Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krychowiak/Szczęsny

Pukałem do pokoju Wojtka. Nikt mi nie odpowiedział, więc chwyciłem za klamkę. Drzwi były ku mojemu zdziwieniu otwarte. Powoli je otworzyłem. W pomieszczeniu panowały egipskie ciemności. Policzyłem do dziesięciu i wszedłem.

- Wojtek?

Bramkarz nie odpowiedział. Wiedziałem, że był w swoim pokoju. Tak szybko uciekł z kolacji, że nie zdążyłem z nim porozmawiać. Martwiłem się o niego.

- Wojtek?

Coś poruszyło się na łóżku. Podszedłem bliżej, siadając na materacu i ściągając kołdrę.

- Wojtek...

- Krycha - wymamrotał, a w jego głosie było słychać smutek. Oddychał szybko. Dotknąłem jego policzka. Był mokry.

- Wojtek...

- Zostaw mnie - powiedział, zepchnąwszy moją dłoń ze swojej twarzy.

- Wojtek - Spojrzałem mu prosto w oczy. - Świat się jeszcze nie skończył...

- Ale to nie ty jesteś kontuzjowany i już nie zagrasz na tym Euro żadnego meczu! - krzyknął, gwałtownie siadając na łóżku i wtulając swoją twarz w moje ramię.

- Przesadzasz. Dla mnie jesteś najlepszym bramkarzem w Europie. - Zmarszczyłem brwi, udając zastanowienie. - Nie... na świecie. Buffon to ci może buty czyścić...

Zaśmiał się, ocierając łzy.

- Krycha...

- Tak?

- Nie wiem jak ty ze mną wytrzymujesz...

- Normalnie. Kocham cię.

Pocałowałem go w czoło i zacząłem przeczesywać jego włosy, psując tym samym jego misternie ułożoną fryzurę.

- Ej. Wiesz ile musiałem ją układać?! - krzyknął, wydymając śmiesznie wargi, chociaż do mistrza tej sztuki Cristiano Ronaldo to mu trochę brakowało.

- Długo?

Spiorunował mnie wzrokiem.

- Zero szacunku dla mojej ciężkiej pracy.

- Oj tam. I tak mnie kochasz...

- No, nie wiem, nie wiem...

- Jak to nie wiem?!

Pchnąłem go na poduszkę, całując namiętnie jego usta. Na oślep ściągaliśmy z siebie ubrania, nie przejmując się, gdzie upadały. Teraz liczyły się tylko nasze ręce badające na zmianę nasze ciała i wargi, które szeptały wyznania miłosne.


Leżeliśmy przytuleni do siebie, szybko oddychając, a pot spływał po naszych zmęczonych ciałach.

- Kocham cię, Krycha. - Wojtek wyszeptał mi to wprost do ucha, a moje serce radośnie podskoczyło.

- Ja ciebie też.

- Spróbowałbyś inaczej. - Pogroził żartobliwie palcem. Uśmiechnąłem się. - Śpij już - dodał, składając mi pocałunek na czole.

- Dobrze, ale pocałuj mnie na dobranoc - poprosiłem, robiąc oczy kota ze Shreka.

- Przecież cię pocałowałem...

- Wojtek!

- Już dobrze. - Musnął delikatnie moje wargi. - A teraz śpij.

Zamknąłem oczy i powoli wędrowałem do krainy snów.

- Krycha, nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham. - Wojtek wyszeptał to mi do ucha, myśląc, że śpię.

Mylił się.

"Jeśli w połowie tak mocno jak ja to nic nas nie rozdzieli" - pomyślałem, zasypiając u boku mojego rozkapryszonego chłopaka, Wojtka Szczęsnego.

Kochałem go nad życie mimo jego wad, które czasami przeważały nad zaletami. Byliśmy razem szczęśliwi i tylko to się liczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro