Krychowiak/Szczęsny
- Wojtuś, Wojtuś... - Próbowałem obudzić swojego ukochanego. - Wojtek. Wstawaj. Mam poważny problem egzystencjalny.
Mój kochanek spał jak zabity. Nie pomogło łaskotanie, szturchanie, zrzucenie z łóżka. Nic. Robiłem się zdesperowany. Poszedłem po butelkę wody i polałem nią bramkarza.
- Grzesiek, kurwa, co ty robisz?! - zaklął, a kiedy zobaczył moją minę to się trochę uspokoił.
- Wojtek, mam problem. - Popatrzyłem smętnie na porozrzucane na fotelu ubrania. - Nie wiem w co się ubrać.
Zaczął się śmiać, łapiąc się za brzuch.
- Kochanie, wyglądasz świetnie we wszystkim, a najlepiej w stroju Adama.
W jego oczach pojawiło się pożądanie. Pożerał mnie wzrokiem.
- Wojtek, ty zbereźniku. - Szturchnąłem go w ramię.
- Nie bij. Poza tym to twoja wina. Gdybyś nie był taki seksi. - Dłonią wyznaczył szlak na moim torsie. Mruknął z zadowoleniem, kiedy zobaczył, że moje bokserki zrobiły się ciasne.
- Wojtek. Nie mamy czasu...
- Wiem. - Spojrzał na zegarek i wstał z podłogi. - Ale uwielbiam jak jesteś sfrustrowany.
- Nienawidzę cię - mruknąłem, wiedząc, że czeka mnie samotny, zimny prysznic.
Zaśmiał się.
- Krycha, nie umiesz kłamać. - Pokręcił głową, patrząc mi prosto w oczy. - Kochasz mnie. Nawet, wtedy kiedy odmawiam ci seksu, bo boli mnie najmniejszy paluszek u stopy.
Poszedł na balkon zapalić szluga.
- Idź się myć, bo nie zdążysz na czas! - krzyknął, widząc, że patrzę na swoje ubrania.
Wolałbym zostać w naszym mieszkaniu i się z nim kochać niż iść na tą cholerną sesję zdjęciową, gdzie nałożą na mnie tonę makijażu. Czy jestem kobietą, żeby się malować. Kremy przeciwzmarszczkowe w zupełności mi wystarczą.
- Krycha. - Musiałem się zamyślić, bo nie zauważyłem, że Wojtek już dawno przestał palić i teraz stoi obok mnie i chce zwrócić na siebie uwagę.
- Co?
- Nie mówi się 'co', tylko 'słucham'. - Spojrzał po raz kolejny na zegarek. - Jeśli się zaraz nie zaczniesz szykować to nie zdążysz.
Spojrzałem na zegar i wziąłem najszybszy prysznic w życiu, kiedy wróciłem do pokoju na łóżku leżały naszykowane ubrania. Musiałem przyznać, że pod wpływem związku ze mną gust mu się wyrobił. Ubrałem się w naszykowane przez niego rzeczy i miałem zawiązać krawat.
- Daj. - Wziął ode mnie krawat i go zawiązał. Odsunął się i przez kilka sekund podziwiał swoje dzieło. - Dobrze wyglądasz. Leć bo się spóźnisz.
Odprowadził mnie do drzwi i posłał mi współczujące spojrzenie.
- Wojtek...
- Kochanie, idź już. Jak wrócisz to zrobię ci niespodziankę.
Uśmiechnął się uroczo i zamknął za mną drzwi. Złośliwiec.
- Kocham cię! - krzyknąłem.
- Ja ciebie też! - Usłyszałem i mogłem się spokojnie udać do garażu. - Uważaj na siebie.
Wyjechałem na podjazd i zerknąłem przez tylną szybę. Wojtek stał na balkonie i machał do mnie na pożegnanie.
Boże, jak bardzo go kochałem.
Odmachałem mu i ruszyłem do agencji reklamowej.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro