Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V NICO V

LEPIEJ BYĆ NIE MOGŁO. Naprawdę. Teraz. Naprawdę teraz, kiedy uśmiechałem się szczerze po raz pierwszy od wielu lat. Teraz spomiędzy drzew wyleciała strzała. Strzała lecąca prosto na mnie. Świetnie! Może jeszcze wyjdzie wilk z lasu i mnie zje! Ach, tak. Nie powinienem był tak myśleć. Jestem półbogiem, więc wyjdzie cała wataha, oczywiście. I jak pomyślałem, tak się stało. Las rozdarło wycie.  Bardzo głośne wycie bardzo brzydkich wilków Oriona. Zdenerwowałem się. Prawie nieświadomie uformowałem z ziemi kolumnę, by uchronić się przed nadlatującym pociskiem. Jeszcze chwila, a byłby za późno. Na szczęście nie było. Hedge wymamrotał:


-Woooow, ja też tak chcę, przyda się w zeskakiwaniu z kijem na głowy przeciwników.

No pewnie. I co jeszcze. Byłem tak wściekły, że przed oczami zaczęły mi migotać czerwone plamki. Nikt nie będzie przerywał chwili, w której JA jestem SZCZĘŚLIWY. NIKT. I nikt nie będzie krzywdził osób, na których mi zależy. NIKT. Chwila chwila, a od kiedy Ci na nich zależy?  Zapytała jedna część jego mózgu. Nie jesteś egoistą, to ci zależy - skarciła go druga. No dobra. Ustalone. Otrząśnij się z tych myśli. Wybij wilki. Pokonaj Oriona. Uwolnij Febe. Podróżuj dalej. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. I od czego zacząć? Chyba od ocenienia sytuacji. OK. Wilki nie były ich największym zmartwieniem. Było ich tylko parę, więc powinno pójść gładko. Naszym największym zmartwieniem był wysoki na 5 metrów łucznik, celujący z zabójczą precyzją, który właśnie wyszedł spomiędzy drzew. Jedno oko miał mechaniczne. Był odziany w lekką skórzaną zbroję, pod pachą trzymał dziewczynę w srebrnych ciuchach. To był Orion, z Febe w zestawie. Łowczyni chyba się budziła, bo co chwilę jęczała. Gigant uśmiechnął się, po czym rzucił Febe na ziemię jak śmiecia. Łowczyni zajęczała i znowu umilkła. Niedobrze. Ale jej klatka piersiowa poruszała się powoli, czyli żyła. To dobrze. Tym razem Hedge odezwał się pierwszy.

-Dobra misiaczki, ja załatwię wilki, bo są brzydkie, a wy bierzcie tego elfiego typa, OK?

-OK- powiedziałem równocześnie z Reyną. Hedge jak zwykle rzucił się bez namysłu na wilki, ale tym razem nie upadł na twarz. Walnął jednego w pysk pałką, ale ten nie rozsypał się w pył, tylko zawarczał. Kurczę. Te wilki musiały być mocniejsze, niż wyglądały. No, ale nie było czasu, by o tym myśleć. Orion już brał kolejną strzałę i nakładał ją na cięciwę. Pokazałem Reynie na migi, że będziemy się skradać z dwóch różnych stron. Pokiwała głową na zgodę. Zacząłem iść z lewej.

-Mówiłeś, że masz jakąś ofertę, Orionie - powiedziałem - czy może nie jesteś uczciwy?

-Ależ jestem, moje dziecko. WASZE DUSZE W ZAMIAN ZA DOŁĄCZENIE DO GAI! BUHAHAHAHA!

Rany, to było słabe. Nawet Reyna wymyślała na szybko lepsze teksty. On chyba jednak nie przejął się zbytnio moimi myślami. A jeżeli chodzi o ofertę, to od zawsze wiedziałem, że to podpucha. Umowa z gigantem? Nie ma szans. Zdecydowałem, że trzeba zaatakować, zanim wystrzeli z łuku. Może to go zdekoncentruje? Trzeba spróbować. Nie miałem jednak takiej okazji, gdyż Reyna wpadła na taki sam pomysł. Wyskoczyła i zamierzyła się Orionowi na prawe biodro. Nie doceniliśmy jednak zdolności giganta. Wystrzelił strzałę, tak precyzyjnie, że Reyna odsunęła się w ostatniej chwili, a i tak w jej spodniach na udzie był teraz cienki, czerwony pasek krwi. Na szczęście to nic poważnego. Grot tylko musnął jej skórę. Zdołało to jednak ją trochę wkurzyć, co nie było wcale dziwne. Na szczęście zachowała samokontrolę i nie atakowała bezmyślnie. Te wszystkie myśli przemknęły mi przez głowę, po czym ja też zaatakowałem. Ciąłem Oriona w kolano, ale on tylko prychnął i z przerażającą prędkością wystrzelił w moją klingę, przez co opadła ona i chybiła celu. Trudno. Spróbowałem jeszcze raz. Chciałem dźgnąć go w piszczel, ale zrobił zwyczajny unik. Teraz była kolej na Reynę. Rzuciła swoim sztyletem w palec Oriona, rozcinając jego końcówkę. Nie była to jakaś poważna kontuzja, ale przynajmniej zwróciła na siebie uwagę wroga, co pozwoliło mi na opracowanie kolejnych ciosów. Łucznik zaczął pojedynkować się z pretorką - miał nóż wielkości miecza, więc można to określić jako walka na miecze. Wykonałem sztych z wślizgu pod kolano wroga. (PS to zdanie < jest dziwne. Nadążacie? xD) Zaryczał gniewnie, a z rany wypłynął ichor, złota krew nieśmiertelnych.

-Ciebie chłopcze - wydyszał - dam na obiad cyklopom.

Wystrzelił do mnie specjalną strzałę z linką, by później przyciągnąć mnie do siebie. Wtedy do głowy przyszła mi niebezpieczna myśl. Kiedy strzała do mnie dolatywała, wyciągnąłem bok swojej koszulki (byle nie kurtki, za bardzo ją lubiłem) tak, żeby grot przeszedł przez materiał. Chwyciłem strzałę rękami i - oczywiście co innego mogłem zrobić? - zacząłem udawać, że zostałem trafiony. Gigant zaśmiał się tryumfalnie. Pociągnął. Kiedy znalazłem się na wysokości jego barków, wyciągnąłem strzałę (albo raczej oddarłem kawałek koszulki) i wyskoczyłem w górę. Wylądowałem mu na głowie, miażdżąc przy okazji nos butem.  Potem pozbawiłem go drugiego oka. Pchnąłem, głęboko, miecz zagłębił się aż po rękojeść. Reflektor zgasł.

-NIE! TYLKO NIE DRUGIE - zaryczał. Złapał się za nie i zatoczył do tyłu, zmuszając mnie do zeskoczenia na ziemię. Wylądowałem obok Reyny. Uśmiechnęła się.

-To było dobre - powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu. Powinienem ją za to znienawidzić, ale nie potrafiłem. Ja, Syn Hadesa, Ambasador Plutona, Król Duchów, Nico di Angelo nie potrafiłem nienawidzić tej dziewczyny. Nie wiedziałem czemu. Tak po prostu było. Po lewej Hedge uporał się właśnie z ostatnim wilkiem, wskakując mu na grzbiet jak na rodeo i okładając kijem gdzie popadnie. W końcu potwór zawył i zmienił się w proch.

-TAAAK MISIACZKI! TU SIĘ TAK BAWIMY! JEA! - wydarł się. Ech, ten trener. Niby denerwujący, a jednak nie da się go nie lubić. Nie było jednak czasu na kolejne świętowanie, bo Orion w każdej chwili mógł się ogarnąć i zacząć używać mechanicznego oka. Reyna już przywiązała Febe do Ateny Partenos i wołała, żebyśmy zaczęli się zbierać. Podbiegliśmy tam. Wszyscy złapaliśmy się za ręce (Hedge wziął dłoń Febe) i gdy już wszystko miało być piękne, Orion się ogarnął. Wykrztusił coś pod nosem, po czym wystrzelił w moją stronę. Ostatnie, co zapamiętałem przed zapadnięciem się w cienie to to, że z mojegobrzucha sterczy największa strzała, jaką kiedykolwiek widziałem.


Więęc, to tyle! Przepraszam, jeżeli ten rozdział jest gorszy niż poprzednie, jestem już zmęczony (sporty itd.). I tak cudem jest, że wynalazłem jeszcze czas, by napisać to, no ale cóż. Czego się nie robi dla braku fanów? Komentujcie, jeżeli coś się nie podobało, to też o tym napiszcie. Potrzebuję tego, by poprawić historię. Możecie też podsunąć mi jakieś pomysły, będą mile widziane. Trzymajcie się i dobranoc ;)!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro