Rozdział 22
Aria
- Japońsko-walijskie-co? – wybełkotała Natalie mrużąc oczy niczym jastrząb. Wpatrywała się w sześciopak mojego faceta z taką intensywnością, że aż poczułam się nieswojo. Gdyby można było kogoś gwałcić spojrzeniem Aiden z pewnością byłby teraz w niebezpieczeństwie.
- Hola, hola, kochana, ten jest mój – wyciągnęłam jej drinka z ręki i wypiłam połowę jej zawartości siorbiąc głośno, bo wiedziałam że moja przyjaciółka traktuje swój alkohol niczym matka nowonarodzone dziecię. Nic, nawet nie mrugnęła. – Nat! Wypiłam twojego drinka, kobieto! Czy ty w ogóle kontaktujesz?
Cisza. Powaga na twarzy. Może lekki ślinotok. Czyżby dostała udaru?
- Cholera Natalie, weź mnie nie starasz… Jaja sobie ze mnie robisz? – wstałam na równe nogi i zasłoniłam jej widok swoimi cyckami w wyciętym bikini.
- Weź nie zasłaniaj! Teraz będzie piłował…
Ręce mi opadły. Tyle dobrego, że nie miała udaru. Albo zapaści. Albo wylewu…
- Zaraz tu zejdę na zawał… - powiedziała poprawiając swoją pozycję na fotelu ogrodowym. – Wolałam nie wiedzieć, że on pod tymi ciuchami skrywa takie coś. Nie chcę, naprawdę nie chcę… -zacisnęła oczy jakby coś ją bolało – …gapić się tak na faceta przyjaciółki. To obrzydliwe! Boże! Sięgam dna!
Zakryła twarz w dramatycznym geście, a ja poklepałam ją pocieszająco po ramieniu.
- Spokojnie…
- Ale wracając. On serio jest Japończykiem? Niby może trochę wygląda, te czarne włosy, ciemne oczy, ale żeby od razu Japończyk? – pochyliła się nade mną zakrywając konspiracyjnie usta – Podobno mają małe fiutki – dodała szeptem.
No teraz to przesadziła!
- To okropnie krzywdzące, Nat. Udam że tego nie słyszałam… A poza tym wielkość penisa nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Nie miałam zamiaru opisywać jej wielkości członka Aidena, bez przesady.
- Ma znacznie, kochana. Ale założę się że on ma dużego, to się czuje… – dopiła swój napój siorbiąc głośno.
- Jesteś okropna…
- Co tam jeszcze? Mówiłaś, że cztery kontynenty…
- Tata był po części Hawajczykiem – kontynuowałam, ale znowu mi przerwała.
- Ja pierdole, ludzie to mają polot. Popierdoleni! Gdzie ich tak nosi po świecie, jakby nie można było się zapłodnić na miejscu tylko zjechać pół świata… Czekaj, czy Keanu Reeves nie jest jakiś japońsko-hawajski?
- Nie mam bladego pojęcia – westchnęłam. O Keanu wiedziałam tylko tyle, że durzy się w nim moja matka.
- Jest gorący. Znaczy był. Jakieś pięćdziesiąt parę lat temu…
- Nat, on może ma z pięćdziesiąt parę lat…
- O czym rozmawiacie? – wesoły głos Aidena wyrwał nas z tej jakże porywającej dyskusji.
- O tym że jak będziecie mieli synka to rezerwuje go dla swojej córki – Nat zachichotała i wlepiła oczy w sześciopak mojego faceta, którego brwi wystrzeliły do góry w niemym zdziwieniu.
- Nat. Ty nie masz córki.
- Ale będę miała – pokazała na nas palcem, a ja parsknęłam śmiechem - A właśnie Aiden, myślałeś o dzieciach? - spytała jakby od niechcenia, mrugając do niego zalotnie.
- Nie mam nic przeciwko dzieciom. Ale swatał ich nie będę – uniósł dłonie do góry i natychmiast się ewakuował biegnąc z powrotem do swojego zajęcia.
- Tak, tak kontynuuj proszę! – zawołała za nim Nat, a ja siłą rzeczy znowu się zaśmiałam.
Odkąd kilka tygodni temu postanowiliśmy zamieszkać razem stałam się najszczęśliwszą kobietą na świecie i naprawdę niewiele rzeczy potrafiło mnie wyprowadzić z równowagi. Aiden co prawda wciąż czasami zostawał w swoim domu, my nocowałyśmy u niego, a przede wszystkim jeździł do siebie niemal codziennie aby popracować, ale zdecydowaną większość czasu spędzaliśmy razem, co było naprawdę wspaniałe.
- A czwarty kontynent?
- Ameryka Południowa. Brazylia.
- Ojciec, czy matka? – spytała jakby wypełniała kwestionariusz podatkowy.
- Ojciec.
- Dlatego jest taki duży!
Skrzywiłam się i poważnie zaczęłam analizować dlaczego moja najlepsza przyjaciółka robi mi coś takiego?! Gdzie popełniłam błąd?!
- To niedorzeczne, Nat. Jak możesz tak krzywdzić mężczyzn z Azji. Wcale nie mają małych fiutków, to uogólnianie…
- Czy wy właśnie rozmawiacie o wielkości fiutków Azjatów? – spojrzałam na Aidena, który zerkał na nas z rezerwą, popijając wodę. Słowo „fiutków” powiedział takim tonem jakby wymawiał je pierwszy raz w życiu i niedowierzał, że ktoś jest w stanie używać go w dyskusji.
- Kochanie lepiej nie wnikaj, dobrze? – westchnęłam ze sztucznym uśmiechem.
- Ja jestem Japończykiem tylko w kilkudziesięciu procentach – odparł obronnym tonem.
- Dla mnie mogłabyś być nawet w stu. Nat nie ma pojęcia o czym mówi, nigdy nie była z nikim spoza naszego Stanu, nie mówiąc o Azji. Poza tym, skarbie, to nie o tobie – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, a on wzruszył ramiona pochylił się dając mi buziaka i znowu wrócił do pracy.
- Wiadomo że nie. Mały fiutek nie grozi facetom o stopie w rozmiarze czterdzieści siedem – odparła wymownie.
- Kochana co się z tobą dzieje? – spytałam moją przyjaciółkę bo ewidentnie coś ją gryzło.
- Mój związek z Harrym wisi na włosku, jeśli wiesz co mam na myśli - spojrzała na mnie wymownie
Objęłam Nat ramieniem w pocieszającym geście. Od jakiegoś czasu wiedziałam, że Natalie zastanawia się nad prawdziwością swoich uczuć względem swojego chłopaka, więc to nic dziwnego że była troszkę rozchwiana emocjonalnie.
- Przykro mi ale… musisz być pewna. Harry jest przystojny i uroczy, ale czasami to nie wystarczy Jeśli męczysz się w tym związku to powinnaś być z nim szczera. W takich sprawach trzeba mieć pewność.
- Ta, wiadomo… – westchnęła i poszła sobie dolać drinka, a ja spojrzałam na Aidena.
Wymyślił sobie, że zrobi Ellie plac zabaw z „prawdziwego zdarzenia” na naszym ogrodzie. Właśnie był na etapie montowania bujanej ławeczki, która była niemal gotowa, ale domek ze zjeżdżalnią wymagał jeszcze trochę pracy. Działał od samego rana, bo moi rodzice znów wzięli wnuczkę na małą wyprawę, na całe dwa dni (Ellie bardzo lubiła odwiedzać moją babcie w Kay West), więc stwierdził, że chce skończyć zanim mała wróci, aby miała niespodziankę.
Tych dwoje naprawdę się uwielbiało. Kiedy Aiden spędzał czas z moją córką wydawał się taki szczęśliwy, traktował ją jak swoje dziecko i poświęcał jej mnóstwo uwagi. Dlatego też mała totalnie się w nim zakochała. Byli nierozłączni, doszło nawet do tego że moje dziecko wolało, aby to on je usypiał zamiast mnie – nie co wieczór, ale jednak. Aiden zawsze wtedy wydawał się taki dumny i spełniony, co uważałam za urocze, a ja nie mogłam być szczęśliwsza, z tą dwójką najcudowniejszych osób na świecie tuż obok.
- Zasłużyłaś na szczęście, kochana – poczułam jak przyjaciółka kładzie mi dłoń na udzie, jakby czytając mi w myślach. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się ciepło - William i twój obecny facet na pewno byliby przyjaciółmi.
Pokiwałam głową zastanawiając się jakby to było. Tylko Aiden wiedział jak wyglądała tamta noc. Nikomu innemu nie mówiłam o tym do czego doszło między mną, a moim najlepszym przyjacielem, pewnie wszyscy zachodzili w głowę jakim cudem urodziłam dziecko Willa, pewnie większość już zdążyła mnie ocenić, może nawet nazywali mnie dziwką, która spała z dwoma facetami jednocześnie, a później poniosła konsekwencje za swoje zdzirowate zachowanie, kiedy jednemu z jej „przyjaciół” pod wpływem narkotyków zupełnie odwaliło. Ludzie wymyślali różne historie. Ciekawa byłam co chodzi po głowie mojej przyjaciółce. Żałowałam, że nie umiem jej o tym powiedzieć.
Zastanawiałam się też, co by było gdyby Will tamtej nocy przeżył.
Wszystko byłoby inaczej. Byłby przy mnie, a ja nie stałabym się wrakiem samej siebie, który dopiero Aidenowi udało się naprawić.
Czy wychowywalibyśmy nasze dziecko jako para, czy jako przyjaciele? Umielibyśmy być ze sobą? Czy ja umiałabym być z nim? Pewnie nie. Pewnie po kilku chwilach stwierdzilibyśmy że to głupi pomysł i będziemy wymiatali jako rodzice, ale nie będziemy razem… Prawda?
- Kiedy Ellie wraca od dziadków? – spytała Nat wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dzisiaj wieczorem, albo jutro rano.
- A więc gołąbeczki nie przeszkadzam wam, pora na mnie. Korzystajcie z ostatnich godzin wolności, a ja idę porozmawiać z moim facetem. Umówiliśmy się na osiemnastą i faktycznie muszę sobie jeszcze wszystko przemyśleć. Łącznie z tym, czy dłużej to ciągnąć.
- Powodzenia Nat – przytuliłam ją na pożegnanie i postanowiłam pomóc Aidenowi na ogrodzie.
Podeszłam do niego zerkając z rezerwą na te wszystkie narzędzia, których używał i westchnęłam z rezygnacją
- Naprawdę chętnie bym ci pomogła, ale chyba będziesz musiał mówić mi co mam robić.
Odgarnął do tyłu włosy i zerknął na mnie z półuśmiechem.
- Nie widzę problemu – mrugnął do mnie, a mi oczywiście natychmiast zrobiło się gorąco, ponieważ odkąd Aiden na dobre zagościł w moim życiu, zawitał w nim również seks. Nieziemski, cudowny i absolutnie uzależniający.
- Chyba, że wolisz abym nie przeszkadzała? – uniosłam brew dopijając swojego drinka.
- Jeśli mi pomożesz szybciej będziemy mogli pójść pod prysznic – wzruszył ramionami. Okej, dłużej nie musiał mnie namawiać.
Nawet nie przypuszczałam, że praca w ogrodzie może być taką świetną zabawą. No i okazało się, że byłam naprawdę niezła w pomaganiu przy różnych pracach ogrodowych. No i przede wszystkim w końcu nie czułam się sama. Czułam że mam kogoś, kto jest przy mnie i we wszystkim mi pomoże, kogoś z kim zwykłe popołudnie na ogrodzie może zamienić się w jedno z najwspanialszych wspomnień, kogoś kto traktuje moje dziecko jak swoje własne i na kogo obie z moją córeczką możemy liczyć. Kogoś kto nas kocha, i kogo my kochamy. Całym sercem, duszą i ciałem.
I to był najpiękniejszy prezent jaki mogłam dostać od losu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro