Hummels/Neuer
Robaczki, scena erotyczna. Ale czy dzika, to się okaże...
- Głupie żółte kartki.
Słyszałem, jak co chwilę Mati mruczał to zdanie pod nosem. Starał się nikomu nie pokazywać, ale bolało go, to że nie wystąpi w meczu półfinałowym z Francją. Ciemnobrązowe oczy nie błyszczały z radości, a kąciki ust nie unosiły się w uśmiechu.
Cierpiałem, widząc jego smutek.
- Mati. - Popatrzyłem na niego błagalnie. Chciałem, żeby ze mną porozmawiał.
Oderwał wzrok od ściany i spojrzał na mnie ukradkie, po czym znowu zaczął kontemplować kolor ścian.
- Głupi, niedający człowiekowi spokoju, bramkarz - mruknął cicho, ale wystarczająco głośno, abym go usłyszał.
Mimowolnie parsknąłem śmiechem. W końcu jakiś progres.
- Fajna ściana?
Popatrzył przez chwilę na mnie jak na debila, po czym minimalnie kąciki jego ust uniosły się.
- W tej Francji, to nie mają żadnego gustu. Przecież zielony gryzie się z czerwonym...
- Ale nie mają tak utalentowanego projektanta wnętrz jak Mats Julian Hummels.
Zarumienił się uroczo.
- Jaki ze mnie projektant... - Spojrzał na swoje dłonie, którymi zaczął się bawić.
- Bardzo zdolny. Urządził nam mieszkanie w Monachium.
Posmutniał, słysząc nazwę miasta. Zamyślił się, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Poczułem nie pokój. A może on wcale nie chciał grać w Bayernie, tylko zostać w Borussi? Ale czemu mi nie powiedział? Przecież zaakceptowałbym jego decyzję?
- Mati, czy coś się stało? - zapytałem, a mój głos dziwnie drżał. To było niepokojące.
- Nic. A miało się coś stać? Nie zagram tylko w półfinale. Ale co to dla ciebie? - prychnął. - Przecież wielki Manu Ne...
Przerwałem jego wypowiedź namiętnym pocałunkiem. Oczywiście musiał do krwi przygryźć moją wargę - jak zawsze zresztą. W ustach poczułem metaliczny smak. Mats pogłębił pocałunek, w który przelał wszystkie swoje emocje -złość, gniew, zawód, żal...
Popchnął mnie na kanapie, a może ja popchnąłem jego. Nie ważne. Ściągaliśmy z siebie w pospiechu ubrania, starając się nie przerywać pocałunku, nawet na chwilę... Po chwili nasze nagie ciała splotły się w miłosnym uścisku. Czułem jego niespokojny oddech i szalone bicie serca. Odgarnąłem mu z twarzy kosmyk włosów i zacząłem całować... nie... czcić delikatnymi pocałunkami jego twarz, szyję... każdy skrawek ciała, który znalazł się w zasięgu moich ust.
Niecierpliwił się - jak zawsze. Romantyzm był dla niego obcy, chociaż uwielbiał oglądać 'Pretty Women'.
Jego męskość zaczęła wbijać się w moje udo.
- Chcesz być na dole, czy na górze? - szepnął mi do ucha.
Zaśmiałem się.
- Mati, jak zawsze bezpośredni - odpowiedziałem, składając krótki pocałunek na jego ustach.
- Czyli na górze... - Westchnął. Przetoczył się na drugi bok i spadliśmy na podłogę.
Zacząłem się histerycznie śmiać.
- Seks na kanapie, to chyba nie był dobry pomysł...
- Nie przesadzaj. - Posłał mi mordercze spojrzenie. - Teraz jest modny seks na dywanie.
- Doprawdy? - Uniosłem brwi i powróciłem do przyjemniejszych zajęć, a mianowicie całowania mojego chłopaka.
Mój chłopak, ładnie to brzmiało, prawda?
Ugryzł mnie w ramię.
- Pośpiesz się, bo pomyślę, że jesteś impotentem - powiedział, wbijając z całej siły paznokcie w moje plecy.
Nie bolało. W sumie to bolało, ale wzmocniło moje podniecenie.
- Prezerwatywy?
- Dawaj, bez gumeczki...
Jak zawsze niereformowalny. Nie lubił się kochać w prezerwatywach. Pocałowałem go i zacząłem go rozciągać. Najpierw jednym obślinionym palcem, a potem drugim...
- Manu, nie jestem z porcelany. Przestań się ze mną droczyć, tylko bierz się do dzieła. Chcę to zapamiętać - mruknął.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Kolejna mowa motywacyjna w stylu Matsa Hummelsa. Czasami się zastanawiałem się, czy on nie byłby lepszym kapitanem niż ja czy Bastian.
Wszedłem w niego jednym pchnięciem. Zatrzymałem się, aby przyzwyczaił się do wtargnięcia, ale on zaczął poruszać biodrami i patrzył na mnie, niczym kot ze Shreka i nie mogłem nie wysłuchać jego niemej prośby. Przyśpieszyłem pchnięcia i dłonią stymulowałem jego męskość. Wił się pode mną z przyjemności. A może tak mi się wydawało?
Zresztą to nie ważne.
- Mocniej, Manu mocniej! - krzyczał, kiedy trafiłem w jego prostatę.
Starałem się symulować jego gruczoł krokowy jak najczęściej. Po jego okrzykach i jękach wnosiłem, że udawała mi się ta sztuka.
Potem doszliśmy. Równocześnie. Ale kiedy? Nie pamiętałem. W jednej chwili czekoladowe oczy Matsa zaszły mgłą, a w drugiej krzyczeliśmy swoje imiona.
- Kocham cię - wyszeptałem do jego ucha i opadłem na niego nieprzytomny.
-------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że Wam się podobało, i że nie jest to zbytnio rakotwórcze.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro