Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Pov. Elina 

Szybkim krokiem w blasku zachodzącego słońca poszłam w stronę domu. Nie mam pojęcia czemu, ale od jakiejś godzinki okropnie mnie mdli, ale starałam się tego jakoś nie pokazywać, bo Selena szybko wyrzuciła mnie stamtąd i kazała iść do domu. Czując, że zaraz zwrócę wszystko, co spożyłam w dniu dzisiejszym, wbiegłam do domu i pobiegłam w stronę łazienki. Nie zamykając nawet drzwi, uklękłam przed wiadrem i niemal natychmiast zaczęłam wymiotować. Raz.. drugi.. trzeci, aż w końcu niesamowicie zmęczona, z brudnymi ustami oparłam się o zimną ścianę. Z trudem złapałam wiszący nade mną ręcznik i niezdarnie wytarłam kąciki ust z wymiocin. Nadal mnie mdli, ale przynajmniej nie tak mocno jak poprzednio. Dobrze, że stało się to dopiero teraz, a nie w czasie podróży, bo wtedy miałabym lekko mówiąc przerąbane. Siedząc tak z opartą o ścianę głową i brudnym ręcznikiem w ręce usłyszałam, że ktoś cicho otwiera drzwi do mojego domu. Pewnie to Czkawka przyszedł do mnie sprawdzić, czy wszystko dobrze. Z nikłym uśmiechem na ustach cicho czekałam na niego w łazience, bo najzwyczajniej w świecie czułam się zbyt słabo by wstać. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie słyszałam uderzenia metalowej protezy o drewnianą podłogę, czyli.. kto to może być? Po sekundzie przez otwarte drzwi weszła dumna Astrid, której mina nie wskazywała nic dobrego. Bynajmniej dla mnie.
-Spójrz na siebie. -powiedziała kpiąco, patrząc na mnie z pogardą. -Leżysz tu, zarzygana, samotna, brzydka. -ukucnęła naprzeciwko mnie. -Nie zasługujesz na Czkawkę. 
Chciałam coś odpowiedzieć, chciałam się jej postawić, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły. Z zbierającymi się w kącikach oczu łzami słuchałam jej dalej.
-Jesteś słaba i niesamowicie uległa, w końcu mu się znudzisz i poszuka sobie innej, lepszej niż ty. -mówiła dalej. -Poza tym. -wstała i parząc na mnie dosłownie z góry powiedziała. -Nie nadajesz się na matkę.. nie dziwię się, że straciłaś już jedno dziecko, widocznie nie zasługiwałaś na nie. 
Poczułam jak jej słowa odbijają się głośnym echem w mojej głowie, jak przenikają przez umysł i wnikają w głąb podświadomości. Z moich oczu popłynęły łzy smutku i bezradności, których już nawet nie próbowałam hamować.
-Jesteś beznadziejna. -dodała na koniec i bez żadnych skrupułów kopnęła mnie najpierw w nogę, a potem w rękę. -Jesteś zwykłym śmieciem.
Kopałaby mnie tak dalej, ale usłyszałyśmy ponowne, głośne skrzypnięcie drzwi i dźwięk metalowej protezy. Astrid wystraszyła się, gdy tylko usłyszała, że kroki robią się coraz głośniejsze.
-Skarbie? -zawołał mnie Czkawka, lecz ja nawet nie miałam siły by mu odpowiedzieć.
-Wydaj mnie, a zobaczysz co to znaczy prawdziwy ból i cierpienie. -wyszeptała i szybko wyskoczyła przez otwarte okno.
Rozpłakałam się gorzko, uświadamiając sobie, że ona ma rację.. ja.. jestem beznadziejna. Siedziałabym tak dalej zapłakana obok wiadra z własnymi wymiocinami, gdyby mój ukochany nie wpadł na pomysł, aby sprawdzić łazienkę, która jest na samym końcu domu, praktycznie niewidoczna z salonu. Po wejściu do tego pomieszczenia niemal od razu rzucił się w moją stronę, siadaj tuż obok mnie i przytulając mocno, szeptał. 
-Cii.. nie płacz kochanie, proszę. -chłopak zaczął mnie czule kołysać i całować w rozpuszczone włosy.
Wtuliłam się w niego mocno, zaciskając dłonie na jego koszulce i płacząc coraz głośniej. 
-Już zawsze będę przy tobie. -wyszeptał mi do ucha, podnosząc moją brodę do góry. -Zawsze skarbie.
Spojrzałam w jego normalne już oczy.. pięknie mieniące się w zielonym odcieniu tęczówki i zwykłego, białego koloru gałki oczne. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.
-Tęskniłam. -powiedziałam, chcąc go pocałować, ale w porę się opamiętałam.
Niestety nie mogę.. nie chcę, aby czuł mój paskudny oddech i smak wymiocin. Nie chcę, aby już na początku miał nieprzyjemne wspomnienia związane ze mną.
-Skarbie. -spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem. -Będę cię kochać w zdrowiu i w chorobie. 
Wyszeptał, po czym pocałował mnie czule w usta, nie przejmując się nieprzyjemnym zapachem i.. smakiem. Od razu szczęśliwa oddałam pocałunek, a Czkawka położył swoją dłoń na mojej szyi, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie. Nie opierałam się, bo bardzo brakowało mi tej bliskości. Włożyłam swoją dłoń w jego brązowe włosy i delikatnie, tak jak za dawnych czasów zaczęłam się nimi bawić, po chwili bardziej pogłębiając pocałunek. Nagle poczułam, jak nie przerywając pocałunku, narzeczony wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść. Po przejściu kilku wyboistych schodków poczułam, jak kładzie mnie w mięciutkim łóżku, jednocześnie przerywając pocałunek.
-Poczekaj tu chwilkę. -powiedział, błyskawicznie wybiegając z naszej sypialni.
Szybko podniosłam się na łokciach do góry, ciekawa z czym wróci mój ukochany. Słyszałam tylko jak na dole biegał jak szalony w tę i z powrotem, po czym po kilku sekundach zaczął wbiegać po schodach. Po mniej niż sekundzie był już przy mnie z mokrym ręcznikiem i kubkiem ciepłej, po zapachu poznałam, że ziołowej herbaty. 
-Daj swoją śliczną buźkę. -powiedział czule, zaczynając przecierać dokładnie moje usta.
Chyba byłam tak osłabiona, że nawet niedokładnie się wytarłam, ale na szczęście już po chwili byłam czysta i siedziałam obok ukochanego z kubkiem ciepłej herbaty. Czkawka objął mnie czule i po prostu był obok, dając w sobie oparcie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. 
-Przepraszam skarbie za wszystko, co musiałaś przeze mnie przejść.. -zaczął cicho narzeczony.
-Zapomnijmy o tym. -powiedziałam biorąc łyka gorącej, ale pysznej herbaty. -Cieszmy się tą chwilą.
Spojrzał na mnie, po czym złapał mnie delikatnie za bladą dłoń i ucałował ją. Zarumieniłam się, ale dzięki temu gestowi poczułam się ważna dla niego.
-To kiedy się pobieramy? -zapytał ze śmiechem, chcąc zapewne o czymś pogadać.
O nie tak szybko kochaniutki, najpierw musisz załatwić coś co mnie już od jakiegoś czasu denerwuje.
-Najpierw naoliw mi te niemiłosiernie skrzypiące drzwi. -zwróciłam mu uwagę, również się śmiejąc.
-To jakieś drzwi u nas skrzypią. -zaczął udawać, że nie wie o co chodzi. -Nie zauważyłem.
-Ty mały ściemniaczy. -uderzyłam go delikatnie wolną ręką w pierś. -Chyba ogolę cię w nocy na łyso. -zagroziłam z nutką powagi dla lepszego efektu.
Chłopak błyskawicznie wstał z łóżka i złapał swoje już lekko za długie, brązowe włosy obiema dłońmi.
-Błagam, tylko nie to. -zaczął dramatyzować, po czym upadł przede mną na kolana. -Nie odbieraj mi moich przez lata pielęgnowanych włosów.
Chciało mi się śmiać z tej sceny, ale niestety musiałam dalej grać w ta grę. 
-O nie mój ukochany, drzwi, a dopiero potem ślub. -po chwili nie wytrzymałam i wybuchłam najszczerszym śmiechem. -Dobra, wstań już i chodź do mnie.
Z uśmiechem ponownie usiadł obok mnie, a ja wygodnie oparłam się o niego. Nagle strasznie mnie zmuliło i zaczęłam ziewać.
-Co ty mi dodałeś do tej herbatki? -zapytałam ledwo kontaktując.
-Wziąłem tylko odpowiednią mieszankę, którą przygotowałaś. -powiedział, a ja czułam jak zabiera mi kubek z rąk. -A co do drzwi to nie martw się, jak wstaniesz go wszystko będzie już załatwione.
Ostatnie, co pamiętam to jak ukochany położył mnie na poduszce i przykrył, kładąc się tuż obok. Potem już odpłynęłam w krainę spokojnego i upragnionego snu.

***

Czyżby Elina się rozchorowała? A może to coś innego xD jak myślicie?
No zachowanie Astrid pozostawia wiele do życzenia.. czyżby w ten sposób chciała zdobyć Czkawke?
Kolejny rozdział w piątek o 12:00 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro