Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Aria

- Wiesz już, tak? – spytałam, odgarniając kosmyk jego włosów.

- Nie wiem, bo nic co usłyszałem nie ma znaczenia, dopóki nie usłyszę tego od ciebie – odparł spokojnie.

- Wiem jak ciężko w to uwierzyć. Po wszystkim ja też myślałam, że to był tylko koszmar – wzruszyłam ramionami, ale czułam jak zaczynają drżeć mi dłonie.

- Kochanie. Nie musisz mówić wszystkiego. Opowiedz mi o Willu. Kim dla ciebie był. Co mu się stało. Jest ojcem Ellie, a ja powinienem wiedzieć – powiedział, więc znowu pokiwałam głową. Jasne, że powinien.

- Tak. Więc, Will jak już ci mówiłam był moim przyjacielem. Ale nie takim zwykłym przyjacielem, tylko kimś absolutnie wyjątkowym, kimś z kim spędzałam każdą minutę swojego czasu. Znałam go lepiej niż samą siebie. Wiedziałam co za chwilę powie, wiedziałam co czuje w danej sytuacji, byliśmy bratnimi duszami, to była strasznie głęboka więź, ciężko ją opisać słowami. To nie było przyciąganie erotyczne, nie byliśmy razem, nie myśleliśmy o sobie w ten sposób, to było coś innego. Ale jednocześnie byliśmy dla siebie najważniejsi i ciężko było nam dopuścić kogoś więcej do naszego życia. To z pewnością zmieniłoby się z biegłem lat, kiedy weszlibyśmy w związki. Nie wiem…

Aiden słuchał kiwając głową.

- Tristan – powiedziałam czując się jakbym zrzucała bombę – Tristan był jedyną osobą którą w jakiś sposób dopuściliśmy do siebie. Był… biednym dzieciakiem. Jego rodzice niby byli w porządku, ale non stop się kłócili, ojciec lubił wypić. Tris mieszkał po sąsiedzku i zazwyczaj przesiadywał u kogoś nas. Współczuliśmy mu, i zgodnie stwierdziliśmy że powinien być naszym przyjacielem, bo nie ma nikogo bliskiego. I tak ja i Will byliśmy dla siebie najbliżsi, ale Tris z pewnością zajmował ważne miejsce w naszym życiu. Staraliśmy się go wspierać. Myślałam, że to dobry, chociaż zagubiony, zraniony chłopiec. Jednak kiedy dorośliśmy nasze kontakty stopniowo się pogarszały…

Jak miałam mu o tym powiedzieć do cholery?

Zacięłam się patrząc w martwy punkt, za wszelką cenę próbując nie wracać do chaty w lesie.

- Był… Był… Dziwny. – wydukałam – Coraz bardziej dziwny. Kochał się we mnie. Przerażało mnie to. Kazałam mu iść do lekarza ale nie chciał, wiec skończyło się na tym że zadawał się z nim głównie Will, ja go od siebie odsunęłam. Po jakimś czasie wyjechaliśmy na studia no i… - znowu się zacięłam. Byle nie ta pieprzona chata… Brudne łóżko, ból i krew, strach, krzyk, więcej bólu, więcej strachu, więcej krwi…

- Aria… - Aiden przesunął się do mnie, a ja odskoczyłam. Zrobiłam to odruchowo i po chwili skarciłam się w myślach. On nie był Tristanem, nawet odrobinę go nie przypomniał.

- Chata w lesie – powiedziałam po prostu. – Tam mnie zabrał – dodałam jakby to wszystko tłumaczyło. – Zabił go. Zastrzelił – musiałam to wyrzucić  z siebie szybko. Używając pojedynczych słów, aby nie wracać do tego co się stało. – Will przyszedł po mnie, a on go zabił. Po dwóch dniach.

Aiden zamrugał i był zupełnie blady. Czułam, że weźmie mnie za wariatkę i ucieknie. Czułam to.

- Ellie jest Willa. Will mnie nie zmuszał, sama chciałam, poprosiłam go – gadałam bez ładu i składu. –Po tym co zrobił mi Tristan byłam… Brudna, obolała,  chciałam żeby kochał się ze mną  ktoś kto… Mnie kocha, rozumiesz? – nie czekałam na odpowiedź, bo to wszystko brzmiało dosłownie strasznie, więc zastanawiałam się jak ująć to inaczej, aby nie uciekł stąd z krzykiem. Pragnęłam go jak niczego na świecie i nie chciałam go wystraszyć. Nie chciałam go stracić… – Ten jeden ostatni raz…To znaczy… Myślałam że albo umrę, albo Tristan mnie gdzieś zabierze i chciałam przed tym być z kimś kogo kocham. Potrzebowałam bliskości, nie seksu, ale Will był kochany, jak zawsze. To nie jego wina. Nie zmusił mnie, nie namawiał… Był przerażony, nie chciał zrobić mi jeszcze większej krzywdy, ja też się bałam ale… Ale dzięki temu mamy Ellie - próbowałam sobie przypomnieć co było dalej.

Wspomnienia zaczęły do mnie napływać, a ja je z siebie wyrzucałam. Starałam się względnie wyłączyć emocje co nie było łatwe, ale z każdym zdaniem mówiłam coraz bardziej logicznie i z sensem. Opowiedziałam mu więcej. Znacznie więcej. Powiedziałam mu wszystko, a on słuchał. Kiedy niemal skończyłam spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Wiedziałam, że między nami już nigdy nie będzie tak samo. Już nie byłam tamtą zabawną, beztroską osobą, którą poznał. Byłam zgwałconą, porwaną przez mordercę dziewczyną, byłam splamiona krwią i tą straszną tragedią, byłam inna, gorsza i dziwna przez to wszystko co mnie spotkało. Kiedyś byłam przyjaciółką faceta, który był psychopatą i w rezultacie zamienił moje życie w piekło. W końcu byłam matką. Matką dziecka, które zostało spłodzone w takich warunkach, w taki sposób. Matką dziecka chłopaka, który uratował mi życie oddając za nie swoje własne, chłopaka który był dla mnie jak rodzina i z którym uprawiałam seks zaraz po gwałcie. Jak strasznie to było popieprzone? Nie było takiej skali, która umiałby to zmierzyć. To też postanowiłam mu powiedzieć. Jak wszystko to wszystko. Wyrzucałam z siebie kolejne słowa, aby mieć to z głowy i patrzyłam na to jak zaczyna się ode mnie oddalać. Nie potrafiłam go zatrzymać, tak jak nie potrafiłam zatrzymać wystrzelonej kuli, która zabiła mojego przyjaciela. Nie umiałam zmienić przeszłości, cofnąć czasu. Nie dało się.

Po wszystkim wytarłam mokre dłonie w swoje uda, czując jak cała drżę. Nienawidziłam do tego wracać i znowu poczułam się tamtą dziewczyną.

- Kochanie – usłyszałam jego głos, ale nie spojrzałam w jego kierunku. Nie umiałam patrzeć mu teraz w oczy. Dotknął moich drżących dłoni i westchnął ciężko – Nie wiem co mógłbym na to powiedzieć, bo nie ma takich słów które mogłyby opisać jak strasznie mnie boli, że przeżyłaś taki koszmar. Ale kocham cię… Kocham cię i chciałabym dać ci całe swoje życie robiąc każdego dnia wszystko, aby wynagrodzić ci to przez co przeszłaś… - zamknęłam oczy czując gorące łzy spływające po moich policzkach.

- Nie wiem jak wiele ze mnie po tym wszystkim zostało – wyszeptałam drżącym głosem.

- Jesteś piękna, dobra, silna i cudowna. Nie znam drugiej tak dzielnej i wspaniałej osoby, jesteś wszystkim, kochanie - klęknął przede mną i złapał moje dłonie w swoje ręce – Ja też jestem niekompletny. Tak jak ty bez Willa, ja bez mojej córki. Jestem nieidealny, zniszczony, bez ciebie czuję się bezużyteczny, zagubiony i chciałbym dać ci tak wiele, choć nie wiem czy potrafię. Jednak to co jeszcze mam, i wszystko co mnie zostało, jest twoje – otworzyłam oczy i zobaczyłam jego piękną twarz. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami i był tym czego od zawsze pragnęłam – Czy to ci wystarczy? – wyszeptał, a ja rzuciłam się w jego ramiona, bo nie potrafiłam być już dłużej z daleka od niego. – Kocham cię – powiedział w moje włosy, więc przytuliłam go mocniej. Nie wiem kiedy zaczęliśmy się całować, ale robiliśmy to powoli i mocno, oddając w te pocałunki całych siebie. Cholera, ależ on mnie całował. Dzięki jego ustom zapominałam kim jestem, gdzie jestem i dlaczego płakałam. Był tylko on, jego twarde ciało pod moimi palcami, jego słodkie wargi, gorący język i silne dłonie, które chwyciły moje biodra. Zaniósł mnie do sypialni i położył się na mnie odbierając mi oddech za pomocą swoich ust i języka. Chciałam stopić się  z nim w jedność, bo wiedziałam że choćby nie wiem jak był blisko, dla mnie zawsze i tak będzie za daleko. To był zupełnie nowy rodzaj bliskości, ten o którym nawet nie marzyłam, i którego nie umiałam sobie wyobrazić. Nasze ciała należały do siebie i pragnęłam go tylko poczuć. Nie chciałam być już tamtą dziewczyną. Chciałam być kimś nowym. Kimś kogo udało mu się stworzyć na nowo, lub kimś kogo udało mu się naprawić. Z nim nie pamiętałam bólu, znałam tylko wszechogarniającą rozkosz i potrzebę, kiedy dotykał mnie tak jak tylko on potrafił. Sunął ustami wzdłuż mojego ciała pieszcząc każdy jego milimetr, byliśmy do siebie idealnie dopasowani i poruszaliśmy się w doskonałym rytmie. Jego szorstkie dłonie i silne palce potrafiły zdziałać cuda. Wkładał je we mnie sprawiając, że krzyczałam jego imię. Ściągnęliśmy z siebie ubrania, a wtedy zanurzył język między moimi nogami, pieszcząc mnie nieśpiesznie i dokładnie, doprowadzając mnie do szaleństwa. Nie mogłam już dłużej czekać, więc złapałam go za włosy i pociągnęłam w swoim kierunku. Dotknęłam go znowu uzmysławiając sobie jaki jest duży. Will i Tristan mieli chłopięce, szczupłe ciała, i w porównaniu do niego byli drobni, a i tak bolało jak cholera. Ale to nic, wiedziałam że tego chcę, bez względu na wszystko…

- Kocham cię – wyszeptał, powoli we mnie wchodząc. Zacisnęłam oczy czekając na pierwszy ból, ale wtedy rozkosz której nawet nie umiałam sobie wyobrazić wypełniła całe moje ciało. Krzyknęłam gdy wszedł głębiej. O. Cholera. To było niewiarygodne… – Boli…?

Zdecydowanie nie bolało. To była najcudowniejsza rzecz jaką czułam w całym życiu. Moje ciało było w istnej ekstazie…

- Nie, nie przestawiaj – docisnęłam go do siebie, aby przypadkiem nie próbował mi się wyrywać. Poruszał się we mnie, a zapomniałam jak się oddycha. Za to jęczałam głośniej niż w dziewczyny w filmach erotycznych które oglądali moi koledzy, kiedy byliśmy jeszcze nastolatkami. Wtedy wywracałam oczami zażenowana tymi dźwiękami, ale teraz kiedy on był we mnie po prostu nie umiałam nie krzyczeć. Rozkosz była zbyt odurzająca, abym potrafiła się opanować. Pochylał się nade mną i całował mnie w usta, jęczał a jego silne męskie ciało było tak niewiarygodne, że mogłabym dojść od samego patrzenia na to co mi robił. Cholera jak on to robił?! Gdy wszedł we mnie do końca westchnął przeciągle prężąc nade mną te wszystkie mięśnie. Przejechałam dłonią po jego wąskiej talii, mięśniach brzucha i żebrach.

- Wszystko dobrze? – spytał ale wyglądał jakby ledwo się kontrolował. Chciałam poczuć go mocniej, głębiej, chciałam poczuć wszystko.

- Nie przestawaj – wyjęczałam. Warknął poruszając się we mnie mocniej, szybciej, cholera, naprawdę mocno i szybko ale nawet nie potrafiłam wyobrazić sobie w tej chwili bólu. Czułam tylko rozkosz, z każdym pchnięciem coraz większą i większą, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale najwyraźniej on wiedział i to mi wystarczyło, bo w chwili kiedy byłam na krawędzi zwolnił i oparł się na kolanach. Polizał swojego kciuka i patrząc mi w oczy zaczął kreślić nim kółeczka na mojej łechtaczce, by w tym samym czasie brać mnie mocnymi i zdecydowanymi pchnięciami. Wygięłam się w łuk dochodząc i dochodząc, a kiedy do mnie dołączył czułam się jakbym przeżywała taką błogość i ekstazę, że nie chciałam aby kiedykolwiek przestawał.

Westchnął i położył się na mnie całując moją szyję, a ja próbowałam dość do siebie, chociaż nie wiedziałam czy jestem w stanie. Cholera. Seks może być naprawdę niewiarygodny.

Poza tym… Seks, a seks to chyba naprawdę ogromna różnica. Pomijając to co mnie spotkało, bo nie chciałam znowu do tego wracać, do tej pory znałam go głównie z opowieści moich koleżanek, na przykład Natalie, i wiedziałam że może być on albo rozczarowujący, albo przyjemny. Ale to? To była cholerna eksplozja nieopisanej rozkoszy… Ledwo dochodziłam do siebie, a już miałam ochotę na powtórkę….

Moje przemyślenie przerwał jego niski, zachrypnięty głos.

- Zobaczyłem cię pierwszy raz na plaży, kiedy jechałaś na swoim koniu brzegiem oceanu – wyszeptał – Właśnie tamtego dnia zmieniło się całe moje życie…

- Tak pamiętam… Moje też - uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania

- Nie, wcześniej – zerknęłam na niego, kiedy oparł się na swoim ramieniu wpatrując się w mój profil. Miał czerwone, napuchnięte usta, jego skośne, niemal czarne oczy błyszczały, a ostro zarysowaną szczękę zdobił cień zarostu. Proste, ciemne włosy były potargane i nachodziły mu do oczu, więc odgarnął je w niedbałym geście. Nie mogłam się na niego napatrzeć, więc niemal bezwiednie dotknęłam jego szczęki palcami – Wtedy się w tobie zakochałem. To była sekunda, parę chwil, było koło czwartej nad ranem, powoli wschodziło słońce, a ja myślałem o śmierci. I wtedy zobaczyłem ciebie. I już nic nie było takie samo – sunęłam pacami po jego skórze i zamrugałam zdezorientowana.

- Kiedy?

- Kilka dni przed tym jak się poznaliśmy. Przychodziłem na plaże codziennie, aby cię spotkać. Bałem się że już cię nie zobaczę, ale przyszłaś.

Znów zamrugałam, czując się żałośnie wzruszona.

- Naprawdę? – dotknęłam jego policzka, a on pokiwał głową.

- Jesteś moim życiem, Aria – powiedział całując mnie głęboko, a ja oddałam mu pocałunek myśląc, że mogłabym powiedzieć mu to samo. Był moim życiem i przy nim nie myślałam o smutku i śmierci. Przy nim nie myślałam o tym czego mi brakuje, bo niczego mi nie brakowało. Przy nim byłam całkowicie kompletna, bez względu na to co mnie spotkało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro