Epilog
Osiem lat później
- Mamo, jak coś to nie wezmę ze sobą Theo – usłyszałam głos Ellie i zmarszczyłam brwi na jej słowa.
- A czy ja chciałam, abyś brała ze sobą Theo? Co to za pomysł? Jest za mały, aby gdziekolwiek z tobą chodzić.
- Tata szykuje jakąś super-romantyczną kolację, więc pomyślałam, że… - zrobiłam skonsternowaną minę, na co Ellie wywróciła oczami - Nie mów mi, że nic nie wiedziałaś, a ja się wygadałam?
- Nic nie wiedziałam, a ty się wygadałaś – westchnęłam.
- No nie, nie wydaj mnie! Udawaj przed tatą, że jesteś ekstremalnie zaskoczona, bądź przekonująca…
- Ella, postaram się.
- Czyli po Theo przyjdą dziadkowie – wywnioskowała biorąc jabłko ze stołu.
Przyjrzałam się z uwagą mojej córce i z rozrzewnieniem stwierdziłam, że robi się coraz bardziej podobna do jej biologicznego taty. Kiedy się uśmiechała miała takie same dołeczki, a na nosie całkiem sporo piegów. Jej kręcone, ciemne włosy były absolutnie szalone i w niecodzienny sposób kontrastowały z jasnobłękitnymi oczami.
Wille byłby z niej dumny.
Ellie o jego odejściu wiedziała tylko tyle, że tata jest w niebie i nad nią czuwa. I to jej wystarczało. Tak, oczywiście powiedziałam jej o tym że to Will był jej biologicznym tatą, nie mogłabym tego przed nią ukrywać z wielu powodów, a jednym z nich było choćby to że nasze zdjęcia niezmiennie od lat stały na kominku, a Ellie była przecież spostrzegawczą dziewczynką – widziała, że ten chłopiec na zdjęciach, który przytula mamę wygląda tak bardzo podobnie do niej.
Po chwili zadzwonił dzwonek, wyrywając mnie z zamyślenia, a moja córka podbiegła otworzyć.
Benny, który już dawno powinien pójść do fryzjera stał oparty o futrynę i właśnie robił balona z gumy, którą przeżuwał w wyjątkowo ostentacyjny sposób.
- Witaj Ben – przywitałam go z uśmiechem.
- Cześć ciociu. Mam dla ciebie to… – wyciągnął w moją stronę torebkę - … Od mamy. Mówi żebyś zadzwoniła jej powiedzieć, czy dobrze to zrobiła, czy coś tam.
Sądząc po zawartości pakunku Gwen najwyraźniej przekazała synowi dżemy mandarynkowe, które uczyłam ją robić w zeszłym roku.
- Dziękuję, dam jej znać.
Kilka lat temu Gwen i Teddy tak jak wymarzyli sobie podczas ich pierwszych odwiedzin u Aidena – przeprowadzili się do Marco Island. Sprzedali dom w Atlancie i kupili uroczy domek w spokojnej dzielnicy niedaleko nas. W między czasie dorobili się tez córki - Sophie, która była niewiele starsza od naszego syna, Theo.
Ellie i Ben pożegnali mnie i wyszli, więc wyjrzałam przez okno patrząc jak podchodzą do grupki znajomych. Nic nadzwyczajnego same dzieciaki z osiedla, wszyscy w przedziale wiekowym między dziewięć a dwanaście lat, żadnych nowych, podejrzanych osób…
- Kochanie nie jesteś zbyt dyskretna z tym podglądaniem – usłyszałam głos mojego męża i natychmiast zeskoczyłam z blatu, ponieważ ku swojemu zażenowaniu niemal na niego weszłam szpiegując dzieciaki.
- Nie martw się, mają fajną ekipę, wszyscy są w porządku – dodał wsadzając naszego synka w krzesełko do karmienia.
Theo miał już roczek i był przesłodki. Wyglądał jak jego tata, tylko oczy odziedziczył po mnie. Mój mały przystojniak.
Podeszłam do synka i pocałowałam go w policzek.
- Słuchaj, może… Theo zostałby dzisiaj u dziadków? Ellie śpi u Bena, będziemy w stałym kontakcie z Gwen, więc… Mielibyśmy dom tylko dla siebie.
Uśmiechnęłam się szeroko i zarzuciłam mojemu mężowi ramiona na szyję.
Okej czyli super-romantyczna kolacja niespodzianka faktycznie jest dzisiaj w planie. Musiałam tylko udać „ekstremalnie zaskoczoną” ale nie powinno być z tym problemu.
Chociaż przez ostanie lata poznaliśmy się z Aidenem tak dobrze, że mogłam stwierdzić, iż znałam go niemal lepiej niż siebie samą i to ze wzajemnością, ale zamierzałam przynajmniej spróbować.
Kiedy zaszłam w ciążę z Theo poczułam, że nasz związek wskakuje na następny etap, i ciekawa byłam jak poradzimy sobie z kolejnym wyzwaniem, ale zarówno ciąża jak i narodziny, czy pierwsze miesiąca życia naszego syna uznawałam za jedne z najpiękniejszych momentów mojego życia. A wychowywanie dzieciaków i dzielnie każdego dnia z kimś takim jak mój mąż było spełnieniem moich marzeń.
- Nie mogę się doczekać – odpowiedziałam wiedząc, że czeka nas cudowna noc... Zresztą wszytskie noce takie były.
W końcu dzieliłam je z mężczyzną mojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro