Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

AIDEN

15 lat wcześniej

- Aiden, proszę cię znajdź sobie jaką porządną dziewczynę, najlepiej muzułmankę. Słyszeliście, że żona Johansona zostawiła go z trójką dzieci, dla gościa który produkuje parówki? Parówki!

Spojrzałem na moje tatę zszokowany. Nie chodzi o to, że nie chciałbym być z muzułmanką, takie szczegóły jak chociażby kolor skóry nigdy nie miały dla mnie znaczenia. Tym bardziej, że chyba nie znajdziecie w całym Tennessee chłopaka, który byłby większą mieszanką kulturowo-rasową niż ja. Chodzi o to, ze mój tata nie jest i nigdy nie był religijny. A z  islamem to już w ogóle nigdy nie miał nic wspólnego.

Powiedziałbym, że z nas dwóch to ja byłem bardziej uduchowimy, ale wiarę zaszczepiała we mnie głównie babcia. Konkretnie wiarę chrześcijańską. Mój tata jest w trzech czwartych Brazylijczykiem, jedynie dziadek miał hawajskich przodków, ale ojca wychowano w Brazylii.

Jeśli natomiast chodzi o stronę mojej mamy, babcia była z Japonii, a dziadek z Walii.

Jak widzicie nie przesadziłem z tą mieszanką...

- A co to ma do rzeczy? - mama aż się lekko zapowietrzyła, oburzona spiorunowała tatę wzrokiem.

- No nie wiem, może religijne wartości jeszcze jakoś scalają związki w dzisiejszych czasach? - odpowiedział defensywnie. - Może być też katoliczka. – łaskawie dał mi wybór – Ale praktykująca! - podkreślił podnosząc w górę palec.

- Nie załamuj mnie Paulo, daj dziecku spokój. Jest młody ma czas, nie musi na razie myśleć o takich sprawach. I co Aiden, na Miłość Boską ma wspólnego z Johansonem, jego żoną i sprzedawcą parówek!

Niestety myślałem o takich sprawach i to zdecydowanie za często. Nie mam na myśli konkretnie katoliczek, czy muzułmanek. Ani Johansona - oczywiście. Ani broń Boże sprzedawcy parówek. Chodzi mi ogólnie o dziewczyny.

Kiedy byłem mały, mama mówiła, że jestem zbyt delikatny i za wrażliwy jak na chłopca. Nie rozumiałem dlaczego chłopiec nie może być wrażliwy, czy to coś złego? Bywałem raczej zamknięty w sobie, spokojny i małomówny, co zresztą zostało mi do tej pory. Babcia śmiała się, że mam swój świat i chodzę wiecznie rozmarzony. Zawsze, odkąd pamiętałem, miałem dużą słabość do dziewcząt. Lubiłem na nie patrzeć, myśleć o nich, przebywać z nimi, a chłopcy w moim wieku byli raczej mało romantyczni, dlatego rodzice uznali to za dziwactwo. Mój tata postanowił więc  zapisać mnie na coś męskiego i brutalnego. Akurat niedaleko nas odbywały zajęcia sztuk walki. Trener łączył różne style ale uczyliśmy się przede wszystkim capoeiry z elementami muay thai. Tata nie miał bladego pojęcia o co chodzi, ale wystarczyło mu, że capoeira pochodziła z Brazylii i że chłopcy musieli się uczyć walczyć.

Pomimo mojego sceptycznego podejścia, pokochałem to. Sport i treningi były jedną z najprzyjemniejszych chwil w ciągu dnia, a kiedy ćwiczyłem czułem prawdziwy odlot. Wszystko było harmonijne, płynne, rytmiczne.  Moje marzeniem było połączenie pasji z pracą ale wiedziałem, że w kwestii sportu to nie takie proste. Zamierzałem pójść na studia, nie rezygnując z marzeń, a kiedyś w przyszłości być może sam móc uczyć dzieciaki, być trenerem jak pan Roger, człowiek, który zaszczepił we mnie miłość do sportu.

Ale póki co miałem siedemnaście lat i niebawem planowałem wyjechać na studia. Wybrałem kierunek informatyczny. Tak, wiem jak dziwne jest to połączenie, ale cóż mogę powiedzieć, jestem pełen sprzeczności.

A wracając do Johansona, a właściwie do dziewczyn… Nie szukałem żadnych poważnych związków - to oczywiste - za chwile miałem wyjeżdżać, ale uprawiałem całkiem sporo seksu. Chociaż o tym moi rodzice oczywiście nie musieli wiedzieć, a już szczególnie babcia, która siedziała sobie na fotelu i beztrosko dziergała na drutach. Ona nigdy nie uważała, że jestem dziwny, chociaż bycie dziwnym wydawało mi się całkiem w porządku. Zawsze powtarzała, że kiedyś kiedy się zakocham z pewnością zupełnie stracę głowę, ale dam swojej dziewczynie prawdziwe szczęście. No cóż nie byłem pewien, ale miałem nadzieję, że tak właśnie będzie. Babcia nie sądziła, że bycie wrażliwym chłopcem jest złe, ona traktowała to jako zaletę, podobnie jak wszystko we mnie. Podszedłem do niej i uśmiechnęliśmy się do siebie. Rodzice właśnie się rozkręcali, coś do siebie wykrzykując - ci ludzie naprawdę uwielbiali się kłócić, więc postanowiłem jak najszybciej się ewakuować.

Wyszedłem z domu zastanawiając się co robić i doszedłem do wniosku że najlepiej będzie zadzwonić do Gwen - mojej przyjaciółki, którą znałem od dziecka.

Po pół godzinie dotarłem do parku, gdzie już na mnie czekała ubrana w wielką bluzę ze szczeniaczkami i szerokie spodnie. Gwen była niską i dość pulchną uroczą dziewczyną z burzą puchatych włosów na głowie które związała w niedbałego koczka.

-  Witaj, Cassanovo – przywitała mnie sugestywnie poruszając brwiami. Próbowała być zabawna ale szczerze mówiąc miałem wrażenie, że coś ją gryzie. Nawet pytałem, czy wszystko dobrze, ale nie chciała o tym rozmawiać, więc nie naciskałem.

- Błagam nie nazywaj mnie tak – powiedziałem wywracając oczami.

- Ale wszyscy mówią o tobie, Ashley i waszym numerku w toalecie…

Numerek w toalecie? Zrobiłem zniesmaczoną minę, na co Gwen wybuchła śmiechem. Żałowałem tego, ale Ashley była naprawdę gorącą laską, a kiedy jesteś nastolatkiem i taka właśnie dziewczyna zaciągnie cię gdziekolwiek żeby uprawiać z tobą seks, nie zadajesz pytań.

- To był błąd, impuls, nazwij to jak chcesz tylko błagam nie mówmy już o tym.

- No już dobra, dobra. Więc... Ty i Ash…?

- Nie, nic z tych rzeczy – urwałem, ponieważ z Ashley było całkiem w porządku i nie zamierzałem jej obrażać, ale nie mogłoby mnie łączyć z nią nic prócz przypadkowego seksu. I to tylko ten jeden raz, nie miałem najmniejszej ochoty na powtórkę. Właściwie w ogóle jej nie znałem i choć wstyd się przyznać, niezbyt ją lubiłem. Nie powinienem uprawiać z nią seksu, tym bardziej w takich warunkach. Do tej pory pamiętam wbijającą się w moje plecy spłuczkę. Co za katastrofa.

- Wiec nie pójdziesz z nią na domówkę do Shawna?

- Nie, chociaż ona pewnie tam będzie. A Luis? Wiem, że średnio lubi takie imprezy.

Luis był chłopakiem Gwen, z którym spotykała się już z półtorej roku. Był zabawny, miał duży nos na który zawsze zakładał okulary o dość grubych szkłach. Był raczej ciamajdą i ciągle się o coś potykał, ale za to miał świetne poczucie humoru i był inteligentny. Bardzo lubiłem tego gościa - szanował Gwen i pasowali do siebie.

- Nie wiem… ostatnio średnio nam się układa.

- Na pewno się dogadacie – poklepałem ją po ramieniu.

- Niby dlaczego jesteś tego taki pewny? - zapytała jakby poirytowana

- Nie wiem, tak mi się wydaje, Luis to fajny facet, wydajecie się jakby stworzeni dla siebie – dopowiedziałem z uśmiechem.

- Aha, więc według ciebie najlepiej byłoby gdybym do końca życia była z Luisem, tak? - podniosła głos i teraz była naprawdę wkurzona – Oczywiście to dla ciebie bardzo wygodne, prawda?

- Niby dlaczego miałoby być to dla mnie wygodne? - zapytałem zupełnie zdezorientowany

- Bo możesz sobie pieprzyć laski typu Jenn, czy Ashley bez żadnych konsekwencji, a jeśli potrzebujesz czegokolwiek prócz seksu to idziesz do mnie, masz mnie na każde zawołanie! Uważasz, że to jest w porządku? – dźgnęła palcem powietrze i spojrzała na mnie oskarżycielsko, a ja zaniemówiłem.

Czy ona zwariowała ? Poczułem się zraniony tym co powiedziała, ponieważ tak, zawsze byłem więcej niż w porządku w stosunku do Gwen.

- Na każde zawołanie? Czy ty się słyszysz? Dobrze wiesz, że tak nie jest, dlaczego mówisz takie rzeczy? - Starałem się nie podnosić głosu i zachować zupełny spokój bo naprawdę nie znosiłem się kłócić

Nagle zobaczyłem, że w oczach ma łzy. O rany, tylko nie to... Nie miałem pojęcia jak radzić sobie z płaczącą dziewczyną i za nic nie chciałem skrzywdzić mojej najlepszej przyjaciółki.

- Kiedy chcesz pogadać, zjeść pizzę, zrobić sobie całonocny seans „Obcego”, wyżalić się na rodziców, opowiedzieć o egzaminach, treningach, czy nowych dziewczynach, kiedy masz jakikolwiek kłopot, to zawsze przy tobie jestem – powiedziała z wyrzutem.

Byłem zdezorientowany.

- Tak, ale przecież ja też zawsze mam dla ciebie czas Gwen, tak robią przyjaciele. Jeśli cię kiedyś zawiodłem to przepraszam ale…

- To nie o to chodzi – przerwała mi i spojrzała prosto w moje oczy. - Nie mogę dłużej słuchać o twoich dziewczynach i o tym co z nimi robisz, nie mogę udawać,  że to mnie nie boli. Nie chcę być już z Luisem i nie chcę słuchać jak zachwycasz się naszym związkiem. Nie mogę cię codziennie widywać, patrzeć jak się uśmiechasz i jak robią ci się w policzkach te słodkie dołeczki, tak samo jak wtedy gdy się śmiejesz… Patrzeć jak targasz swoje włosy, kiedy się denerwujesz i udawać, że tego nie czuje!

Zamarłem i chyba zrobiło mi się niedobrze.  Patrzyłem na nią i czekałem z nadzieją, aż za  chwilkę wybuchnie śmiechem, krzycząc że mnie wkręciła. Mogłem sobie wyobrazić jak mówi: 

-„ Hahahah gdybyś widział swoją minę, bezcenne. O stary, ale się uśmiałam, dołeczki w policzkach? Serio? Jak mogłeś dać się tak wkręcić!’- niemal to słyszałem…  Ale z przerażeniem stwierdziłem, że nic takiego nie następuje.

Patrzyła na mnie, a z oczu popłynęło jej więcej łez. Jej pyzate policzki zrobiły się zupełnie czerwone i widziałem, że jest zawstydzona, ale mimo to popatrzyła mi w oczy.

- Ja… Chyba się w tobie zakochałam, Aiden... To trwa już od jakiegoś czasu, czułam, że tego nie odwzajemniasz, dlatego, próbowałam z tym walczyć ale... Nie wiem czy potrafię … – Powiedziała zrezygnowana i ukryła twarz w dłoniach. – Wiem, że zupełnie do siebie nie pasujemy…

To, czy do siebie pasujemy nie miało tu żadnego znaczenia. Ja też ją kochałem, ale jak siostrę. O Boże to nie mogło się dziać. Wiedziałem, że teraz już nic nie będzie takie samo. To koniec. Nie będzie już chciała się przyjaźnić, a ja za nic nie potrafiłem dać jej więcej. Wiedziałem to na więcej niż sto procent. Więc ją stracę? Moją najlepsza przyjaciółkę…

- Nic nie powiesz? - zapytała smutnym głosem, jakby wiedziała co za chwile usłyszy.

Ja natomiast jedno wiedziałem na pewno. Nie mogę dać jej złudnych nadziei, muszę być z nią szczery. Nie chciałem jej skrzywdzić, ale takie rzeczy się po prostu wie, czuje się je.  Miedzy nami nie było żadnej chemii, nie dla mnie. Nie czułem nawet namiastki pożądania będąc przy Gwen. Choćby z jednego oczywistego powodu – była moją rodzina, przyjacielem. Więc chociaż wiedziałem, że to ją zrani musiałem być szczery.

- Gwen tak mi przykro… Też cię kocham ale to zupełnie inny rodzaj miłości, jesteś dla mnie jak siostra…  Nigdy nie będzie między nami nic prócz przyjaźni, nie mógłbym… być z tobą w ten sposób. To wydaje mi się niewłaściwe, jestem pewien, że i ty to zrozumiesz, przepraszam…

- Możesz to przemyśleć? Chociaż zastanowić się nad tym? Wyobraź sobie jacy bylibyśmy razem szczęśliwi! Tak często opowiadasz o rodzicach i o tym jak się nie dogadują. A wiesz dlaczego? Bo źle zaczęli. Jedyne co ich połączyło, to tak naprawdę seks, a później okazało się, że nie mają o czym rozmawiać. Naprawdę uważasz, że nasza przyjaźń to za mało, by stworzyć szczęśliwy związek? Ludzi którzy się kochają, uwielbiają spędzać razem czas…

- To nie wystarczy. – próbowałem jej to wybić z głowy, ale znowu mi przerwała.

- … to przyjdzie z czasem! Proszę chociaż to przemyśl…

Ale ja wiedziałem … Mimo to powiedziałem coś na co nie miałem najmniejszej ochoty. Chciałem jednak dać jej do zrozumienia, że liczę się z jej zdaniem, że przynajmniej jestem skłonny się nad tym zastanowić.

- Dobrze, przemyślę to – powiedziałem z wymuszonym , pocieszającym uśmiechem.

Kiedy mnie mocno objęła, poczułem wyrzuty sumienia. Posiłek który jadłem przed wyjściem podszedł mi do gardła i czułem, że to się źle skończy.

***

Impreza u Shawna jawiła się jako prawdziwa katastrofa. Ash, Gwen, ból głowy, wyrzuty sumienia. Nie miałem najmniejszej ochoty iść, ale obiecałem, a ja zawsze dotrzymuję obietnic, więc niechętnie powlokłem się do wyjścia w ten nieciekawy, piątkowy wieczór.

Zaparkowałem pod domem Shawna i wziąłem głęboki oddech. Od feralnej rozmowy z Gwen, która odbyła się w środę, nie zamieniliśmy ani słowa.  Czułem się podle, ale nie wiedziałem jakby teraz to miało wyglądać, przecież nie zaczniemy gadać jakby nigdy nic. Nie mogę udawać, że nie poruszyliśmy tego tematu, że nadal możemy beztrosko być przyjaciółmi.

Musiałem być z nią szczery i powiedzieć, że to między nami, nigdy się nie wydarzy. Będzie bolało, będzie dziwnie, ale musi tak być. Okej, nie ma co tego przekładać. Wziąłem kolejny głęboki oddech przygotowany na najgorsze.

Kiedy wszedłem Shawn właściwie rzucił się na mnie, bełkocząc coś o Briee Adams, cheerleaderce z naszej szkoły, z którą miał wielką ochotę się przespać. Rozszyfrowałem coś, że chyba przyszła, więc jest zachwycony, ale był tak pijany, że rozmowa z nim nie miała najmniejszego sensu. Poklepałem go po ramieniu, dając jakieś motywacyjne wskazówki i uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Dzisiaj biedny Shawn odniesie sukces, jeśli całej nocy nie spędzi wtulony  w sedes. Nie liczyłbym na żadne romantyczno-erotyczne uniesienia w takim stanie.

Rozejrzałem się za Gwen. Właściwie nie wiedziałem, czy wolę się z nią zobaczyć, czy ukryć w kącie jak tchórz, ale nigdzie jej nie widziałem, więc postanowiłem spróbować się wyluzować. Nagle jakby znikąd zjawiła się Ashley, machając do mnie ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do warg pomalowanych odblaskową szminką.

Ruszyła w moją stronę kręcąc biodrami. Miała na sobie tak krótką, czerwoną sukienkę, że nie wiedziałem co się stanie, jeśli z jakiegoś powodu będzie musiała się choćby minimalnie pochylić. Podeszła bardzo blisko mnie, a ja poczułem intensywny zapach jej perfum, i lekki niepokój, gdy jej czerwony, spiczasty paznokieć, powędrował niebezpiecznie blisko mojej szyi.

- Cześć kotku, nie mogłam się ciebie doczekać. Masz ochotę iść na górę od razu, czy poczekamy z tym troszeczkę? - wymruczała mi do ucha, a jej druga ręka zaczęła się wić w okolicy mojego brzucha. Ash była popularna, pewna siebie i dominująca, a ja nie byłem przyzwyczajony do uwagi tego typu dziewczyn i tak jak wspomniałem niezbyt ją lubiłem. Zawsze byłem raczej w cieniu, nieśmiały i dość wycofany. Zbyt wysoki i zbyt chudy, obawiałem się, że będę irytująco rzucał się w oczy, jednak mimo wzrostu na szczęście mało kto zwracał na mnie uwagę. Pasowało mi to. Miałem jednego najlepszego kumpla,  Zacka i przyjaciółkę. Dopiero w wieku piętnastu lat zacząłem nieco przybierać na masie, a wysiłek, który wkładałem na treningach zaczynał być coraz bardziej widoczny na moim ciele, a dziewczyny zaczęły mnie zauważać. Jednak ich chwilowe zainteresowanie nie zmieniło mojej osobowości. Nadal takie zachowanie sprawiało, że czułem się skrępowany, tym bardziej, że seks z Ashley był tak bardzo rozczarowujący.

Delikatnie złapałem jej dłoń i spojrzałem na nią sugestywnie. Odgarnąłem moje przydługie włosy z oczu i próbowałem przekazać jej niewerbalnie, że to nie jest dobry pomysł. Niestety nie zadziałało. Okej, czyli trzeba będzie określić sytuację jasno.

- Ash wiesz może innym razem, dzisiaj jestem raczej zmęczony, boli mnie głowa. – westchnąłem. Ależ to żałosne, poczułem się jak własna matka.

Zrobiła dzióbka i niezadowoloną minę.

- Kotku daj spokój, będzie miło. Zrobię ci masaż, skoro jesteś zmęczony, nie pożałujesz...

Rozejrzałem się, sprawdzając czy nikt nie słucha i  stwierdziłem, że kilka osób się nam przygląda, a nie zamierzałem odrzucać jej na oczach ludzi, więc uśmiechnąłem się wziąłem ją za ramie i poprowadziłem w ustronne miejsce.

- Ash posłuchaj, to był tylko jeden raz, okej? Nie ma szans na powtórkę i nie zawracajmy sobie już tym głowy. Przepraszam, jeśli poczułaś, że może być  z tego coś więcej, ale w życiu zamieniliśmy może ze dwa zdania, więc sama rozumiesz.

Wyrwała mi swoje ramię i spojrzała na mnie poirytowana.

- Nie pochlebiaj sobie, oczywiście, że tylko się pieprzyliśmy. Myślałeś, że zaczęłam przymierzać suknie ślubne? Za kogo ty mnie masz ?!

I odmaszerowała. Okej, nie było tak źle.

Wziąłem następny głęboki wdech. Potrzebuje alkoholu. Zdecydowanie. Kiedy wypijałem swojego drinka przy prowizorycznym barze, z ulgą stwierdziłem, że rum ma właściwości rozluźniające i już po kilku chwilach rozmawiałem i śmiałem się z kumplami. Wypiłem kolejną porcję i zacząłem się naprawdę nieźle bawić.  Shawn poległ i zasnął na kanapie między dwoma całującymi się parami. Biedak.

Przeszliśmy z kumplami do salonu i wtedy usłyszałem śmiech Ashley. Denerwujący dźwięk, choć nie przeszkadzałaby mi, gdyby nie stała przy niej Gwen. Skulona, a jednocześnie wściekła.

- No nie wierze, mówisz poważnie? Może się przekonamy którą z nas wybierze jakikolwiek chłopak na tej imprezie. To oczywiste, że nie masz ze mną najmniejszych szans. Zresztą z kimkolwiek... Popatrz na siebie, jak ty w ogóle wyglądasz? Z taką twarzą, sylwetką i fatalnym gustem w ogóle nie powinnaś wychodzić do ludzi. Nie rozumiem dlaczego on zawraca sobie tobą głowę, jesteś taka żałosna, że aż mi ciebie żal…

Koleżanki śmiały się w głos razem z Ashley, patrząc z politowaniem na moją najlepszą przyjaciółkę. Nie bywam agresywny, ale alkohol szumiał mi w głowie i wiedziałem tylko Gwen wyśmiewaną i wyszydzaną, zresztą nie pierwszy raz. A ja się pieprzyłem z tą suką.  Co ze mnie za przyjaciel? Jestem beznadziejny.

- Odwal się od niej Ash, nie ma jednej pierdolonej rzeczy w której byłabyś od niej lepsza, więc trzymaj te swoje pieprzone szpony z dala od mojej przyjaciółki i ode mnie. Aha i zapomniałaś kurwa spodni, chyba żadna z twoich koleżanek nie była na tyle miła, żeby ci to uświadomić. - z pewnością byłem beznadziejny w dawaniu ciętych ripost, ale na moje usprawiedliwienie miałem całkowity brak doświadczenia i wyobraźni  w takich kwestiach. Alkohol też nie pomagał.

Chyba poszło mi jednak całkiem nieźle bo na twarzy Ashley pojawiła się taka furia, że byłem gotowy na cios. Trudno,  byłoby warto.

- Ty pieprzony dupku! Możesz sobie pomarzyć, że jeszcze kiedykolwiek mnie dotkniesz, jesteś skończony, rozumiesz?! - wrzeszczała rozwścieczona, wymachując tymi irracjonalnie długimi paznokciami, niczym bronią zagłady. - Pożałujesz tego, że…

Nie było mi dane dowiedzieć się czego pożałuję, bo właśnie wychodziłem ciągnąc za sobą Gwen, a mocne basy i głośne rozmowy pijanych ludzi, skutecznie uciszyły wszelkie wrzaski.

Poszliśmy na ganek, gdzie było trochę ciszej. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Śmialiśmy się i śmialiśmy, aż opadły z nas wszystkie emocje.

- Przepraszam. – powiedziałem po prostu, bo nic lepszego nie przychodziło mi do głowy.

- No już, wyduś to z siebie. – odpowiedziała Gwen, trącając mnie w ramie. - Mogę ci pomoc, bo domyślam się co za chwilę usłyszę...

Spuściłem głowę i westchnąłem.

- Gwen myślałem o tym, analizowałem wszystko. Jesteś dla mnie bardzo ważna, ale myślę, że powinniśmy zostać przyjaciółmi.

- Tego się spodziewałam. Okej rozumiem, ja sama nie wiem do końca co czuję. Wiem że nie kocham już Luisa, a ty się ostatnio zmieniłeś. Zaczęłam dostrzegać w tobie nie tylko fantastycznego przyjaciela, ale też kogoś więcej. Ale tak naprawdę wiem co jest z pewnością między nami. Przyjaźń. I ja też nie chcę tego popsuć.

Poczułem jak kamień właśnie spada mi z serca.

Uśmiechnąłem się szeroko i uścisnąłem moją przyjaciółkę.

- Przyjaźń? - zapytałem zerkając na nią z nadzieją.

- Przyjaźń. – odparła i pacnęła mnie w głowę. - I dziękuję, że się za mną wstawiłeś - uścisnęła mnie ponownie.

- Przepraszam, że w ogolę się do niej zbliżyłem, wiem że już wcześniej zdarzały się takie sytuacje…. Gwen, przykro mi...

- Nie ważne, już zapomniałam. A teraz mam nadzieję, że jak na przyjaciół przystało upijemy się, będziesz balował ze mną do rana, a później odniesiesz moje bezwładne  ciało do domu.

- Masz moje słowo. – mrugnąłem do niej.

- Mam coś, co pomoże nam się wyluzować. – powiedziała i wyciągnęła z kieszeni torebeczkę z białym proszkiem.

Uniosłem brew, miałem poważne wątpliwości.

- Chyba jednak wystarczy nam alkohol. – odparłem, kręcąc głową. Gwen lubiła czasami zaszaleć, ale wtedy zawsze ja lub Luis pilnowaliśmy jej i odwoziliśmy bezpiecznie do domu. Ja nigdy nie brałem żadnych narkotyków, i nie wiedziałem czy w ogóle chcę próbować.

- Daj spokój, zabaw się. Zaraz wyjeżdżamy na studia, nie będzie już prędko takiej okazji. – popatrzyła na mnie niemal błagalnie, wpychając mi do rąk torebeczkę. Niechętnie wziąłem od niej biały proszek i zerknąłem na niego z rezerwą.

- Co to jest?

- Spokojnie to dobry, bezpieczny towar, pomoże nam się wyluzować, będzie śmiesznie. Nie dawałabym ci takiego syfu, przecież wiesz.

Więc się zgodziłem.

***

Pamiętam tylko, że nigdy nie byłem tak lekki i że było mi wszystko jedno. Nie miałem zmartwień, nie miałem nawet imienia, nic się nie liczyło. Pamiętam roześmianą twarz Gwen, chyba poszliśmy na górę. Ja też się śmiałem. Śmiałem się, kiedy przycisnęła do mnie swoje usta. Nie byłem pewny czy to właściwe, ale byłem taki beztroski, że nie zamierzałem się tym zamartwiać. Chyba wylądowałem na łóżku. Czułem jakieś nagie ciało na moim, ale nie wiedziałem do kogo należy. Chciało mi się śmiać, ale było mi też niedobrze. Leżałem na plecach, a moja głowa zwisała bezwładnie z brzegu łóżka i wydawało mi się to całkiem fascynujące, świat do góry nogami.  Widziałem wszystko w innych barwach, kolory mieniły się i przenikały. Aż w końcu zrobiło się ciemno.

                                                                 ***

Nie wiem kiedy się obudziłem, ale nigdy nie czułem się aż tak potwornie. Ból głowy był koszmarny, nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Powoli wstałem i z konsternacją stwierdziłem, że jestem nagi. Rozejrzałem się, dookoła był bałagan, nic nie pamiętałem. Na łóżku zakopana pod kołdrą leżała Gwen. Fragment jej ciała, który widziałem sugerował, że ona również nie miała na sobie ubrania. Oblał mnie zimny pot i wytrzeźwiałem w ciągu sekundy. To się nie mogło stać...

- Gwen, wstawaj!  – Złapałem ją za ramie i potrząsnąłem mocniej, niż miałem zamiar. Byłem cholernie zdenerwowany.

Otworzyła oczy i odgarnęła włosy z twarzy.

Popatrzyła na mnie nieprzytomnie. Chyba też nie wiedziała co się wydarzyło. Masakra. Co za kurwa masakra.

Szybko założyłem spodnie i naciągnąłem koszulkę. Podałem jej ubranie i odwróciłem się kiedy je zakładała.

Spojrzeliśmy na siebie, a nasze miny wyrażały więcej niż tysiąc słów.

- Okej, myślę, że bez względu na to co się wydarzyło, powinniśmy przejść nad tym do porządku dziennego – powiedziała spuszczając wzrok.

- Nie mam pojęcia co się wydarzyło, Gwen. – odparłem zgodnie z prawdą.

- Dobra zabierajmy stąd nasze tyłki, możesz prowadzić?

Byłem skołowany i próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć.

- Tak, odwiozę cię. – odpowiedziałem tylko i ruszyłem do wyjścia.

Nie zamieniliśmy słowa przez całą drogę do jej domu. Na pożegnanie wymieniliśmy tylko wymuszone uśmiechy.

Tego samego dnia, wieczorem napisałem do niej z pytaniem jak się czuje. Odpisała dopiero rano. Podobno wszystko z nią było w porządku, przepraszała, bo nie spodziewała się, że prochy które miała, będą aż tak mocne. Tak jak chciała przeszliśmy nad tym co się wydarzyło do porządku dziennego. Oboje nie widzieliśmy dokładnie do czego doszło tamtej nocy, ale nie było sensu się tym zamartwiać. Poszliśmy nawet na pizzę, rozmawialiśmy i po kilku niezręcznych tygodniach właściwie wszystko wróciło do normy.

Aż do tego wieczora, kiedy wszystko się zmieniło.

Za kilka dni miałem wyjeżdżać na studia. Byłem już właściwie spakowany. Cieszyłem się jak dziecko, że w końcu opuszczę Johnson City, wyjadę do Atlanty i zacznę studia na wymarzonej uczelni. Wiedziałem też gdzie będę mógł kontynuować treningi, wszystko miałem zaplanowane. Byłem taki podekscytowany perspektywą rozwoju, zdobycia wiedzy i samodzielności.

Wtedy dostałem wiadomość od Gwen:

Gwen : Musimy porozmawiać

Ja : Okej, a co się stało? Wszystko w porządku? Jutro w parku?

Gwen : Nie, to nie może czekać, właściwie jestem pod twoim domem…

To było niepokojące, co się znowu stało?

Ja : Chcesz wejść?

G: Nie, czekam na zewnątrz.

Nie zwlekając wyszedłem na ganek. Gwen stała tam, czekając na mnie w za dużym swetrze, oczy miała czerwone i załzawione, wydawała się naprawdę roztrzęsiona.

- Co się dzieje? – spytałem z troską.

- Myślę, że powinnam zacząć od tego, że nie chciałam ci mówić, ale pamiętam co nieco z tamtej nocy. I że możesz mi wierzyć lub nie, ale od kilku miesięcy już nie sypiałam z Luisem. I z nikim innym. Aż do tamtej nocy, z tobą. – zachlipała, wycierając nos w chusteczkę -  Czułam się jakbym w pewien sposób cię wykorzystała i zdradziła, a ja wcale tego nie chciałam. Po prostu te prochy odebrały mi rozum, a ciebie to już w ogóle totalnie pozamiatało, widziałam to, ale... Cholera nie wiem jak ci to powiedzieć… Jednak musisz wiedzieć, powinieneś. Musisz też wiedzieć, że niczego od ciebie nie chcę, niczego nie oczekuję...

Stałem jak skamieniały i słuchałem. Mój mózg był tak otępiały, że właściwie nie działał. Wyłączył się.  Zapewne jak tego wieczoru, kiedy wziąłem te pierdolone prochy.

Westchnęła i otarła spływającą łzę.

- Jestem w ciąży.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro