Lewandowski/Reus part II
Wyrzuciłem go za drzwi. Popełniłem błąd. Powinienem go wysłuchać, ale zostałem przez niego zraniony i nie myślałem trzeźwo. To już drugi raz. Pierwszą zdradą było przejście do Bayernu. A kolejną, tą bolącą najbardziej Neuer. Co ma on, czego nie mam ja? Przecież oboje jak na rodowitych Niemców przystało, mamy blond włosy i niebieskie oczy. Pokręciłem głową i padłem na skórzaną kanapę. Po chwili wyczerpany płaczem zasnąłem, ale i w krainie snów nie zaznałem spokoju. Tam również prześladowały mnie błękitne oczy płonące z pożądania i wargi wykrzywione w lubieżnym uśmiechu, które zdawały się krzyczeć "Manu" w miłosnym uniesieniu. Obudziłem się z krzykiem.Moje ciało drżało, ale zaczęło się uspokajać, kiedy znalazło się w uścisku znajomych dłoni.
- Robert - szepnąłem.
- Spokojnie, jestem przy tobie. - Pogłaskał mnie po głowie. Wtuliłem głowę w jego ramię. Czułem się taki szczęśliwy. Moje serce biło radośnie.
- Robert, co ty tu robisz?
Przestał mnie głaskać. Spojrzałem na niego wyczekująco. Jego dłonie drżały.
- Siedzę...
Parsknąłem.
-To nie była odpowiedź na moje pytanie.
- Wiem.
- Cieszy mnie to niezmiernie - oznajmiłem ironicznie. - Robert, co ty tu robisz? Wyrzuciłem cię przecież za drzwi.
- Wiem.
- Czy ty znasz inne słowo niż "wiem"?
- Może - Uśmiechnął się łobuzersko. Moje serce zmiękło na ten widok.
- Robert... - Pogroziłem mu żartobliwie palcem.
- Siedziałem na progu, myśląc o Sam-Wiesz-Kim... - Wiem, o Neuerze. Pokręciłem tylko głową. - Kiedy usłyszałem twój krzyk. Drzwi były zamknięte, więc musiałem wspiąć się na drzewo i wejść przez balkon... - Dopiero teraz zauważyłem, że ma podrapaną całą twarz, a koszulę i spodnie podarte w kilku miejscach. - Wszedłem do salonu i zobaczyłem, jak się trzęsiesz i krzyczysz wniebogłosy. Obudziłem cię, a resztę historii już znasz...
- Lewy, mój bohaterze... - Zarumienił się. Wyglądał przeuroczo. Postanowiłem, że muszę go częściej zawstydzać.
- Marco...
-Robert...
- Co jest ze mną nie tak, że Manu mnie nie chce? - zapytał.
Poplułem się. Lewy jest idealny. Kruczoczarne włosy, które aż chce się gładzić i modre oczy, w którym można utonąć...
- Marco... - Robert machnął mi ręką przed oczami, wyrywając z zamyślenia.
- Robert... Wszystko z tobą w porządku - oznajmiłem.
"To z Neuer ma problem. Nie mieściło mi się w głowie, żeby nie chcieć takiego wspaniałego człowieka, który był na wyciągnięcie ręki" - pomyślałem.
- Naprawdę? - zapytał, patrząc na mnie z nadzieją.
Skinąłem głową. Siedzieliśmy w ciszy kilka minut, które wydawały się godzinami.
- Marco?
- Tak.
- Pomożesz mi? - Spojrzałem na niego w oczekiwaniu. Przeczucie mówiło mi, że nie będę zadowolony z jego prośby.
Skinąłem jednak głową.
- Pomożesz mi zdobyć serce Manu?
Nie spodobało mi się to. Chciałem, tylko żeby Robert był szczęśliwy, więc powtórnie skinąłem głową, podpisując tym samym pakt z diabłem.
- Marco, jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem! - wykrzyknął, ściskając mnie z całej siły.
Uśmiechnąłem się do niego. Był to wymuszony uśmiech. Ale co innego mogłem zrobić? Kochałem go, ale byłem dla niego tylko przyjacielem. Wczorajsza noc nic nie zmieniła. Kochaliśmy się, ale w jego myślach był tylko Neuer.
Skoro ma być szczęśliwy z nim to mu pomogę, ale jeśli ten arogancki Niemiec go skrzywdzi... To Neuer będzie miał ze mną do czynienia.
"Może zrozumiesz jak bardzo cię kocham...i odwzajemnisz moje uczucie" - pomyślałem, obejmując Roberta i omawiając z nim krok po kroku, jak powinien uwieść Neuera.
Moje, biedne serduszko pękało na drobne kawałeczki, kiedy z taką czułością wymawiał imię tego cholernego bramkarza.
Obiecałem mu jednak pomóc, a ja zawsze dotrzymuję słowa. Chociaż to tak bardzo boli...
Nie bijcie mnie... Marco jeszcze znajdzie swoje szczęście u boku Roberta. Po prostu ten one-shot będzie miał więcej części...
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro