Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jędrzejczyk/Mączyński

- Chłopaki, idziecie na rowery? - Do mojego pokoju, gdzie siedziałem z Krzyśkiem, wpadł uśmiechnięty Grosik.

Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Nie mieliśmy ochoty integrować się z kolegami. Woleliśmy w zaciszu pokoiku pograć w gry czy pooglądać telewizję, aby potem pomiziać się na kanapie.

- Jędza... Mąka... - Kamil spojrzał na mojego przyjaciela, robiąc oczy jak szczeniaczek. - Proszę...

- No dobra... - Krzysiek skapitulował i zgodził się w naszym imieniu.

- Hip, hip hurra! - krzyknął i pociągnął nas na zewnątrz, gdzie reszta już kłóciła się, na którym rowerze będą jechać.

Parsknąłem śmiechem, kiedy zauważyłem, że Krycha ze Szczęsnym wybrali podwójny, kłócąc się przy tym, kto jedzie z tyłu. Wyglądali przy tym uroczo jak dwa, małe gołąbeczki.

Grosik nas puścił i pobiegł walczyć o różowy rower z Lewym.

Wzruszyliśmy ramionami i wzięliśmy ostatnie wolne. Gdy tylko Krzyś usiadł na siodełku, zaczął marudzić, że go dupa boli. Spojrzałem na niego z powątpiewaniem i wsiadłem na rower. Nie było tak źle.

- Wszyscy gotowi?! - krzyknął Grosik. Pokiwaliśmy głowami raz większym, raz z mniejszym entuzjazmem. - No to jazda!

Narzucił tempo, a my staraliśmy się zanim nadążyć. W najlepszej sytuacji był Wojtek, którego wiózł Grzesiek, bo bramkarzowi nie chciało się pedałować. Z kolei Krzyś jechał jak pijany i trzeba było przed nim uciekać. Na jego nieszczęście drzewa nie zeszły z wytyczonej przez niego trasy i biedak wywalił się. Zszedłem z roweru, aby zobaczyć jego obrażenia. Zdarł tylko kolano. Reszta się zatrzymała, chcąc na nas poczekać.

- Jedźcie. My z Mąką wrócimy do hotelu, bo jeszcze ta kaleka sobie coś zrobi.

Reszta się roześmiała, a Krzyś zrobił obrażoną minę.

- Bawcie się dobrze! - krzyknęli równocześnie Krycha z Wojtkiem.

I wszyscy odjechali. Zostaliśmy sami.

Pocałowałem jego kolano.

- Mniej boli?

Popatrzył na mnie zamglonym wzrokiem.

- Bardzo boli. - Po jego policzkach spłynęły łzy.

- A gdzie dokładnie? - Całowałem delikatnie jego kolano i powoli składałem pocałunki coraz wyżej. - Niżej, wyżej?

- Zdecydowanie wyżej - wysapał.

Podwinąłem jego spodenki i zacząłem całować jego udo.

- Jędza... Ja już...

Uśmiechnąłem się z satysfakcją.

- Mój ty biedaku. Nie gorszmy wiewiórek.

- Jędza, jesteś okrutny.

Parsknąłem.

- I tak mnie kochasz!

Złączył nasze usta w pocałunku i wstał z ziemi, biorąc rower.

- Gorszenie sprzątaczek lepiej brzmi...

- Krzysiu, też cię kocham.

Udaliśmy się do hotelu, aby kochać się na małej kanapie przed telewizorem.

--------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że Wam się podoba.

Pozdrawiam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro