Rozdział 5.
Snow
Po powrocie do domu udałam się od razu do naszej sypialni, gdzie zrzuciłam z siebie ciuchy i wskoczyłam pod prysznic. Czułam złość i rozgoryczenie postawą mojego męża, ale nie byłam zdzwiona przebiegiem naszej rozmowy. Nawet się nie łudziłam, że pójdzie łatwo i mój szanowny małżonek zgodzi się na wyjazd. Miał mnie w dupie, ale musiał mieć mnie na oku. Dlaczego? Czort go wie. Może się bał, że spuszczając mnie z tej krótkiej smyczy zaczęłabym go zdradzać?
Westchnęłam męczeńsko, namydlając ciało moim ulubionym kwiatowym mydłem i starałam się po prostu odciąć. Wino powoli opuszczało mój organizm, więc nie mogłam już usprawiedliwiać nim swojej emocjonalności. Musiałam po prostu to przyznać — postawa Aziela mnie bolała. Chciałam go takiego, jakim był dla mnie w nocy. Chciałam czułego męża i poczucia bycia kochaną. A tu chuj wielki.
Boże, znów się nad sobą użalałam. Ciągle się nad sobą tylko użalam.
Spłukałam pianę z ciała, wyszłam spod prysznica i wytarłam się w miękki ręcznik. Miałam zamiar zrobić kolację, a potem na chwilę się wyciszyć podczas jogi i medytacji, którą od czasu do czasu praktykowałam. Moja matka była zafiksowana na punkcie trenowania umysłu, a ja z biegiem lat również się w to zagłębiłam. Często pomagało mi to w kryzysowych momentach małżeństwa.
Ubrałam się w obcisły biały top, który prześwitywał moje napięte sutki oraz krótkie leginsy, w których było mi najwygodniej na macie. Włosy rozpuściłam, a twarz posmarowałam kremem, który miał za zadanie nawodnić moją cerę. Spoglądając w lustro zobaczyłam pełną złości kobietę, która potrzebowała czułości. Nienawidziłam tej rozmemłanej smarkuli, którą byłam wewnątrz serca. Moje żałosne marzenia o pięknej, głębokiej miłości były mdlące.
Wyszłam z łazienki, w sypialni zarzuciłam na ramiona satynowy szlafrok i wsunęłam na stopy klapki z futerkiem. Było po dwudziestej, więc Aziel na pewno był głody, ale... Nie miałam najmniejszej ochoty robić mu jedzenia. Niestety marzyły mi się grzanki z awokado i jajkami, które uwielbiał więc siłą rzeczy nie umiałam o nim nie pomyśleć. Z irytacją obrałam kierunek do jego gabinetu, który znajdował się w przeciwnym skrzydle domu. Gdy dotarłam na miejsce zapukałam w drzwi, a potem bez czekania na jego pozwolenie pchnęłam je i weszłam do środka.
— Jesteś głodny? — zapytałam, po czym uniosłam wzrok.
Momentalnie zamarłam, widząc obcego mężczyznę w garniturze, który bez skrępowania prześlizgnął spojrzeniem po moim półnagim ciele. Poczułam, jak pieką mnie policzki i szybko owinęłam się szlafrokiem, czując nadchodzącą katastrofę. Ja pierdolę.
— Dobry wieczór, pani Crawford — odezwał się mężczyzna. Postawny brunet o intensywnie brązowych oczach. Przystojny i na oko w wieku mojego męża.
— Dobry wieczór — odparłam wyższym niż zazwyczaj głosem i z ociąganiem spojrzałam na Aziela. Para dosłownie szła mu z uszu. Był wściekły. — Ja...
— Nie jestem głody — rzucił przez zęby. — Przeszkadzasz.
— Przepraszam. — Już miałam się odwrócić, gdy zażenowanie zamieniło się w złość i poczucie upokorzenia. — Niedługo skończysz? Zrobię twoje ulubione grzanki — dodałam.
Aziel zmrużył złowrogo oczy. Napiął ramiona, zerkając na swojego towarzysza i gdy spostrzegł jak nachalnie mi się przygląda, jego nozdrza zafalowały w furii.
— Powiedziałem, że nie jestem gło...
— Czy będzie pani tak dobroduszna i zrobi mi herbatę? — przerwał Azielowi mężczyzna. — Jeszcze chwilę nam zajmie, a na zewnątrz już tak chłodno.
— Oczywiście — uśmiechnęłam się promiennie, patrząc mu w oczy, po czym zerknęłam na swojego męża. — Chcesz herbatę?
— Nie chcę — wycedził przez zęby.
— I nie skusisz się na grzanki?
— Snow... — zniżył głos, aż włoski stanęły mi dęba.
— Dobrze, już idę.
Odwróciłam się napięcie i szybko opuściłam jego gabinet, przymykając za sobą drzwi. Pech chciał, że nie zrobiłam tego na tyle mocno, by się zatrzasnęły. Chciałam odejść by zrobić herbatę, ale...
— To była twoja żona, prawda? — zapytał mężczyzna, jakby nie był pewny. Przecież zwrócił się do mnie „pani Crawford"..?
— Wracając do interesów. Chciałeś pożyczyć...
— Ma na imię Snow? Śnieg? Kurwa, nazwałbym ją jebaną suszą, stary. Jest cholernie gorąca. Skąd ją wytrzasnąłeś?
— Malcolm...
— Na twoim miejscu pobiegłbym za nią i zerżnął na blacie w kuchni, ja pierdolę, jaka ona jest piękna.
Usłyszałam huk, aż podskoczyłam i zrobiłam dwa kroki do tyłu. Coś spektakularnie zwaliło się, lub zostało zrzucone na ziemię i zapadła grobowa cisza, od której mój oddech gwałtownie przyspieszył.
— Mówisz o mojej pierdolonej żonie — odezwał się mrożącym krew w żyłach głosem Aziel. — Jeszcze jedno słowo a odstrzelę ci pierdolony łeb, rozumiesz? Spójrz na nią jeszcze raz takim ruchającym wzrokiem, a przestanę nad sobą panować. Jest, kurwa, moja.
— J—ja...
— Ostrzegam cię, Malcolm.
Odwróciłam się w kierunku schodów i pędem zbiegłam na dół do kuchni. Przechodząc obok pokoju ochroniarzy zauważyłam Vespera i Granta, którzy grali w karty, przy okazji przeglądając monitoring wokół domu. Bruno zapewne krążył po posesji. Zrezygnowałam z pytania ich o to, czy byli głodni. Wystarczy mi jeden problem z Azielem.
W kuchni włączyłam czajnik i zaczęłam kompletować produkty do moich grzanek. Smarowałam chleb masłem czosnkowym i myślałam nad tym, co przed chwilą usłyszałam. Nie chciałam się nakręcać na to, że Aziel był tak cholernie o mnie zazdrosny, ale... To gówno we mnie wrzało. Dlaczego zareagował aż tak gwałtownie? Zawsze tak reagował? W kasynie odstrzelił komuś głowę, bo chciał się do mnie dobrać, a teraz te sprośne komentarze na mój temat doprowadziły go do wściekłości... Chodziło o podważenie jego autorytetu? Brak szacunku? Kurwa, chciałam by był o mnie tak chorobliwie zazdrosny. Niech mnie piekło pochłonie, ale to było tak potwornie seksowne, gdy reagował tak impulsywnie. Jakbym się dla niego liczyła. Jakbym była ważna. Boże, byłam wariatką czy idiotką, pragnąc tak popieprzonego despoty?
Odetchnęłam głęboko, kładąc chleb na rozgrzaną patelnię i nie umiałam powstrzymać uśmiechu. Stopień mojego rozchwiania względem męża był zdecydowanie wysoki.
— Pani Crawford?
Uniosłam głowę, by zobaczyć zmieszanego Vespera. Patrzył mi prosto w oczy w niepokojący sposób.
— Tak?
— Szef panią prosi do gabinetu.
Zerknęłam na mój chleb, który nie zdążył się jeszcze zrumienić.
— Popilnujesz mojego chleba?
Vesper jeszcze bardziej zażenowany niż pół minuty temu kiwnął głową, że tak. Zmniejszyłam moc na indukcji i ruszyłam w kierunku schodów, a potem niepewnie do gabinetu. Drzwi były otwarte na oścież, a w środku nie było śladu po gościu Aziela. Było za to przewrócone biurko, które musiało być źródłem wcześniejszego hałasu. Niepewnie weszłam w głąb pomieszczenia i rozejrzałam się za mężem. Stał na balkonie i palił papierosa. Stanęłam tuż obok drzwi, ale nie wyszłam, bo było zimno. Zapukałam w okno, na co uniósł barki, napinając się.
— Chodź tu.
— Jestem półnaga.
— Powiedziałem: chodź tu, Snow — odparł z naciskiem.
Prychnęłam ze złością i wyszłam na zewnątrz. Przystanęłam przy barierce, tuż obok Aziela, który palił. Jedna ręka swobodnie zwisała mu z balustrady, w drugiej trzymał używkę. Przeszły mnie dreszcze, gdy zawiał wiatr. Było cholernie zimno.
— Powiesz mi, o co ci chodzi? — mruknęłam, drżąc. — Chcesz żebym zamarzła?
— Ile razy ci mówiłem, że masz nie wchodzić do mojego gabinetu, gdy mam klienta?
Jego wrogi ton postawił mnie w pełnej gotowości do ucieczki. Brzmiał jakby chciał mnie pogryźć. W tym złym sensie.
— A skąd miałam wiedzieć, że masz klienta? Nie mówiłeś mi o tym.
— Mówiłem, gdy byliśmy u Hananów, że nie mogę zostać, bo mam klienta. Nie zrozumiałaś? Mówiłem za szybko?
Zacisnęłam wargi.
— Możesz przestać być takim dupkiem?
Mój mąż odwrócił się do mnie twarzą w bardzo wolny i upiorny sposób. Miał zaciśniętą szczękę, zmrużone oczy i rozszerzone nozdrza. Nie zapowiadało się na miły wieczór.
— Dupkiem?
— Tak. Dupkiem, Aziel. Traktujesz mnie jak pieprzoną rzecz. Cały czas masz mnie w dupie, nie obchodzi cię nic, co jest ze mną związane po czym gdy ktoś wykaże mną zainteresowanie, włącza ci się jakiś popieprzony tryb zaborczego kretyna.
Zrobił krok w moją stronę i nim zdążyłam to powstrzymać, złapał mnie za szyję i przyciągnął ku sobie. Jego złowrogie spojrzenie wpatrzyło się w moje. Przepełniała go furia.
— Należysz do mnie, więc nikt nie będzie w mojej obecności traktował cię jak obiekt seksualnej fantazji. Podczas mojej nieobecności również. Wszystko, co jest z tobą związane jest moje. To ja cię utrzymuję, karmię, ubieram i daję wszystko, czego potrzebujesz. Skoro żyjesz za moje pieniądze, bądź kurwa grzeczna i stosuj się do moich rozkazów.
Poczułam tak wiele złych emocji na raz, że nie wiedziałam, co przepełniało mnie najmocniej. Złość? Upokorzenie? Ból? Rozpacz? Jak śmiał coś takiego powiedzieć? Byłam tylko jego utrzymanką? Był moim jebanym sponsorem? Co on sobie, kurwa, w ogóle wyobrażał? Nie wybrałam takiego życia! Ba, ja nawet nie wybrałam jego!
— Ty się słyszysz? — wrzasnęłam, odpychając jego dłoń. — To przez ciebie nie mam własnych pieniędzy, ani wykształcenia. Zabroniłeś mi się uczyć, pracować i teraz mi to wypominasz? Czy ty jesteś poważny? Za kogo się uważasz?! Za mojego właściciela?!
— Jestem twoim pierdolonym mężem — również podniósł głos.
— Tak zachowuje się mąż? Ty nie traktujesz mnie jak żonę, tylko jak swoją zabawkę. Jak przedmiot, który można przestawiać, ubierać i pokazywać, jak ma się na to ochotę. Jestem człowiekiem. Jestem kobietą. Jestem jednostką taką samą jak ty. Nie kupiłeś mnie, by traktować mnie jak śmiecia. Mam cię, kurwa, serdecznie dość, Aziel. — Zrobiłam krok w jego stronę i dźgnęłam go w pierś. — Zacznij mnie szanować i traktować jak partnerkę, albo się pierdol.
Prychnął. Aziel po prostu prychnął.
— Ty skończony chu...
Nie dokończyłam, do dopadł do mnie i przygwoździł mnie swoim potężnym ciałem do drzwi balkonowych. Ponownie owinął palce wokół mojej szyi, tyle że o wiele mocniej, odcinając mi dostęp do tlenu.
— To ostatni raz, gdy odzywasz się do mnie tym tonem i słowami — wyszeptał z gniewem. — Tym razem nie wyciągnę konsekwencji z twojego zachowania. Ale następnym razem nie będę taki dobroduszny i pokażę ci, dlaczego oraz w jaki sposób doszedłem do władzy. Będziesz grzeczna, tak? — Przerażona, ze łzami w oczach potaknęłam. — Dobrze, Snow. Teraz pójdziesz dokończyć kolację, a potem pójdziesz spać. Rano się spakujesz i pojedziesz do rodziców wcześniej. Ochłoń, bo chyba zapomniałaś, za kogo wyszłaś.
Puścił moja szyję, minął mnie i wyszedł. Zostawił mnie przerażoną, upokorzoną i zapłakaną. Pokazał swój stosunek do mnie i mojej wartości. Pokazał, że jego zachowanie nie świadczyło o zazdrości, a wściekłości spowodowanej niesubordynacją i zniewagą.
Po raz kolejny udowodnił, że wyszłam za potwora, który nigdy nie podaruje mi tego, czego pragnę od małego. Nie podaruje mi czułości. Nie sprawi, że poczuję się kochana.
Pogrążyłam się w rozpaczy, ignorując potworne zimno, które smagało moje półnagie ciało z każdej strony. Siedziałam na tym cholernym balkonie przez długi, naprawdę długi czas, zamarzając. A on nie wrócił. Nie zainteresował się. Wszedł do gabinetu dwukrotnie i nie zapytał, czy coś mi jest. Miał w dupie to, co czułam. Po raz kolejny temu dowiódł. Dowiódł, że byłam tylko bezwartościowym dodatkiem do jego życia.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, gdy wstrząsnął mną bolesny dreszcz świadczący o przemarznięciu. Miałam skostniałe palce u stóp, trzęsłam się i nie czułam żadnego fragmentu ciała. Byłam zmarznięta i zrozpaczona. Jak porzucone na uboczu szczenię. Skazana na porażkę.
— Masz zamiar spać na balkonie? — zapytał po kolejnej długiej chwili Aziel, na co się wzdrygnęłam. Poczułam, że staje obok mnie. — Będziesz chora i nic matce będzie z twojego przyjazdu.
Nie odezwałam się. Nie miałam na to siły i przede wszystkim chęci.
—Będziesz się dąsać jak pieprzona gówniara? — dodał złowrogo, gdy nadal go ignorowałam.
Wtedy, przez tę konkretną barwę jego głosu dotarło do mnie, że był podpity. W czasie gdy ja cierpiałam, przeżywając agonię, on pił swoją śmierdzącą szkocką. Nie chciałam znajdować się obok niego ani sekundę dłużej. Poruszyłam się, by wstać, ale byłam skostniała i wycieńczona. Mój organizm przez dłuższą chwilę walczył z zimnem i teraz, gdy potrzebowałam energii... Nie było jej.
— Przemarzłaś — stwierdził oczywisty fakt.
Pochylił się ku mnie i bez słowa objął mnie i uniósł. Nie chciałam z nim współpracować, nie chciałam jego pomocy. Niczego od niego nie chciałam. Ale był tak przyjemnie ciepły, duży i silny... Nienawidziłam tego, jak jego bliskość na mnie działała. Nienawidziłam każdej pozytywnej reakcji mojego ciała na niego. Nienawidziłam się za to, że objęłam go za szyję rozpaczliwie potrzebując ciepła i bliskości. Nienawidziłam się za to, że po tym gównie, które mi zrobił, nadal byłam skazana tylko i wyłącznie na niego.
Aziel zaniósł mnie do łóżka, gdzie ostrożnie mnie położył i ku mojemu zaskoczeniu ułożył się tuż obok zakrywając nas pościelą. Nie przytulał mnie, nie przeprosił i nie zrobił niczego, co mogłam uznać za dowód jego skruchy. Aziel nie odczuwał wyrzutów sumienia, nigdy. Chwilę później poczułam jak się porusza. Wziął coś ze swojej szafki nocnej i przysunął się do mnie, tak że moje plecy dotykały jego uda. Ten minimalny kontakt fizyczny dawał mi więcej ciepła niż pościel, pod którą leżałam. Bo tak właśnie działała bliskość. Rozgrzewała, dawała poczucie przynależności i bezpieczeństwa. Ja póki co czułam jedynie ciepło. O poczuciu bezpieczeństwa w towarzystwie mojego małżonka nawet nie myślałam.
— Każde pożądliwe spojrzenie rzucone w twoim kierunku wywołuje we mnie furię — odezwał się niespodziewanie Aziel. Byłam w fazie półsnu, gdy wzięło go na wyznania. — Na myśl o tym, że jakiś skurwiel myśli o tobie w kontekście seksualnym tracę panowanie nad sobą, Snow. Budowałem swoją pozycję przez wiele lat, dochodziłem do władzy przez potworne rzeczy. Nie miałem matki, ani babki, przy których uaktywniłaby się moja łagodniejsza strona. Jesteś pierwszą kobietą, która towarzyszy mi na co dzień i niestety musisz się nauczyć co możesz, a czego nie. Kłótnie z tobą to ostatnie, czego potrzebuję, więc zacznij respektować moje żądania.
Zacisnęłam powieki, by nie uronić już ani jednej łzy. To nie były przeprosiny. To było bardzo poetycko ukryte ostrzeżenie i groźba.
— Oczekujesz przeprosin? — wyszeptałam.
— Nie, jestem bezwzględny, ale świadomy i wiem, że zachowałem się w stosunku do ciebie źle. Nie oczekuję pustych słów, a poprawy.
— A ja czego mogę oczekiwać?
— Niestety tylko kilku dni spokoju. Zjawię się w Irlandii dopiero w niedzielę przed południem, więc będziesz miała czas na odpoczynek.
Westchnęłam, ale już nie skomentowałam. Leżałam w jednej pozycji, spokojnie oddychając i starałam się wypierać z podświadomości złe zachowanie Aziela i czerpać przyjemność z tego niewielkiego kontaktu fizycznego, jaki mieliśmy. Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w ciszy przerywanej jedynie stukaniem lodu uderzającego o szkło przy każdym łyku mojego męża. Może minęło pięć minut, a może dwie godziny, gdy Aziel skończył pić, odłożył szklankę i odsunął się ode mnie, by zająć swoje miejsce do snu. Czekałam aż jego oddech stanie się równomierny i wtedy zabrałam głos.
— Aziel? — wyszeptałam, na co mruknął coś niewyraźnego pod nosem. — Pamiętasz, co mi powiedziałeś, gdy widzieliśmy się po raz ostatni przed naszym ślubem?
— Oczywiście.
— Minęło półtora roku, a ty nadal traktujesz mnie jak coś tymczasowego.
— To nieprawda, Snow.
Poruszył się i najprawdopodobniej miał zamiar się nade mną nachylić, ale w porę się podniosłam. Wyszłam z łóżka i nim zrobiłam choćby krok, złapałam się za głowę, by uspokoić nagłe zawroty. Było mi niedobrze z głodu. Byłam przemarznięta, obolała i smutna. Byłam zła i obrażona na to, jak paskudnie mnie potraktował. Ale najważniejsze... Byłam w pilnej potrzebie bliskości, którą podarować mógłby mi jedynie Aziel. Ale jak mogłabym się do niego przytulić? No jak!?
— Nigdy nie byłaś dla mnie tymczasowa — odezwał się po chwili ciszy. — Od chwili, gdy zapadła decyzja o naszym małżeństwie, gdy miałaś osiemnaście lat. — Aziel znów poruszył się na łóżku. — Nawet wcześniej, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Od tamtej chwili jesteś jedyną pewną stałą w moim życiu — dodał ciszej, jakby niepewnie. — Zawsze byłem ciebie pewny.
Głęboko odetchnęłam, nim zebrałam się w sobie i odwróciłam się w jego kierunku. Siedział na swojej połowie łóżka w samych bokserkach i przyglądał mi się nietrzeźwym wzrokiem. Jego zwykle starannie ułożone włosy były w nieładzie.
— Ile wypiłeś? — zapytałam, zmieniając temat.
— Butelkę.
Gdybym ja wlała w siebie tyle tego paskudztwa, już leżałabym na oddziale i czyściliby mi żołądek. Aziel miał o wiele lepszą tolerancję na alkohol, choć teraz wydawał się naprawdę mocno podpity.
Ruszyłam do wyjścia, kończąc naszą pogawędkę bez słowa. Miałam dość jego obecności i słów. Mój brzuch był teraz ważniejszy. O wiele ważniejszy. W kuchni włączyłam oświetlenie umiejscowione pod szafkami, by nie było zbyt oślepiająco. Nastawiłam wodę na herbatę i wyjęłam z lodówki pojemnik z pastą jajeczną, którą robiła wczoraj nasza gosposia. Przychodziła dwa razy w tygodniu by posprzątać oraz przygotować kilka dań do zjedzenia później. Przeszłam wiele batalii na temat pomocy domowej, ale na każdej odniosłam porażkę. Zdaniem mojego męża, pomoc domowa była niezbędna.
Wsunęłam dwie kromki chleba do tostera i oparłam się dłońmi o blat, czekając na wodę. Głęboko oddychałam, starając się skupić na tym, co tak naprawdę czułam. Chyba nie potrafiłam jednoznacznie określić, bo było tego tak wiele. Woda zawrzała i chciałam ku niej sięgnąć, ale rozproszyła mnie czyjaś obecność. Czyjaś, czyli mojego męża. Stanął tak blisko, że poczułam gorąc bijący z jego muskularnego ciała. Żal za jego zachowanie toczył we mnie bitwę z pragnieniem bliskości. Byłam w pułapce własnych pragnień i jak się moment później okazało, ciała mojego męża. Pewnym, zaborczym gestem chwycił mnie w biodrach i przysunął się tak, że jego tors przylgnął do moich pleców. Oparłam dłonie na blacie, by nie stracić równowagi. Moje serce zaczęło przyspieszać, gdy Aziel leniwie prowadził palce po mojej odkrytej skórze. Jego dłonie były duże, ciepłe i szorstkie. Uwielbiałam jego dotyk.
— Nienawidzę twoich łez — powiedział.
— Nienawidzę gdy traktujesz mnie jak bezwartościowy przedmiot.
— Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, Snow. Jesteś moją żoną, w przyszłości będziesz matką moich dzieci. Nie jesteś bezwartościowa.
O nie, nie, nie. Pierwsze „nie" dla gorąca, które rozlało się po moim ciele, drugie „nie" dla mdlącej fali motyli w moim brzuchu i trzecie, najważniejsze „nie" dla dzieci z nim.
— Uważasz mnie za swoją własność i utrzymankę.
— Uważam cię, za moją żonę.
— To słowo w twoich ustach nie ma żadnego znaczenia, Aziel — prychnęłam. Zdjęłam jego dłonie ze swojego brzucha i odwróciłam się, by go odepchnąć, ale był szybszy. Chwycił mnie za uda, uniósł i posadził na blacie, a potem rozłożył moje nogi i zbliżył się.
— Czego, ty, kurwa, chcesz, Snow?
Co za zaskoczenie, mój mąż znów był zły.
Uniosłam wzrok, by spojrzeć w jego puste oczy i... i poczułam się zagubiona. Czego chciałam?
— Chcę kogoś, dla kogo będę wszystkim — wyszeptałam. Aziel zamarł. — Chcę uczuć, bliskości i pocałunków. Chcę się przytulać, czuć potrzebna i chcę związku, jaki ma Amo.
Aziel patrzył na mnie w dezorientacji. Przez jego oczy przechodziło mnóstwo przeróżnych emocji, których nie potrafiłam rozróżnić. W pewnym momencie spojrzał na moje usta i pochylił się, jakby chciał spełnić moją prośbę. Jakby chciał się przełamać i dać mi to, czego pragnę. Jego czoło dotknęło mojego czoła. Jego nos połączył się z moim nosem. Zamknął oczy i ja również to zrobiłam, zaraz po nim. Poczułam dotyk jego pełnych warg na swoich. Moje serce uderzało o żebra jak szalone, było mi duszno i czułam się... tak dobrze. Wszystko co złe, zniknęło. Zostało słodkie oczekiwanie i ciepło jego potężnego ciała. Naparłam na jego wargi, inicjując spokojny pocałunek, który Aziel pogłębił. Uniosłam dłonie, by chciwie dotknąć jego nagiej skóry i niemal jęknęłam przez gromadzące się we mnie uczucia. Uśmiechnęłam się w jego wargi. Uspokoiłam się i odetchnęłam, po tym gównie, które odstawił na balkonie. Już prawie czułam się błogo. Prawie, bo gdy mój mąż naparł na mnie mocniej i oplótł mnie ciasno w talii, a ja przygryzłam jego wargę, otrzeźwiał. W chwili, gdy moje ciało zrobiło się miękkie w oczekiwaniu na więcej czułości, on się spiął. Zamarł. Cokolwiek wpadło do jego głowy, namieszało jak skurwysyn, bo Aziel nie stąd ni z owoąd gwałtownie się ode mnie odsunął, odwrócił i nerwowym krokiem odszedł. Zostawił mnie. Tym razem w chwili, gdy byłam pewna, że przełamałam pomiędzy nami jakiś mur.
Jakże naiwna byłam. Za każdym razem kończyło się tak samo. Sromotną porażką i poczuciem pustki. Samotność uderzyła we mnie ze zdwojoną mocą, bo jedyne, czego potrzebowałam, to więcej. Więcej bliskości Aziela, jego pocałunków i chciwie biorących dłoni.
__________
W kolejnym Snow pokaże pazurki hehe
Widzimy się w niedziele ;)
Twitter: #WCWTNfem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro