Rozdział 8
Nie mogłem zasnąć. Nie było na to szans. Zrobiłem sobie dobrze kilka razy, ale i tak byłem wciąż rozpalony. I miałem wyrzuty sumienia. Kurwa co ja sobie myślałem, a co jeśli ona będzie tego żałować? Jakim cudem miałbym teraz o niej zapomnieć? Co jeśli przez tą chwile zapomnienia, stracę u niej szanse?
Postanowiłem iść do niej następnego dnia. Nie wziąłem od niej numeru, nie miałem nawet jak zapytać jak się po tym wszystkim czuje. Wykorzystałem ją, nieważne co mówiła, jestem od niej dużo starszy i byłem zupełnie trzeźwy, powinienem się kontrolować.
Tori poprosiła mnie, żebym się zaopiekował Arią, a ja jak jakiś napalony neandertalczyk rzuciłem się na nią pod jej własnym domem. Na dodatek w samochodzie. Zasługiwała na znacznie więcej. Przeproszę, może uda mi się to jakoś poukładać, umówić na spotkanie, porozmawiać. Tak bardzo chciałem ją zobaczyć. Obawiałem się, że jeśli ona mnie odtrąci, to zupełnie się załamię. Była moją ostatnią nadzieją. Przez cały ten czas czułem się jakbym tonął. I nagle zjawiła się ona, uratowała mnie. Dała mi coś, czego nigdy nie czułem i miałem wrażenie jakby moje życie i moja przyszłość spoczywały w jej rękach. Tylko przy niej poczułem szczęście, ekscytacje, radość, i to obezwładniające pragnienie, a nawet znacznie więcej. Wystarczy, że mogę na nią patrzeć. Zakochałem się i zupełnie mi odwaliło. Babcia jak zwykle miała racje.
Następnego ranka wstałem z bólem głowy i zrobiłem mocny trening, żeby jakoś rozładować napięcie. Wziąłem prysznic, ubrałem się, zaczesałem do tyłu wilgotne włosy. Było koło dwunastej, więc doszedłem do wniosku, że to chyba dobra godzina, abym mógł ją odwiedzić. Tylko na chwilkę, chciałem porozmawiać, wyjaśnić. Miałem nadzieje, że nie pomyśli, że się narzucam…
***
Zaparkowałem niedaleko jej domu, żeby móc poukładać sobie w głowie co mam powiedzieć. Byłem zaledwie parę metrów od wejścia do ogrodu, kiedy drzwi wejściowe się otworzyły. Stanąłem jak wryty i obserwowałem. Z domu nie wyszła jednak piękna dziewczyna z moich marzeń, którą do tej pory widywałem głównie w czerni, tylko małe różowe stworzonko. Na głowie malucha widniał wielki kapelusz z różową kokardą. Różowe okulary w kształcie serduszek. Różowa sukienka z falbankami. A w rączce wielka, różowa świnka Peppa. Mała szła dumnie, niczym modelka po wybiegu, wyraźnie bardzo z siebie zadowolona. Musiała mieć jakieś dwa latka. Zachwiała się na schodku i pacnęła na pupę. Podpierając się świnką Peppą wstała i dalej ruszyła przed siebie. Zachichotałem. Ale słodziak.
Za nią wybiegł chłopak, a mi zrobiło się niedobrze. Blondyn, zapewne dość przystojny. Podbiegł do małej od tyłu i złapał ją pod paszki unosząc do góry i sadzając ją na swoich ramionach. Dziewczynka zapiszczała radośnie, a ja poczułem jak coś ściska mnie w brzuchu.
- Mama! – krzyknęła.
- Już idę, dajcie mi chwilę. – Aria z uśmiechem wyszła z domu, a ja poczułem suchość w ustach i odsunąłem się w bok, żeby mnie nie zauważyła. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła za chłopakiem i dziewczynką.
- Johnny, zapniesz ją w foteliku? – zapytała blondyna, sama zmierzając na miejsce kierowcy.
- Się robi. No dalej bąblu wskakuj do fotelika, nie ma to tamto, lądujemy. – ściągnął dziewczynkę ze swoich ramion i śmiejącą się w głos zapiął w foteliku, na tylnym siedzeniu samochodu. Zamknął drzwi i usiadł na miejscu pasażera, a po chwili odjechali.
O mój Boże.
Ona miała dziecko. Co samo w sobie było irracjonalne, bo była taka młoda, chociaż kto jak kto, ale ja nie powinienem się temu dziwić. Mała była przeurocza, a kiedy ją zobaczyłem poczułem tęsknotę i to ciepłe uczucie, które może zrozumieć tylko rodzić, który bardzo kochał swoje dziecko i je stracił. Ale dziewczynka nie była problemem. Tylko jej ojciec.
Czy oni byli razem? Wyglądali na szczęśliwych. Wyglądali jak rodzina. Skoro tak, to dlaczego pozwoliła mi wczoraj się dotykać? O co tu chodziło?
Nie mogłem z niej zrezygnować… Skoro pozwoliła na to, co między nami zaszło wczoraj w nocy, to z pewnością nie jest z nim szczęśliwa. Tori mówiła, że ona jest wolna, ale nawet nie widziała ile Aria ma dokładnie lat. Ciekawe, czy w ogóle wie że ona ma dziecko.
Głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej, bo okazało się, że wszystko będzie dużo bardziej trudne i skomplikowane, ale nie zamierzałem się poddawać. Chociaż jeśli Aria jest w związku i tworzą rodzinę, to kim jestem do cholery, żeby to niszczyć? Ona na pewno będzie ukrywać do czego między nami zaszło przed tym pieprzonym dupkiem, jebanym szczęściarzem, który ma wszystko to, czego ja nigdy nie miałem i z pewnością nie będę miał.
Bolało mnie całe ciało. I wszystkie wnętrzności. Wsiadłem do auta i zacząłem krążyć bez celu. Nie miałem swojego miejsca, nie miałem dokąd pójść. Chciałem tylko ją zobaczyć, porozmawiać. Pozwoliłem swojemu żałosnemu sercu się w niej zakochać, chociaż właściwie nie miałem nic do powiedzenia w tej kwestii. Nie miałem żadnych szans! Wiedziałem, że będę należał do niej w chwili, kiedy spojrzałem na tą prześliczną buzię i zobaczyłem ten słodki uśmiech i nieziemskie oczy... I oczywiście dostałem po dupie, kurwa! Nienawidzę swojego życia.
Usłyszałem jak dzwoni mój telefon i mechanicznie odebrałem połączenie.
- Halo. – burknąłem. Nawet brzmiałem jakbym był martwy.
- Aiden, cukiereczku ! Złotko tak dobrze cię słyszeć! Słuchaj wiem, że niegrzeczna ze mnie sąsiadka i że cię wykorzystuje koteczku, ale nie przyszedłbyś jeszcze na dwie, trzy godzinki dzisiaj? I daję ci spokój, obiecuję! Na popołudniową zmianę przychodzi dwóch chłopców w zastępstwie i już będą dostępni w razie co, ale teraz mam spory ruch i pomyślałam o tobie. Tak świetnie sobie wczoraj radziłeś! No i na ciebie zawsze można liczyć! Tylko pamiętaj czarna koszulka, dobrze? Przepraszam, że tak ci zawracam głowę kochanieńki, ale jutro na obiedzie w zamian za to zrobię coś ekstra!
- Dobrze Tori, zaraz będę. – akurat byłem ubrany na czarno. Ten kolor idealnie odzwierciedlał mój nastrój. Barwę mojego serca, kolor mojego życia, motyw przewodni mojej beznadziejnej egzystencji, czerń w każdym wydaniu, drodzy państwo ! A moja niegrzeczna sąsiadka, właśnie znowu miała mnie wykorzystać. Hura!
- Super kochanieńki, a słuchaj, jak było wczoraj? Kiedy odwiozłeś Arię do domu? To przemiła dziewczyna, prawda? Z pewnością zrobiła na tobie wrażenie!
- Tak, Tori. – Powiedziałem tylko, ściskając nasadę swojego nosa – Zaraz będę, okej? Do zobaczenia… - rozłączyłem się. Przejeżdżałem akurat niedaleko restauracji, więc po pięciu minutach byłem na miejscu.
Zaparkowałem pod Sunset i powlokłem się w stronę wejścia. Rozejrzałem się i zauważyłem, że właściwe był bardzo mały ruch. Ludzie o tej porze przychodzili głównie na kawę albo lody. Westchnąłem. Okej, jeśli Tori mnie potrzebuje to niech jej będzie.
Nagle stanąłem jak wryty. Poczułem jakby ktoś walną mnie kamieniem w twarz, bo przy jednym ze stolików, jak przystało na szczęśliwą rodzinkę, siedziała Aria, jej facet i ta mała słodka dziewczynka. Jeśli moja sąsiadka o tym wiedziała, to wychodzę.
Wszedłem za ladę i spojrzałem na Tori wymownie.
- Aleś ty szybki, złotko, podejdziesz do stolików przy plaży? – zaszczebiotała, a ja zmrużyłem oczy. Przy plaży czyli akurat tam gdzie była Aria, niedoczekanie!
- Tam siedzi Aria. Masz mi coś do powiedzenia, Tori?
- Och naprawdę przyszła?! Cudownie! Idź do niej, a ja zaraz do was dołączę, dobrze? - Przesłała buziaka w moim kierunku i poszła do kuchni. Czyli Tori jednak nie wiedziała, że Aria będzie. Okej trudno, muszę to zrobić, może to nawet lepiej. Zobaczę jej reakcje, ona będzie wiedziała, że ja wiem, ja postaram się być dyskretny, może złapię ją na chwilę, żeby zamienić z nią zdanie. No i wyjaśnić. Rany, co za masakra.
Podszedłem pewnym krokiem do jej stolika. Blondas siedział zachwycony, mała się wierciła, a Aria… No cóż, była piękna. Właśnie się uśmiechała i zapierała mi dech w piersi. Co za dziewczyna.
- Hej. – powiedziałem spokojnie z kamiennym wyrazem twarzy. Już czułem na sobie to zakłopotane spojrzenie pod tytułem „To był błąd, błagam nie wygadaj się mojemu facetowi” albo „Byłeś pomyłką, sorry kotu, jak coś to się nie znamy, okej?”
Ale ona podniosła na mnie te niezwykłe oczy i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Hej! Aiden, ty znowu tutaj? Rany, ale ta Tori bywa bezwzględna… – zaśmiała się, a na jej wysokich kościach policzkowych wykwitł uroczy rumieniec. Zdziwiło mnie z jaką swobodą się do mnie odezwała. Na dodatek nie wyglądała jakby była wściekła, albo obrażona za wczoraj. Poczułem się nieco pewniej.
- Tak, to znowu ja… Pani Walker zadzwoniła przed chwilą mówiąc, że niegrzeczna z niej sąsiadka i znowu musi mnie wykorzystać – powiedziałem wzruszając ramionami i chyba nawet też lekko się uśmiechnąłem. Ale Aria rozszerzyła oczy, zapewne przypominając sobie jak bardzo byliśmy wczoraj niegrzeczni i jak bardzo się nawzajem wykorzystaliśmy. Mi też się to przypomniało. Boże, nie chciałem żeby to tak dwuznacznie zabrzmiało... I to jeszcze w kontekście wczorajszego wieczoru, ale ze mnie idiota! Ona jest tu z rodziną, ty kretynie.
- Tak, no cóż wcale się jej nie dziwię i w takim razie mogę dodać tylko, że taki sąsiad jak ty, to prawdziwy skarb. – powiedziała, ale po chwili zrobiła zakłopotana minę. Chyba oboje nie wiedzieliśmy co mówić. Przynajmniej nie byłem w tym sam, a ona nie traktowała mnie jak wstydliwego błędu, ani nie była na mnie zła. Miałem przynajmniej taką nadzieję
- Staram się, ale to podobno moja ostatnia okazja na podbój branży kelnerskiej. Tori zatrudniła dwóch chłopaków, więc za jakieś trzy godziny będę bezużyteczny. Więc co mogę wam podać ?
Aria skupiła wzrok na dziewczynce. Uśmiechnęła się do niej ciepło, a mała odwzajemniła się lekko obślinionym, ale naprawdę słodkim zadowolonym grymasem. Dziewczyna westchnęła, oddech jej lekko drżał, jakby była bardzo zestresowana. No cóż nie dziwę się, ja też byłem.
- To jest Ellie, moja córeczka. – odparła nieśmiało, biorąc małą na kolana. Przełknąłem ślinę. Była taka piękna, patrzyła na mnie z nadzieją, nie bardzo to rozumiałem. Pokiwałem głową i przeniosłem wzrok na małego różowego słodziaka.
Kucnąłem tak żeby być na jednej wysokości z Ellie i spojrzałem w jej uroczą buźkę. Miała wielkie, jasnoniebieskie oczy i pełne usteczka, a na główce wciąż trzymała ten ogromny kapelusz. Patrzyła na mnie bardzo zainteresowana, lekko marszcząc ledwie widoczne brwi. Miała naprawdę śmieszną minę. Nie mogłem powstrzymać chichotu, ale po chwili zwróciłem się do dziewczynki z powagą.
- Przepraszam panią, czy przyszła tu pani na lody? - Zapytałem. Mała, z podobną do mojej powagą przytaknęła – Okej, w takim razie przejdźmy do konkretów. Ile gałek?
Ellie cała się rozpromieniła. Podniosła obie rączki pokazując wszystkie dziesięć paluszków. Znowu się zaśmiałem.
- Chyba wystarczą dwie. – powiedziała Aria chichocząc.
- Niech będzie, ale następnym razem sobie odbijemy, co ? - zapytałem puszczając do małej oczko, a ona zapiszczała z podekscytowania. Była super. – Jakie smaki? – podniosłem brew, jakby to była bardzo ważna sprawa. Ellie skupiła się na wyborze.
- Białe i bląziowe – odparła po namyśle.
- Jasne, białe i brązowe. - odpowiedziałem rozbawiony, ale za chwile poczułem kamień osadzający się na moim żołądku, bo przecież, nie byłem sam z Aria i jej córeczką... Była tu jeszcze jedna osoba. Wziąłem głęboki oddech i wciąż kucając przed małą, lekko przechyliłem głowę w kierunku blond-dupka
- A jakie będzie chciał twój tata? - zagadnąłem, znów skupiając się na dziewczynce, mimo że zrobiło mi się niedobrze na dźwięk tych słów. Aria cała zesztywniała, a Ellie wyszczerzyła się w radosnym uśmiechu i wyciągnęła do mnie rączki.
- Tata!- krzyknęła patrząc wprost na mnie – Ta-ta-ta !- machała rączkami w moim kierunku i zaciskała paluszki, żebym ją wziął – Mama, tata! - Znowu zawołała spoglądając na Arie i machając w moją stronę. Zupełnie zdębiałem i nie wiedziałem jak się zachować.
- Skarbie. – Aria zaczęła spokojnie mówić do małej, walcząc o jej uwagę – To jest Aiden, tak ma na imię, dobrze?
- Tata! - Odparła z determinacją mała i spojrzała na swoja mamę z wyrzutem.
Aria wyglądała na zawstydzoną i zasmuconą, a ja poczułem gigantyczne wyrzuty sumienia. Zerknąłem na blondasa z konsternacją, a on zaprzeczał pokazując na siebie palcem i kręcąc głową.
- Przepraszam, myślałem… że jesteś… - zwróciłem się do niego, a Aria coś po cichu tłumaczyła Ellie.
- ...Johnny i stary pochlebiasz mi, ale ja jestem tylko przyjacielem rodziny. - odparł, a ja nagle zapałałem do niego wielką sympatią. - A ogólnie to na co dzień gram w innej drużynie, jeśli wiesz co mam na myśli – powiedział zakładając nogę na nogę i zerknął pożądliwie na moje ciało. - Ale ty chyba grasz w drużynie Arii, jeśli się nie mylę? Spoko człowieku, nawet mi staje na jej widok, mimo że jestem stuprocentowym gejem. Szczególnie gdy w grę wchodzą jej… - spojrzał na Ellie, która wyglądała na bardzo zawiedzioną - ... cycki! - Mała popatrzyła na niego i zaśmiała się na dźwięk tego słowa.
- Cycki! - powtórzyła zachwycona
- O Boże, Johnny nie do wiary! Co ty w ogóle wygadujesz, możesz przestać? - powiedziała Aria. Była tak bardzo zawstydzona i cholera, ależ to było urocze.
- Cycki, cycki! - piszczała mała
- Dziękuję ci bardzo, przyjacielu rodziny, co ty sobie w ogóle myślałeś, hm? Teraz masz to jakoś odkręcić! – powiedziała pokazując na Johnnego palcem.
- Ale o co chodzi, przecież to normalne słowo! – żachnął się blondyn, ale ewidentnie miał ochotę parsknąć śmiechem.
- Tata! Cycki!
- Aiden tak bardzo, bardzo cię przepraszam. - westchnęła Aria chowając twarz w dłoniach
- Nie, nie to ja przepraszam po prostu, myślałem, że Johnny jest ojcem małej, palnąłem bez sensu ...
- Nie, w porządku… Ellie nie ma taty, jesteśmy tylko my dwie, dlatego rzadko słyszy to słowo i nie utożsamia go z konkretną osobą. Ale nie wiem czemu tak jej się spodobało, kiedy ty je powiedziałeś, bo ogólnie je zna, chociażby z bajek. Jest na przykład tata świnka, Ellie. Ze świnki Peppy, pamiętasz? - mała potaknęła z powagą
- Tak, tata świnka. - odparła
- Właśnie, no cóż dobrze... Wiem, że to może wydawać się dziwne, ale… Właściwie to już nieważne, przepraszam jeszcze raz... - Aria zaczęła coś mówić, ale mój mózg, całe ciało i wszystkie wnętrzności właśnie dostały śmiertelną dawkę endorfin. Mogłem skupić się tylko na tym, że ona nie ma faceta, jest wolna i mam szansę! Moje życie nabrało właśnie kolorów tęczy. Jednorożce, świnka Peppa i takie tam. Byłem jak naćpany szczęściem i nadzieją. Tak!
Biedna Aria, wciąż próbowała coś powiedzieć, zawstydzona całą tą niezręczną sytuacją. Nie zamierzałem pozwalać, żeby dłużej się stresowała.
- Nie ma sprawy i ja też przepraszam, słuchaj może przyniosę wam wasze zamówienie? Ellie chciała lody, wy na co macie ochotę?
- Ja poproszę wodę. – odrapała Aria, wachlując się serwetką. Miała lekko wilgotną szyję, szczególnie dołeczek u jej podstawy, między tymi seksownymi obojczykami. Tak bardzo chciałbym móc ją tam polizać. Przełknąłem ślinę na myśl, że mój język mógłby właśnie wędrować po jej smukłej szyi, szczupłych ramionach, pełnych piersiach….
- A ja kawę mrożoną, też się chętnie schłodzę.. - Powiedział Johnny patrząc na mnie wymownie i uśmiechnął się półgębkiem.
- Okej jasne, zaraz wam przyniosę… Do zobaczenia za chwilę – Aria zerknęła na mnie nieśmiało, wciąż zakłopotana. Zamierzałem wybić jej z głowy ten cały wstyd. Szczególnie wobec mnie. Chociaż była naprawdę urocza. No i musiałem jakoś znaleźć chwilę, żeby z nią porozmawiać…- Aha białe i brązowe to wanilia i czekolada, tak?
- Tak, Aiden bardzo ci dziękuję. Może ci pomóc, mam wyrzuty sumienia, że musisz nas tu obsługiwać. – Aria mówiła cicho, patrząc na swoje dłonie.
- Chyba żartujesz, to żaden problem... - nie zdążyłem dokończyć ponieważ cały podskoczyłem na dźwięk przeraźliwego pisku, wydobywającego się z gardła nadbiegającej Tori.
- Ooooo, nie wytrzymam !! Ciocia nie wytrzyma!! Co to za słodziak !? Chodź to cioci, aniołku!- Tori wrzeszczała na całe gardło i właściwie mnie staranowała pędząc w kierunku Ellie. Mój Boże, biedne dziecko. Ta kobieta miała jakiś metr pięćdziesiąt, a ja ponad metr dziewięćdziesiąt, więc byłem od niej prawie pół metra wyższy, ale i tak wiedziałem, że nie ma z nią żartów. Zrobiłem unik w ostatniej chwili. Z lekkim przerażeniem patrzyłem jak rzuca się na Ellie i porywa ją w niedźwiedzi uścisk.
Mała jednak wydawała się zadowolona, gdy moja sąsiadka pożerała ją wzrokiem, wzdychając z uwielbieniem.
- Aria, kochanie ależ ona jest słodka! Jak mogłaś mi jej do tej pory nie pokazać?!
- Przepraszam Tori, byłyśmy cały czas w Miami, nie miałam na nic czasu, nawet rodziców odwiedzałam sporadycznie.
- Nadrobimy sobie, macie jutro do nas przyjść na obiad i nie chce słyszeć żadnych wymówek! Aiden też będzie, prawda złotko? No cóż, prawda jest taka, że to cudowny chłopak. Drugiego takiego jak żyję nie widziałam. Oczywiście oprócz Edmunda… - zwróciła się w moją stronę, chwytając mnie za ramię, poklepując i lekko obracając. Czułem się jakby prezentowała swojego najlepszego konia na wyścigu. Albo jak na targu niewolników: „Moja droga ten okaz jest naprawdę godny twojej uwagi”... Prawie spaliłem się ze wstydu. Tori natomiast mrugała do mnie porozumiewawczo i zapewne myślała, że jest dyskretna.
- Tak, jasne, że będę. – odparłem i spojrzałem z nadzieją na Arie.
- Johnny ciebie też zapraszam. Z chłopakiem oczywiście - sąsiadka spojrzała na mnie wymownie, na wypadek gdybym się nie domyślił, że Johnny jest gejem.
- Niestety jestem zajęty, ale dzięki. – chłopak pokiwał głową z udawanym uznaniem, a Aria zaczęła wyginać palce.
- A ja przyjdę Tori, naprawdę dziękuję za zaproszenie. – powiedziała cicho. Miałem ochotę ją przytulić.
- Cudownie, a więc do jutra! - moja sąsiadka oddała Ellie mamie i potruchtała uradowana w kierunku kuchni. Spojrzeliśmy wszyscy na siebie w lekkim szoku. Okej..
- Lody! - Mała zawołała z naburmuszoną miną, rozładowując atmosferę. I tak była bardzo cierpliwa.
- Tak jest lody, już przynoszę. – uśmiechnąłem się szeroko do Ellie i pobiegłem po zamówienie.
Wszedłem za ladę stanąłem przed Tori, założyłem ręce i pokręciłem na nią głową. Czułem się jak rodzic strofujący niesforne dziecko. Ona jednak wydawała się zachwycona.
- Wyszło super! Aria cię naprawdę lubi słonko, jutro zrobię wam odpowiednią atmosferę, włączę Lionela Richie, przygaszę światła, weźmiemy gdzieś Ellie z Edmundem, a wy się lepiej poznacie, wiesz co mam na myśli. – sugestywnie poruszyła brwiami. Nie do wiary!
- Tori błagam tylko nie to! Słuchaj, Aria naprawdę mi się podoba ale pozwól mi ją poznać na własnych warunkach. Bez Lionela i pomocy Edmunda, proszę, zachowuj się jutro normalnie dobrze? Naprawdę mi zależy! - zacząłem nakładać lody dla Ellie – Kate zrobisz kawę mrożoną i nalejesz wody? - zwróciłem się do dziewczyny, która pomagała w kuchni.
- No już dobrze, dobrze. Powiedz Arii, że jutro o trzynastej, dobrze złotko? I za dwie godzinki przychodzi zastępstwo, więc już będziesz wolny. Dziękuje ci kochany, jeszcze raz – mówiła wchodząc do kuchni.
- Nie ma sprawy… - postawiłem na tacy lody, kawę i wodę i ruszyłem w stronę stolika. Pojawiło się trochę więcej osób, które czekały na kelnera, więc musiałem szybko zanieść zamówienie i zająć się pozostałymi gośćmi.
Ellie na widok lodów zapiszczała radośnie, Aria uśmiechnęła się patrząc mi w oczy, a mnie jak zwykle w jej obecności zabrakło powietrza w płucach.
- Dziękujemy. – wzięła wodę i pogłaskała córeczkę po główce.
- Nie ma sprawy, muszę teraz obsłużyć parę stolików, ale zobaczymy się później, okej?
Aria pokiwała głową odprowadzając mnie wzrokiem.
Kolejna godzina mięła szybko i zanim zdążyłem się obejrzeć, Aria, Johnny i Ellie ruszyli w kierunku wyjścia. Musiałem ją złapać chociaż na moment, najlepiej na osobności.
- Aria poczekaj! Czy mogę porozmawiać z tobą przez chwilę? Tylko jedna minuta – powiedziałem z proszącą miną, a ona uśmiechnęła się i przytaknęła.
- To ja wezmę Ellie do auta, nie spieszcie się gołąbeczki. – zawołał Johnny biorąc małą na ramiona, a Aria spiorunowała go wzrokiem.
- Aria… Słuchaj, naprawdę chciałem cię przeprosić za wczoraj, domyślam się jak się teraz czujesz… Wiesz, ja jestem od ciebie znacznie starszy i zdawałem sobie sprawę z tego, że sporo wypiłaś, nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji..
- Żałujesz tego? - przerwała mi wpatrując się we mnie z poważną miną. Mój Boże, nie! Nie żałowałem, jak mógłbym żałować najprzyjemniejszej, najbardziej namiętnej i cudownej chwili w moim życiu?
- Nie! Nie mógłbym, bo było cudownie, przynajmniej dla mnie, ale nie wiem jak ty się z tym czujesz… A ty, żałujesz?
Patrzyła na mnie intensywnie, a ja prawie dostałem zawału w oczekiwaniu na odpowiedź. Nagle na jej prześliczne usta wypłynął delikatny uśmiech i pokręciła głową
- Nie, nie żałuję. Mówiłam ci już wczoraj. I myślę, że powinniśmy oboje przestać przepraszać. Ogólnie moje wczorajsze zachowanie… Prawda jest taka, że to do mnie nie podobne. Wiesz, chyba przy tobie nie bardzo umiem się kontrolować. Ale w sumie myślę, że to nie jest złe, a nawet mi się podoba. Zazwyczaj bywam ostrożna i powściągliwa, czasem mam tego serdecznie dosyć. Miło jest zrobić po prostu to, na co ma się ochotę i chociaż przez chwilę nie analizować wszystkiego, nie myśleć o konsekwencjach. - powiedziała wzruszając ramionami, a mi opadła szczęka. Czułem jak wali mi serce, cholera. Kochanie, możesz ze mną robić zawsze i wszędzie wszystko to, na co masz ochotę.
- Czuję tak samo, masz rację. Czasami tracimy wiele rzeczy ponieważ wszystko analizujemy, zamartwiamy się…Tak czy inaczej, zastanawiałem się, czy nie spotkałabyś się ze mną. Jutro widzimy się co prawda u Tori, ale pomyślałem, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić… Wiem, że jestem od ciebie dużo starszy i być może masz ciekawsze towarzystwo, ale bardzo cię polubiłem i myślę, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi... Nie mam tu za wielu przyjaciół, a ty jesteś naprawdę miła, więc pomyślałem, że może znalazłabyś dla mnie czasami chwilkę? To jak myślisz? - co za dno, brzmiałem jak podstarzały kawaler, żebrzący o przyjaźń, nad którym trzeba się ulitować..
- Bardzo chętnie i wcale nie mam ciekawszego towarzystwa. Tak więc… Myślę, że jutro moglibyśmy coś ustalić, dobrze?
Tak!
- Okej super, to do jutra, a tymczasem wracam do pracy… Aha i Tori mówiła żebyście przyszły na trzynastą.
- Dobrze. A więc do jutra i miłej pracy! – Aria pomachała mi i wyszła, a wszyscy mężczyźni na sali odprowadzili ją spojrzeniem.
Wypuściłem drżący oddech i lekko podskoczyłem ze szczęścia. Zobaczę ją jutro, chce się umówić i powiedziała, że ma na mnie ochotę… Znaczy mniej więcej. Ale i tak naprawdę dobrze wyszło. Czułem jak moje życie nabiera barw, staje się ekscytujące i pełne oczekiwania. I bardzo mi się to podobało. A to wszystko tylko dzięki niej .
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro