Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Snow

Obudziłam się w doskonałym humorze. Pełna energii, spełniona i w pewnym sensie szczęśliwa. Albo zadowolona, bo szczęście to za duże słowo. Zerknęłam na zegar, który wskazywał szóstą trzydzieści i westchnęłam, przeciągając się. Dzisiaj miałam jechać do rodziców, by pomóc przy urodzinach ojca, które miały się odbyć w sobotę. Aziel chciał bym pojechała do nich szybciej i odpoczęła od niego, bo ostatnio coś dziwnego się z nami dzieje. Moje uczucia względem męża były tak zagmatwane i niejednoznaczne, że przyda mi się taki reset. Co jak co, ale po dwóch ostatnich wieczorach pełnych namiętności to wszystko stało się jeszcze trudniejsze.

Wyszłam z łóżka, szybko zaliczyłam poranna toaletę i zarzuciłam na siebie koszulę Aziela, która leżała na pralce. Miałam — o dziwo — ochotę na jeszcze odrobinę mojego męża zanim pożegnam się z nim na te kilka dni i w spokoju przekalkuluję ostatnie wydarzenia. Udałam się do siłowni, w której Aziel codziennie ćwiczył od szóstej do siódmej. Rzadko go tam nawiedzałam, bo przeważnie nie chciałam mieć z nim do czynienia o poranku lub spałam. Jego poranny humor zawsze był do dupy. Tak jak nasze stosunki.

Weszłam do pomieszczenia wypełnionego najróżniejszymi sprzętami i od razu dostrzegłam obiekt moich frustracji. Aziel siedział na ławeczce i powoli, w pełnym skupieniu unosił hantle. Raz prawa a raz lewa ręka pracowała. Jego mięśnie były imponujące. Zwłaszcza teraz, gdy był w samych dresowych szortach, spocony i naładowany testosteronem po wysiłku. Oparłam się ramieniem o futrynę i w ciszy obserwowałam każdy jego ruch. Patrzyłam jak jego mięśnie napinają się przy każdym uniesieniu ciężaru, jak jego twarz wykrzywia się przy wysiłku, jak krople potu wędrują po jego skórze. Patrzyłam na zachwycający obraz, jakim był mój małżonek. I w głowie miałam tylko jedno życzenie — by nasze małżeństwo naprawdę grało. By to, co nas połączyło zamieniło się w pasję i uczucia. By to małżeństwo stało się prawdziwe, trwałe i niepodważalne.

— Spakowałaś się? — zapytał niespodziewanie, kierując jasne oczy prosto na moją twarz. Cóż, mogłam się spodziewać, że zorientował się, że go obserwuję. Byłam nachalna jak diabli. — Czy czekasz aż walizka sama się napełni?

Wróciliśmy do punktu wyjścia, jak zawsze. Wieczór i to, jak dobrze nam było przeminęło z wiatrem. Aziel znów założył maskę nieprzejętego niczym dupka. Ale cóż, nie ruszało mnie to ani odrobinę. Miałam zbyt dobry humor. Zbyt wiele pamiętałam z poprzedniej nocy, by się przejmować jego zachowaniem.

Z Azielem Crawfordem było tak, że jak już spuścił się z lejców swojej żelaznej woli, wychodził z niego pełen pasji i namiętności mężczyzna. Nie uprawialiśmy seksu często, zwłaszcza na trzeźwo, bo zawsze tracił nad sobą panowanie i albo się do mnie uśmiechał, albo mówił coś pieszczotliwego, czego nigdy nie powiedziałby normalnie. Aziel wolał bym myślałam, że ma mnie gdzieś, bo tak było mu łatwiej. Działaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, bo nie mieliśmy ze sobą prawie wcale do czynienia. Godziłam się na to, bo nie miałam odwagi prosić o więcej. Wczoraj jednak powiedziałam czego chcę, a po felernym wieczorze w Fog, odebrałam ile ofiarował. Pomimo okropnego epizodu na balkonie, te dwa dni dawały mi nadzieję na coś więcej. I tego chciałam się trzymać. Chciałam uwodzić mojego męża, dawać od siebie więcej i więcej zabierać. Byłam dla Aziela kimś więcej niż tylko przedmiotem seksualnego uwolnienia. Powiedział to wczoraj między wierszami i w zupełności mi to wystarczało.

— Spakuję się po śniadaniu — odpowiedziałam z ociąganiem. — Zjesz ze mną?

Aziel powoli odłożył ciężary na podłogę. Przeczesał wilgotne od potu włosy, przetarł twarz ręcznikiem, który miał przygotowany na podłodze i spojrzał na mnie, w pełni skupiony. Jego ciało lśniło, napawając mnie zachwytem. Nienawidziłam tego, jak przystojny był. I tego, jak skrupulatnie ćwiczył, przez co jego ciało wpisywało się w jakiś niespisany kanon męskiego ideału. Aziel był wysoki, barczysty i umięśniony w ten cudowny, atletyczny sposób, który mi się podobał. Całą swoją sylwetkę zawdzięczał silnej woli i pracy. Mnie ciężko było wejść dwa razy w tygodniu na bieżnię i zwracać uwagę na to, co jem, a co dopiero tak dbać o swoje ciało.

— Nie mam czasu — odparł po namyśle. — Muszę jechać do pracy.

Przewróciłam oczami na tę kretyńską wymówkę. Aziel był szefem szefów, nie obowiązywały go żadne ramy czasowe i nie miał też obowiązku odwiedzać Fog. Miał ludzi od wszystkiego, więc te jego wyjścia do pracy były jedynie słabą wymówką by wyjść z domu.

Kierowana dobrym humorem odepchnęłam się od futryny i powolnym krokiem podeszłam do Aziela. Nie spuścił ze mnie wzroku nawet na moment, był skupiony na mojej twarzy, na której widniał wesoły uśmiech. I cień wyzwania.

— Co robisz? — zapytał, gdy stanęłam przed jego twarzą.

Zamiast odpowiedzieć usiadłam na nim okrakiem i zarzuciłam dłonie na jego kark. Miał ciepłą, lepką po wysiłku skórę. Bił od niego tak pochłaniający żar, Boże zbliżał mi się okres i to przez niego miałam tak wysokie libido. Wariowałam przez to wszystko.

— Siadam na kolanach mojego męża — powiedziałam swobodnie. Przesunęłam dłońmi z jego karku na policzki i przycisnęłam swoją twarz do jego. — A teraz pocałuję mojego męża na dzień dobry — dodałam, nim nasze usta się zderzyły.

Aziel zamarł zdezorientowany moim śmiałym zachowaniem. Czułam jak poruszył dłońmi w kierunku moich ud, ale zatrzymał się tuż przy nich. Nie chciał mi się poddać. Walczył ze mną. Z pragnieniem, które czułam pod pośladkami. Nienawidziłam tej jego stalowej woli. Była uciążliwa w każdym pierzonym aspekcie naszego życia. Ale Amo powtarzała, że trzeba być upartym i wytrwałym i właśnie taki był mój cel.

Zasłużyłam na prawdziwy związek, do cholery. To, że życie skarało mnie Azielem Crawfordem nie mogło mnie powstrzymać. Za żadne skarby.

Oderwałam się od ust męża, gniewnie spojrzałam w jego szeroko otwarte oczy i pewnie złapałam go za dłonie, które wisiały nad moimi udami. Położyłam je na swojej rozpalonej skórze i leniwym ruchem poprowadziłam w górę — na talię, a z niej na piersi. Zacisnęłam na nich jego długie palce i ponownie pochyliłam się do pocałunku. Niestety tym razem się uchylił. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały zobaczyłam w nim gniew.

— Co ty wyprawiasz? — zapytał przez zęby. — Nie pogrywaj ze mną.

— Dlaczego uważasz, że z tobą pogrywam?

Ujęłam w obie dłonie jego oprószone ciemnym zarostem policzki.

— Nigdy nie chciałaś mojej bliskości. Nigdy się ze mną nie witałaś, do kurwy, Snow, nawet ciężko ci było na mnie patrzeć przez bardzo długi czas! Ciągle się dąsasz, przewracasz na mnie oczami, gdy nie patrzę i doskonale wiem, że nienawidzisz każdej chwili spędzonej ze mną. Nie jestem idiotą. — Jego ton był gorzki, przepełniony głęboko ukrytym żalem. Chyba. — Przestań próbować zrobić z tego małżeństwa coś więcej niż jebaną umowę. To, że zaczniesz mnie prowokować i częściej będziemy uprawiać seks niczego nie zmieni. Nie jestem Luciusem, a ty nie jesteś Amorielle. Nie zmienię się, nie naprawisz mnie. Poślubiłaś mnie, bo musiałaś, a ja poślubiłem ciebie, bo... — zatrzymał się gwałtownie. Odwrócił wzrok, po czym mocno zacisnął powieki. Jego żuchwa się napięła, tak samo jak całe ciało. — Po prostu... odpuść.

Cóż, więc chyba dobitniej nie mógł się wyrazić, co? Brutalne zejście na ziemię, nie ma co. Głośno odetchnęłam, czując się pokonana i z trudem powstrzymałam cisnące się do oczu łzy.

Potaknęłam, nie mając pojęcia jak odpowiedzieć na ten długi wywód i głośno odetchnęłam. Zanim całkowicie dałam się pokonać, ujęłam jego policzek w dłoń i przekręciłam jego twarz w swoją stronę. Uśmiechnęłam się smutno, kreśląc na jego skórze niewielkie kółka.

— Przynajmniej nie będę sobie wyrzucać, że nie próbowałam — wyszeptałam z goryczą. Pochyliłam się na ostatni krótki pocałunek, którego nawet gdyby chciał, nie mógłby odwzajemnić. — Do zobaczenia w niedzielę.

Po tych słowach nie czekając na reakcję zeszłam z jego kolan i udałam się do wyjścia. Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi, zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na słabość. Zakryłam usta dłonią i rozpłakałam się jak dziecko, któremu odebrano kolejne marzenie.

***

Podróż do domu rodzinnego pamiętam jak przez mgłę. Jechałam z Vesperem, słuchając mojej ulubionej składanki piosenek i pogrążałam się w rozpaczy. Nie kochałam Aziela, nie czułam do niego niczego poza pociągiem fizycznym, a jednak poczułam się tak, jakby złamał mi serce. Nigdy nie miałam złamanego serca, jedynie zawiedzione i stęsknione, bo przez lata podkochiwałam się w swoim sąsiedzie, który nigdy nie mógł być mój. Gdy ojciec oznajmił, że wyjdę za Aziela, poczułam jakby ktoś dał mi w twarz i zdeptał moje wnętrzności. Długo skrywane uczucia do chłopaka z sąsiedztwa zostały pogrzebane dla fałszywego związku z mężczyzną, który nawet mnie nie lubił. Boże, jakie to, kurwa, żałosne.

Gdy wyszłam z samochodu nie pokusiłam się o zabranie swojej walizki, Vesper dostawał od Aziela wielkie pieniądze za chodzenie za mną więc niech się wykaże. Udałam się prosto do drzwi, które ku mojej uciesze otworzyły się zanim nacisnęłam na dzwonek. Mój rodzinny dom był sporą rezydencją, ale nie równał się z miejscem, w którym mieszkałam jako żona Aziela Crawforda. Wielki, śmierdzący samotnością dom otoczony piękną roślinnością. Dobrze, że miałam szklarnię.

— Snow, kochanie! — odezwała się serdecznie mama. — Jak wspaniale cię widzieć!

Kobieta porwała mnie w ramiona i mocno oraz serdecznie mnie uściskała. Objęłam ją z desperacją, boleśnie pragnąć odrobiny ciepła i bliskości. Stałam tak, chłonąc ciepło jej ramion i głęboko oddychałam, ciesząc się z tego, że ją widziałam i czułam. Było mi lżej, gdy ktoś w końcu okazał mi czułość. Ktoś, kto mnie kochał.

— Dzień dobry, córeczko — głęboki głos taty wyrwał mnie z bezpiecznego kokonu ramion matki. Spojrzałam na niego znad jej ramienia i uśmiechnęłam się, widząc na jego twarzy tęsknotę. Nie sądziłam, że będzie ją tak otwarcie ukazywał. — Może i mnie należy się odrobina czułości?

Parsknęłam śmiechem, czując jak wraca mi psychiczna równowaga. Puściłam mamę, ucałowałam jej policzki i powoli minęłam ją, by dać się zamknąć w ciepłych ramionach ojca. Nie był idealny i wiele razy mnie zawiódł, ale wiedziałam, że mogłam na niego liczyć w każdej sprawie.

— Tęskniłem za tobą, Snow.

Parsknęłam śmiechem.

— Starzejesz się, co? Nie pamiętam, byś miewał takie ckliwe momenty, gdy tu mieszkałam.

— Nie naśmiewaj się ze mnie, młoda damo. — Tata złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie. Przyjrzał mi się badawczo. — Brakuje mi twojej lekkości i spokoju. I tego wścibskiego nosa — dodał z przekąsem, trącając mój nos palcem. — Czy Aziel jest dla ciebie dobry? Zawsze, gdy z nim rozmawiam, zapewnia, że wszystko jest w porządku.

O proszę, nie wiedziałam, że tata dzwonił do Aziela na kontrole. To miła niespodzianka.

— Dlaczego nic mi nie wiadomo o twoich telefonach?

— Och, obawiałem się, że możesz sobie nie życzyć bym się wtrącał, więc dzwonię do niego po kryjomu raz na jakiś czas i pytam, czy dobrze cię traktuje. Zawsze zapewnia, że nie będzie ci o tym mówił i jak widać jest słowny.

Powstrzymałam się od kąśliwej uwagi na temat mojego małżonka. Tata wraz z ojcem Aziela podjęli decyzję o naszym ślubie i od tamtego czasu prężnie współpracowali. Mieli dobre, nawet bym powiedziała, że przyjacielskie stosunki, więc w jakimś stopniu nasz związek miał sens. Wojny pomiędzy Angielskim a Irlandzkim podziemiem toczyły się od lat, aż w końcu dwie najgrubsze szychy postanowiły zawiązać sojusz kosztem mojego szczęścia. Do chuja, znów mnie to zdenerwowało.

— Jesteś zła? Spięłaś się.

— Nie, nie, jestem po prostu zaskoczona, że się kontaktujecie. Aziel nie jest mężczyzną, który lubi być kontrolowany. — Uśmiechnęłam się do siebie i powoli wyplątałam się z uścisku taty. — Dobrze, że go ciśniesz, niech sobie nie myśli.

Uśmiech taty stał się przebiegły i dumny. Uwielbiał być tym silniejszym. Zawsze chciał pokazać swoją władzę i nawet to rozumiałam. Dominacja leżała w naturze liderów, a tata był urodzonym liderem. I cóż, czasem tego nienawidziłam. Ale przywykłam, bo co innego mogłam zrobić? Jak w przypadku każdego postawionego na mojej drodze mężczyzny — nic.

—To co? — zapytał ojciec. — Głodna? Mama przygotowała uroczysty obiad.

— Umieram z głodu — zapewniłam. — Skoczę tylko do pokoju, przebrać się w coś luźniejszego i zaraz pomogę jej nakryć i podać.

— Wspaniale. Po obiedzie zabiorę cię do ogrodu i napijemy się kawy.

Chętnie potaknęłam, bo nieczęsto tata miał czas, by siadać ze mną na tarasie, gdy byłam młodsza. Pocałowałam go w policzek i minęłam go, by udać się na górę, do swojego dawnego pokoju. Vesper oczywiście zdążył zanieść moją walizkę pod drzwi w czasie, gdy witałam się z rodzicami.

Weszłam do swojego dawnego pokoju, który od mojej wyprowadzki zamienił się w mało osobisty pokój gościnny. Była tutaj moja stara szafa i biurko oraz szafki nocne, ale łóżko z baldachimem zamieniono na klasyczne dwuosobowe, bym mogła je zajmować wraz z małżonkiem, gdy przyjedziemy w odwiedziny.

Zamieniłam sukienkę, którą miałam na sobie na krótką koszulkę i dresowe spodnie oraz kwiecistą narzutę, którą dostałam od mamy Aziela na zeszłe święta. Była robiona przez nią własnoręcznie na drutach i miała dla mnie sentymentalne znaczenie. Lubiłam prezenty od serca, miały dla mnie wielką wartość. Aziel podarował mi wtedy brylantową bransoletkę, która była tak droga, że bałam się ją zakładać. Ktoś mógłby odciąć mi rękę byle ją dostać i sprzedać za grube tysiące funtów. Ekstrawaganckie prezenty przyprawiały mnie o mdłości.

Wyjęłam z torebki telefon by go wyłączyć i odstawić na szafkę nocną, ale ku mojemu zaskoczeniu ekran podświetlił się, sygnalizując połączenie przychodzące od Aziela. A to niespodzianka. Odebrałam, ale nie raczyłam go powitaniem.

— Jak mniemam jesteś na miejscu — rzucił od niechcenia.

— Jestem.

— Nie napisałaś do mnie.

Ledwo powstrzymałam parsknięcie śmiechem. Nie miałam ochoty niczego mu ułatwiać, ani się meldować. Tym razem postawiłam na bunt — bo mnie zranił. Po raz trzeci w tym tygodniu i miałam już tego dość. Ból, nadzieja, ból, namiętność, ból, nadzieja i ciągłe, kurwa, rozczarowanie. Rzygać się chciało. Zawsze się meldowałam, ale tym razem uznałam, że nie chcę i tego nie zrobiłam. Niech się pieprzy.

— Zawsze pisałaś i wolałbym żeby tak zostało na przyszłość — poinformował mnie.

— Doskonale wiesz, że dotarłam. Vesper na pewno się z tobą kontaktował — oznajmiłam sucho. — Nie będę marnować twojego czasu. Musiałbyś spojrzeć w telefon, zainteresować się, a to męczące. Dotarłam, wyłączam telefon i zobaczymy się w niedzielę. Cześć.

Zabrałam się za kończenie połączenia, gdy odezwał się tym głębokim, niskim głosem, którym karmił mnie w łóżku. Boże, pierdol się Aziel.

— Nie lubię, gdy nie ma cię w domu.

Nie odpowiedziałam. Nawet nie wiedziałam, co mogłabym odpowiedzieć. Zacisnęłam jedynie oczy, pokonana. Dlaczego mi to robił?

— Nie lubię spać, gdy nie ma cię obok. Twój zapach...

Nie, kurwa, to za dużo.

— Co ty pieprzysz, co? — wyrzuciłam ze złością, przerywając mu. — Nie możesz zachowywać się jak kutas i odpychać mnie od siebie, by kilka godzin później mówić coś takiego. Nie chcesz mnie, ale jednak chcesz? Przestań!

Moje odważne słowa były spowodowane odległością, jaka między nami była. Przez telefon mogłabym powiedzieć o wiele więcej, bo nie mógł mnie zastraszyć ani skrzywdzić. Nigdy jednak nie miałam odwagi by zjechać go przez telefon. Aż do dzisiaj — dlaczego?

— Nigdy nie powiedziałem, że cię nie chcę — zaoponował spokojnym głosem.

— Dałeś mi to do zrozumienia tak wiele razy, w tym dzisiaj rano, że nie musisz używać słów, bym zrozumiała. Wyłączam telefon — dodałam ze złością.

— Zaczekaj — zagrzmiał. — Nie gniewaj się na mnie Snow, po prostu jestem realistą.

Prychnęłam, mając w dupie jego postawę życiową. Mógł być optymistą, pesymistą, realistą i nadal byłby z niego jedynie wielki, barczysty kawał kutasa.

— Ja przez ciebie jestem pesymistką.

— To kłamstwo, jesteś optymistką pełną złudnej nadziei na życie w bajce. A ja nie jestem księciem, Snow. Nigdy nie będę. Wiedziałaś o tym od pierwszej chwili. Od samego początku.

Chwyciłam nasadę nosa i zacisnęłam na niej palce tak mocno, że odrobinę zawróciło mi się w głowie. To było otrzeźwiające.

— Masz rację jesteś tym złym w naszej historii — prychnęłam gorzko. — Musisz mieć jednak świadomość, że gdy zaczynaliśmy wspólne życie, uważałam cię za ogra, jak w bajce, którą oglądałam, gdy byłam dzieckiem. Wiesz, dlaczego byłeś ogrem, Aziel?

— Dlaczego?

— Bo w tej bajce książę okazał się dupkiem, a ogr był tym dobrym.

— Przykro mi, że nie jestem tym, czego pragniesz, Snow.

— Mnie również jest przykro, że nie jestem tym, czego pragniesz, Aziel.

— To nie jest prawda — zaprzeczył gwałtownie. Ale ja nie wierzyłam.

— Mogę cię o coś zapytać skoro już tak sobie normalnie rozmawiamy o naszym gównianym małżeństwie? Bo od pierwszego dnia naszego małżeństwa jestem ciekawa. Zdradzasz mnie?

Słyszałam jak gwałtownie wciągnął powietrze. Jakbym dźgnęła go w płuco. Jakbym go uraziła zwykłym, prostym pytaniem. Ale nie odpowiedział. Przez długi czas nie odpowiedział, a mnie zebrało się na płacz. Bo żyłam ze złudną nadzieją, że nigdy by mnie tak nie skrzywdził.

— Przykro mi — przyznałam, łamiącym się głosem. — Naprawdę cholernie przykro.

— Mnie również — rzucił ze złością. — Nie sadziłem, że tak nisko mnie cenisz, Snow. Od dnia twoich osiemnastych urodzin, gdy zostałaś moją narzeczoną nie spojrzałem na żadną inną kobietę. Żadnej nie dotknąłem, choć miałem mnóstwo okazji. Ale skoro i tak masz to gdzieś i z góry założyłaś, że jestem takim mężczyzną, żałuję. Mogłem pieprzyć kobiety na całym świecie, od modelek na wybiegach, po prostytutki w klubach i dziewczyny z sąsiedztwa. Cóż, bycie głupim nigdy nie było dobrym wyborem. — Zrobił krótką pauzę, w której ustabilizował oddech. — Baw się dobrze, Snow. Przylecę w niedzielę, może rano, może jedynie, żeby zabrać cię do domu. Nie wiem. Choć to i tak nie ma żadnego znaczenia.

Rozłączył się. Przerwał połączenie, zostawiając mnie z żalem, złością i pieprzonym poczuciem winy. Co za skurwiel! To niby ja byłam tą złą?! Naprawdę?! Nie wierzę. Palant.

Wyłączyłam urządzenie i rzuciłam je na łóżko. Przez chwilę głośno oddychałam, starając się uspokoić rozszalałe tornado wewnątrz mnie. Ale nie miał prawa nade mną panować w Irlandii. Nie miał prawa mieszać mi teraz w głowie. Miałam go serdecznie dość.

Teraz miałam czas dla rodziny. Mojej prawdziwej rodziny. Bez męża dupka. 

____________

Twitter: #WCWTNfem 

Kolejny w niedzielę :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro