Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Błaszczykowski/Lewandowski

- Robert. - Chciałem zwrócić na siebie uwagę kapitana, który z uporem maniaka wpatrywał się w swoje dłonie obejmujące szklaneczkę whiskey. - Robert!

Spojrzał na mnie, a w jego błękitnych jak bezchmurne niebo oczach czaiła się pustka.

- Czego chcesz?! - warknął, prostując na chwilę plecy, aby je znów zgarbić. - Nie dasz mi się nawet w spokoju upić.

- Robert...

- Jeśli masz mi zamiar prawić morały, to możesz już iść! - krzyknął.

Rozejrzałem się po barze, aby sprawdzić czy inni klienci zwrócili uwagę na krzyki Roberta. Na całe szczęście byli zajęci piciem piwa i rozmową między sobą. Mogłem odetchnąć z ulgą.

- Robert.

Znów mnie zignorował. Wypił jednym haustem whiskey i nawet się nie skrzywił.

- Barman! - krzyknął, podnosząc rękę.-Dw... dwaa ra... razy whiskey z lodem - wybełkotał.

- Robert. Jesteś pijany... - Uciszył mnie pocałunkiem. Smakował alkoholem i mogłem wyczuć jeszcze minimalny smak Nutelli. Pewnie znów się pieprzył z Neuerem. Oderwałem wargi od jego ust i popatrzyłem na niego. Uśmiechał się niewinnie jak aniołek. Dotknąłem ręką opuchniętych ust. - Co to ma znaczyć?

Robert tylko wzruszył ramionami i zaczął opróżniać kolejnego drinka.

- Przynajmniej byłeś cicho. - Westchnął i przeczesał czarne włosy. - To boli wiesz...

- Wiem.

- Strzeliłem najszybszego gola na tym Euro i odpadliśmy w ćwierćfinale z... - Zawiesił głos, a jego jabłko Adama zaczęło niespokojnie drgać. - Portugalią.

- Wiem. Przecież ja nie strzeliłem tego karnego...

Robert poklepał mnie delikatnie po plecach.

- Błaszczu, to nie twoja wina tylko bramkarza. Mógł się rzucić w drugą stronę.

- Bardzo śmieszne.

- Ale autentyczne. Powiedział to bardzo mądry i skromny człowiek - Piotrek Żyła.

Parsknąłem śmiechem.

- Masz autorytety.

- Ej. Skoków narciarskich nie obrażaj. To piękny i niebezpieczny sport. Jeden mały błąd może skończyć się tragicznie.

- Robert. Od kiedy z ciebie taki miłośnik skoków narciarskich?

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

- No... wiesz. Zawsze w weekend obowiązkowo przed telewizorem dopingowałem Małysza - wyznał.

- O gustach się nie dyskutuje.

Szturchnął mnie w ramię, wypijając przy tym kolejną szklaneczkę whiskey.

- Bła... Bła... Błaszczu, przyznaj, że też kibicowałeś Adasiowi.

- Ależ oczywiście. - Skłamałem. - I chodziłem w skarpetach i sandałach.

- Dowcipny jesteś.

- Wiem. Przecież jest to oczywista rzecz.

- Kuba. Myślisz, że Ronaldo jest gejem? Bo na konferencji podszedł do mnie, przytulił i się zaczął dziwnie ślinić. A jak jest nieszczepiony.

- Robert! Ty już więcej nie pij, bo zaczynasz gładzić jak potrzaskany.

- Przesadzasz. - Machnął ręką i wstał. Zatoczył się na ladę i odwrócił się w moją stronę. - Idziesz? Przecież ktoś musi zamówić nam taksówkę do hotelu. - Poszperał w kieszeniach jeansów. - Zapomniałbym zapłacić. - Zaśmiał się i rzucił na ladę zwitek banknotów.

Zatoczył się na drzwi, niemalże wyrywając je z futryny. Chcąc, nie chcąc musiałem z nim iść. Jeszcze by po drodze kogoś staranował. Chyba musiałem ukrócić jego kontakty z Peszkinem.

- Kuba, chodź! Taksówka.

Wepchnąłem Roberta na tylne siedzenie, a on pociągnął mnie na siebie. Śmierdziało od niego jak z gorzelni. Uzupełnialiby się z Peszką.

Powiedziałem taksówkarzowi po angielsku, gdzie ma nas zawieźć i wyplątałem się z jego uścisku. Położył dłoń na moim udzie i zaczął się ze mną droczyć.

- Kuba... nie masz czasem ochoty na... -Poruszył sugestywnie brwiami. - małe co nie co.

- Za dużo 'Kubusia Puchatka' się na oglądałeś.

- Kuba!

- Ale tak w taksówce?

- W hotelu. Zrobimy sobie w hotelu orgię wszech czasów, a Ronaldo pozielenieje z zazdrości.

- Robert!.

- Myślisz, że Neuer w finale nas pomści.

Skinąłem głową, a Lewy uśmiechnął się radośnie po raz pierwszy tej nocy.

Kilka dni później

- Lewy, wracaj do łóżka.

- Nie mogę! - odkrzyknął. - Francuzi pokonali Niemców i muszę pocieszyć Manu.

- Robert!

- Kuba, kocham cię, ale przyjaciel jest w potrzebie.

Prychnąłem, co ja z nim miałem.

- Leć, tylko nie upij się za bardzo.

Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami i Roberta już nie było.

-----------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że Wam się podobało.

Pozdrawiam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro