3.Cele są istotne!
Czy wspominałam już, że budzik Izuku lubił płatać mu figle? Jeśli nie, to teraz to mówię. Jego budzik to bez wątpienia król zła i istny mistrz zbrodni.
Zawsze, kiedy zależało mu na tym, by wcześniej wstać, jego budzik postanowił pozwalać mu pospać dłużej. Kiedy z kolei mógł pozostać w objęciach Morfeusza tak długo, na ile miał ochotę lub miał szczęście, gdyż przenieśli lekcje, jego budzik stawał się istnym potworem, wymyślając nieistniejące, ani nie ustawione wcześniej pory, w których dzwonił.
Przez to małe urządzenie Izuku powoli zaczynał wierzyć w istoty paranormalne, które ewidentnie się nad nim znęcają albo go po prostu nie lubią.
Zaplanował pobudkę na godzinę 5:00, ponieważ przewidział, że będzie miał ochotę zostać dłużej pod prysznicem.
Na co dzień wstawał tego dnia o 6:00, jednak zazwyczaj mył się wieczorem, nie chcąc chodzić brudny spać i ,,chrzcić'' swojej czyściutkiej pościeli.
Jednak jego budzik miał wobec niego niecne plany. Postanowił oszukać biednego Izuku, nie żeby chłopak nie domyślał się, że tak będzie, ale po prostu wierzył, że tym razem będzie inaczej. Za każdym razem coraz boleśniej przekonywał się, iż wiara naprawdę zawodzi. Tym razem nie było inaczej.
Dopiero o 5:45 rozbrzmiał, już bardzo znienawidzony przez chłopaka, odgłos jego porannego dręczyciela. Rozleniwiony spojrzał na zegarek, a po chwili, jakby nigdy nic, spojrzał gniewnie w stronę swojego małego niebieskiego wroga, tylko po to, by skarcić go wzrokiem.
Nie był on agresywny, więc stwierdził, iż znienawidzony budzik oszczędzi, aczkolwiek na pewno w niedługim czasie wymieni w nim baterie. Lekko speszony tym, że nie ma zbyt wiele czasu, dużo nie myśląc udał się pod prysznic, rozmyślając o swoich obowiązkach szkolnych.
Rozebrał się i wszedł do kabiny, która bardzo szybko wypełniła się parą. Gorące kropelki krystalicznej wody spływały po delikatnej skórze chłopaka, dając mu uczucie ukojenia i spokoju. Prysznice bez wątpienia pozwalały mu oczyścić myśli.
Zawsze, gdy miał problem, pozwalał sobie na odrobinę odpoczynku, oddając się po całości swojej ulubionej dotychczas czynności.
Uwielbiał, gdy woda spływała po nim strumieniami w dół aż w końcu, gdy spłynie, łaskotała jego bose, wrażliwe stopy.
Co do wrażliwości, to on cały zawsze był wrażliwy. Może nawet nieco zbyt wrażliwy, gdyż po byle pochwale potrafił się rozpłakać. Nie miał w zwyczaju płakać z bólu, czy po obrazie skierowanej w jego stronę. Zazwyczaj jedynie pochwała lub czułe słówka mogły spowodować, by coś w nim pękło.
Podczas, gdy bezbarwna ciecz obmywała jego ciało, do jego głowy przychodziły scenariusze oraz możliwości przeżycia bez szwanku dzisiejszego dnia.
Ustanowił sobie trzy cele, bo w końcu mówi się, że pod prysznicem podsuwają się nam najlepsze pomysły.
Tak też było w jego przypadku.
Cel pierwszy to bez wątpienia ogarnięcie swoich własnych uczuć. Co prawda jego smutek z dnia poprzedniego minął, aczkolwiek aktualnie czuł jeszcze większą pustkę i roztargnienie ze względu na brak potrzebnych mu odpowiedzi.
Sam w zasadzie nie był pewien, co skłoniło go do popadania w tak melancholijny nastrój. Nie było to dla niego normą, gdyż wszyscy kojarzyli go z bycia bardzo pozytywnym i motywowania innych bez względu na okoliczności.
Prawda jednak była taka, że młody bohater sam miał wiele problemów, a jednym z nim było niezrozumienie własnych uczuć, które objawia się aktualnie w jego życiu i urzęduje w hierarchii coraz wyżej.
Cel drugi, jeden z ważniejszych zresztą, to dowiedzenie się, czemu Katsukiego nie ma w szkole. Postanowił się dowiedzieć, ale nie pokazywać, że się martwi. Musiał sobie na to wymyśleć dobrą wymówkę, by odciągnąć od siebie pytania przyjaciół.
Jego wymówką okazało się być ich partnerstwo na nadchodzących zajęciach. Zajęcia te miały charakter praktyczny. Odbywały się one raz w miesiącu i polegały na drobnej współpracy z bohaterami i wykonywaniu, pozornie prostych obowiązków, jakimi były patrolowanie ulic, czy inne tego typu pomoce profesjonalistom.
Zajęcia te miały mieć miejsce jutro, więc szybko musiał w razie czego znaleźć jakieś zastępstwo. Pierwsze, co przyszło mu do głowy to Todoroki. Deku ostatnio spędzał z nim dużo czasu i praktycznie ciągle z nim pisał po lekcjach.
Bardzo go lubił, jednak zastanawiał go pewien drobny szczegół. Jego ojciec nienawidził All Mighta, a dobrze wiedział, po pewnym incydencie, że zielonowłosy go uwielbia. W ich relacji nie byłoby nic dziwnego, bo w końcu to tylko jego tata, gdyby nie to, że kategorycznie zabronił mu się z nim zadawać.
Ojciec Shoto zawsze wydawał mu się jakiś podejrzany. Sam nie wiedział czemu, ale po tym, jak traktuje go Shoto mógł wywnioskować, że nie za bardzo się kochają w tej jego rodzinie. W końcu dość nie na miejscu jest nazywanie własnego ojca Starym Magiem Ognia, albo Piekielnym Potworem. Tak właśnie Shoto określał swojego staruszka.
Na początku to nawet śmieszyło Izuku, ale z czasem zorientował się, że Shoto go faktycznie nie lubi. Wolał się w to jednak zbytnio nie zagłębiać i korzystać z niesubordynacji swojego przyjaciela jak najdłużej. Heterochromik, w zasadzie bardzo często wyciągał go z opresji, jaką była nuda. W końcu zarywanie nocy na pisanie z przyjacielem to super opcja, prawda?
Celem trzecim tego dnia było podnieść morale klasy, by Pan Aizawa nie musiał dłużej martwić się o ich zepsute, przez Midoriyę, humory. Nawet Zaklęty Żołnierz Todoroki tamtego dnia był dość przygnębiony.
Właśnie... Zaklęty Żołnierz to tajemne przezwisko, które nadała mu reszta klasy po tym, jak Profesor Mic puścił im na lekcji film o Wielkiej Brytanii. Na pewno kojarzycie tych żołnierzy, którzy stoją i pilnują w zasadzie nie wiadomo czego. Mają na głowie wielkie czarne czapki z niedźwiedziej skóry, a na sobie czerwone garnitury.
Przezwisko to nie trafiło do niego, jednak dlatego, że choćby ubiera się podobnie, bo to nieprawda. Szczerze, w ogóle nie przypomina tych żołnierzy. Chodzi bardziej o to, że tak, jak oni się nie odzywa. Stoi tylko gdzieś z tyłu zawsze, gdy cała klasa zawzięcie toczy dyskusje na przykład o tym, co będzie na następnym sprawdzianie, czy kartkówce.
Izuku starał się go jakoś przekonać, by choć mentalnie uczestniczył w rozmowach, lecz ten definitywnie wolał porozmawiać sam na sam z zielonowłosym bohaterem, odciągając go czasami na bok, by nie musieć słuchać pogawędek innych.
Był gotowy, po ustanowieniu sobie celów, na dzisiejszy dzień. Mógł dumnie kroczyć po tym świecie wiedząc, że wie, co ze sobą zrobić.
Ta świadomość motywowała go, by jak najszybciej znaleźć się w szkole i zacząć wypełniać swoje postanowienia.
Jego rozmyślenia trwały zaledwie 10 minut, gdyż na więcej nie mógł sobie pozwolić. Może doszedłby do lepszych wniosków, ale niestety jego chwile odpoczynku i relaksu były pogrążone w żałobie przez zabijający je wręcz czas.
A propos czasu, do wyjścia zostało mu pół godziny, więc wyrobił się całkiem nieźle. Wyszedł ze swojej prywatnej oazy, po czym się ubrał i uczesał tak, by jakkolwiek wyglądać i nie straszyć wyglądem ludzi na ulicy. W jego przypadku nie było to trudne, gdyż bez wątpienia urody mu nie brakowało.
Wyszedł z łazienki z nadzieją, że czeka na niego, jak codziennie, śniadanie. Ku jego zdziwieniu na stole leżała tylko kartka, a na niej: ,,Wybacz kochanie, ale musiałam wcześniej dzisiaj wyjść coś załatwić. Miałam powiedzieć ci wczoraj, ale już spałeś i nie miałam serca cię budzić. Zrób sobie coś na śniadanko! Kocham cię, mama''.
Trudno tu mówić o jakiejkolwiek bożej opatrzności, gdyż oczywiście, jak zwykle, kiedy wszystko od początku układało się świetnie, coś musiało się zepsuć. Tym razem było to śniadanie. Jak wiadomo woda wyciąga, może nie koniecznie po kąpieli, ale wyciąga.
A jeszcze przed chwilą chłopak miał z nią kontakt, więc przekonany, że to właśnie ona spowodowała jego głód, stwierdził, iż chyba podpisała kontrakt z budzikiem i oszukuje go tak, jak on. Chociaż w zasadzie budzik był na samym początku czarnej listy, a woda, która z pozoru wydawała się przyjazna, nie miała aż tyle złego na koncie, co znienawidzony niebieski przyjaciel.
Zbyt bardzo ją lubił, choćby ze względu na to, że jako jedyna rozumiała jego troski. Tylko po niej spływały wszystkie problemy zielonowłosego. Tylko ona potrafiła go dosłownie olać i zmusić do refleksji o życiu. Tylko ona. Nikt, ani nic więcej. Była wyjątkowa.
Nic mu nie pozostało, jak zrobić śniadanie samemu. Wyciągnął chleb i posmarował go czekoladą. Najprostsze i jedno z najszybszych śniadań gotowe. Mama robiła o wiele lepsze, gdyż miała więcej czasu, bo nikt jej rano nie kazał iść do szkoły.
To była jedyna rzecz, której zazdrościł dorosłym. Praca w końcu mogła się zaczynać później tak, jak ta od jego mamy. Zazwyczaj rozpoczynała się o 10. Nie dość, że tak późno, to jeszcze powrót był o zacnej godzinie, gdyż około 15.
Jaka sprawiedliwość jest na tym świecie, skoro on chodzi do szkoły na 8 - 9 godzin i nic nie zarabia, a jego mama na 5 godzin i zarabia tyle, by ich utrzymać, a nawet nieco więcej.
Mało tego, jej praca jest w znośnych godzinach i warunkach, a jego szkoła zaczynała się wyjątkowo wcześnie, a kończyła dość późno.
Idealnie opisuje to stwierdzenie - Wychodzę, jest ciemno, wracam i też ciemno. Tak właśnie jest. Wychodzisz po 6, więc nadal jest ciemno, a wracasz po 16, więc w zimę lub późną jesień zaczyna się ściemniać. Życie w nieustannej ciemności potrafi przytłaczać.
Po zjedzeniu śniadania, spakował się i wrócił do łazienki, by umyć zęby. Podczas ostatniej czynności przed wyjściem, zerknął tylko na zegarek, by zobaczyć, że uwinął się idealnie. Do wyjścia zostało mu 5 minut, akurat na tyle, by umyć zęby, ubrać się i wyjść.
Udało mu się zrealizować jego przypuszczenia i po chwili opuścił dom znowu, kierując się w stronę swojej szkoły.
●Witajcie kochani w czwartym rozdziale!
Mam nadzieję, że choć raz się uśmiechnęliście, bo naprawdę się starałam!
BAYO!!!❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro