Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Nie wiedzieliśmy ile czasu upłynęło, ale z pewnością  minęło wiele godzin, a Tristana wciąż nie było. Willie w desperackich próbach uwolnienia się, szarpał za kajdanki tak mocno, że zaczął mu krwawić nadgarstek. Wciąż powtarzał, że mnie przeprasza. Nie mógł uwierzyć w to co zrobił Tristan, ale ja tez nie mogłam w to uwierzyć. W najgorszych koszmarach nie wyobraziłabym sobie takiego scenariusza. Tego nikt nie mógł przewidzieć.

- Willie, musisz się uspokoić – powtórzyłam, kiedy cały spocony i zakrwawiony szarpał się z ramą łóżka.

- To moja wina, że tu jesteś. Nie pozwolę mu cię więcej skrzywdzić… - powiedział żałośnie, a ja złapałam jego twarz w dłonie i pocałowałam go mocno. Jęknął w moje usta, a ja przycisnęłam go do siebie aby odwrócić jego uwagę od robienia sobie krzywdy. Musiał przestać inaczej była duża szansa ze urwie sobie rękę. Przynajmniej tak to wyglądało.

- To nie twoja wina – wyszeptałam po raz kolejny w jego usta. – To wina Tristana, jest psychopatą, i nie mogliśmy tego przewidzieć. Żadne z nas. Musimy pomyśleć co zrobić aby wyjść z tego cało. Jedyną naszą szansą jesteś ty. Musimy zrobić wszystko żeby puścił cię wolno… - musiałam odpowiednio to przekazać Williemu. Wiedziałam, że nie będzie chciał tu zostać beze mnie, ale musiałam coś wymyśleć.

- A ty? Co z tobą?

- Znajdziesz mnie – odparłam z pewnością, a on pokręcił głową.

- Nie pozwolę mu cię zabrać, nie ma takiej opcji…

- Willie, on może nas pozabijać, to psychol. Wiem, że wciąż ciężko ci w to uwierzyć, ale takie są fakty. To nie skończy się na straszeniu i gwałcie, on może nas zabić, rozumiesz? Widziałeś go? Zupełnie mu odwaliło…

- Ja pierdole, nie mogę w to uwierzyć Ari… Boże jak mogłem być taki ślepy…

- Tristan zawsze był inny, ale to co stało się z nim teraz… To naprawdę przerażające i uważam że jest zupełnie nieobliczalny. Proszę Willie zrób wszystko żeby cię stąd wypuścił…

- Nie proś mnie o to, nigdzie się bez ciebie nie ruszę

- Jesteś naszą jedyną nadzieją Will. Tylko ty. Jeśli zabierze nas oboje, albo zrobi ci krzywdę… - na samą myśl o tym prawie umarłam z rozpaczy - … Nie będzie nikogo kto mógłby mi pomóc. Błagam…

Nagle usłyszeliśmy otwieranie drzwi i zamarliśmy w bezruchu. Do pomieszczenia w którym byliśmy wmaszerował Tristan, i omiótł nas nienawistnym spojrzeniem.

- Szukają was gołąbeczki, dlatego musimy załatwić to szybko. Och po co tu przyłaziłeś Holder… Co ja mam z tobą zrobić, co? -  spytał wyciągając z kieszeni pistolet. Podrapał się nim po brodzie, a później skierował go w stronę Willa.

- Tristan, błagam! – krzyknęłam – Chyba nie chcesz go zabić, oszalałeś?! Błagam nie rób mu krzywdy a zrobię wszystko, rozumiesz, wszystko! – dodałam desperackim tonem, modląc się aby schował ten cholerny pistolet.

- I tak zrobisz wszystko, a ja muszę się go pozbyć – odparł znudzonym tonem, ale ewidentnie się stresował. Był spocony i roztrzęsiony, a jego oczy były rozbiegane i przekrwione.

- Nie! Możesz go tu zostawić, wyjedziemy daleko, nikt się nie dowie, a jeśli jakimś cudem ktoś nas znajdzie powiem że uciekłam z tobą… - gadałam jak najęta, z tego cholernego stresu czułam się jak naćpana i pijana jednocześnie. Musiałam coś wymyśleć, musiałam!

- Ten plan jest delikatnie mówiąc idiotyczny, Aria… Wiem, że jesteś w szoku ale mimo wszystko… - zaśmiał się Tristn patrząc na mnie z pobłażaniem.

- Tris, zrobię. Ci. Wszystko. – powiedziałam dosadnie patrząc wymownie na Tristana.

- Aria, nie… – usłyszałam błagalny głos mojego przyjaciela.

- Cicho Will! – krzyknęłam i znowu zwróciłam się do Tristana. – Co ci po mnie leżącej jak kłoda na łóżku? Zrobię ci dobrze na milion sposobów, a każdy będzie lepszy od poprzedniego. Obiecuję, pokażę ci jak to jest być ze mną. Zrobię wszystko co będziesz mi kazał, a nawet znacznie więcej, tylko błagam, wypuść go…

- Nie mogę tego słuchać, Aria, proszę…

- Zamknij się, Holder – powiedział Tristan patrząc na mnie z zainteresowaniem. – Hmm… Brzmi całkiem zachęcająco, pszczółko – wykrzywił swoje pełne usta w obrzydliwym uśmieszku i ruszył w moim kierunku.

- Nie zbliżaj się do niej – krzyknął Will szarpiąc się tak mocno, że niemal oderwał ramę łóżka. Tristan spojrzał na niego z irytacją, po czym wziął kawałek szmaty i podszedł do niego wpychając mu ją do ust. Aby nie mógł jej wyciągnąć wykręcił mu drugą rękę i przypiął ją do ramy wzdychając z dezaprobatą, jakby Willie był nieznośnym dzieckiem.

- No, no… – dotknął mojej twarzy, znów zbliżając się do mnie, a  ja rozchyliłam zmysłowo usta, chociaż chciało mi się rzygać. – Co byś mi zrobiła, hmm? – wymruczał.

- Wszystko – westchnęłam. – Tylko go wypuść.

Przechylił głowę i podsunął do mnie usta.

- Pocałuj mnie – wyszeptał, a ja nie czekając wpiłam się w jego wargi całując je najlepiej jak umiałam, mimo że robiło mi się niedobrze, na samą myśl o tym co robię. Tristan jęknął, a jego dłonie powędrowały do moich piersi. Błagam tylko nie teraz, nie przy Willu…

- Mówiłeś, że nas szukają. Weź mnie stąd. Odjedźmy gdzieś daleko, gdzieś gdzie nikt nas nie zna. Jeśli mi nie ufasz zwiąż mnie, niczego nie będę ci utrudniała. Daj mu jakieś prochy, aby usnął i zostaw go w bezpiecznym miejscu aż dojdzie do siebie. My wtedy będziemy już daleko stąd. Nikt nas nie znajdzie, zadzwonię do mojej matki i powiem, że wyjeżdżam z tobą, powiem, że nie chcę aby mnie szukali, że jestem bezpieczna i że cię kocham. Powiem też że Willie się wściekał że wybrałam ciebie, że z zazdrości mu odbiło i dzięki temu nikt mu nie uwierzy. Uwierzą mnie, Tristan.  Spójrz tylko na siebie, każda dziewczyna mogłaby oszaleć na twoim punkcie i chcieć z tobą uciec. Nikt nie będzie zaskoczony. Powiem, że chcę zacząć od nowa z tobą, przekonam ich, że to prawda. Możesz mnie zabić jeśli zrobię coś nie tak, ale obiecuję, będę grzeczna. Tylko go wypuść – dodałam, a on wydawał się naprawdę zainteresowany moim pomysłem..

- To nie jest takie głupie. Nie mam najmniejszej ochoty zabijać tego błazna, ale dużo widział, natomiast jeśli powiesz matce, że wyjeżdżasz ze mną z własnej woli, to wszystko ułatwi. Ale mam lepszy pomysł. Pójdziesz do domu, spakujesz się grzecznie, porozmawiasz z matką tak aby nic nie podejrzewała. Powiesz że Willie się wściekł, bo powiedział ci że chce być z tobą ale ty tego nie czujesz. Że teraz jesteś ze mną i chcesz zacząć od nowa przy mnie. Jeśli zrobisz cokolwiek podejrzanego, to go zabiję, rozumiesz? Dam mu prochy, będzie czekał nieprzytomny razem ze mną pod twoim domem. I pamiętaj, jeśli zrobisz choć jedną podejrzaną rzecz w sekundę rozwalę mu łeb. Natomiast jeśli będziesz grzeczna, po wszystkim zostawię go w spokojnym miejscu i po jakimś dniu powinien dojść do siebie. Nawet jeśli będzie mówił, że cię wywiozłem to cóż, wszyscy wezmą go za zazdrosnego głupka. – mówił jakby do siebie a ja uśmiechnęłam się szeroko kiwając zawzięcie głową. Byle tylko Will był bezpieczny. – Podoba mi się. Kiedy zorientują się, że coś jest nie tak i tak będziemy już daleko stąd, gdzie nikt nas nie znajdzie. Wszystko zaplonowałem, spodoba ci się – mrugnął do mnie, a ja niemal się skrzywiłam, ale póki co musiałam być grzeczna.

- Tak, przysięgam zrobię wszystko tak jak każesz.

- Podoba mi się też pomysł, ze będziesz mi posłuszna w łóżku, to będzie dużo ciekawsze. Może nawet ci się spodoba, pszczółko – uśmiechnął się obleśnie, po czym przeczesał palcami swoje gęste, złote włosy.

Wille rzucał się tak bardzo, że krew z jego nadgarstka skapywała na materac. Popatrzyłam na niego z bólem, miał załzawione oczy i kręcił głową, ale dla mnie liczyło się tylko to, że właśnie dałam mu szansę na wyjście z tego cało.

Kiedy Tristan zaczął szykować coś co mógłby wstrzyknąć Willemu, aby ten był nieprzytomny, dotknęłam mojego przyjaciela wycierając mu łzy z policzka. Z czułością przejechałam palcami po jego szczęce, chcąc zapamiętać jego twarz. Wszystko to, co tak bardzo kochałam przez całe moje życie. Te niemożliwie jasne oczy okalane gęstymi, czarnymi  rzęsami, lekko zadarty nos i kilka piegów na policzkach.

- Znajdziesz mnie – poruszyłam bezgłośnie ustami – Znajdziesz. Tylko ty możesz to zrobić – przysunęłam do niego wargi, a on zmrużył swoje błękitne oczy z których wyleciały wielkie łzy. Zagryzł szmatę, którą Tristan wepchnął głęboko w jego usta. Nie mogłam jej wyciągnąć aby nie powiedział czegoś, przez co ten skurwiel zmieniłby zdanie. Jego szczęka zaciskała się miarowo, a z oczu poleciało więcej łez. Zacisnął powieki i pokręcił głową, a ja po prostu nie mogłam znieść jego cierpienia – Kocham cię – wyszeptałam i pocałowałam go w policzek. Po raz ostatni. Ostatni pocałunek zanim go uśpi i mnie zabierze.

 Otworzył oczy i popatrzył na mnie z miłością. Odsunął się ode mnie gwałtownie, a kiedy do jednej ręki przykutej do ramy dołączyła druga zaczął szarpiąc się jak szalony. Napiął wszystkie mięśnie odtrącając moją rękę, i nagle zobaczyłam jak ta cholerna rama pęka uwalniając Willa, który w jednej sekundzie rzucił się na Tristana.

Później wszystko działo się tak szybko, że mogłam tylko krzyczeć. Tristan i Will zaczęli się szarpać, Will zawinął łańcuch ze swoich kajdanek wokół szyi Tristana  ściskając go tak mocno jak tylko potrafił, a krew z jego nadgarstków skapywała na podłogę. Tristan wrzasnął próbując się uwolnić, ale Will  był silny i go zaskoczył, więc teoretycznie miał przewagę  ale właśnie wtedy usłyszałam wystrzał i wszytko we mnie zamarło, kiedy patrzyłam jak uścisk na szyi Tristana słabnie, jak twarz chłopca którego tak bardzo kochałam zamiera w bezruchu i szoku. Patrzyłam jak upada bezwładnie na podłogę, a wokół jego nieruchomego ciała zaczyna wzbierać kałuża krwi.

Krzyczałam. Krzyczałam tak mocno że byłam pewna iż zacznie krwawić mi gardło. Szarpałam się jak dzikie zwierzę, gotowe odgryźć sobie rękę, gdy rama po mojej stronie łóżka wciąż była nieuszkodzona i więziła mnie, gotową zabić. Zagryźć i rozszarpać tego skurwiela gołymi rękami. Wrzeszczałam, czując jak porażający ból odbiera mi wszystko.  Płakałam, i patrzyłam jak moja dusza serce i wszytko co miałam właśnie teraz leży martwe  na podłodze, odchodząc od mnie coraz dalej i dalej wraz z każdą kroplą wypływającej z jego ciała krwi.

- Zamknij się kurwa! – Tristan  niemal hiperwentylował. Szyja mu krwawiła, gdy wstawał z podłogi i podszedł do mnie, aby mnie uciszyć – Zamknij się, sam się o to prosił… – podszedł do mnie a ja wbiłam mu paznokcie w twarz, orając nimi jego policzek. Oszalałam. Chciała umrzeć i zamierzałam umrzeć. W walce. I przy okazji zabrać ze sobą tego skurwysyna, aby zapłacił mi za to co zrobił.

- Zabiję cię – wycharczałam, kiedy dał mi w twarz. Zaczęliśmy się szarpać, splunęłam na niego, aby znowu przeorać paznokciami po jego twarzy. Nie wiedziałam dlaczego mi na to pozwala, nie wiedziałam czemu szarpie się ze mną, pozwalając mi się ranić, zamiast mnie obezwładnić, wstrzyknąć mi to co szykował dla Willa, lub po prostu się odsunąć. Nie wiedziałam, ale miałam to w dupie. Żyłam tylko po to aby go skrzywdzić, i zamierzałam to zrobić. Ugryzłam go czując smak jego krwi, on próbował mnie przytrzymać, a ja kopałam, drapałam, gryzłam i wrzeszczałam. Zachowywaliśmy się jak dzikie zwierzęta walczące na śmierć i życie, chociaż  przecież nie miałam przy nim żadnych szans.

- Uspokój się kurwa! – wrzasnął, a ja kopnęłam go z kolana w brzuch. Zaśmiał się, a później zaczął płakać. Spazmatycznie, szaleńczo. – Kurwa! – znowu krzyknął, a ja opadłam z sił. Łzy leciały mi po policzkach mieszając się z moją krwią.

- Zabiłeś go… Zabiłeś go… - powtarzałam jak w amoku. – Jak mogłeś… Boże, jak mogłeś…

A Tristan płakał. Przygniótł mnie swoim ciałem zanosząc się szlochem. Złapał mój wolny nadgarstek, zatopił twarz w mojej szyi, a ja byłam bezbronna, mimo że chciałam go zabić. Po chwili przestał płakać i odsunął się ode mnie patrząc na mnie w absolutnie obłąkany sposób. Byłam wrakiem, ale Tristan też.

- Teraz już nie ma odwrotu -  wycharczał.

- Zabiłeś go… - nowe łzy poleciały mi po policzkach – Zabrałeś mi wszystko!– krzyknęłam.

- Kochałem go jak ty – warknął.

On był naprawdę chory. Pojebany potwór który zasługiwał na śmierć.

- Nie waż się mówić że go kochałeś. Zabrałeś mi go! Zabiłeś! Zgwałciłeś mnie…  - zanurzył dłonie we włosach i zaczął je ciągnąć.

- Nie – powiedział tylko kręcąc zawzięcie głową. Zamrugałam widząc, że coś w nim zaczyna się zmieniać.

- Tristan – powtórzyłam  - Zabiłeś go. Zgwałciłeś mnie. Odebrałeś mi wszystko – wysyczałem przez zaciśnięte zęby. – Wybaczyłabym ci ten gwałt, wybaczyłabym ci tak wiele, bo kurwa kiedyś cię kochałam, a ty jesteś chory. Ale nigdy ci nie wybaczę tego, że mi go odebrałeś! Zabiłeś go… - powtórzyłam czując jak się rozpadam. Za wszelką cenę nie chciałam patrzeć na podłogę na której leżało jego bezwładne ciało. Przechyliłam się wymiotując, a później runęłam bezwładnie na łóżko, szlochając żałośnie. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce rozżarzonym pogrzebaczem.

Tristan charczał na podłodze, leżał szlochając i gadając do siebie, na dodatek chyba też zwymiotował, po czym wstał jak gdyby nigdy nic, niczym pierdolony Terminator i spojrzał na mnie tymi swoimi kocimi bursztynowymi ślepiami. Był kimś innym.

- Teraz już nie ma odwrotu. Ty i ja – powiedział martwym tonem, wycierając krew i łzy z twarzy.

- Po moim trupie… Zapłacisz mi za to…

- Jeśli ja nie zabiłbym jego, on zabiłby mnie - przerwał mi patrząc martwo na podłogę. Skrzywił się z bólem, a później z lekkim przerażaniem omiótł moje zakrwawione, nagie ciało. Znowu zaczął się zmieniać, przestałam za nim nadążać, nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale to było przerażające. Stał się bardziej ludzki niż jeszcze kilka godzin temu i w tym czymś na co patrzyłam byłam w stanie dostrzec mojego Tristana. Gdyby nie to co zrobił może nawet bym mu współczuła. Może płakałabym nad nim prosząc o to, aby zgłosił się po pomoc. Może mogłabym to wykorzystać na swoją korzyść, ale już nie zależało mi na wolności. Zależało mi jedynie na zemście.

Przypomniały mi się te wszystkie artykuły, które czytałam kiedy chciałam mu pomóc. Ślęczałam nad tym godzinami zastanawiając się co mu jest ale nie umiałam go zdiagnozować, nie byłam cholernym lekarzem. No i przede wszystkim on nie miał takich popieprzonych objawów. To co pokazywał mi kiedyś było kroplą w morzu, w porównaniu do tego co się z nim stało.

- Jesteś dwubiegunowy, Tris…-  Przerwałam swoją myśl. Myliłam się. Na początku tak myślałam, ale właściwie Tristan nie był dwubiegunowy. Miał pierzoną dysocjację, i patrząc na to co się z nim dzieje i biorąc pod uwagę ilość artykułów jakie w swoim czasie przeczytałam na ten temat to uważałam to za naprawdę prawdopodobne. To nazywało się dysocjacyjne zaburzenie osobowości, z tym że jego osobowość mnoga była pojebanym psychotycznym mordercą, co zdarza się raz na jebany milion przypadków. - Potrzebujesz pomocy – powiedziałam mając nadzieję, że odepnie mi te pieprzone kajdanki tylko po to, abym mogła udusić go gołymi rękami. Zabił Willa. Zabił go! Zaniosłam się płaczem wpijając paznokcie  w dłonie. Mój Will, Mój najukochańszy, jedyny przyjaciel…

- Nie jestem niczym takim – usłyszałam spokojny głos Tristana i spojrzałam na niego z nienawiścią. Stał ze zwieszoną głową i gapił się na podłogę. Nie mogłam tam spojrzeć, nie mogłam, bo wiedziałam że to mnie zabije.

- Jeśli wolisz mogę nazwać to wprost. Gwałciciel. Morderca. Potwór – wyrzucałam z siebie słowa i wtedy usiadłam na łóżku -  Gdzie go postrzeliłeś? – byłam pewna, że w serce. Byłam pewna że pocisk przebił jego klatkę piersiową…- Jest szansa, że… -  nie dokończyłam, tylko znowu wbiłam paznokcie w dłonie.

- Nie. – Tristan kucnął na podłodze. Sprawdzał puls, upewnia się że zabił Willa – Nie żyje. Dostał w serce – powiedział rzeczowo, a  ja zawyłam z bólu – Nie ma już odwrotu – powtórzył i znowu zaczął gadać do siebie. Wziął strzykawkę z lekiem, który miał wstrzyknąć Willemu i zaczął się do mnie zbliżać.

- Nie chcesz widzieć jak wywlekam stąd jego zwłoki, aby ukryć je gdzieś w lesie – wyszeptał jadowicie i  pomachał zachęcająco strzykawką. Witaj z powrotem skurwielu. Tris najwyraźniej znowu przeskoczył w tryb totalnego potwora.  – A może jednak masz ochotę popatrzeć? – zmrużył oczy.

Zawarczałam chcąc go zabić. Spisałam swoje życie na straty, to i tak bez znaczenia kiedy nie było ze mną Willa. Nie wiedziałam kiedy uda mi się z tym skończyć, widziałam tylko że zabiorę Tristana ze sobą. Ale w tym momencie? W tym momencie nie miałam z nim szans. Zacmokał z dezaprobatą kiedy zaczęłam z nim walczyć. Obezwładnił mnie jakbym była dzieckiem po czym wbił mi igłę w ramię.

- Gdy się obudzisz – wyszeptał  w moje usta kiedy odpływałam w nieświadomość – Będziemy razem już na zawsze. Tylko ty i ja. Ty i ja…

Chciałam zaprotestować. Chciałam walczyć. Chciałam umrzeć. Ale po prostu zasnęłam.

Jednak kiedy się obudziłam nie widziałam Tristana. Nie było piwnicy w brudnej chacie schowanej w głębokim lesie. Nie było krwi wokół mnie, a ból był przytłumiony, podobnie jak wszystkie moje zmysły. Widziałam salę szpitalną i miarowo pikający monitorujący mnie sprzęt. Widziałam wenflon wbity w moją dłoń i białą, sterylnie czystą pościel. Kiedy powoli otwierałam oczy dostrzegłam moją mamę i mojego tatę. Stali rozmawiając z jakąś kobietą, pielęgniarką lub lekarką, jednak zerkali na mnie z bólem w oczach. Wiedzieli? Wiedzieli, że go nie ma? A może to był tylko straszny sen? Może to koszmar? Może on nie umarł? Tak, to musiał być sen…

- Will – powiedziałam tylko, bo moje gardło zdawało się płonąć i nie potrafiłam wydusić z niego nic poza tym pojedynczym słowem. – Will – powtórzyłam głośniej, a wtedy podbiegła do mnie moja mama. Była zapłakana i złapała moją rękę.

- Córeczko…

- Will? – spytałam czując jak zaczynam się rozklejać. Gorące łzy spływały mi po policzkach. To musiał być sen. William zaraz tu wpadnie. Przyjdzie niosąc ze sobą stertę niepotrzebnych rzeczy, święcie przekonany że będą mi niezbędne do przeżycia w szpitalu. Przyniesie dziesięć moich ulubionych książek, karty, kawę na wynos, tablet, a do tego bukiet kwiatów, żeby poprawiał mi humor kiedy będę na niego patrzyła. Położy się koło mnie jak tylko wyjdzie lekarka i rodzice i będzie ze mną cały czas. Będzie przeglądał ze mną portale randkowe (aby w końcu znaleźć mi jakiegoś porządnego faceta, bo to umrę jako dziewica), wiadomości ( bo muszę wiedzieć co się dzieje na świecie, mimo że płaszczę tyłek na szpitalnym łóżku),  wyniki meczów i walk bokserskich ( bo to z kolei musi wiedzieć on, nie ważne że mnie to nie interesuje), nowy odcinek jego ulubionego programu o samochodach (O cholera takiego będę miał za dziesięć lat, zobaczysz!) i na koniec informacje ze świata celebrytów ( z westchnieniem „no dobra nich ci będzie” ) Będziemy rozmawiać i się śmiać, tak jak zawsze. Potem pielęgniarki będą wyrzucać go stąd późnym wieczorem, kiedy nastąpi koniec wizyt, a on będzie próbował je nieudolnie podrywać, wywołując tym ich uśmiech, czym zdobędzie dla nas jeszcze ostatnie pół godziny, zanim pójdzie do domu po to, by wrócić tu jutro rano.

 Przyjdzie. Za chwilkę. Spojrzałam na drzwi. Za moment zobaczę jego roześmianą twarz i wszystko będzie jak dawniej.

- Daliście jej coś na uspokojenie? – głos mamy dochodził do mnie jakby z oddali.

- Morfinę…

- Może dajcie jej więcej?

- Dostała końską dawkę pani Vidal…

- Ale…

- Will – powtórzyłam przez łzy ponieważ rozmawiali na jakieś nieistotne kwestie, zamiast udzielić mi odpowiedzi na najważniejsze pytanie.

- Kochanie…

- Willie, mamo… - powiedziałam błagalnie – Niech przyjdzie… - błagam niech przyjdzie. Potrzebował go. Potrzebowałam go aby móc normalnie oddychać. Potrzebowałam go by żyć…

- Kochanie… – mama zapłakała, a tata stanął przy niej patrząc na mnie z troską.

- Musisz odpoczywać, córeczko.

Zaczynałam się denerwować coraz bardziej. Złapałam za wenflon. Nie chcieli mi powiedzieć gdzie on jest, więc sama się dowiem.

- Aria, nie – stanowczy głos mojego ojca sprawił, że przestałam się szarpać i płakać.

- Will – powiedziałam twardo, wyzywająco. – Gdzie jest?

Kątem oka zobaczyłam jak jakaś kobieta dodaje coś do mojej kroplówki. Cholera i tak nie miałam pojęcia co się dzieje, chciałam tylko Willa. To musiał być sen, koszmar, może wpadłam pod samochód, albo stało się coś gorszego… Ale to musiał być koszmar. To było zbyt nierealne. On na pewno gdzieś tu był. Czemu nie siedział przy moim łóżku?

Odpłynęłam w niespokojny sen, a  gdy się obudziłam mój koszmar trwał dalej. Bo to co mnie spotkało nie było złym snem, tylko rzeczywistością. Rzeczywistością, która odebrała mi najważniejszą dla mnie osobę. Rzeczywistością w której nie miałam już nic i na niczym mi nie zależało.

Wtedy Aria umarła. Odeszła z chłopcem którego kochała. Na jej miejscu pojawiła się dziewczyna z której już niemal nic nie zostało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro