocałować się z nim... Melania to jedynie może o tym pomarzyć. Będzie dobrze – przytuliła mnie.
Wróciłyśmy do chłopaków. Przyszedł rachunek. Armin zapłacił za Kari.
- Dzielimy resztę na pół? - spytałam Nata.
- Ha ha, nie, ja stawiam.
- Nie. Przecież mogę za siebie zapłacić.
- Nie ma mowy – podał kelnerce swoją kartę.
- No cóż... dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Ri, chyba ci nie mówiłam, idę do Armina na nocowanko – rzuciła Kari.
- Okej, ale nie róbcie nic głupiego. Nie chcę być ciocią w wieku 17 lat – ostatnie zdanie powiedziałam szeptem tak, żeby tylko Kari je usłyszała.
- Ha ha, spoko, nie będziesz. Jeszcze – znacząco uniosła kilka razy brwi.
- No dobra, no to do zobaczonka – przytuliłam Armina i Kari.
- Do jutra!
Wyszliśmy z Natem z restauracji. Pomachaliśmy Kari i Arminowi na pożegnanie, po czym ruszyliśmy przed siebie.
- Odprowadzę cię – powiedział.
- Nie musisz, naprawdę.
- Ale chcę.
Złapał mnie za rękę i uśmiechnął się. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się przez całą drogę. Gdy stanęliśmy pod moim blokiem, spojrzałam na okna w moim mieszkaniu. Światło paliło się tylko w moim pokoju. Czyli jeszcze nie przyszli. Uff.
- To był piękny wieczór – usłyszałam głos Nata.
- Tak – uśmiechnęłam się.
Nie mogę przestać myśleć o tym, co powiedziała mi Kari. Zaczęłam nerwowo bawić się kosmykiem moich włosów.
- Denerwujesz się czymś? - splótł nasze dłonie – uśmiechnął się.
- N-Nie, wszystko jest okej... w restauracji było super, wieczór też jest piękny... i...
Przestań się jąkać i, do jasnej cholery, spójrz mu w oczy!
- Ja... - zaciął się, jednak po chwili dodał – Ri, odwróć się!
Wykonałam polecenie niemal w ostatniej chwili, bo zobaczyłam twarz mojego ojca. Był wściekły. Złapał mnie bardzo mocno za nadgarstek. Syknęłam z bólu.
- Widzę, że już nie jesteś chora!
- Tato, ale to nie...
- Wchodź do środka, tam porozmawiamy!
- Ale daj mi to...
- Gdzie jest Kari!?
- ...
- Gdzie jest Kari!? - powtórzył, jeszcze mocniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku.
- U kolegi...
- Którego?
- ...
- Mów!
- Proszę ją zostawić! - Nat do mnie podszedł i złapał za ramiona.
Mój ojciec jednak odepchnął go, a ten upadł. Gdyby nie to, że paznokcie mojego ojca niemal wbijały się w mój nadgarstek, upadłabym wraz z nim.
- Ciebie, chłopcze, nie chcę więcej tutaj widzieć!
- Ja... przepraszam pana, naprawdę, ja...
- Odejdź!
Odwrócił się i zaczął iść.
- Nat, proszę! - zawołałam, a on się odwrócił w moją stronę. - zostań!
- Zamknij się! - ból pod dłonią przypomniał mi, że on dalej mocno trzyma moją rękę.
Nataniel spojrzał na mnie przepraszającym, a zarazem współczującym wzrokiem, po czym podszedł do mnie i chciał przytulić. Jednak mężczyzna trzymający mój nadgarstek znów go odepchnął. Chłopak bardzo szybko mnie przytulił, po czym odszedł. Patrzyłam na niego za łzami w oczach. Patrzyłam, jak się oddala. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Ojciec mnie nakrył, Kari na pewno się później oberwie, jak wróci do domu, Nat musiał odejść, nadgarstek mi puchnie, a od mojego ojca czuję... wino! Dużo wina! Wszedł z moją mamą do klatki, ciągnąc mnie za sobą. Podeszliśmy pod mieszkanie.
- Wyjmuj klucze! - krzyknął.
Drżącymi rękoma wyszukałam klucze w torebce. Nie umiałam otworzyć drzwi, cały czas wypadały mi z rąk (w sensie klucze, nie drzwi). W końcu moja mama wzięła je i otworzyła mieszkanie. Ojciec pociągnął mnie do mojego pokoju, moją matkę wygonił stamtąd. Zaczął mnie tak mocno szarpać, że po kilku chwilach moja kurtka była tak poszarpana, że nadawała się jedynie do śmieci. Zdjęłam ją i wrzuciłam pod łóżko. Ojciec zawołał matkę. Oboje stanęli przede mną.
MRiK: Bardzo się na tobie zawiodłam.
R: Wiem...
MRiK: Gdzie byłaś?
R: Ja...
TRiK: Z chłopakiem! Znowu!
MRiK: To proste, Rin ma chłopaka. To normalne w jej wieku. Ale jeśli musi nas okłamywać, aby się z nim spotkać, to coś naprawdę jest nie tak.
TRiK: To nie jest wymówka! Dopilnuję, aby już nigdy się z nim nie spotkała!
R: Ale tato!
TRiK: Żadnego „ale"! Lucie, idź, zaraz do ciebie przyjdę.
Moja mama wyszła z pokoju. Kiedy tam była, byłam w miarę spokojna, ale teraz, kiedy wyszła, naprawdę się bałam, że ojciec mi coś zrobi. No bo czego miałam się po nim spodziewać? Po moim ojcu, który niemal zranił Nata i który niemal mnie przy nim nie uderzył?
- Doigrałaś się, idiotko – zamachnął się.
Czerwień rozlała się na moim policzku. Jęknęłam głośno i odruchowo odwróciłam twarz. Delikatnie dotknęłam czerwonej części twarzy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam szeptem.
- Ty już wiesz, dlaczego – popchnął mnie.
Wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samą, leżącą na środku pokoju, płaczącą rzewnymi łzami i dotykającą bolącego i mocno pulsującego policzka.
**********
Hej kochani! Dzisiaj nie ma opisu, bo płakam nad Rin. I wysyłajcie w komach miecze dla ojca Rin: <|::::::::::>.
Pozdrawiam, Wera9737.
Not enjoy. :'(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro