Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

ARIA

Kila godzin wcześniej

Skoro Aiden nie miał dzisiaj wieczorem czasu, postanowiłam spotkać się z Natalie. Wyszłam z domu koło siedemnastej i poszłam do Sunset. Nat już na mnie czekała, więc przywitałyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać, kiedy zauważyłam Tobyego, przyjaciela Aidena.

Siedział sam przy stoliku i patrzył na mnie wymownie, więc usiadłyśmy przy nim.

- Cześć Toby, co słychać?

- Wszystko dobrze. Ale jest piątek, a ja nie mam z kim spędzić wieczoru. Nikt nie ma dzisiaj czasu. Aiden też.

- No tak, ma gości. – odparłam kiwając głową

- Tak, przyjechała do niego ta jego kobieta z dzieckiem… Podobno będzie z nią dzisiaj w Malibu. Nawet chciałem dołączyć, ale mówił, że spędzają wieczór tylko we dwoje. Jakaś romantyczna randka, czy coś. – zachichotał upijając łyk napoju.

Jego kobieta z dzieckiem? Tylko we dwoje? Romantyczna randka?

Zrobiło mi się gorąco i duszno jednocześnie.

- Słucham?

- No ta Gwen. Ta z Atlanty. Nie znam jej, ale to chyba jego kobieta, bo kiedyś jak dzwoniła i pytałem co to za laska to powiedział, że to matka jego dziecka, czy coś w tym stylu. To było już jakiś czas temu, ale… No tak czy inaczej Aiden jest raczej zamknięty w sobie, ostatnio zaczął się przyjaźnić z wami, ale wcześniej to mało wychodził. Pomyślałem wtedy, że to dlatego, że w Atlancie ma rodzinę.

Było mi niedobrze, tym bardziej, że kiedy z nim rozmawiałam słyszałam małe dziecko i kobiecy głos. O. Mój. Boże.

- Jesteś pewien? – spytała martwym głosem Nat, patrząc na mnie z przerażeniem.

Toby popatrzył na nią, później na mnie i zrobił wielkie oczy.

- To ty i Aiden? Was łączy coś więcej? Nie miałem pojęcia, myślałem, że tylko się przyjaźnicie… Słuchaj, ja nic nie wiem. Znaczy wiem tylko, że kiedy pytałem o tą Gwen powiedział, że to dziewczyna którą zna od zawsze, przyjaciółka, mają dziecko… Chyba córkę. Cholera, przepraszam, nie chciałem się w to mieszać!

Zrobiło mi się ciemno przed oczami i nie mogłam nic poradzić na to, że napłynęły mi do niech łzy. Wstałam szybko od stolika i pognałam do swojego samochodu.

- Aria! Oddawaj kluczki, nie będziesz prowadziła w takim stanie, słyszysz? – Nat pobiegła za mną i zabrał mi kluczyki, a ja oparłam się o swój samochód i zaniosłam się szlochem.

- O mój Boże… Chyba nie mogę oddychać. – złapałam się za klatkę piersiową, starając się złapać oddech.

- Ja pierdolę. Proszę cię, spójrz na mnie.

Popatrzyłam na Nat, a ona mocno mnie objęła.

- Nie mogę w to uwierzyć. – powiedziała, a ja zaszlochałam w jej ramiona. – Zabieram cię stąd. – powiedziała i otworzyła drzwi od mojego samochodu, wpychając mnie do środka.

Ból który czułam był tak straszny, że miałam ochotę krzyczeć. Niby znałam go krótko, ale on wszystko zmienił. Zmienił moje życie, sprawił, że nabrało zupełnie nowego sensu, że przestawałam być martwą skorupą, zaczynałam żyć, pragnąc i kochać.

I to wszystko okazało się kłamstwem?

Pojechałyśmy do mnie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam wypłakiwać sobie oczy. Dosłownie.

- Może do niego zadzwonię? – spytałam, patrząc z nadzieją na swój telefon.

- O nie. Pójdziesz tam. Ma być z tą laską w Malibu. Podejdziesz do nich, spojrzysz mu w oczy, chluśniesz mu drinkiem w twarz i powiesz tej biedaczce, jak zabawia się jej facet, kiedy ona siedzi z ich dzieckiem w domu.

Jej facet. Nie mój. Ich dziecko… Znowu wybuchłam płaczem, a Nat nalała mi drinka.

- Wypij to. – zakomenderowała. – Całe, duszkiem. Nie będziesz tu siedziała całą noc i dusiła się od łez. Pójdziesz tam i to załatwisz.

Wypiłam drinka, a alkohol palił mnie w gardło. Znowu zaczęłam szlochać. Później wypiłam kolejnego i zaczęłam czuć, jak kręci mi się w głowie

- Ale ja go kocham! – krzyknęłam dramatycznie, nieźle wstawiona.

- Nie można kochać kogoś kto robi coś takiego! Całe szczęście, że się w porę dowiedziałaś… Wiem, że to trudne Ari i nie zasłużyłaś na to. To po prostu potworne. Ale musisz być silna. Rozumiesz?

Pokiwałam głową dmuchając w chusteczkę i czując coraz większą pustkę w sercu.

- Nie wiem jak to zniosę. - pokręciłam głową – On jest dla mnie wszystkim…

- Aria, masz Ellie. Pomyśl o niej.

- Wiem! Nie mam na myśli, że jest wszystkim w takim sensie. Kocham moje dziecko i robię dla niego co tylko mogę każdego dnia. Ale on jest wszystkim, czego kiedykolwiek pragnęłam. Tak bardzo go chcę, Nat!

- Przykro mi Ari. Ale wcale nie chcesz kłamcy zdradzającego swoją kobietę. Nieważnie jak bardzo jest seksowny. Lepiej wiedzieć wcześniej… - powiedziała Nat i poklepała mnie po ramieniu.

Miała rację. Ale nie potrafiłam uwierzyć w to co usłyszałam

- Pójdę tam. Muszę mieć zupełną pewność, że Toby miał rację. A jeśli miał, to musze sobie to z nimi wyjaśnić.

- To mi się podoba, Ari.

                                                                ***

Było już po dwudziestej, kiedy wyszłam z domu.  Kręciło mi się w głowie, bo byłam dość mocno wstawiona.

Weszłam do klubu, ale już na parkingu zauważyłam jego auto. Rozejrzałam się po stolikach i wtedy go zobaczyłam. Z nią.

Siedzieli blisko siebie, patrząc sobie w oczy i głośno się śmiali. Jeśli chodzi o tę kobietę, to zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałam. To była zupełnie zwyczajna dziewczyna, miała dość ładną, okrągłą buzię, puchate włosy związane w niedbały kucyk i miły uśmiech. Była raczej niziutka i zaokrąglona. Na twarzy nie miała makijażu, za to sporo piegów i dość ciemną karnację. Ubrała się skromnie w za duże spodnie i luźną koszulkę rozpinaną na guziczki, przez co ja w mojej wyuzdanej kiecce czułam się jak jakaś puszczalska małolata.

Pomyślałam o tym, co chciałam zrobić i pokręciłam głową. Ta kobieta nie zasługiwała na coś takiego. Na publiczne upokorzenie. Była matką, do cholery! Matką jego dziecka. I chociaż wszystko we mnie krwawiło i irracjonalnie zazdrościłam jej tego, że on należy do niej, mimo że był przecież zdrajcą, nie miałam zamiaru jej krzywdzić. Powinna się dowiedzieć. Ale z pewnością nie w takich okolicznościach.

Wypuściłam oddech, byłam sama bo Nat miała dołączyć do mnie za jakieś pół godziny. Usiadłam przy barze i znowu zachciało mi się płakać.

- Ej cześć piękna. Czego się napijesz? Na mój koszt… - barman mrugnął do mnie, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie, dziękuję. – odparłam. I tak czułam się coraz bardziej pijana. Przed wyjściem Nat wmusiła we mnie jeszcze jednego drinka. Wstałam od baru i poszłam na parkiet. Zamierzałam poczekać chwilę na przyjaciółkę i zabrać się jak najdalej stąd.

Leciała akurat jedna z moich ulubionych piosenek, więc mimowolnie zaczęłam się kołysać w jej rytmie. Kręciło mi się w głowie, a oczy piekły mnie od łez. Nagle poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Podniosłam powieki i zobaczyłam jakiegoś wysokiego szatyna patrzącego na mnie w dość obleśny sposób.

- Możesz mnie zostawić? – spytałam szorstkim tonem, odtrącając jego dłonie.

- Kochanie, nie bądź taka… Może byśmy się dzisiaj razem zabawili, co? – spytał znowu mnie dotykając.

Próbowałam się odsunąć i spiorunowałam go wzrokiem.

- Nie jestem twoim kochaniem…

Nagle zobaczyłam jak Aiden popycha go na ścianę i patrzy na niego z żądzą mordu.

- Nie słyszałeś co powiedziała do ciebie moja kobieta, skurwielu? – warknął, a mnie wmurowało.

- Stary, sorry! Nie miałem pojęcia, że jest z tobą! Masz piękną dziewczynę, więc bardziej jej pilnuj. Już mnie nie ma i co złego to nie ja! – szatyn taktycznie się oddalił zapewne widząc jak zbudowany jest Aiden.

Wtedy popatrzyliśmy na siebie, a mi stanęły w oczach niechciane łzy.

- Aria co się dzieje? Co tu robisz? – spytał próbując mnie dotknąć.

- Nie dotykaj mnie, Aiden. – powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Poczułam jak jego silne ręce łapią mnie w talii.

- Hej, co jest grane? Porozmawiaj ze mną! – powiedział desperackim tonem, obracając mnie w swoja stronę.

- Możesz nie robić scen? Ta kobieta i tak już wystarczająco się przez ciebie wycierpiała.

- Jaka kobieta?

- Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz o kogo chodzi? No to cię oświecę. O twoją kobietę, okej? Tę samą, z którą masz dziecko. O którym mi nie powiedziałeś. I o której mi nie powiedziałeś. Jak mogłeś? – ostatnie zdanie powiedziałam ze łzami w oczach, załamującym się tonem.

Aiden patrzył na mnie zupełnie zdezorientowany.

- Kto ci nagadał takich rzeczy? – spytał poważnym głosem.

- Co to ma za znaczenie? Może powiesz mi, że to nieprawda?

- Oczywiście, że to nieprawda! Gwen jest moją przyjaciółką, ale ma męża i dziecko, którzy czekają na nią u mnie w domu.

- I to nie jest twoje dziecko? – spytałam jednocześnie czując wielką ulgę, jak i zażenowanie.

- Nie, nie moje. Kochanie, błagam cię… - pociągnął mnie w swoja stronę i przytulił mocno, a ja wtuliłam się w jego szyję. Pociągnęłam nosem czując, że znowu chce mi się płakać. Tym razem ze szczęścia. Wypuściłam powietrze z ulgą i objęłam go mocno.

- O Boże, tak strasznie się cieszę. Przepraszam! – wyszeptałam, kiedy nagle usłyszeliśmy chrząknięcie.

Odkleiłam się od Aidena i spojrzałam na jego przyjaciółkę która stała przy nas i uśmiechała się szeroko.

- Rany, hej! Jestem Gwen, bardzo mi miło. – wyciągnęła do mnie rękę, a ja złapałam za nią potrząsając ochoczo.

- Nie, to mi jest miło! – powiedziałam zdecydowanie zbyt entuzjastycznie. Miałam nadzieje, że jest jeszcze jakaś szansa aby ta miła dziewczyna nie wzięła mnie za wariatkę -  Tak strasznie was przepraszam, że wam przeszkodziłam.

- Nie, ani trochę nam nie przeszkodziłaś. I bardzo chciałam cię poznać. Aiden miał wielką ochotę wziąć cię dzisiaj z nami, ale uparłam się, że mamy iść tylko we dwójkę. Mój mąż został z synem, więc mam wychodne i chcieliśmy trochę pogadać.

Pokręciłam głową wściekła na Tobyego. Co on w ogóle nawymyślał?

- Oczywiście, już mnie nie ma. Jestem trochę pijana i chcę żebyś wiedziała, że nie zachowuję się tak na co dzień. Ale zaraz będzie tu moja przyjaciółka. Pojadę do domu i już nie będę robiła zamieszania…

- Ale nie musisz już iść… Tym bardziej, że to ja za chwilę miałam jechać do domu. Jesteśmy tu już od kilku godzin i mój mąż powoli wymięka… - powiedziała Gwen, pokazując na swój telefon.

- Właśnie. Poza tym nie ma szans, żebym puścił cię samą…- dodał Aiden.

- Nie samą, tylko z Nat…

- Co tu się dzieje? – zapytała twardym tonem Natalie stając przy nas i gromiąc wzrokiem Aidena.

- Natalie, to nieporozumienie. – powiedziałam, chociaż język zaczął mi się plątać, bo coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Aiden spojrzał na mnie z troską. Oparłam się o jego ramię, a on splótł palce naszych dłoni.

- Dlaczego zostawiłaś ją tu w takim stanie? – spytał, zwracając się do Nat z pretensjami.

- Cholera Ari, serio masz aż tak słabą głowę? I jak to nieporozumienie? Toby mówił, że będziesz tu ze swoją żoną, matką twojego dziecka, na romantycznym wieczorze tylko we dwoje! Że macie córkę i dlatego nie umawiałeś się z kobietami, bo w Atlancie czeka na ciebie rodzina!  - Nat dźgnęła palcem powietrze, a ja się skrzywiłam z zażenowania.

- Zabiję go…

- Aiden, uspokój się z tym zabijaniem… – dodała Gwen.

- To moja wina. – wybełkotałam.

- Och Aria, kogo jak kogo, ale to z pewnością nie twoja wina. Już prędzej moja. Ja ją upiłam i kazałam jej tu przyjść, bo bałam się, że zapłacze się na śmierć w domu. Przepraszam! Całe szczęście, że to tylko ściema. Uff… - Nat wypuściła powietrze i pociągnęła łyka ze swojego drinka - Och, przepraszam. Jestem Natalie.

- Gwen. - szatynka przedstawiła się z uśmiechem.

- A więc to ty! Całe szczęście! To było straszne… Dosłownie przeżyłam chwilę grozy, słowo daję! Nawet nie wspomnę o Arii, biedaczka prawie dostała zawału.

- Nat, błagam cię… - próbowałam jej przerwać, bo i tak czułam  się wystarczająco upokorzona całą tą sytuacją.

- Skąd ten Toby to wytrzasnął? Wyobraź sobie, że naopowiadał nam, że masz z nim dziecko – Nat zwróciła się do Gwen parskając i kręcąc głową.

Aiden lekko zesztywniał i spojrzał na swoją przyjaciółkę dość wymownie. Natie oczywiście to zauważyła i zrobiła zmieszaną minę.

- Bo w końcu nie macie, tak? Rany, weźcie się w końcu określcie, bo czuję się jak w jakieś brazylijskiej telenoweli…

- To właściwie zdecydowanie nie jest temat na teraz. I nie mamy dziecka, ale mieliśmy. – powiedział Aiden, a do mnie dopiero po kilku chwilach dotarło znaczenie jego słów.

- Kto? Wy? – oczy Nat zrobiły się wielkie jak spodki, wodziła wzrokiem między Aidenem i Gwen jakby próbowała to sobie jakoś poukładać w głowie. – Jak to mieliście?

Czułam się tak pijana, że nie potrafiłam sklecić logicznego zdania. Poczułam tylko ból widząc smutek na jego twarzy. Zakryłam swoje usta dłonią, a po policzkach zaczęły lecieć mi łzy.

- O mój Boże… – wychlipałam.

- Dobrze koniec na dzisiaj, bo ona naprawdę dostanie zawału. Cholera, przykro mi. Ja… Lepiej już pójdę, bo pewnie powinnam zostawić was samych. Chyba, że mam zawieść Arię do domu? – spytała Nat

- Nie ona zostaje ze mną. – powiedział kategorycznie Aiden, a ja mocniej wczepiłam się w jego ramię.

- Dobrze, to weź ją do siebie, albo zawieź do niej, bo chyba nie powinna już, no wiesz… Myślę, że musi odpocząć.

- Wiem, co robić Natalie. – odparł.

- Dobrze już dobrze. Pa Ari, zadzwoń jutro. – Nat objęła mnie delikatnie, a ja pokiwałam głową.

Aiden wziął moją twarz w swoje dłonie i popatrzył na mnie ze smutkiem.

- Skarbie, jak się czujesz? Proszę uspokój się, już wszystko dobrze… - nie mogłam nic poradzić na to, że cały czas z oczu leciały mi niechciane łzy. Byłam taka smutna i rozstrojona. A do tego było mi niedobrze. – Zabiorę cię do domu, okej?

- Źle się czuję. A do tego popsułam wam wieczór. No i… Nie wiem co powiedzieć, tak strasznie mi przykro – wychlipałam

- Wiem, kotku. Zawiozę cię do domu…

- Nie, Aiden to mnie zawieziesz do domu. I pojedziesz z nią do niej. To chyba oczywiste, ze nie zostawisz jej samej w takim stanie.

- Nie zamierzałem zostawić jej samej, planowałem ją zabrać z nami.

- Chyba powinniście zostać sami. Wytłumacz jej wszystko na spokojnie, a ja i tak muszę już wracać do Tedda bo zupełnie nie może sobie poradzić z Dennym. Od godziny pisze mi, żebym przyjechała. Pomijam, że za chwile eksplodują mi cycki. Chodźcie, idziemy stąd. – Gwen machnęła na nas i ruszyliśmy na parking. Skuliłam się na tylnym siedzeniu samochodu Aidena. Kiedy Gwen wychodziła pożegnałam się z nią, obiecując, że następnym razem na pewno nasz wieczór będzie bardziej udany, a kobieta obdarzyła mnie przemiłym uśmiechem. Była naprawdę w porządku.

Później pojechaliśmy do mnie.

Zaparkowaliśmy na moim podjeździe, wyszłam z auta i zaczęłam wlec się do domu. Aiden podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, a ja spojrzałam na niego z przepraszającą miną, totalnie wykończona. Robiło mi się coraz bardziej niedobrze.

Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Stanęłam opierając się o ścianę, a on podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Zaplotłam wokół niego ramiona, kiedy przeniósł mnie przez korytarz i posadził na kanapie w salonie. Klęknął przede mną i zaczął ściągać mi buty. Rozpinał cieniutkie paseczki moich sandałków na obcasie, a później położył moją stopę na swojej klatce piersiowej, drugą moją nogę zostawiając na podłodze. Jego palce zaczęły masować łydkę, później udo, poczułam jak jego dotyk zaczyna mnie podniecać. Nie sądziłam, że jestem skłonna wykrzesać z siebie choć odrobinę jakiejkolwiek energii, a tu proszę. Jednak nie posunął się ani odrobine dalej, tylko ugniatał moje ciało, jakby chciał w ten sposób mnie zrelaksować, czy sprawić że lepiej się poczuję. Przysunął się bliżej mnie, co jakiś czas składając delikatne pocałunki po wewnętrznej stronie mojego uda, wciąż klęcząc między moimi nogami.

- Przepraszam… Za chwilę chyba spalę się ze wstydu. – wyszeptałam nie patrząc mu w oczy.

- Kochanie to ja przepraszam cię za tę całą sytuację. Kiedy postawie się na twoim miejscu… Wcale ci się nie dziwie i jutro ci wszystko dokładnie wytłumaczę, okej? Ale dzisiaj powinnaś już odpocząć.

Złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie, a on oparł się o mnie przysuwając swoją twarz do mojej.

- Jak się czujesz? – spytał, a ja dotknęłam go czule, gładząc kciukiem po jego policzku i ustach.

- Strasznie się bałam, że to prawda. Że nic dla ciebie nie znaczę. – wyszeptałam, a Aiden zrobił zbolałą minę.

- Kochanie, szaleję za tobą rozumiesz?

- Ja za tobą też. I chyba cię kocham. – powiedziałam, bo byłam pijana, kręciło mi się w głowie i było mi już wszystko jedno. Mówiłam po prostu to co mi przychodziło do głowy i w sumie całą prawdę. Nic nie mogło mnie powstrzymać. No może poza wymiotami, albo utratą przytomności, co w sumie mogło się wydarzyć, a nawet było całkiem prawdopodobne. Zamrugał wpatrując się we mnie intensywnie, jakby z niedowierzaniem, a później docisnął swoje usta do moich w czułym, delikatnym pocałunku.

- Skarbie, ja ciebie też. Jesteś taka słodka...

- Zawsze wiedziałam, wiesz? Że gdzieś tam na mnie czekasz. Willie się ze mnie śmiał i dziwił się, że jestem taka uparta i nawet na studiach nie umawiam się na randki. Mówiłam mu, że kiedy poznam mężczyznę, którego będę mogła pokochać, to po prostu będę to wiedziała. I teraz to wiem. – zaśmiałam się na wspomnienie tego, jak Willie mnie przedrzeźniał w naprawdę uroczy i zabawny sposób.– Mówił, że jestem beznadziejną romantyczką. - dodałam wzruszając ramionami, a Aiden patrzył na mnie z uczuciem, ale też lekką konsternacją.

- Ty i Willie, nie byliście razem?

- Nie. Willie był dla mnie jak brat. Znaczy, kiedy byliśmy dzieciakami, to trochę się dotykaliśmy. Ale bardziej z ciekawości. Oczywiście nie byliśmy spokrewnieni, ale znaliśmy się od zawsze. Ja i on to zdecydowanie nie byłby dobry pomysł, nie mogłam się na to zgodzić, a po jakimś czasie Willie przyznał mi rację. Nie mogliśmy tak zaryzykować naszej przyjaźni, tym bardziej, że nigdy nie chciałam związku z moim najlepszym przyjacielem. – wzruszyłam ramionami.

- Ale… Myślałem, że to właśnie Willie jest tatą Ellie.

- Tak, bo jest. Dzięki Bogu… Znaczy nigdy nie dane mu było nim być, ale biologicznie jest ojcem Ellie. – wybełkotałam, a Aiden wydawał się zupełnie zdezorientowany. Jednak jakoś nie mogłam skojarzyć dlaczego. Nagle przypomniałam sobie to co usłyszałam w klubie.

- Aiden… Czy ty straciłeś dziecko? – spytałam, a łzy znowu napłynęły mi do oczu. Wypuścił drżący oddech i spojrzał mi w oczy.

- Tak kochanie. Miałem córkę, ale niestety odeszła. Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałem, ale chyba naprawdę nie potrafię mówić o tej stracie…

- Nie przepraszaj, dobrze to rozumiem. Mój Boże tak strasznie, strasznie mi przykro. To takie niesprawiedliwe… 

- Wiem kotku i obiecuję, że o tym porozmawiamy, ale myślę, że jutro, dobrze? Dzisiaj już naprawdę powinnaś odpocząć.

Pokiwałam głową.

Aiden znów delikatnie masował moje ciało trzymając mnie w swoich ramionach. Było mi tak cudownie, czułam się taka bezpieczna. Po jakimś czasie wstał i pociągnął mnie za sobą.

- Chcesz wziąć prysznic? – spytał lekko zachrypniętym głosem i omiótł wzrokiem moje ciało. Przełknął ślinę i z zakłopotaniem odwrócił wzrok.

- Chciałabym, ale pomożesz mi? – spytałam zupełnie beztrosko, niemal nieświadoma tego, co właśnie mu proponuje. – Nie czuje się zbyt pewnie. – to była prawda. W głowie miałam prawdziwy kołowrotek. Teraz kiedy stałam na nogach, podtrzymywana przez Aidena zastanawiałam się jaki skomplikowany ruch mam wykonać, aby zrobić krok. Rany to wydawało się naprawdę trudne, niemal niewykonalne. Głowę miałam na wysokości jego torsu, a analiza tego jak miałabym przedostać się do łazienki tak bardzo mnie zmęczyła, że z rezygnacją pacnęłam twarzą centralnie między jego mięśnie piersiowe, wzdychając żałośnie.

- Dobrze, kotku. Na pewno chcesz żebym ci pomógł? Nie masz nic przeciwko? Obiecuję, że nie zrobię nic niestosownego. – właściwie to miałam coś przeciwko. A konkretnie miałam cos przeciwko obietnicom, że nie będzie mi robił nic niestosownego. Chciałam z nim robić same niestosowne rzeczy. Ale na ta chwilę nie miałam na to siły, więc po prostu pokiwałam głową.

- Okej, no to chodźmy. – poprowadził mnie do łazienki, a ja oparłam się o umywalkę, kiedy ściągał ze mnie sukienkę. Była czarna i krótka, z delikatnego, satynowego materiału, na cieniutkich ramiączkach. Związałam ją z tyłu dwoma wszytymi w okolicach talii sznureczkami, aby mocniej przylegała do mojego ciała. Stanęłam przodem do lustra, spoglądając w swoje odbicie. Miałam lekko przekrwione oczy, a moje usta były ciemnoczerwone. Zamrugałam kiedy zobaczyłam za sobą Aidena. Był nagi od pasa w górę. Łazienkę rozświetlała tylko boczna lampka, gdyż nie zapalił głównego światła. Poczułam jak jego dłoń jednym ruchem rozwiązała sznureczki ściskające moją talię, przez co sukienka stała się luźna i aksamitny materiał zaczął zsuwać się z mojego ciała. Palcem strącił cienkie ramiączka z ramion, odsłaniając moje piersi. Satynowy materiał zebrał się wokół talii, a on patrzył na mnie w lustrze, ciężko oddychając. W tej chwili czułam się naprawdę piękna. Moje pełne piersi sterczały, błagając go o jego uwagę. Wypięłam lekko pupę, pocierając delikatnie o niego swoimi pośladkami. Wciąż stał za mną, a nasze spojrzenia spotkały się w lustrzanych odbiciach. Sunął dłońmi po moich ramionach, później po udach i biodrach, czułam jaki jest twardy i gotowy na mnie.

- Jesteś przepiękna – wyszeptał mi do ucha, a ja zamruczałam opierając się o niego mocniej. Złapałam jedną z jego dłoni i nakierowałam ją na swoją pierś. Jego palce zaczęły mnie pieścić, najpierw delikatnie, a później coraz mocniej. W końcu położył obie dłonie na moich piersiach masując je w taki sposób, że zabrakło mi tchu. Ale nie tylko dotyk był przyjemny. Do obłędu doprowadzało mnie to jak wyglądaliśmy. Patrzyłam w lustrze  jak jego silne, duże dłonie pieszczą moje ciało w najintymniejszy sposób. Jego ciemna karnacja przy mojej jasnej, jego silne, muskularne ciało, przy moim miękkim, delikatnym i kobiecym. Podziwiałam jego wyrzeźbione ramiona, górujące nade mną, na tle których byłam taka drobna i krucha, podziwiałam linię jego mięśni, żyły odznaczające się na przedramionach i dłoniach. Dla mnie był uosobieniem męskości i siły w pierwotnym i najbardziej podniecającym znaczeniu tego słowa. Chciałam żeby mnie wziął. I chciałam wziąć jego. Chciałam, żeby był mój. Jęknęłam i wygięłam się w łuk chcąc go posmakować. Zaczęłam skubać ustami jego szyję, linię jego szczęki, pieścić go językiem. Wciąż masował moje piersi, ale jego ruchy stały się bardziej desperackie, ściskał palcami moje sutki i pojękiwał. Doprowadzał mnie do obłędu. Zsunął dłonie na moją talię, obejmując ją nimi. Później zaczął ugniatać moje pośladki, pochylił się aby dosięgnąć swoimi ustami moich i oboje jęknęliśmy kiedy poczuliśmy nasze języki. Byłam zupełnie bezwstydna, dosłownie pożerając jego wargi. Nagle poczułam jak przestaje mnie całować, a jego wargi zaczynają pieścić bok mojej szyj, plecy. Zsunął ze mnie sukienkę, a po chwili poczułam jak ściąga ze mnie majtki. Złapałam się umywalki stając na palcach i próbując zachować równowagę. Poczułam jak klęka za mną i rozszerza mi nogi, słyszałam jak wzdycha pieszcząc dłońmi moje pośladki. Nie bardzo wiedziałam co się dzieje i chciałam go całować, wolałam go mieć przy sobie a nie gdzieś z tyłu, na podłodze.

- Aiden chodź do mnie – wyjęczałam, chociaż znowu plątał mi się język. -  Co ty tam robisz? - dodałam i lekko się zaśmiałam. – Wstawaj, chcę cię pocałować…

Złapał mnie za biodra i wypchną je w swoją stronę, tak że musiałam się lekko schylić i wypiąć pupę. Stałam oparta o umywalkę, z wypiętym tyłkiem a on rozszerzył moje nogi w taki sposób, że nie było mi szczególnie wygodnie. Pomyślałam, że chyba za chwilę się przewrócę, bo kołowrotek w mojej głowie przypierał na sile. Już miałam się wyprostować i powiedzieć mu że chcę aby wziął mnie do łóżka, kiedy poczułam jak jego mokry, ciepły język zaczyna mnie lizać z tyłu, między moimi nogami. To uczucie była tak porażająco przyjemne, że jęknęłam głośno i przeciągle, wypinając pupę jeszcze mocniej, niemal kładąc się na umywalce. Chwycił mnie za biodra i mlaskał językiem na mojej łechtaczce, pieszcząc moje najintymniejsze i najwrażliwsze miejsca. W tej pozycji mógł wkładając we mnie język naprawdę głęboko, poruszając nim kolistymi ruchami. Myślałam, że oszaleję. Złapałam się kurczowo umywalki, jęcząc w ekstazie, kiedy robił mi to wszystko. Wzdychał, ssał i lizał, a ja myślałam, że zemdleje. Nagle poczułam jak dochodzę. I to tak mocno, że nie sądziłam, że jest to w ogóle możliwe. Krzyknęłam zginając się wpół, drżąc z rozkoszy i dociskając do niego swoje pośladki, a on nie przestawał, nawet wtedy kiedy orgazm powoli mijał, a ja zaczęłam się uspakajać. Zamruczałam wciąż czując na sobie jego słodki język. Wyciągnęłam do niego rękę i wplotłam ją w jego włosy. To co mi zrobił, było nie do opisania. Wyprostowałam się i pociągnęłam go za włosy, dając mu do zrozumienia, że chcę aby wstał. Podniósł się z kolan, a ja odwróciłam się w jego stronę, patrząc z uwielbieniem na jego usta. Oddychał ciężko, miał przeszklone oczy i lekko drżał. Wcześniej zdjął koszulkę, ale wciąż miał na sobie spodnie. Pomasowałam go przez materiał jeansów wyczuwając jaki jest twardy. Zaczęłam rozpinać mu rozporek. Kiedy już miałam go w swojej dłoni, zastanawiałam się jak do cholery on ma zamiar wcisnąć coś tak ogromnego we mnie. Nat od razu mówiła, że będzie bardzo duży, bełkotała cos o dłoniach i wzroście, ale tego się nie spodziewałam. Ogólnie nie miałam za dużego porównania. Widziałam głownie Williego, ale za to wiele razy. Kiedy zna się kogoś całe życie i śpi się razem w jednym łóżku ciężko nie zauważyć takich rzeczy. Widziałam tez Tristana – niestety. Ale obaj byli drobni, w porównaniu do Aidena. Nie wiedziałam czy to dobrze. Ale pragnęłam go takim jaki jest. Pieściłam go dłonią, zafascynowana tym niezwykłym uczuciem.

- Aria, nie kochanie, nie trzeba, proszę. Jesteś pijana, kotku, nie chcę cię… - Aiden jak zwykle chciał być dżentelmenem i zaczął nieudolnie protestować.

- Och, bądź cicho – przerwałam mu. Był niemożliwy z tą  swoja przesadną odpowiedzialnością i prostolinijnością. Zdjęłam mu spodnie i padłam przed nim na kolana. Wzięłam go do ust, a on jęknął przeciągle.

- Aria…

- Ani słowa. Chyba, że chcesz powiedzieć „O tak” albo „ Nie przestawaj ”.

Zaśmiał się, ale po chwili, gdy znowu zaczęłam go pieścić już nie było mu do śmiechu. Jęczał i wzdychał kiedy go ssałam i lizałam , dając z siebie wszystko, chcąc mu dać najlepszy orgazm na jaki tylko było mnie stać. Chyba mi się udało bo kiedy kończył jęczał głośno, drżał i złapał się mocno umywalki. Dochodził naprawdę długo i nawet kiedy skończył wciąż go lizałam, delikatnie i subtelnie. Po chwili poczułam jak podnosi mnie z kolan i zaczyna delikatnie całować moja twarz, policzki, usta, szyję…

- Może w końcu dotrzemy do tego prysznica? – zażartowałam, a on znowu zaśmiał się gardłowo i pociągnął mnie w kierunku kabiny.

Pod prysznicem dużo się całowaliśmy i dotykaliśmy. Będę szczera – obmacywałam go naprawdę łapczywie. Jego ciało plus piana i woda to dla mnie zdecydowanie za wiele. Po wszystkim poszliśmy do sypialni. Położyliśmy się na łóżku zupełnie nadzy, nieco mokrzy od wody, ja absolutnie mokra – od zupełnie czegoś innego.

Leżał na mnie, miedzy moimi nogami i całował mnie głęboko. Tak mijały minuty, może nawet godziny. Tak czy siak trwało to naprawdę cholernie długo. Drżał i minimalnie się o mnie ocierał, a przez większość czasu po prostu pożerał moje usta. Nie zamierzałam narzekać – było mi naprawdę cudownie. Ale chciałam więcej.

- Aiden – wyszeptałam – jestem bardzo gotowa. Bardzo, bardzo. Możesz go już włożyć do środka? – zapytałam bo byłam naprawdę ciekawa tego uczucia. Jak to będzie mieć go w sobie? Czy będzie bolało? Na początku na pewno, prawda? Zamierzałam skorzystać z napływu odwagi wynikającego z całkiem sporej ilości alkoholu w mojej krwi.

Aiden przestał mnie całować i popatrzył na mnie z uwagą.

- Kotku, nie wezmę cię teraz… Nie mógłbym.

- Ale dlaczego? To przez to, że znowu jestem pijana? – wyjęczałam żałośnie. Czułam się jak mała dziewczynka której ktoś właśnie zabierał lizaka. – Ale ja chce! – najwyraźniej brzmiałam tez jak pięciolatka ale miałam to gdzieś. – Proszę nie martw się o to. To nie to samo co wtedy, teraz jesteśmy tak blisko. Tyle dla mnie znaczysz. Chcę cię w sobie.

Aiden zamrugał, ale pokręcił głowa.

- Pewnie widzisz jak bardzo jestem twardy? Uwierz mi kochanie, to aż boli. Ale chcę żebyś była w pełni świadoma, kiedy wpuścisz mnie w ten sposób do swojego ciała. Dla mnie to poważna sprawa. To będzie nasz pierwszy raz. Chcę żeby był wyjątkowy. Żebyś ty czuła się wyjątkowo. Dobrze? – powiedział z uczuciem.

Cholera, był przesłodki.

- Czy to dlatego, że będzie bolało?- spytałam nieco nieprzytomnie. Aiden zmarszczył brwi.

- Dlaczego miałoby boleć? – odpowiedział pytaniem.

- No nie wiem. Jestem ciekawa. Na początku na pewno boli… Jesteś chyba duży. Prawda?

- Tak, ale… Kochanie spokojnie nie pozwolę żeby cię bolało. Będzie ci cudownie, obiecuję. Zrobię wszystko, żeby tak było. – odparł przeczesując moje włosy.

- Czyli w ogóle nie będzie boleć? – spytałam  radośnie, a on znowu zmrużył brwi.

- Nie, nie będzie. Obiecuję – powiedział lekko zdezorientowany.

Oparłam głowę na poduszkę i zamknęłam oczy.

- Nie boję się. – wyszeptałam – To ogólnie cholernie przerażające, ale ufam ci. Skoro mówisz, że nie będzie bolało to ci wierzę. I się nie boję. – gadałam czując jak zaczynam odpływać.

- Ale czemu miałbyś się bać, kochanie? – spytał jakby zaniepokojony.

- No wiesz. Bo to może być naprawdę przerażające. Ale nie z tobą. Ufam ci… - mówiłam ale po chwili poczułam, jak odpływam w sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro