Piszczek/Reus
- Marco! - Dobijałem się do mieszkania Reusa, waląc z całej siły w drzwi, które kilka sekund później otworzyły się z trzaskiem. Gospodarz trzymał kurczowo ręcznik wokół bioder, a z włosów spływały mu krople wody. - Mogę wejść.
- Skoro już się przypałętałeś do mnie, Piszczek.
Zaprosił mnie do środka.
- Marco...
Spojrzał na mnie pytająco, a ręcznik zaczął się niepokojąco zsuwać. Nie żeby mi to przeszkadzało. W ostatniej chwili przed obnażeniem zdążył go złapać.
- Pójdę się ubrać, to pogadamy.
- Szkoda - wyszeptałem cicho, ale Marco miał dobry słuch i usłyszał.
Na jego policzki wkradł się rumieniec i zniknął w sypialni. Pokręciłem głową. Przecież widziałem go milion razy nago pod prysznicem. Nie miał nic, czego powinien się wstydzić. W ubraniu wyglądał jak bóg seksu, a bez jeszcze lepiej.
Po kilku minutach wrócił.
- O czym chciałeś pogadać? - zapytał, siadając na oparciu fotela, na którym się rozgościłem. Pociągnąłem go w swoją stronę, zmuszając, aby usadowił się na moich kolanach. Gdzie powinien być zawsze, pozwalając mi psuć fryzurę, czy maltretować szyję. Poruszył się niespokojnie, sprawiając, że moje spodnie robiły się niewygodne. - Łukasz, o czym chciałeś porozmawiać?
- O nas - szepnąłem mu do ucha.
- Jakich 'nas'?! - Próbował wstać, ale chwyciłem go za biodra, nie pozwalając mu na ucieczkę. - Masz Ewkę, ja mam Roberta...
- Nie kochasz go - wyszeptałem.
- On mnie kocha - odpowiedział. - I nie zamierzam go zranić.
- Mars.
- Straciłeś prawo mnie tak nazywać, kiedy stwierdziłeś, że nie jesteś gejem i wracasz do żony.
- Zrobiłem błąd.
- Owszem.
- Wybacz mi.
- Już dawno, to zrobiłem.
Poczułem nadzieję.
- Dasz mi drugą szansę.
- Nie. Masz żonę i dziecko, ja mam Roberta. Nie jestem tobą, aby ranić osoby, na którym na mnie zależy.
Z trudem pohamowałem łzy.
- Proszę - wyszeptałem, całując jego szyję.
Wyrwał się.
- Wynoś się! Miałeś swoją szansę i ją zmarnowałeś!
- Robert nigdy mnie nie zastąpi! - krzyknąłem, łapiąc Marco za ramię i nim potrząsając.
- I dobrze! - Wyrwał się. Spojrzał na mnie z bólem. W głębi serca mnie kochał, widziałem to w jego oczach. Ale kiedy mówił o Robercie, w jego oczach pojawiała się troska. - On mnie przynajmniej nie skrzywdzi...
- Przepraszam.
- Idź. Do żony i dziecka. Mnie skrzywdziłeś, ale przynajmniej ich nie krzywdź. - Popchnął mnie za drzwi. - Zostaw mnie w spokoju. Pozwól mi w spokoju leczyć złamane serce.
W jego oczach pojawiły się łzy. Chciałem je zetrzeć, ale mi nie pozwolił.
- Marco...
- To zadanie Lewego. Wiesz?
Skinąłem głową. Nie chciałem słuchać o Marco i Robercie.
- Kocham cię - wyszeptałem, odwracając się i odchodząc. Miałem nadzieję, że zmieni zdanie i mnie dogoni.
Trzasnął tylko drzwiami, a na podjeździe pojawiło się auto. Z polskimi numerami. Robert. Mój zmiennik i najszczęśliwszy człowiek pod słońcem.
Odszedłem, nie chcąc psuć ich relacji. Musiałem uszanować prośbę Marco.
Zasługiwał na to.
------------------------------------------------
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Poniżej zamieszczam okładkę, która jest zapowiedzią mojego nowego jeszcze nieopublikowanego opka. Opka o przygodach Manu, któremu skradziono Nutellę. Mam nadzieję, że wyjdzie śmiechowo.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro