Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lewandowski/Ronaldo

Kucałem za kolegami z kadry i czekałem w napięciu, czy Rui obroni karnego. Panowała cisza, którą przerywało bicie nie tylko mojego serca, ale wszystkich osób na stadionie. Byliśmy zawieszeni w czasie i przestrzeni. Nagle rozległ się jęk polskich kibiców i krzyk euforii portugalskich. Polacy nie strzelili karnego. Spojrzałem na nich. Błaszczykowski miał łzy w oczach, a Rob... Lewandowski pierwszy podszedł do niego i objął. Jego ręka pocieszycielsko błądziła po plecach starszego Polaka. Trwali w ucisku kilka chwil, a w mnie ukłuła zazdrość. Ciemnowłosy napastnik był mój, chociaż jeszcze o tym nie wiedział... Otrząsnąłem się z zamyślenia o tym jakby smakowały usta Roberta, bo rozległ się krzyk radości portugalskich kibiców.

Awansowaliśmy do półfinału!!! Polski bramkarz nie obronił karnego!!! Spojrzałem na Roberta, płakał. Miałem ochotę podejść do niego i scałować wszystkie łzy z jego twarzy, nie przejmując się opinią całego świata, nie tylko sportowego. Dałem się jednak ponieść euforii i zacząłem świętować razem z kolegami. Kątem oka jednak patrzyłem na polską ekipę.

Zmierzali do szatni, a kibice ich drużyny wstali jak jeden mąż i zaczęli klaskać oraz krzyczeć jakieś słowa wsparcia, zagłuszając tym samym portugalskich. Musiało im się zrobić lżej na duszy, bo zaczęli się smutno uśmiechać. Prowadzili przecież do trzydziestej czwartej minuty po golu Roberta i w zasadzie mieli półfinał w kieszeni, a mimo to nie udało im się awansować.

Zniknęli w przejściu.

Po kilku minutach świętowania też udaliśmy się do szatni. Po drodze zobaczyłem Roberta, który udzielał wywiadu. Przerwałem go, gratulując Polakowi dobrej gry. Spojrzał na mnie niechętnie, kiedy go objąłem. Nie odsunął się, ale też nie odwzajemnił uścisku. Zabolało. Jego intensywnie błękitne oczy wyrażały smutek, a jego serce szybko biło.

- Wybacz Ronaldo, ale wolałbym dokończyć wywiad - wysyczał mi do ucha. Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech, a w policzkach słodkie dołeczki. Miałem nadzieję, że powie, coś jeszcze, bo ten jego polski akcent był przeuroczy. Wyrwał się z moich objęć i kontynuował rozmowę z dziennikarzami.

- Zgrywasz niedostępnego, księżniczko - szepnąłem na odchodne.

Polak zmrużył gniewnie oczy.

- Jeszcze zobaczymy, kto...

Nie dosłyszałem, co powiedział, bo zostałem pociągnięty przez Naniego.

Wychodziłem samotnie ze stadionu, kiedy ktoś przycisnął mnie do ściany. Spojrzałem w twarz oprawcy i moje oczy spotkały się z błękitnymi Roberta. Uśmiechał się triumfująco. Wyglądał pięknie. Kolana miękły mi na sam widok jego uśmiechu. Musiał mnie podtrzymywać.

- I kto tu jest teraz księżniczką, Ronaldo? - zakpił.

Nie namyślałem się długo, tylko zepchnąłem go z siebie, przewracając na ziemię. Usiadłem na nim okrakiem i złączyłem nasze usta w pocałunku. Chciałem okazać mu swoją dominację, ale to on przejął kontrolę i teraz to on był na górze. Przerwał pocałunek, gryząc moją wargę, tak aby pojawiła się krew. Chciał, żeby bolało... Chciał się zemścić... Nic dla niego nie znaczyłem. Po moich policzkach spłynęły łzy. Scałował je. Wstał i pomógł mi się podnieść.

Popatrzył na mnie z politowaniem i pociągnął mnie za sobą.

Weszliśmy do hotelu. W holu minęliśmy kilku polskich zawodników. Błaszczykowskiego w objęciach Piszczka. Fabiańskiego, którego pocieszał Milik. Pazdana rozmawiającego z Grosickim. Krychowiaka robiącego selfie ze Szczęsnym. Nie zwrócili na nas uwagi. Byli zbyt zajęci sobą...

Robert zaciągnął mnie do windy i zaczął namiętnie całować moją szyję, zostawiając na nich malinki. Oddychałem coraz szybciej, a spodnie robiły się niewygodne. Spojrzałem na Polaka. W jego oczach widziałem triumf... Przerwał pocałunki i popatrzył na mnie z politowaniem.

- Nie pękaj. Nie wezmę cię windzie. Mam swoje standardy, a tutaj nie ma za grosz romantyczności - oznajmił, rozglądając się wokoło.

Zarumieniłem się. Jak dla mnie to moglibyśmy kochać się wszędzie. Byleby nie przerywał swoich pocałunków.

Weszliśmy do pokoju. Panował w nim porządek. Centralne miejsce zajmowało małżeńskie łoże. Robert zamknął drzwi i udał się pod prysznic, bo słyszałem szum wody. Położyłem się na łóżku i patrzyłem bezmyślnie w sufit. Musiałem zasnąć, bo obudziło mnie szturchnięcie w ramię. Nade mną stał zmartwiony Robert, któremu po klatce piersiowej spływały kropelki wody. Miałem ochotę je wszystkie scałować.

- Dobrze się spało? - zapytał.

Skinąłem głową i pociągnąłem ręcznik, który miał owinięty wokół pasa. Przełknąłem ślinę. Jego męskość była wspaniała... Wziąłem ją w usta. Lizałem i ssałem, chcąc, żeby jęczał z rozkoszy. Zagryzał wargi, nie wydając z siebie żadnego jęku. Szkoda. Poczułem na języku kroplę jego nasienia. Gorzka. Był blisko.

Odepchnął mnie i zaczął zdzierać ze mnie ubrania. Dał mi dwa palce do ssania. Gorliwie wykonałem jego polecenie. Jęknął. Podobało mu się to, co widzi. Zabrał nawilżone palce i rozchylił pośladki. Wsunął jeden palec w moje wejście, a potem kolejny i kolejny. Jęczałem za każdym razem, kiedy trafiał w prostatę, a robił to prawie za każdym razem. Chciałem się dotknąć, ale mi nie pozwolił.

- Proszę... Robert... - jęknąłem. - Przestań... - Dotknął dłonią mojego penisa. Byłem na granicy wybuchu. - Się... Droczyć... Błagam...

Moje jęki i błagania musiały być dla niego muzyką, bo nałożył prezerwatywę na swoją męskość i wszedł we mnie... powoli. Jakby się bał mnie uszkodzić. Przecież byłem bardziej umięśniony niż on.

- Jesteś... taki ciasny - wyjąkał, bojąc się poruszyć. Musiałem przejąć inicjatywę i obróciłem się, tak aby Robert był teraz na dole.

Złapał mnie za biodra i zaczęliśmy się poruszać we wspólnym tempie. Doszliśmy niemal równocześnie. Najpierw ja, a potem on. Upadłem na niego, wciskając głębiej w materac.

Po chwili położyłem się obok niego. Przytulił się do mnie i zasnął. Popatrzyłem na niego jak słodko śpi i cicho wstałem. Szybko się ubrałem i wyszedłem.

Zostawiłem go.

Popełniłem najgorszy błąd w swoim życiu.

Dwa lata później

Poczułem uderzenie i złapałem się za szczękę. Bolało. Przede mną stał niemiecki bramkarz, Manuel Neuer. Patrzył na mnie z nienawiścią.

- Skrzywdziłeś go - wysyczał i uderzył mnie jeszcze raz.

- Kogo? - zaśmiałem się mu prosto w twarz.

- Roberta.

Spoliczkował mnie i poszedł.

- Pewnie szybko go pocieszyłeś - zakpiłem.

Odwrócił się i popatrzył na mnie jak na jakiegoś robaka, którego chciałoby się zdeptać.

- Lewy nie jest męską dziwką tak jak ty - odparował. - Messi wie, że go zdradzasz?

Wstrzymałem oddech. Skąd on o tym wiedział?

- Skąd ty...

Nie dokończyłem zdania, bo nagle rozległ się krzyk Roberta.

- Manu, gdzie jesteś?

Manu...

Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł Polak. Rzucił się w objęcia Niemca.

- Co ty tu robisz? - zapytał Neuer.

Polak wzruszył ramionami i szepnął Niemcowi coś do ucha i poszedł. Nawet na mnie nie spojrzał. Bramkarz popatrzył na mnie uważnie.

- Ty go kochasz - wyszeptał i pokręcił głową.

Stałem jak zamurowany. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi.

- Twoja strata - dodał i wyszedł.

Pewnie poszedł na spotkanie z Robertem...

Walnąłem głową w ścianę. Tyle przegrać. Na szczęście miałem Leo.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro