Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Osiem lat później

- Mamo, jak coś to nie wezmę ze sobą Theo – usłyszałam głos Ellie i zmarszczyłam brwi na jej słowa.

- A czy ja chciałam, abyś brała ze sobą Theo? Co to za pomysł? Jest za mały, aby gdziekolwiek z tobą chodzić.

- Tata szykuje jakąś super-romantyczną kolację, więc pomyślałam, że… - zrobiłam skonsternowaną minę, na co Ellie wywróciła oczami -  Nie mów mi, że nic nie wiedziałaś, a ja się wygadałam?

- Nic nie wiedziałam, a ty się wygadałaś – westchnęłam.

- No nie, nie wydaj mnie! Udawaj przed tatą, że jesteś ekstremalnie zaskoczona, bądź przekonująca…

- Ella, postaram się.

- Czyli po Theo przyjdą dziadkowie – wywnioskowała biorąc jabłko ze stołu.

Przyjrzałam się z uwagą mojej córce i z rozrzewnieniem stwierdziłam, że robi się coraz bardziej podobna do jej biologicznego taty. Kiedy się uśmiechała miała takie same dołeczki, a  na nosie całkiem sporo piegów. Jej kręcone, ciemne włosy były absolutnie szalone i w niecodzienny sposób kontrastowały z jasnobłękitnymi oczami.

Wille byłby z niej dumny.

Ellie o jego odejściu wiedziała tylko tyle, że tata jest w niebie i nad nią czuwa. I to jej wystarczało. Tak, oczywiście powiedziałam jej o tym że to Will był jej biologicznym tatą, nie mogłabym tego przed nią ukrywać z wielu powodów, a jednym z nich było choćby to że nasze zdjęcia niezmiennie od lat stały na kominku, a Ellie była przecież spostrzegawczą dziewczynką – widziała, że ten chłopiec na zdjęciach, który przytula mamę wygląda tak bardzo podobnie do niej.

Po chwili zadzwonił dzwonek, wyrywając mnie z zamyślenia, a moja córka podbiegła otworzyć.

Benny, który już dawno powinien pójść do fryzjera stał oparty o futrynę i właśnie robił balona z gumy, którą przeżuwał w wyjątkowo ostentacyjny sposób.

- Witaj Ben – przywitałam go z uśmiechem.

- Cześć ciociu. Mam dla ciebie to… – wyciągnął w moją stronę torebkę - … Od mamy. Mówi żebyś zadzwoniła jej powiedzieć, czy dobrze to zrobiła, czy coś tam.

Sądząc po zawartości pakunku Gwen najwyraźniej przekazała synowi dżemy mandarynkowe, które uczyłam ją robić w zeszłym roku.

- Dziękuję, dam jej znać.

Kilka lat temu Gwen i Teddy tak jak wymarzyli sobie podczas ich pierwszych odwiedzin u Aidena – przeprowadzili się do Marco Island. Sprzedali dom w  Atlancie i kupili uroczy domek w spokojnej dzielnicy niedaleko nas. W między czasie dorobili się tez córki - Sophie, która była niewiele starsza od naszego syna, Theo.

Ellie i Ben pożegnali mnie i wyszli, więc wyjrzałam przez okno patrząc jak podchodzą do grupki znajomych. Nic nadzwyczajnego same dzieciaki z osiedla, wszyscy w przedziale wiekowym między dziewięć a dwanaście lat, żadnych nowych, podejrzanych osób…

- Kochanie nie jesteś zbyt dyskretna z tym podglądaniem – usłyszałam głos mojego męża i natychmiast zeskoczyłam z blatu, ponieważ ku swojemu zażenowaniu niemal na niego weszłam szpiegując dzieciaki.

- Nie martw się, mają fajną ekipę, wszyscy są w porządku – dodał wsadzając naszego synka w krzesełko do karmienia.

Theo miał już roczek i był przesłodki. Wyglądał jak jego tata, tylko oczy odziedziczył po mnie. Mój mały przystojniak.

Podeszłam do synka i pocałowałam go w policzek.

- Słuchaj, może… Theo zostałby dzisiaj u dziadków? Ellie śpi u Bena, będziemy w stałym kontakcie  z Gwen, więc… Mielibyśmy dom tylko dla siebie.

Uśmiechnęłam się szeroko i zarzuciłam mojemu mężowi ramiona na szyję.

Okej czyli super-romantyczna kolacja niespodzianka faktycznie jest dzisiaj w planie. Musiałam tylko udać „ekstremalnie zaskoczoną” ale nie powinno być z tym problemu.

Chociaż przez ostanie lata poznaliśmy się z Aidenem tak dobrze, że mogłam stwierdzić, iż znałam go niemal lepiej niż siebie samą i to ze wzajemnością, ale zamierzałam przynajmniej spróbować.

Kiedy zaszłam w ciążę z Theo poczułam, że nasz związek wskakuje na następny etap, i ciekawa byłam jak poradzimy sobie z kolejnym wyzwaniem, ale zarówno ciąża jak i narodziny, czy pierwsze miesiąca życia naszego syna uznawałam za jedne z najpiękniejszych momentów mojego życia. A wychowywanie dzieciaków i dzielnie każdego dnia z kimś takim jak mój mąż było spełnieniem moich marzeń.

- Nie mogę się doczekać – odpowiedziałam wiedząc, że czeka nas cudowna noc... Zresztą wszytskie noce takie były.
W końcu dzieliłam je z mężczyzną mojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro