Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI - „Miło się z tobą robi interesy..."

Pov. Wena*

Czekałam na pewnego typka już kolejne pół godziny. Spojrzałam na ekran telefonu, który trzymałam w dłoni i na którym wyświetlała się godzina.

Typo spóźniał się już PONAD godzinę! Jeżeli będzie się tak dalej spóźniał, tak mu nie zapłacę tyle ile chciał. A jeszcze trochę i pewnie zacznie padać co widać po ciemnych chmurach nade mną. Wreszcie po kolejnych dziesięciu minutach czekania dostrzegłam znajomą mi sylwetkę. „Wreszcie ten idiota przyszedł. Ileż można na niego czekać..."

Zeskoczyłam z przewróconej kłody, na której siedziałam. Wsadziłam ręce do kieszeni mojej bluzy i spojrzałam na niego. Wysoki, chudy i blady brunet, o oczach w odcieniu bezchmurnego nieba, miał wsadzone ręce do kieszeni jeansowych spodni.

– Masz to o co cię prosiłam? — wyciągnęłam swoje dłonie z kieszeni bluzy i założyłam kaptur na głowę. – Mam. Jak się umawiamy to trudno żebym nie miał, wiesz? — zaśmiałam się na jego słowa.

– No wiesz, po kimś kto się spóźnia ponad godzinę mogę spodziewać się wszystkiego — przewróciłam oczami z dziwnym uśmiechem na twarzy na co blondyn pokręcił głową. – W każdym razie... nie jesteśmy tu po to by pogawędki robić. Dawaj towar, ja ci daje kasę i wiesz, jakby co to się nie znamy. Dla twojego bezpieczeństwa i mojego bezpieczeństwa — rzekłam i sięgnęłam do kieszeni po banknoty.

– Jasne, jasne — odpowiedział chłopak z ledwo słyszalnym parsknięciem po czym wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę, zapakowaną w szary papier. Wręczył to mi, a ja podałam mu banknoty. – I jak, zgadza się? — brunet przeliczył pieniądze. – Zgadza się, równe trzysta pięćdziesiąt złotych. —

– No i zajebiście, także no, widzimy się za niedługo. Miło się z tobą robi interesy... Aleksie — paczuszkę schowałam do prawej kieszeni bluzy, zrobiłam szybki ukłon z takim dziwnym uśmieszkiem. Odeszłam po tym od niego.

Hah, śmieszny z niego chłopak. Fantastycznie się z nim robi interesy. Jako przyjaciel też jest niezły. Tylko szkoda, że nie znam jego prawdziwego imienia. Przynajmniej mam jego numer.  Poszłam prosto do domu starając się dojść tam jak najszybciej, by nie zastał mnie deszcz. 

Biegłam jak najszybciej mogłam, chociaż moja forma nie pozwalała mi na zbyt wiele, więc po pięciu minutach biegu dosłownie przewróciłam się na trawę. Leżałam tak wdychając i wydychając głęboko powietrze. Leżąc tak i leżąc w pewnym momencie poczułam na sobie kropelki wody i z każdą chwilą padało coraz mocniej. Wstałam z mokrej już trawy i próbowałam biec dalej.

Koniec końców dobiegłam cała mokra i zdyszana do domu. Weszłam do środka, zdjęłam przemoczone buty i bluzę. Buty zostawiłam na wycieraczce w środku, a bluzę zaniosłam do łazienki i powiesiłam ją na sznurku na pranie, wyciągając trochę zamoczoną paczuszkę.

Chwyciłam ją dwoma rękami i poszłam do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz odwracając się tyłem do drzwi i stojąc tak. Rozwiązałam sznurek, którym owinięty był szary papier i zdjęłam również szary papier. Pod tym szarym papierem znajdowało się pastelowo niebieskie pudełko. Otworzyłam je ostrożnie, spoglądając do środka na zawartość.

Wow, czyli jednak nie kłamał, że załatwi mi dwie złote bransoletki z małymi przypinkami do niej. Tak w gwoli wyjaśnienia – Aleks to ksywka nie dealera narkotyków, a po prostu ksywka jubilera, który ma oczywiście normalny sklep jubilerski, ale sprzedaje też swój towar po niskich cenach dla zaufanych osób pod właśnie tą ksywką. Poprosiłam go więc, żeby mi załatwił takie dwie bransoletki na co się zgodził.

Dlaczego więc sprzedaje pod ksywką i w ogóle? A no dlatego, że nie musi odprowadzać podatku od tego towaru kiedy go sprzedaje, więc ma 100% z tego co dostaje od kupców. Wiadomo – jakby skarbówka się dowiedziała, co on robi to od razu pewnie by jakąś potężną karę pieniężną dostał.

Wzięłam jedną z bransoletek do ręki, obejrzałam ją dokładnie i ją założyłam. Druga została w pudełku, które zamknęłam. Obróciłam się, otworzyłam drzwi od pokoju i z niego wyszłam, kierując się na dół do mojej niedługo–byłej dziewczyny.

Przeszłam przez kuchnię, docierając do drzwi od pokoju Aki i zapukałam do drzwi niezbyt delikatnie. Usłyszałam jakąś cichą rozmowę i nieźle krzątanie się po pokoju oraz głośne krzyknięcie Aki „momencik!”.

Jakieś kilka minut później drzwi od pokoju Akerii się otworzyły i spojrzałam na trochę niższą ode mnie dziewczynę. Stała w drzwiach a za nią, na jej łóżku siedziała sobie Gofu patrząca w naszą stronę. Urocze, małe, niebieskie pudełeczko miałam za sobą oczywiście by go nie widziała.

– Hej, Aki, mogłybyśmy porozmawiać na osobności? Mam pewną sprawę do ciebie... — wspomniana dziewczyna lekko się uśmiechnęła i odpowiedziała zwykłym „jasne”, odwróciła się do Gofu mówiąc, że zaraz wróci na co czerwonowłosa kiwnęła głową. Akeria wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.

– Chodźmy może do ogrodu, nikt nie powinien nas podsłuchiwać, z resztą jak sama wiesz inni mieszkają od nas przynajmniej w odległości trzech do czterech kilometrów. — przytaknęłam jej i poszłam za nią do ogrodu.

Po wyjściu na ogródek niższa ode mnie dziewczyna zamknęła drzwi, przez które przeszłyśmy i spojrzała na mnie. – Więc? o co chodzi? —

Sama na nią spojrzałam i zrobiłam dość zmieszaną minę. – Cóż... Ja... Przepraszam Akiś, ale ja cię już nie kocham... — po tych słowach spojrzałam na Akerię. Jej mina nie okazywała zbyt wiele. – Ale... wiesz co? Ja nie chciałabym, żeby to się skończyło tak, że się znienawidzimy lub przestaniemy się lubić. Więc... Chcę żebyśmy zostały przyjaciółkami pomimo wszystko, co ty na to? —

– Wiesz... ja... — zaczęła ciemnoblondwłosa ze wzrokiem skierowanym w ziemię zamiast na mnie.

\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\|\
(Słowa): 866

Oto i długo oczekiwany rozdział, nie ma za co
Ogólnie to podziwiam osoby, którym chce się czytać te moje wypociny

(godz o której skończyłam to pisać to 2:58 [11 maja 2020] jakby ktoś chciał wiedzieć)

(Łączna ilość słów): 908

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro