6
Pov. Thomas
Po długich błaganiach i prób w końcu usnęła w moich rękach. Położyłem ją delikatnie na jej podużce i smaczne się położyłem obok.
Przykryłem ją kołdrą. Tak słodko spała. Kompletnie zapomniałem o tym co zrobiłem ostatnio. Na jej szyi po lewej/prawej stronie był opatrunek który zmieniała. Odchyliłem jeden róg opatrunku i spojrzałem na ranę. Zagoiła się i śladu po niej nie widać. Odetchnąłem z ulgą kiedy jej oddech się wyrównał. Był głęboki i było go słychać.
Otworzyłem jedno oko. Potem drugi i przymrużyłem oczy. Światło wychodzące zza okna razie mnie w oczy. Alisson siedziała na brzegu łóżka i mi się przyglądała. A raczej moim oczom. W świetle moje oczy stawały się być czerwone, takie piękne jaskrawe czerwone.
- Już nie śpisz? - powiedziała i patrzyła dalej na mnie.
- No jak widać? - odpowiedziałem i spojrzałem na dziewczynę.
Wyglądała inaczej.
- Co właściwie dalej masz zamiar zrobić? - spytała a ja przypomniałem sobie rytuał oznaczenia.
- Wiem że obczaiłaś stronę o wilkołakach. I wiem że przestraszyłam się tego co jest tam akurat napisane - spojrzałem na jej minę.
Rzeczywiście była przestraszona. Jej oczy zaświeciły się na jaskrawy błękit. Szare oczy przybrały jaśniejszy kolor. Została Ommegą.
Zerwałem się z łóżka i przytuliłem do siebie dziewczynę. Bałem się że mogłaby nie przeżyć ugryzienia... cholernie się o nią bałem.
- Tak się cieszę że nic ci nie jest! - krzyknąłem wręcz do jej ucha. Ona zawyła.
- Ała! Thom! - krzyknęła dziewczyna w krótkich spodenkach i w luźnej koszulce.
- Uh... przepraszam... - odpowiedziałem i spojrzałem na jej minę.
Była zszokowana. Wbiła we mnie wzrok i nieodrywała od mojego torsu wzroku. Przypomniałem sobie że na sobie mam wytatuowane kilka stopniów w stadzie. Zwłaszcza te które są dla mnie najważniejsze. Dziewczyna wpatrywała się w nazwę Luna. Dziewczyna w końcu odezwała ode mnie wzrok i wstała.
- K-kim ja j-jestem? - wydusiła z siebie po dłuższej chwili.
- Ommegą. - powiedziałem do brunetki.
- Masz zamiar... mnie... przelecieć? - powiedziała nieśmiało.
Poczółem jak moje policzki palą, wręcz szczypały mnie. Te słowo podnieciło mnie trochę. Przelecieć ją? Pfft, co za absurd - to sobie myślałem w tamtym momencie myślałem.
- Thomas... nie jestem gotowa... - wyjąkała.
- Nie będzie bolało... uwierz mi, przecież mi ufasz... czy nie? - ostatnie słowa wydusiłem z siebie bardzo cicho.
Zamiast zachrypniętego głosu ze mnie wyszedł pisk. Dziewczyna spojrzała na mnie. Wstała i prubowała mi wyjaśnić wszystko. Ja wiedziałem swoje. Po jej oczach mogłem wyczytać że mi nie ufa. Że mi nie wierzy... ubrałam koszulkę. Podciagnąłem szorty i założyłem skarpetki. Na skarpetki trampki a na bluzkę letnia kurtkę.
Dziewczyna się rozpłakała. Poczółem się tak w tamtym momencie, jak za pierwszy razem jak mnie odrzuciła. Coś we mnie pękło. Pobiegłem do domu i nie wychodziłem przez dłuższy czas. Wszyscy się martwili, pytali co się dzieje. A ja? A ja nic. Za każdym razem że jest wszystko okej. Czułem ból w sercu za każdym razem kiedy przed sobą miałem obraz szczupłej, dziewczyny ubranej na czarno z długimi rękawami. Spod rękawów spływają strumieniem krew. Po jakimś czasie się przyzwyczaiłem do takich widoków...
Pov. Alisson
Od paru dobrych tygodni nie widziałam Thomasa. Za każdym razem wysmiewałam go w myślach. Pewnie siedzi i ryczy - takie odpowiedzi i podobne kłębiły mi się w mojej głowie.
Nie myślałam co się może później stać przez takie myśli.
Pod koniec przerwy podeszli do mnie Calebem z Tobiasa który nie wyglądał zbyt dobrze. Byl cały spocony i rozpalony. Caleb patrzył na mnie blagalnym wzrokiem.
- Mam z nim pójść pójść do rodziny alfy? - powiedziałam a Calebowi ugieły się nogi nogi w kolanach.
- Czemu zostawiłaś Thomasa? - spytał Tobias.
- Nie zostawiłam...
- Jak nie?! - Tobias wybuchnął. - cały czas czuję jego ból! Cały czas słyszę jak on cierpi za ścianą a ja nie mogę nic za tym zrobić! Zraniłaś go! Ale niewiem co się z nim ter... - chłopakowi zaświeciły tęczówki.
- O nie... Thomas coś sobie zrobił... - powiedział Caleb a ja puściła się biegiem do Thomasa.
On nie może umrzeć! Poczułam przeszywając mnie ból. Po chwili z nadgarstka kapała mi krew.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro