Rozdział 4.
Snow
Obudziłam się w pustym łóżku z poczuciem zadowolenia i spełnienia. Byłam obolała ze względu na kaca, który rozsadzał mi skronie oraz przez seks, który wczoraj miałam. Nie pamiętałam wszystkiego, jedynie urywki, które składały się w niepełny obraz tej wypełnionej rozkoszą chwili, jaką dzieliłam z mężem. Z mężczyzną, który od pierwszego spotkania wydawał mi się zimnym, niedostępnym i rujnującym facetem. Nie uśmiechał się, nie przytulał, nie całował znienacka i nie szeptał czułych słów. Był zagadką w drogim garniturze. Był złym człowiekiem o spojrzeniu pełnym ostrzeżenia. Był po prostu kimś, w kim nie mogłabym się zakochać. Nigdy.
Tak sądziłam do dzisiejszej nocy. Po tym, jak beznadziejnie mnie potraktował, a potem dosadnie pokazał, że należę do niego... I jeszcze ten seks. Ta pasja i ogień, jaki w nim był. Jak to się stało? Co? Był zazdrosny? A może to po prostu złość? Chciał potraktować mnie jak dziwkę? Najpierw znieważyć, a potem zeszmacić w łóżku? Bo mógł? Bo należałam do niego? Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Byłam rozbita i zagubiona. Ale cholera, było mi z nim tak dobrze. Tak przyjemnie i po prostu dobrze.
Potrzebowałam odskoczni od tego popieprzonego wieczoru.
Sięgnęłam po swój telefon na szafkę nocną i wybrałam numer mojej przyjaciółki. Było po dziesiątej, więc liczyłam, że nie usypiała teraz swojej córeczki. A jeśli usypiała, to miałam nadzieję, że wyłączyła w telefonie dźwięki.
— Słucham — odezwała się Amo po sześciu sygnałach. — Co jest grane?
— Potrzebuję przedyskutować pewien problem.
— Oho, co tym razem odjebał?
— Bardzo prawdopodobne, że zachował się jak skończony kutas, a potem, gdy byłam pijana jak szpadel, zajebiście cudownie mnie przeleciał.
Amorielle westchnęła z jękiem.
— Aziel potraktował cię jak gówno, nie przeprosił, ale potem magicznym kutasem usunął twoje fochy? Coś pominęłam?
— Tak, to, że jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze. Całowaliśmy się i patrzył mi w oczy. Nigdy nie patrzył mi w oczy. — Zacisnęłam powieki, by przywołać wspomnienie jego przystojnej, ale rozmazanej przez alkohol twarzy. — Cholera, Amo, to było niesamowite.
— Brzmisz, jakbyś była zafascynowana facetem, którym gardzimy.
Parsknęłam śmiechem. Cała Amo. Największa hejterka mojego małżonka, jedyna osoba w Anglii, która się go nie boi.
— Byłam pijana, a on doprowadził mnie do dwóch orgazmów, czy masz prawo mnie oceniać?
— Jeśli zachował się jak kutas to tak, mam prawo. Obudziłaś się sama?
— Jak zawsze.
— Kutas — powtórzyła. — Zostawił ci karteczkę na poduszce a obok głowy szklankę i tabletkę przeciwbólową?
Skrzywiłam się. Spojrzałam na poduszkę Aziela, a potem zerknęłam na szafkę nocną. Stała na niej lampka nocna i moja ładowarka indukcyjna. Taki przejaw słodyczy ze strony mojego męża? Szanujmy się, czy ona była w ogóle poważna? Aziel nie zrobił mi nigdy herbaty albo kawy, a miałby zatroszczyć się o mojego kaca?
— Mój mąż nie należy do tych, których cieszą małe gesty.
— Nie będę komentować. Lucius wychodzi do pracy za dwadzieścia minut, ma się zająć czymś z Azielem, więc mamy wolny dom. Przyjedź, mam ciasto czekoladowe z kremem.
— Będę za godzinę. Pa!
— Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, odłożyłam telefon na szafkę i głośno westchnęłam. Na samą myśl o podniesieniu się z łóżka było mi słabo. Ból w skroniach był potężny, a sił było brak. Zrzuciłam z siebie prześcieradło i bardzo powoli, zaciskając powieki z całych sił, usiadłam na materacu. Byłam naga, a na udach miałam ślady po palcach Aziela. Od dziecka miałam problemy z łatwo pojawiającymi się przebarwieniami. Każdy mocniejszy dotyk skutkował siniakami, a każda mocniejsza emocja wypiekami na policzkach. Niby do tego przywykłam, ale nadal od czasu do czasu byłam zaskoczona tym, jak moje ciało odbierało dotyk. Aziel nie był delikatny, ale nie należał też do brutalnych. A przynajmniej względem mnie nie był brutalny.
Oparłam się o ramę łóżka i od niechcenia sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer swojego męża, by grzecznie zameldować swoje wyjście. Nienawidził, gdy wychodziłam z domu bez jego wiedzy. Łudziłam się, że to dlatego, że się o mnie martwił, ale oczywiście każdy miał świadomość, że to nie to.
Aziel odebrał po trzech sygnałach i jak zawsze, rozświetlił mój poranek miłym przywitaniem:
— Jestem zajęty.
Ta... żałosna nadzieja na lepsze stosunki pomiędzy nami pękła jak balon. Zacisnęłam zęby i przełknęłam zawód, który objawił się potężną gulą w gardle.
— Chciałam tylko powiedzieć, że jadę do Amo.
— W porządku. Vesper cię zawiezie, a ja cię odbiorę.
I to tyle. Rozłączył się. Ani „me", ani „be", ani „pocałuj mnie w dupę". Zagotowało się we mnie. Odrzuciłam telefon na jego poduszkę i wstałam gwałtownie, prowokując zawroty głowy. Ledwo utrzymałam równowagę, ale pieprzyć to. Ból głowy był niczym w zestawieniu z tym palącym odrzuceniem, którym karmił mnie każdego dnia.
Jak zawsze zostałam potraktowana jak śmieć. Wkurwił mnie, wyruchał i zapomniał. Stara śpiewka. Stały schemat. A ja nadal tak samo głupia.
Byłam idiotką.
***
Vesper zawiózł mnie do Hananów na dwunastą. Ociągałam się pod prysznicem, ociągałam się z ubieraniem i ociągałam się ze śniadaniem. Zawód przejął kontrolę nad moim ciałem i głową. Chciałam mieć w dupie to, jak zimnym dupkiem był mój mąż. Serio, chciałam po prostu przejść z tym do porządku dziennego, bo i tak nie mogłabym z tym nic zrobić. Ale cóż, jak zawsze jego dobry moment musiał obudzić we mnie nadzieję. Nadzieję, którą po kilku godzinach rozbił w drobny mak, bo czemużby, kurwa, nie.
Byłam wdzięczna wszechświatowi za to, że się w nim nie zakochałam. Boże, kurwa, nic nie było dla mnie tak piękne i wspaniałe jak świadomość, że był tylko moim przykrym obowiązkiem. Zakochanie się w takiej kupie nieczułości byłoby pętlą na mojej szyi. Wolałabym się zabić niż konfrontować miłość z takim pustostanem.
Drzwi domu Luciusa otworzył mi Ramses, ochroniarz Amo, który serdecznie się do mnie uśmiechnął. Odebrał ode mnie płaszcz i życzył miłego dnia, jak prawdziwy dżentelmen. Ochroniarze mojego męża nie mogli się tak spoufalać. Byli tacy sami jak on, nieczuli i zjebani. Chociaż lubiłam Vespera, nie życzyłabym żadnej kobiecie takiej udręki jak moje życie. Bo związanie się z kimkolwiek z otoczenia mojego męża byłoby jak związek z nim. Dziwiłam się po dziś dzień, że Lucius był takim miękkim facetem. Prawa ręka mojego małżonka i zwycięzca w plebiscycie na najcudowniejszego męża i ojca roku? Niemożliwe! A jednak. Lucius był cukrem w najczystszej postaci, gdy był z Amo i ich córeczką Alvie. W chwilach kryzysu byłam o to potwornie zazdrosna. Przez lata marzyłam o prawdziwym związku pełnym ciepła i miłości, gdzie będę dla kogoś wszystkim. A tu proszę, małżeństwo z największym dupkiem, jaki postawił stopę na ziemi. Czy to było sprawiedliwe? Nie. Bo życie to podła suka bez taktu.
Odnalazłam Amo w bawialni, gdzie z zapałem łaskotała swoją córeczkę. Obie leżały na ogromnym łóżku wodnym, które mała Alvie kochała całym swoim dzidziusiowym serduszkiem.
— Jestem — powiadomiłam przyjaciółkę.
Kobieta uniosła wysoko głowę i uśmiechnęła się współczująco. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem od stóp po głowę, a potem głośno westchnęła.
— Masz taki udręczony wyraz twarzy, że mam ochotę jechać do Aziela i nakopać mu do dupy. Jak może być tak zimny? Przecież od ciebie aż bije gorąc, Snow. Gdzie się pojawisz, tam dominujesz. Jesteś pieprzoną zmorą dla kobiet!
Wiedziałam, że Amo chciała mnie pocieszyć, ale niestety nie działało. Czułam się równie bezwartościowa co przez ostatnie półtora roku. Aziel po prostu był odporny na wszystkie kobiece sztuczki. Gdy ma ochotę bierze, gdy nie, mogłabym leżeć przed nim naga i przykuta do łóżka, a on jedynie by na mnie prychnął.
— Możemy zjeść ciasto a nie rozmawiać o moim mężu?
Kolejne westchnienie z ust Amo podniosło mi ciśnienie. Przyjaciółka wiedziała, że jej obelgi w kierunku Aziela zamiast mi pomagać, irytują mnie. Mimo że mój małżonek był gnidą, nie chciałam by obrażał go ktokolwiek poza mną. Ja miałam prawo do wyzywania go, bo należał formalnie do mnie.
— Nie myślałaś o jakimś wyjeździe? — zapytała Amo, zmieniając temat. Wstała z wodnego materaca i podniosła małą, która z sennym uśmiechem wpatrywała się w swoje paluszki. — Ja z chęcią zrobiłabym sobie babski wypad na jakąś wyspę. Listopad zbliża się wielkimi krokami więc przyda nam się odrobina słońca, nie sądzisz?
— Jestem za, ale chciałabym przypomnieć, że masz rocznego niemowlaka w domu.
Amo skierowała się do kuchni więc podążyłam za nią.
— Alvie nie jest bobasem tylko dużą miniaturką kobietki — poprawiła mnie przyjaciółka. — Lucius z chęcią zorganizuje jej zabawę na dwa dni. Zróbmy sobie wolne od mężów.
Amorielle podała mi swoją córkę i zajęła się przygotowaniem kaw. Ułożyłam Alvie w ramionach i wpatrując się w jej śliczną buźkę, powoli ją kołysałam. Wyglądała na śpiącą, więc chciałam jej ulżyć i ululać ją do snu. Poszło mi to dziecinnie łatwo — gdy dwie kawy w wysokich szklankach stanęły na blacie wyspy kuchennej, Al już spała z kciukiem w ustach.
— O, a może to w końcu pora na dziecko, co?
— Wolałabym rzeżączkę niż dziecko z Azielem — prychnęłam, oddając przyjaciółce córkę. Zaniosła ją do nosidełka, które zaczepiła na specjalnym stojaku. Nigdy nie przestanie mnie dziwić obsesja Luciusa na punkcie tego dziecka. W każdym pomieszczeniu w domu była ta dziwna konstrukcja wyglądająca jak mini słup z wielkim hakiem. Było to w pewnym sensie ekonomiczne, bo nosidełko można było szybko przenieść z miejsca na miejsce bez niepotrzebnego budzenia dziecka, ale znów postawienie tych słupów w każdym pieprzonym pomieszczeniu? Przecież nosidełko można było postawić gdziekolwiek — nawet jeśli było tak duże, jak to należące do Alvie.
— Dlaczego rzeżączka jest lepsza niż mały człowiek z twoimi genami?
— Otóż dlatego, że moje geny byłyby tylko połową, a mój szanowny mąż traktowałby to dziecko jak kolejną ozdobę w swoim bajeranckim gangsterskim życiu.
— Nie sądzę. On byłby dobrym ojcem. Zaborczym, ale dobrym. — Spojrzałam na Amo jak na idiotkę. — Nie lubię tego gnojka, ale nie mogę też widzieć samych jego wad. Jakby nie patrzeć, opiekuje się tobą i zawsze respektuje twoje zdanie. Mąż mojej siostry jest szychą w Stanach i to, jak się nad nią znęca jest chore i przerażające. Im więcej masz władzy, tym większym skurwysynem się stajesz w tym świecie. Aziel jest największą w Europie pralką brudnych pieniędzy. Kto mu podskoczy? Nikt, więc możemy wnioskować, że ma w cholerę władzy.
— Zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam się cieszyć, że mnie nie krzywdzi, ale bez przesady, Amo. Nie zdechłby gdyby od czasu do czasu powiedział, że ładnie wyglądam, albo jakby przytulił mnie w jakimś randomowym momencie dnia. Nic by mu się nie stało, gdyby mnie przytulił w nocy. Kurwa, czemu to brzmi tak żałośnie, Amo? Przecież ja chcę tylko bliskości. Nie proszę o wiele.
— W czasach, gdzie ważniejsze od relacji są kariery, nie możesz powiedzieć, że bliskość to niewiele. O wiele mniejszą wartość mają wakacje na Malediwach, luksusowe samochody i tony biżuterii. Bezcenne są słowa i bliskość, tego nie da się kupić. Sama doskonale to wiesz.
— Och uwierz, że nawet jakbym była multimiliarderką nie przekupiłabym Aziela. On traktuje mnie jak trędowatą.
Amorielle westchnęła ze znużeniem i odwróciła się, by wyjąć z lodówki dwa kawałki ciasta z kremem. Postawiła talerzyki na wyspie i wskoczyła na blat, układając się w wygodnej pozycji — by widzieć mnie, Alvie i móc spokojnie jeść.
— A jak było wczoraj?
— Nie pamiętam wszystkiego. Tylko urywki, w których był Azielem, którego lubiłam. Wiem, że najpierw zajął się mną w wannie, a potem poprosiłam, by dał mi więcej. W łóżku jedyne co pamiętam, to myśl, że uwielbiam, gdy jest namiętny. To jedyne momenty w naszym małżeństwie, w których cieszę się, że jest mój — podczas seksu.
— Seks jest ważny dla związku. To bliskość.
— Seks mamy dobry. Wczoraj był wręcz fenomenalny. Fantastyczny. Zajebisty. A potem odwrócił się do mnie plecami i zasnął. — Zacisnęłam wargi, by nie pozwolić sobie na uśmiech. — Chrapał jak zwierzę.
— Lucius jak zacharczy na nosie, od razu ma strzał poduszką. Musze się wysypiać.
Parsknęłam śmiechem. To właśnie była Amorielle i Lucius. Niczym przeciwny biegun w zestawieniu ze mną i Azielem. Gdybym ja uderzyła Aziela poduszką w twarz lub — nie daj Boże — przydusiła go nią w nocy, zapewne odwdzięczyłby się tym samym. Z tym, że moja siła a jego nie są współmierne więc zapewne by mnie po prostu udusił.
— Jak to jest, że Lucius jest taki zakochany w tobie i nie boi się tego ogłaszać światu? Tak samo należy do tego brudnego świata, jest prawą ręką Aziela a w ogóle nie pasuje do tego obrazka. On by się spełnił jako florysta. Jest taki delikatny.
Amo skrzywiła się z niesmakiem, po czym bardzo powoli uniosła na mnie wzrok.
— Lucius jest taki sam jak Aziel, Snow. Brutalny, bezwzględny i pełen mroku. Ja po prostu nauczyłam się przez lata życia z moim wujem, że jeśli nie chcesz być traktowana jak gówno, musisz zaznaczyć swoje stanowisko. Musisz walczyć o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi. Lucius podniósł na mnie głos tylko raz. Dwa miesiące po naszym ślubie. — Na ustach przyjaciółki uformował się przebiegły uśmiech. — Powiedziałam mu, że nie będę słuchać wrzasków, bo miałam tego nadmiar w dzieciństwie. W nocy spakowałam wszystkie swoje rzeczy i uciekłam. Szukał mnie przez dwa tygodnie.
— Uciekłaś od niego?!
— Tak, po tygodniu zdał sobie sprawę z tego, że za mną tęskni, a po dwóch, że nie może beze mnie żyć. I tak to się toczy do dzisiaj. Wiesz, co zauważyłam na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy?
— Hmm?
— Zauważyłam, że nasi mężowie są strasznie zestresowani i seks pomaga im utrzymać równowagę psychiczną. Podczas seksu wyłączają czujność i przenoszą się w bezpieczne miejsce pełne przyjemności. Myślę, że Lucius stał się dla mnie taki miękki po trzech miesiącach od naszego pogodzenia, gdzie każdego dnia przynajmniej raz uprawialiśmy seks.
— Seks nie może być środkiem do celu. Z resztą nie wyobrażam sobie Aziela, który przez pieprzenie czy regularne obciąganie staje się bardziej czuły. Prędzej zacząłby mnie traktować jak dziwkę niż królową swojego brudnego królestwa. Mój mąż jest bezdusznym fiutem, którego nie da się przekupić.
— Jak często macie seks?
Zrobiłam zamyśloną minę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ciężko było mi określić jakąś średnią, nawet najbardziej ogólnikową, bo... kurde.
— Może raz na dwa tygodnie? Ewentualnie raz w tygodniu? Nie wiem, cholera.
— Pieprzyliście się dzisiaj w nocy, a poprzednio?
Zacisnęłam wargi. Wzruszyłam ramionami z westchnieniem pełnym poczucia porażki. Aziel nie był niewyżyty. Seks zdarzał nam się od czasu do czasu, bo nigdy nie miał dla nas większego znaczenia. On po prostu chciał spuścić ciśnienie, a ja chciałam choć przez chwilę poczuć, że naprawdę należę do niego. Jego dotyk jest afrodyzujący, więc... Czy ktoś ma prawo mnie oceniać?
— Nie wiem, Amo. Może w zeszłym tygodniu? A może miesiąc temu? Nie pamiętam. Ale przynajmniej za każdym razem jest dobrze. I zawsze mam orgazm.
— To duży plus, my ostatnio eksperymentujemy z wibratorem, bo jakoś nie chce mnie popuścić.
— To może zwolnijcie? Króliki mniej się pieprzą niż wy.
Amo parsknęła śmiechem, ale nie odniosła się do moich słów. Wiedziałam, że jednym z czynników trzymających Luciusa za jaja jest seks. Amo zawsze opowiadała o swoich fantazjach i jeśli próbowała ich z mężem... W sumie nie dziwiłam się, że tak mu odwaliło na jej punkcie.
— Dobra, wracając do naszego wspólnego weekendu... — Amo zmieniła temat.
Może rzeczywiście separacja dobrze nam z Azielem zrobi?
***
Było piętnaście minut do osiemnastej, gdy znieczulona winem siedziałam na sofie w bawialni i przyglądałam się Amo, która przewijała swoją córkę. Wypiłam butelkę słodkiego czerwonego na pół z teściową swojej przyjaciółki, która złożyła nam niespodziewaną wizytę. Rozmowa z panią Grace zawsze poprawiała mi humor, ale tym razem była jakaś dziwna. Wszystko było dziwne, bo im więcej wypiłam, tym bardziej było mi przykro. Te negatywne emocje kumulowały się we mnie przez cały dzień — od chwili, gdy obudziłam się w — jak zwykle — pustym łóżku a mój mąż przez telefon zachował się jak śmieć.
— Od kilku tygodni coraz bardziej chcę drugiego dziecka — wypaliła znienacka moja przyjaciółka. — Nie będę pracować, więc mam dużo czasu i chętnie rozdzielę go pomiędzy dwójkę dzieci. Marzy mi się chłopczyk, mini kopia Luciusa.
Spojrzałam na Amo z niesmakiem. Jasne, kochałam brzdące i sama o choć jednym fantazjowałam, ale proszę... Dziecko z królem ciemności? Nie dość, że byłabym sama z każdym ciążowym problemem i wizytą u lekarza to jeszcze na końcu na bank okazałoby się, że dziecko przejmie dziewięćdziesiąt procent genów ojca i również będzie mnie olewać. Wystarczy mi jedna porażka, jaką jest moja relacja z Azielem.
— Ty i Aziel mielibyście naprawdę przesłodkie dzieci — kontynuowała Amo, gdy nie odpowiedziałam. — Ty jesteś piękna, a on... Jak zjebany by nie był, ma to coś przez co miękną nogi. Jest elegancki, szalenie przystojny i kulturalny. Opakowanie ma po prostu boskie.
— Szkoda, że wnętrze trąci gnijącym fiutem umarlaka — mruknęłam pod nosem. — Wolałabym zdechnąć, jak już wspomniałam.
— Jesteś zbyt dramatyczna.
W odpowiedzi prychnęłam. Ułożyłam się wygodniej na sofie i zamknęłam oczy, zmęczona tym bezproduktywnym dniem. Im mniej miałam zajęć, tym bardziej czułam się wycieńczona. Na szczęście kilka minut później ktoś wszedł do domu i tym kimś był Lucius. Nim się zorientowałam stał przed Amorielle, przytulał do torsu swoją córkę i namiętnie całował żonę. Miał kompletnie w dupie to, czy ktoś patrzy, czy nie. On po prostu brał co jego, ukazując głód i jebaną tęsknotę.
— Ubieraj się.
Oto i on. Aziel Crawford w pełnej, zgniłej okazałości. Odchyliłam głowę, by na niego spojrzeć i ledwo powstrzymałam chęć przewrócenia oczami. Stał za sofą, dokładnie nade mną i natarczywie mi się przyglądał. Ani mnie nie dotknął, ani nie pocałował. Nawet się, kurwa, nie uśmiechnął.
— Cześć Aziel — odezwała się Amo. Podeszła do nas z Luciusem u boku. — Może się czegoś napijecie?
— Nie, mam spotkanie za godzinę. Dziękuję.
— Rozumiem — prychnęła pod nosem. — Ale musimy coś przegadać tak czy tak. Chcemy zrobić sobie babski wypad ze Snow. Za dwa tygodnie polecimy do Kalabarii na weekend.
— Same? — zapytał Lucius, blednąc.
— Oczywiście, że tak. Chcemy od was odpocząć, a taki wypad jest doskonałą alternatywą. Zajmiesz się Alvie od piątku do niedzieli i zacieśnisz więź z córką.
Amo pocałowała męża w szczękę, a on spojrzał w oczy małej Alvie. Gdy posłała mu słodki uśmiech, dosłownie widziałam jak się roztopił.
— No do... — Lucius nie dokończył.
— Nie ma mowy — wypowiedział się mój mąż. Jego jasne spojrzenie spoczęło na mojej twarzy, a emocje, które z niego wyczytałam nie były pozytywne. Sam pomysł go wkurzył.
— Dlaczego nie? — zaoponowała Amo. — Jesteśmy dorosłe.
— Moja żona nie będzie wyjeżdżać bez ochrony. W weekendy potrzebuję swoich zaufanych ludzi na rozgrywkach, więc wam nie potowarzyszą.
— Mogą jechać ochroniarze Luciusa.
— Nie, nie mogą.
— No proszę cię, Aziel, to żaden argument.
— Przykro mi, że moje stanowisko jest dla ciebie niewystarczające. Snow nie pojedzie na żadne wakacje weekendowe beze mnie lub moich zaufanych ludzi, kropka.
— Masz mnóstwo zaufanych ludzi.
Podziwiałam Amo za wytrwałość, serio.
— Ufam tylko trzem ochroniarzom, Amorielle. To koniec tej dyskusji. Snow nigdzie nie pojedzie.
Doprawdy? Żebyś się nie zdziwił pierdolony despoto z upośledzonymi emocjami.
______________
Twitter: #WCWTNfem
Następny rozdział w czwartek :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro