Rozdział 4
Nie wiem ile tak stałem ale usłyszałem głośne westchnienie, a po chwili ktoś zaczął głaskać mnie po włoskach.
Moje myśli w tym momencie znaaczyly tylko tyle, że kocham go dalej.
-Oboje straciliśmy za dużo, kocham cię, nie chce i ciebie stracić, ale jak mam być z osobą która nie chce być ze mną? Nie chce związku na siłę, nie chce cię krzywdzić.
Pocałowałem go mocno. Moja miłość życia właśnie mnie przeprasza. Nie chce pamiętać czemu tak się stało, że się rozstaliśmy. Myślę, że będzie dobrze.
-Chce cię na wyłączność, oboje straciliśmy naszego syna, ale nie dopyszcze, aby i ciebie spotkało coś podobnego. Bardzo cię kocham i zaluje, żałuję że mnie nie było przy tobie, żałuję że nie próbowałem o was walczyć, teraz nasze dziecko może biegało by po podwórku i bawiło się wiedząc, że ma w nas wsparcie w każdej sytuacji, może byłbym w stanie was uratować, jak mogłem jeszcze chwilę temu widzieć winę tylko w tobie, skoro to nie była twoja wina a rodziców. Bezczelni, odebrali mi moje dwa światy i przez nich jeden zniknął tragicznie. Boli mnie to, bardzo boli...
Chwyciłem go za policzku i bawiłem się końcówkami włosów.
-Czasu nie cofnę, ale...warto zacząć od nowa, nie chcą zapominać o moim dziecku, ale chcę zacząć na nowo żyć..nie wiem co ty na ten temat myślisz-odparlem patrząc w jego ciemne oczy.
Widziałem w nich ból, żal, smutek, cierpienie, uczucie przykryte łzami, ajedniczesnie tak widoczne. Jestem pewny że i w moich oczach widział coś podobnego. Może z dodatkiem odrobiny strachu. Chce odbudować moje życie, ale jeszcze nie dziś. Dzisiaj muszę dojść do porozumienia z ojcem mojego zamordowanego syna.
-Chcesz, abyśmy byli kimś więcej niż dawnymi kochankami?-zapytal nagle.
-Na razie nie. Wpierw chciałbym pogodzić się ze strata. Mimo iż wiem, że nigdy się tak nie stanie....to bardzo chcę spróbować.....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro