Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Aiden

Właśnie pożegnałem moich przyjaciół i sprzątałem bałagan w domu, kiedy mój telefon znowu zaczął dzwonić. Westchnąłem widząc, że to Toby. Dzwonił od wczoraj, a ja nie odbierałem, ale chyba wypadało w końcu z nim pogadać.

- Tak? – przywitałem się szorstkim tonem, a Toby westchnął z ulgą

- Stary! Dzięki że odebrałeś, słuchaj ja… Nie wiem co powiedzieć. Tak strasznie cię przepraszam! Nie miałem pojęcia, że kręcisz z Arią, gdybyś mi powiedział nigdy bym cię nie wydał!

- Człowieku, nie wydał? Gwen to nie jest moja kobieta, tylko przyjaciółka, która ma męża i syna, zresztą przyjechała do mnie wczoraj właśnie z nimi. Wyszliśmy na przyjacielskiego drinka, a nie na romantyczną randkę! Rany nic nie zrozumiałeś, a później pieprzysz jakieś bzdury i siejesz zamieszanie! Wiesz jak to się mogło skończyć?

- Przepraszam! Ale ty tez mogłeś mi powiedzieć, że jesteś z Arią! Skąd mogłem wiedzieć? Ona jest sporo młodsza od nas i dla mnie jawi się jako totalnie nieosiągalna, nie przyszło mi do głowy, że łączy was coś więcej!

Westchnąłem poirytowany, ale nie zamierzałem się kłócić. Byłem wściekły, że Aria tak się stresowała przez Tobyego, ale finalnie skończyliśmy w jej domu, dając sobie wzajemnie całą masę przyjemności. Do tej pory przechodziły mnie ciarki, kiedy przypomniałem sobie jak ją dotykałem, albo jak ona robiła mi dobrze ustami.

Dzisiaj musiałem to powtórzyć…

- Okej. Trudno, co się stało to się nieodstanie.

- Ale między wami dobrze? – spytał Toby, wyraźnie przejęty.

- Tak, nawet lepiej niż dobrze. Jesteśmy oficjalnie razem, więc jestem najszczęśliwszym facetem na świecie i nie chcę mi się marnować czasu na kłótnie. Masz fart.

- Stary, to wspaniale! Cholera, zazdroszczę ci. Wpadnij do „Malibu” Akurat tam idę. Pogadamy, opowiesz mi co i jak. Nie daj się prosić!

Zerknąłem na godzinę. Była dwunasta, a z Arią umówiliśmy się dopiero na siedemnastą.

- No nie wiem.

- No weź. Wiesz jak cholernie nudne jest moje życie? Przy okazji osobiście cię przeproszę i postawię ci drugie śniadanie. Chyba, że jesteś umówiony z Arią?

Toby był rozwodnikiem, wiecznie tęskniącym za swoim synem i byłą żoną, która wyjechała do Nowego Jorku w pogodni za hydraulikiem, który zawrócił jej w głowie podczas naprawy ich kranu. Zawsze współczułem Tobyemu i po części się z nim utożsamiałem. Obaj byliśmy nudni i samotni. Aż do teraz. Chyba mogłem poświęcić mu chwilę.

- Dobrze. Wpadnę za pół godziny. Ale nie jestem głodny, możesz zamówić mi tylko kawę, okej?

- Super, stary. W takim razie dzięki i do zobaczenia!

Skończyłem sprzątanie, ogarnąłem się w kilka minut i poszedłem na spotkanie z Tobym.

Siedział przy jednym ze stolików z miną zbitego psa, więc postanowiłem zupełnie mu odpuścić.

- Jesz sałatkę? – spytałem przybijając z nim piątkę i siadając na krześle naprzeciwko.

- Tak, zacząłem się zdrowo odżywiać.

- Spoko. Niezły pomysł.

- Aiden, tak strasznie mi przykro z powodu tego, że wam namieszałem.

- Okej nie ma o czym mówić. Ważne, że teraz jest w porządku.

- Cholera! Aria Vidal, stary. Ona jest poza skalą!

- Wiem. A co u ciebie? Jak się czujesz, dawno się nie widzieliśmy…

Toby zaczął opowiadać mi co u niego słychać i jakie zlecenia miał w pracy. Naprawiał motocykle, więc był to naprawdę ciekawy temat. Dyskusja totalnie nas pochłonęła, kiedy usłyszeliśmy damski głos.

- Cześć Toby! Możemy się przysiąść? Wszystkie stoliki są zajęte… - dwie dziewczyny stały przy naszym stoliku i gapiły się na nas… dość prowokująco.

- W sumie nie ma problemu. Jeśli mój przyjaciel się zgadza. – Toby spojrzał na mnie niepewnie, a ja pokiwałem głową

- Spoko, ja tylko dopije kawę i spadam także siadajcie – powiedziałem, a one szybko zajęły miejsca i rozłożyły menu.

- Szkoda, słodki jesteś. Jak ci na imię?

- Aiden – przedstawiłem się pijąc moja gorącą kawę w ekspresowym tempie.

- Ładnie. Pasuje do ciebie. Ja jestem Jenna, a to jest Jay.

- Może jednak zostaniesz? – spytała druga z nich, a ja westchnąłem

- Pewnie nie. Aiden wszedł w nowy związek i chyba właśnie idzie spotkać się ze swoją dziewczyną, tak? – próbował wyręczyć mnie Toby.

- Jeszcze nie, ale niedługo.

- Szkoda. Ale ona na pewno nie będzie zazdrosna, że po prostu siedzisz z nami przy stoliku, prawda? – spytała Jay.

- Na pewno nie. I to nie o to chodzi – powiedziałem bo faktycznie wiedziałem, że Aria nie byłaby zazdrosna o to, że siedzę z kimś przy jednym stole. Ale skoro nie miałem jak pogadać już z moim kumplem na nasze męskie tematy to po prostu nie widziałem sensu, aby dłużej tu siedzieć.

- Kim jest ta szczęściara? To małe miasto może się znamy? - spytała dziewczyna, a ja już miałem odpowiedzieć, że to w sumie nie jej sprawa, kiedy usłyszałem głos Tobyego.

- Aria Vidal. Mieszka koło plaży, taka śliczna brunetka.

Dziewczyny spojrzały na siebie wymownie i wytrzeszczyły oczy ze zdziwienia.

- Aria Vidal? Poważnie? – powiedziała jedna z nich, a Toby z uśmiechem pokiwał głową.

- O cholera, chodziłyśmy z nią do liceum! Zresztą z całą trójką! Aria Vidal, Willie Holder i Tristan Clark, znam ich wszystkich! Znaczy widywałam ich na korytarzach w szkole, ale to prawie to samo.

- Aria jest kilka lat od nas młodsza, ale faktycznie chodziłyśmy do jednego z liceum. Jest prześliczna. Zawsze taka była. To takie straszne co ją spotkało... – westchnęła Jay, a ja poczułem jak przechodzą mnie ciarki.

- Kto by się spodziewał co? Aria tak się z nimi przyjaźniła, normalnie byli nierozłączni. Ona plus gorętszy niż sam diabeł Tristan i słodziutki, śliczniutki Willie.  Każdy chciałby być serkiem w tej kanapce!

- Przestań Jenna… To brzmi jakby robili jakiś trójkąt i jakby ona z nimi sypiała, a tak nie było. – Jay dźgnęła palcem powietrze, na co Jenna wywróciła oczami.

- No ale koniec końców z którym w końcu ma tego dzidziusia?

- Z Willem, na pewno. Widziałam tą dziewczynkę, wygląda jak Willie… - Jay powiedziała z uczuciem, zgniatając w dłoni serwetkę.

- Och mówisz tak bo się w nim bujałaś od podstawówki… - Jenna machnęła dłonią i zmierzyła przyjaciółkę niezbyt przyjemnym spojrzeniem, a mi robiło się coraz bardziej niedobrze.

- I co z tego? Dzięki temu pamiętam go dobrze i wiem, że ta mała jest jego. Ma ciemne, kręcone włosy, a nie proste i blond. Poza tym ma oczy Willa. To jego córka.

- Uff… całe szczęście – westchnęła dramatycznie Jenna, wachlując się menu -  Nie znam Arii, i z reguły jestem mało wrażliwa, ale nawet ja bym jej współczuła gdyby urodziła dziecko temu psychopatycznemu mordercy i gwałcicielowi. Nie ważne, że był gorętszy niż sam Hades…

Że co, do cholery?!

- Mogłabyś już przestać, Jenna? – Jay była ewidentnie zakłopotana, zerknęła na mnie z przepraszającą miną, a ja jedynie siedziałem jak skamieniały, starając się wydusić choćby słowo i oddychać.

Pewnie powinienem im powiedzieć, że nie życzę sobie, aby plotkowały o mojej dziewczynie, pewnie powinienem uciąć ten temat, wstać, wyjść i porozmawiać o tym z Arią. Pewnie powinienem wiele rzeczy. Ale zamiast tego zamarłem w bezruchu i słuchałem. Serce waliło mi w piersi i robiło mi się niedobrze ale i tak nie potrafiłem przestać słuchać….

- Och, on przecież to wszystko wie. W końcu to jej facet! – żachnęła się Jenna

- O czym wy mówicie, do jasnej cholery? – spytał lekko przerażony Toby.

- Ty nic nie wiesz? Trzy lata temu żyło tym całe miasto, mówię serio.

- Przeniosłem się stąd z Alabamy dwa lata temu… - odparł niepewnie, na co Jenna pokiwała głową.

- W takim razie jesteś wytłumaczony... A więc, tak jak mówiłam jakieś trzy lata temu żyło tym całe miasto. Aria i Willie to takie złote dzieciaki Marco Island. Wszyscy ich kojarzyli, bo pochodzili z wpływowych rodzin, Aria jest nieludzko piękna, a za Williem też większość dziewczyn wodziła maślanym wzorkiem. Słodki był. Tylko strasznie chudy, mi się nie podobał, ale kto co woli…

- Jenna! – Jay zrobiła oburzoną minę, ale Jenna zacmokała i  bezceremonialnie kontynuowała.

- W moim typie był Tristan. Och rany, ależ on był gorący, te jego złote włosy, bursztynowe oczy i bezczelny uśmiech…  miałam ochotę się na niego rzucić za każdym razem kiedy go widziałam. Ale on kochał tylko Arię. Aria, Aria, Aria. Rany miał prawdziwego fioła na jej punkcie. Willie i Aria przyjęli go do swojej paczki, jeszcze jako małe dzieciaki, mimo, że odkąd się urodzili byli tylko we dwoje. Zamieszkał po sąsiedzku i stworzyli taki, no wiecie „trójkącik” – Jenna powiedziała sugestywnie pokazując trzy palce i poruszając brwiami.

- Jenna! Oni nie sypiali ze sobą. Willie na pewno nie sypiał z Arią! – Jay zrobiła się czerwona – Poza tym twój ojciec mówił, że w dniu kiedy to się stało ona straciła dziewictwo, wiec to chyba mówi samo przez się, prawda? Nie bądź okropna!

- Och, no dobra, dobra. Nie miałam na myśli erotycznego trójkąta. Ale miłosny już tak. Tak czy inaczej byli nierozłączni. Wszyscy obstawili z którym w końcu Aria wyląduje w łóżku, ale raczej każdy typował Trisa. Willie kochał ją i to bardzo, ale ona traktowała go jak młodszego braciszka. Natomiast Trisa nie dało się traktować jak młodszego braciszka. Był zbyt seksowny. Zbyt zwierzęcy, magnetyczny…. Och dlaczego ci psychole zawsze muszą być tacy atrakcyjni!?

- Nie wytrzymam… - Jay schowała twarz w dłoniach.

- No cóż. Tak czy siak. Aria  w pewnym momencie odstawiła Trisa na bok. Instynkt chyba dobrze jej podpowiadał, bo coś ją w nim wystraszyło. Willie wciąż się z nim kumplował, ale Aria nie chciała się zadawać z Tristanem, a on jak wspominałam totalnie za nią szalał. Miał na jej punkcie obsesję. Więc, kiedy pewnego dnia Aria i Willie przyjechali do Marco Island podczas przerwy wakacyjnej… Aria zaginęła. – Jenna powiedziała mrocznym tonem, a mnie przeszły ciarki.  - Mało tego. Kolejnego dnia okazało się że bez śladu zniknął także Willie. Oboje. Oboje przepadli. To nie w ich stylu. Willie taki słodki grzeczny chłopiec, Aria tym bardziej… I wiecie co się okazało? Tristan. Odjebało mu po całości. Kiedy Aria wracała wieczorem porwał ją i zaciągnął do domku na przedmieściach. Robił tam z nią Bóg wie co, ale mój ojciec który ją po wszystkim badał powiedział, że jeszcze nie widział aby ktoś był w takim stanie. Zgwałcił ją, połamał jej żebra, pewnie nieźle z nim walczyła, bo podobno dosłownie cała była we krwi. A Willie. Williego miało tam nie być. Ale oczywiście ją znalazł. Kto jak nie on? Tego co tam się działo nie wie nikt. Wiemy tylko, że kiedy ją znalazł zobaczył coś strasznego i że działo tam coś naprawdę pojebanego. Coś czego Willie nie przeżył. Tristan chciał z nią uciec. Wyjechać gdzieś gdzie nikt ich nie znajdzie, przetrzymywać siłą, zamknąć w jakieś piwnicy czy cholera wie gdzie, byle była tylko jego.  Ale nie spodziewał się Willa, konieczności sprzątania zwłok i tak dalej. Więc ich znaleźli. W nocy po dwóch dniach… A właściwie znaleźli ją bo Tristan akurat był na etapie zakopywania trupa gdzieś w lesie…

- Przestań pierdolić. Wkręcacie mnie! – Toby był przerażony i patrzył to na mnie to na dziewczyny, a ja zagryzałem policzki do krwi i niemal się trząsłem.

- Myślisz że potrafiłabym wymyślić coś podobnego? Holder nie żyje. Tristan go zabił. Pytanie tylko w takim razie jakim cudem Aria urodziła dziecko Willa, skoro to Tris ją zgwałcił, a na dodatek rozdziewiczył. – Jenna skończyła konspiracyjnym szeptem

- O Boże… - Jay złapała się za serce i widać było, że jest jej niedobrze.

- No. To teraz rozumiesz, dlaczego żyło tym całe miasto. Wszyscy byli w szoku, kiedy Aria postanowiła zachować ciążę będącą wynikiem tej masakry. Ale ona kochała Willa nad wszystko na świecie i chyba tylko dzięki temu dziecku jakoś to przeżyła. A jeśli mała jest Willa… To, no cóż. Całe szczęście. Chociaż nie mam pojęcia jak do tego doszło. Na pewno nie przespała się z Holderem ot tak, dla zabicia czasu. Skoro Tris ją zgwałcił pewnie była strasznie obolała. Nie mam cholernego pojęcia!

- Jenna przestań już, błagam cię. – Jay była cała czerwona, pewnie podobnie jak ja. Wstałem bez słowa od stolika i ruszyłem do wyjścia.

To co one mówiły było prawdą? Jeśli tak… Mój Boże . O Boże. Nie potrafiłem sobie nawet tego wyobrazić. To niemożliwe, prawda? To nie mogło stać się naprawdę…

Wsiadłem do auta, a dłonie drżały mi tak bardzo że nie mogłem trafić kluczykiem do stacyjki. Była trzynasta, ale nie zamierzałem się zastanawiać nad tym czy powinienem jechać do Arii. Po prostu musiałem. Musiałem ją zobaczyć i z nią porozmawiać, chociaż spróbować. Musiałem być teraz przy niej, musiałem być blisko. Inaczej pewnie bym zwariował.

Wziąłem kilka uspakajających wdechów, aby nie jechać autem gdy byłem tak bardzo roztrzęsiony. Kiedy względnie się uspokoiłem, ruszyłem do domu mojej dziewczyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro