Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Weszłam niepewnie do salonu przepełnionego masą ludzi. Część z nich znałam, a część nie, natomiast mój wzrok powędrował tylko w jednym kierunku. Tristan siedział na kanapie, otoczony wianuszkiem wpatrujących się w niego z uwielbieniem dziewcząt.  Palił papierosa lub jointa i rozmawiał z siedzącym koło niego jasnowłosym chłopakiem, ale kiedy weszłam do pokoju, natychmiast skupił na mnie swoje bursztynowe oczy, jakby jakimś dziwnym zwierzęcym sposobem potrafił mnie wyczuć. Zagryzłam wargę, a wszystko we mnie krzyczało abym uciekała. Nie wiem skąd się wzięło to dziwne uczucie. Powinnam tęsknić za Tristanem, powinnam chcieć go przytulić, przywitać się i porozmawiać. Tymczasem stałam tam czując się jak w jakieś innej rzeczywistości i zastanawiałam się czy uciec po prostu przez drzwi, czy może lepiej wyskoczyć oknem. Rany, naprawdę zaczynało mi odwalać. Zerknęłam na Williego, który stał tuż obok, zacisnęłam palce na jego ramieniu, ale on chwycił mnie w talii i uśmiechną się szeroko do Tristana, idąc ze mną w jego kierunku.

Kiedy podeszliśmy do kanapy, Tristan spojrzał wymownie na dziewczyny, a te już po chwili zrobiły nam miejsce. Willie wepchnął mnie koło Trisa, a moje nozdrza wypełnił znajomy zapach wody kolońskiej, poczułam jego wielkie, męskie ciało, wobec którego czułam się tak bardzo bezbronna i ciepło które biło z jego szerokich, muskularnych ramion. Zagryzłam wargę, a on spojrzał na mnie przechylając głowę. Podniósł dłoń dotykając mojej twarzy, na co delikatnie się skrzywiłam.

- Mam cię nie dotykać? – spytał z wyrzutem, a ja pokręciłam głową.

- Nie. Znaczy tak. Znaczy… Nie przeszkadza mi twój dotyk. – powiedziałam cicho, czując się mała i bezbronna.

- Okej. – odparł spokojnie, a jego dłoń wróciła do mojej twarzy, odgarniając kosmyk włosów, który przykleił się do moich wilgotnych ust. Słyszałam jak Will śmieje się w głos z czyjegoś żartu, widziałam kontem oka jak nalewa sobie alkohol i wypija całość duszkiem. Na kolanach usiadła mu jakaś dziewczyna z czego wydawał się bardzo zadowolony, a ja siedziałam tu jak na szpilkach i nie wiedziałam co mam robić ze swoimi drżącymi dłońmi, ani gdzie powinnam patrzeć. – Tęskniłem – wyszeptał Tristan prosto w moje ucho, a mnie przeszły ciarki.

- Ja też – odpowiedziałam drżącym głosem. Dotknął mojej brody i uniósł mi twarz.

- Jesteś jeszcze piękniejsza, kotku – wyszeptał, a ja przywołałam na twarz wymuszony uśmiech.

- Ty też świetnie wyglądasz… A jak się czujesz? Czy wszystko u ciebie dobrze? – spytałam nieśmiało.

- Gdybyś nie zniknęłam z mojego życia, nie musiałabyś pytać. Ani wzdrygać się przed moim dotykiem. Kiedyś to, że nawzajem się dotykaliśmy było dla nas zupełnie naturalne. Było właściwie – mówił nalewając sobie whisky do szklanki – Co się zmieniło?

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Że syrena w mojej głowie wyje na cały regulator i świeci  migającym czerwonym światełkiem, kiedy widzę jego obłąkane spojrzenie, które wciąż pamiętam?

-  Przykro mi, nie chciałam tego, ale… Myślę, że moglibyśmy spróbować to naprawić, jak myślisz? – powiedziałam cicho, tak jak prosił mnie Willie. Naprawdę chciałam pomóc Tristanowi, i byłam pewna że znowu przyzwyczaję się do jego obecności, potrzebowałam tylko trochę czasu….

- Mówisz z sensem – powiedział i uśmiechnął się słodko, na co kamień spadł mi z serca i poczułam się nieco pewniej. -  Może porozmawiamy o tym na górze w jednej z sypialni? – wymruczał mi do ucha, a ja poczułam jak oblewa mnie zimny pot, a kamień znowu osadza się na mojej klatce piersiowej.

- Tris, ja… Nie chcę tego dla nas – powiedziałam zbierając się na odwagę. Nie ma szans abym poszła z nim gdziekolwiek sama.

- Czego dla nas nie chcesz? – spytał poirytowany, jakby zaczynał tracić cierpliwość.

- A co właśnie mi zaproponowałeś? – odpowiedziałam pytaniem.

- Kiedy w końcu cię przelecę i zobaczysz jak będzie nam razem dobrze, to zmienisz zdanie. Będziesz błagała o więcej.

Całą zesztywniałam i wypuściłam ciężki oddech. Spojrzałam w stronę Willa, który w ogóle nas nie słuchał tylko uśmiechał się promiennie do jakiejś dziewczyny. Nagle wstał z kanapy i złapał ją ze rękę, na co chwyciłam go za drugą dłoń patrząc na niego z wyrzutem.

- Gdzie ty idziesz? – spytałam

- Zabawić się. I tobie też to radzę, pszczółko – zerknął na Trisa i puścił mu oczko, a mi szczęka opadła niemal do podłogi. Willie pochylił się i dał mi buziaka prosto w usta, tak że poczułam smak alkoholu na wargach, po czym odszedł z atrakcyjną blondynką zostawiając mnie samą.

Nie mogłam w to uwierzyć. Jak mógł mi to zrobić?

- To co?  - dłoń Tristana wylądowała na moim udzie, a ja poczułam się zdradzona. Zdradzona przez mojego najlepszego przyjaciela. Obiecał mi, że mnie nie zostawi, mówiłam mu że się boję. Obiecał, a wystarczyło zaledwie kilka minut, by zniknął z jakąś dziewczyną, zostawiając mnie samą z obłapiającym i śliniącym się na mnie Tristanem.

Wstałam z kanapy wiedząc, że nic nie wskóram. Tristan wstał ze mną, a kiedy znaleźliśmy się w nieco odosobnionym miejscu odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego z nową odwagą.

- Tristan, kocham cię. Naprawdę. Ale tak jak kocha się brata lub przyjaciela, a nie… kochanka. Nie wiem co mam ci powiedzieć oprócz tej jednej rzeczy. Nie potrafię dać ci tego, czego ode mnie chcesz, ale chce czegoś innego. Chce przyjaźni. Chcę ci pomóc. Chcę żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć, i jeśli będzie działo się coś złego to ja ci pomogę, ale nie jako twoja kochanka, tylko jako przyjaciółka.

Kiedy skończyłam mówić westchnęłam z ulgą. Bardzo się tego bałam, ale cieszyłam się że udało mi się to z siebie wyrzucić, i miałam nadzieje że zabrzmiałam poważnie.

Tristan patrzył na mnie z czymś na kształt zniesmaczenia, zawodu, może nawet nienawiści, a ja nie potrafiłam nic na to poradzić.

- Jestem, jeśli będziesz mnie potrzebował, Tris – odpowiedziałam przeganiając łzy i przytuliłam się do niego, mimo że on stał zupełnie sztywny. – Nie chce cię stracić. Chce żebyś  był bezpieczny i szczęśliwy. Chcesz żebyś wiedział, że zawsze możesz ze mną porozmawiać…

- Mam to w dupie – odparł martwym tonem, odsuwając mnie od siebie. Zmrużył swoje oczy jakby zastanawiał się jak sprawić mi jak największy ból. – Mam gdzieś te twoje żałosne, moralizatorskie gadki, Aria. Rzygam tym – pochylił się nade mną – Koniec z naszą przyjaźnią. Zresztą sama ją podeptałaś, kiedy wyjechałaś nie oglądając się za siebie.

- Tristan… Dostałam się na studia, pojechałam do Miami, nie na koniec świata – powiedziałam żałośnie, nienawidząc się za tą słabość i za to że pozwalałam mu się wpędzać w wyrzuty sumienia.

- Gardzę tobą, oszukałaś mnie i złamałaś mi serce. I szczerze cię nienawidzę – powiedział, a ja poczułam jak łzy spływają po moich policzkach – Mam nadzieję, że będziesz żałowała tego co teraz zrobiłaś tak bardzo, że nie będziesz mogła znieść tego bólu. Tak jak ja nie mogę tego znieść. Idź do diabła – dodał niemal muskając ustami moje, a ja stałam zszokowana ze łzami skapującymi na mój dekolt i ramiona. Popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym wyprostował się i odszedł, a ja uświadomiłam sobie że chyba nie oddychałam bo dopiero teraz złapałam haust powietrza. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie bawili się i pili, a ja czułam się pusta i roztrzęsiona.

Przeczesałam palcami włosy i wytarłam łzy z twarzy. Okej to bolało. I było straszne. Ale zamierzałam to znieść i wiedziałam że jakoś sobie z tym poradzę.

Gdzie jest do cholery Willie?

Mimo że nie miałam na to najmniejszej ochoty, poszłam go poszukać na górę, bo mieliśmy wracać razem. Poza tym musiałam mu powiedzieć do czego doszło między mną i Tristanem, oraz to że nie dam rady tutaj zostać. Zadzwoniłam do niego kilka razy, ale nie odbierał, wiec z niechęcią zaczęłam otwierać poszczególne sypialnie na piętrze. Po dwóch pokojach i dwóch pieprzących się w nich parach natrafiłam na Willa, który w pokoju numer trzy całował blondwłosą dziewczynę. Zamknęłam oczy, ale i tak weszłam do środka.

- Aria, co ty wyprawiasz? – spytał, a ja przełknęłam łzy.

- Źle się czuję, czy możemy wracać do domu?  - odparłam, starając się na nich nie patrzeć. Ten widok był odrzucający, a poczucie zdrady które poczułam w chwili kiedy mnie zostawił, nie wiedzieć czemu przybrało na sile. Zrobiło mi się niedobrze. Zacisnęłam dłonie w pięści czekając na jego odpowiedź.

- Nie, nie możemy, nie widzisz? Jestem zajęty, proszę cię! – powiedział patrząc na mnie z wyrzutem.

- Ale… Przepraszam nie chciałam wam przeszkadzać, tylko…

- Aria, daj spokój, wyluzuj się w końcu! – powiedział niemal błagalnie. Spojrzałam na niego, a dziewczyna którą przed chwilą całował zerkała na mnie z irytacją i zniesmaczeniem.

- Jasne, idiotka ze mnie, cholera przepraszam. Już wam nie przeszkadzam.

- Idź do Tristana, pszczółko, później się znajdziemy – odpowiedział łagodnie, a ja spojrzałam na niego chcąc przekazać mu tym spojrzeniem cały ból i zawód jaki w tym momencie czułam. Wyszłam trzaskając drzwiami i pobiegłam na dół, lekceważąc zaczepiających mnie chłopaków i wypadłam przez drzwi wejściowe. Ruszyłam szybkim marszem do domu, do którego miałam zaledwie kilka minut drogi, a było całkiem wcześnie. Zerknęłam na telefon, była dwudziesta pierwsza, wiec pokręciłam głową na myśl, że polazłam na górę szukać Willa i zrobiłam z siebie taką idiotkę. Zupełnie jakbym nie potrafiła wrócić sama do domu. Ale po tej strasznej rozmowie chciałam koniecznie pogadać z moim przyjacielem, jednak Will miał rację, powinnam dać mu spokój. Pomyślałam też, że powinniśmy ograniczyć nasze kontakty. Zachowywalismy się jak para, mieszkaliśmy razem, spaliśmy razem, okazywaliśmy sobie zbyt dużo czułości, jednocześnie nie będąc prawdziwą parą. To robiło się niezdrowe i zaczynało boleć. Każde z nas myślało o związku z kimś nowym, jednak byliśmy zbyt blisko aby dopuścić do siebie kogoś innego. To było skomplikowane i mogło źle się skończyć. Powinniśmy dać sobie nawzajem więcej przestrzeni, czy mi się to podobało czy nie. Nie uprawiałam seksu z Willem, a on potrzebował tego rodzaju bliskości bardziej niż ja. Nie mogłam go dłużej blokować.

Wzięłam głęboki oddech, obiecując sobie że jak tylko Will wróci z imprezy porozmawiam z nim na ten temat. Właśnie wtedy usłyszałam że jedzie za mną auto. Zaniepokoiłam się, bo ta droga była raczej rzadko uczęszczana, ale przecież nie mogłam wpadać w paranoje. Za dwie minuty będę w domu…

Jednak kiedy auto zatrzymało się i usłyszałam za sobą ciężkie kroki, poczułam jak strach odbiera mi wszystkie inne zmysły. Odwróciłam się z przerażeniem, a wykrzywiona w okrutnym uśmiechy twarz Tristana była ostatnim co widziałam.

***

Obudziłam się obolała i otępiała. Moje dłonie były przykute do łóżka, a nogi przywiązane w kostkach do ramy. Przeraziło mnie to więc zaczęłam się szarpać chcąc się wydostać, ale nie miałam siły. Z przerażeniem uzmysłowiłam sobie też, że nie mam na sobie ubrania, a w około jest niemal zupełnie ciemno. Zaczęłam ciężko oddychać, szarpiąc się na łóżku, a gorące łzy strachu, paniki i wstydu spływały po moich policzkach. Wydawałam z siebie jakieś spazmatyczne dźwięki, aby po chwili krzyknąć na całe gardło.

- Nikt cię tu nie usłyszy – Tristan stanął nade mną i złapał moją pierś w dłonie. Ścisnął ją mocno, a ja skrzywiłam się z bólu, aby po chwili popatrzeć na niego błagalnie.

- Triss, wypuść mnie. Co ty wyprawiasz?  - mój głos drżał. Chciałam zabrzmieć przekonująco, ale zdecydowanie mi się to nie udało.

Tristan westchnął przeciągle obchodząc łóżku, po czym klęknął na materacu, sadowiąc się między moimi nogami.

- To nie musiało tak wyglądać – powiedział jakby to była moja wina. - Kochałem cię. Nadal cię kocham, choć już inaczej, bo mnie zawiodłaś. Ale wiem że i tak o tobie nie zapomnę. Nigdy o tobie nie zapomnę. Jesteś moja, tylko moja - wyszeptał sunąc dłonią po moim nagim ciele.

- Tris, kochanie, wypuść mnie. Porozmawiajmy… - powiedziałam błagalnie, chcąc znowu spróbować. Nie miałam jak się bronić, więc mówienie było moją jedyną szansą.

- Och zamknij się, jeszcze jedno słowo o „rozmawianiu” i nie ręczę za siebie – spojrzał na moje ciało rozciągnięte na materacu i uśmiechnął się przebiegle. – W końcu jesteś moja. Tak, czy inaczej. A teraz pokaże ci co straciłaś, odtrącając mnie przez te wszystkie lata.

Położył się na materacu i zaczął mnie dotykać. Poczułam jego gorący oddech między nogami, trącał moją łechtaczkę językiem i palcami. Poczułam przyjemność, mimo że ani trochę tego nie chciałam. Czułam jakby moje ciało mnie zdradziło, jakbym sama się zdradziła…

- Tak, właśnie tak to mogło wyglądać – powiedział po kilku minutach - A teraz pokaże ci jak to będzie wyglądało przez to, że mnie odtrąciłaś – warknął wstając i złapał za moją szyję, a ja czułam już tylko ból.

***

Nie wiem ile to trwało, albo bolało mnie całe ciało. Tristan był brutalny, a ja nie wiedziałam czego się spodziewać. Zabije mnie? Już nigdy mnie stąd nie wypuści? Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Nie wiedziałam która była godzina ani jaki był dzień. Nie wiedziałam ile tutaj jechaliśmy. Beznadzieja mojej sytuacji uderzyła we mnie z całą siłą i załkałam żałośnie. W ustach miałam krew, bo mimo że byłam związana i tak się broniłam, za co dostałam od niego w twarz.

- Przestań beczeć – usłyszałam jego głos. - Zaraz znowu uśniesz, ja pojadę do domu i wszystko ogarnę abyśmy mogli wyjechać, bo nieco mnie zaskoczyło, że tak szybko udało mi się ciebie złapać. A kiedy cię stąd zabiorę,  już nikt nigdy cię nie znajdzie. Pojedziemy gdzieś gdzie będziesz tylko moja, gdzieś gdzie nikt nas nie zna i nikt nas nie rozdzieli. Przyzwyczaj się do tej pozycji, kochanie, bo naprawdę lubię cię w niej pieprzyć. Muszę tylko załatwić parę spraw, ale jesteśmy na takim zadupiu, że nikt nie powinien nam przeszkadzać. Jeszcze jedna noc i będziesz moja, tylko moja – powtarzał obłąkanym głosem.

Mówił beztrosko, krzątając się po pomieszczeniu, a ja szlochałam coraz głośniej. O Boże, ta perspektywa była chyba gorsza od śmierci. Wyobraziłam sobie siebie zamkniętą w jakiejś piwnicy przez lata, przywiązaną do łóżka , żyjącą tylko po to aby zaspakajać jego chore rządze.

- Tris… - nienawidziłam swojego błagalnego głosu, ale co mi pozostało? – Błagam, wypuść mnie. Przecież jesteśmy rodziną. Przyjaźnimy się od lat. Wybaczę ci... - kłamstwo, które było moją ostatnią nadzieją.

- Zamknij się! Zostawiłaś mnie i odrzuciłaś, nie masz prawa się kurwa odzywać – warknął.

- A co jeśli powiem, że zapomnę o tym co się tu stało i zgodzę się być z tobą dobrowolnie? – spytałam przełykając żółć, a on zaśmiał się głośno.

- Wiedzę, że ktoś ma mnie tutaj za idiotę…

Wtedy usłyszeliśmy walenie do drzwi, a wszystko we mnie zaczęło krzyczeć z nadziei i adrenaliny. Tristan otworzył szeroko oczy doskakując do mnie, i zakrył mi usta dłonią.

-  Aria jesteś tam?! – usłyszałam głos Willa, a łzy stanęły mi w oczach – Kochanie szukałem cię całą noc, przepraszam za to! Co ty tu robisz do cholery?! Jesteś tam?!

Willie kiedyś zamontował w moim zegarku GPSa bo jako mała dziewczynka wszędzie się gubiłam i miałam fatalną orientację w terenie, co w sumie zostało mi do tej pory. Kiedy byliśmy mali musiał mnie pilnować, a w Miami mimo nawigacji w telefonie musiał przyjeżdżać po mnie trzy razy, kiedy utknęłam nie wiedząc gdzie jestem, wiec półżartem, półserio wsadził mi tego cholernego GPSa, a ja nie mogłam uwierzyć, że o tym zapomniałam.

- Jakim kurwa cudem on cię znalazł?- warknął Tristan – Zamknij się bo go zabiję, rozumiesz? – Gorące łzy spływały mi po policzkach, ale pokiwałam zawzięcie głową, dając znać, że będę zupełnie cicho. Wolałam spędzić resztę życia w piwnicy, niż dopuścić do tego aby Willemu coś się stało.

Mój przyjaciel nie dawał jednak za wygraną dobijając się do drzwi, a Tristan analizował co zrobić.

 - Kurwa to nic nie da… Jeśli nawet odejdzie to prosto na psy. No cóż, zmiana planów. Przykro, ale nasz przyjaciel za chwilę tu dołączy, koteczku.

- Nie, błagam Tris, błagam, zostaw go, przysięgam zrobię wszystko…

- Zamknij się  – powiedział i wstał wychodząc z pomieszczenia. Słyszałam jak otwiera drzwi.

- Trisan? Co wy tu kurwa robicie? Co to za melina? Skąd wy się tu wzięliście, co? – usłyszałam głos Williego, i załkałam z przerażeniem. Błagam tylko nie to. – Tristan… - ton mojego przyjaciela się zmienił jakby zobaczył coś, co go przestraszyło, jakby w końcu dostrzegł to co do tej pory widziałam jedynie ja.  – Tris… gdzie jest Aria? Nie wiem co ona mogłaby tu robić, ale poszedłem do domu i jej nie było, a GPS pokazywał mi tą lokalizację. Kiedy to analizowałem, przypomniałem sobie, że część osób przeniosła się z imprezy na ognisko w lesie,  i że może z kimś się zabrała, bo zachowałem się jak dupek, ale… ale to zdecydowanie nie jest ognisko w lesie, tylko jakieś totalne zadupie, a ta chata to rudera. Ja pierdole, to popieprzone. Co tu się dzieje, stary?

- Nic takiego. Zabawiliśmy się tylko trochę – usłyszałam głos Tristana i nawet przez ścianę zabrzmiał on dziwnie.

Odpowiedziało mu milczenie.

- Przerażasz mnie – powiedział Will. – Gdzie ona jest do cholery? Co ty zrobiłeś? Aria! Aria, gdzie jesteś?

Kiedy usłyszałam uderzenie krzyknęłam na całe gardło, ale było już za późno. Po chwili zobaczyłam Tristana który ciągnie nieruchome ciało Willa, a wszystko we mnie zamarło. O ile jeszcze jakiś czas temu byłam przerażona i załamana moją sytuacją, o tyle teraz umierałam z bólu i rozpaczy.

- Tristan, błagam zostaw go, odejdę z tobą.. zrobię co tylko chcesz, tylko go nie krzywdź. Był dla ciebie jak brat, troszczył się o ciebie, kochał cię…

- Naprawdę? Bo widzisz ja zawsze czułem się przy was jak piąte koło u wozu. Byliście nierozłączni, a ja byłem tylko dodatkiem do idealnej Arii i jej słodkiego Willa. Mieliście mnie gdzieś…

- Nieprawda! Willie chciał żebyśmy się pogodzili, rozmawiał ze mną, dlatego poszłam na tą imprezę, bo wytłumaczył mi że jesteśmy rodziną i musimy się wspierać…

Tristan się skrzywił, a ja zastanawiałam się gdzie jest ten chłopak, którego kiedyś kochałam. Gdzie on się podział? Czy cały czas udawał, cały czas kłamał?

Nie zareagował na to co powiedziałam, tylko rozwiązał moje nogi i odpiął jedną rękę z kajdanek przykutych do ramy łóżka dociągając mnie do jego brzegu. Miałam wolne nogi i jedną rękę, więc złączyłam uda czując jak ból i ulga rozprzestrzenia się po całym moim ciele. Położył koło mnie nieprzytomne ciało mojego przyjaciela, wziął drugą parę kajdanek i przypiął jego nadgarstek da ramy, przy okazji go przeszukując. Wziął jego telefon, zegarek i wszystko co wydało mu się podejrzane, a potem wrzucił to do plastikowego worka.

Nie upłynęło kilka minut podczas których Tristan chodził po pokoju gadając do siebie i targał swoje jasne włosy, a Willie zaczął odzyskiwać przytomność. Popatrzyłam na niego z miłością gotowa zrobić dosłownie wszystko, wszystko, aby go uratować. Jego duże jasnobłękitne oczy na początku skupiły się na ciemnym pomieszczeniu, ale już po chwili odnalazły moje spojrzenie. Na jego pięknej twarzy dostrzegłam przerażenie i konsternację. Zsunął wzrok na moje nagie ciało i widziałam jak napina wszystkie mięśnie. Potem znowu spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja wolną dłonią odgarnęłam kosmyk włosów z jego twarzy, kręcąc głową. Czułam jak łzy zalewają moją twarz chociaż byłam zbyt przerażona, aby uzmysłowić sobie to że płakałam. W oczach mojego przyjaciela zobaczyłam tyle bólu i nienawiści, że niemal nie mogłam tego znieść.

- Zabiję cię, ty skurwielu… - powiedział przez zaciśnięte zęby. – Słyszysz, Zabiję cię! – krzyknął i zaczął się wierzgać, próbując wyrwać rękę z kajdanek.

- Zamknij się głupku – warknął Tristan. – Sam mi ją wystawiłeś, prawda? – zaśmiał się z pobłażaniem – Naprawdę jesteś naiwny. Wystarczyło, że poprosiłem cię tylko raz, a ty z ochotą przyprowadziłeś ją prosto do mnie i zrobiłeś dokładnie to o co poprosiłem. To twoja wina, że ona tu jest, więc kurwa się zamknij! – krzyknął Tristan, a Willie patrzył na niego z zszokowaną miną, z jego szeroko otwartych oczu popłynęły łzy, kiedy pokręcił głową. Nie mogłam znieść jego bólu.

- Jedyną osobą która jest winna – warknęłam – Jesteś ty. Jesteś psychopatą, który nas oszukał. Kochaliśmy cię i traktowaliśmy jak przyjaciela, a ty … Okazałeś się pierdolonym potworem. Nie waż nie go obwiniać! To nie jego wina, ale tylko i wyłącznie twoja! – wrzasnęłam niemal nie poznając własnego głosu. Złapałam kilka ciężkich oddechów i poczułam jak Tris łapie mnie za gardło.

- Chyba naprawdę będę musiał cię nauczyć posłuszeństwa, prawda? – wyszeptał dając mi z impetem w twarz na co Willie zaczął się szarpać jeszcze mocniej i wierzgać nogami.

- Nie dotykaj jej! Jesteś popierdolony, co ty jej kurwa zrobiłeś?! Jak mogłeś?! – krzyknął Willie ale po chwili on też dostał z całej siły tak, że krew zalała jego usta.  – Zabiję cię, słyszysz? -  warknął Will na co Tris znowu parsknął śmiechem.

- Widzisz, przyjacielu – powiedział, a minę miał jakby totalnie mu odbiło, jego oczy były obłąkane i zastanawiałam się jak mogłam tego wcześniej nie dostrzec? Jak mogłam go tłumaczyć? Czy byłam aż tak zaślepiona? – Popełniłeś w swoim życiu jakiś milion błędów, ale teraz jest już za późno. Ja też was kochałem. Kochałem was. Naprawdę. Kochałem Arie do szaleństwa, tak jak chłopak może kochać dziewczynę,  a ciebie… – pokazał na Willa – …kochałem jak brata. Ale mnie zawiedliście. Oboje. Złamaliście mi serce – zaczął wrzeszczeć wygalając jakby go coś opętało, Willie zamarł, patrząc na niego z szokiem wymalowanym na twarzy,  a ja załkałam na głos – Wszyscy mnie zawodzą, nikt przy mnie nie został, nikt! I zapłacicie mi za to, bo to wy mnie oszukaliście. Udawaliście moją rodzinę, aby później mnie zostawić! A ty… - pokazał na mnie –… zawsze uważałaś się za zbyt dobrą dla mnie, przez ciebie czułem się jakbym był gorszy… Zawsze wolałaś jego… – wskazał na Willa. – … i teraz oboje mi za to zapłacicie.

On był naprawdę szalony. Nie tylko zły – on był po prostu obłąkany. W tym momencie uświadomiłam sobie, że wygląda jakby był w jakimś transie, jakby choroba psychiczna przejmowała nad nim kontrolne, i wiedziałam że staje się absolutnie nieobliczalny. Może zrobić nam wszystko i być może nawet nie będzie zdawał sobie sprawy z konsekwencji. On był psychopatą. Psychopatą, którego musiałam powstrzymać przed skrzywdzeniem mojego przyjaciela.

Wtedy złapał za plecak i wybiegł z domu zostawiając nas przykutych do łóżka i oniemiałych z szoku i przerażenia. Popatrzyliśmy na siebie w Willem, po czym on przysunął się do mnie, obejmując mnie wolnym ramieniem, jakby wiedział, że  w tej chwili jego dotyk i bliskość zdziałają więcej niż jakiekolwiek słowa. Wtuliłam się w niego, wypłakując sobie oczy, a on szeptał mi do ucha jak bardzo mnie kocha i jak bardzo przeprasza. Płakał, a ja zastanawiałam się jakim cudem uda mi się go z tego wyciągnąć.

Była tylko jedna szansa. Błagać Tristana, aby go tutaj zostawił, obiecując mu pełne posłuszeństwo w zamian za życie i wolność przyjaciela. Powiem mu, że nawet jeśli nas znajdą, skłamię że uciekłam z nim dobrowolnie. Powiem wszystko, wszystko aby uratować Willa.

I wtedy uświadomiłam sobie jak z pewnością będzie wyglądało moje życie. Będę z potworem który będzie mnie krzywdził, moje życie będzie koszmarem, będę więźniem i będę tak cholernie samotna, a na dodatek już nigdy nie przekonam się jak to jest być z kimś, kogo się kocha…

Wtedy popatrzyłam na mojego przyjaciela. Cały czas szarpał za kajdanki ibpowtarzał, że coś wymyśli, że nie pozwoli mnie więcej skrzywdzić, ze mnie kocha. Tak ja też go kochałam. I zamierzałam oddać wszystko co miałam, aby go chronić. Przed tym gdy się to stanie chciałam tylko jednej, jedynej rzeczy. Chciałam z nim być, aby mieć świadomość, że ten potwór, którego kiedyś miałam za swojego przyjaciela nie będzie jedynym mężczyzną, który kiedykolwiek mnie dotykał. Że w pewien sposób będę należała też do Willa. Dotknęłam jego twarzy, a on jak gdyby czytając w moich myślach zaczął mnie całować. Głęboko i namiętnie, zachłannie jakby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu. Jego krew mieszała się z moją, podobnie jak nasze łzy, ale przez to całowaliśmy się tylko jeszcze mocniej. To bolało, ale to był dobry ból. Wolną ręką odpięłam mu spodnie, na co popatrzył na mnie z szokiem i pragnieniem.

- Nie, kochanie, jesteś obolała…

- Błagam – wyszeptałam, ale zabrzmiałam tak desperacko, że znów nie poznawałam swojego głosu. Świadomość, że to mogła być moja ostatnia szansa na bliskość z kimś kogo kochałam sprawiła, że ból był ostatnim o czym myślałam. Wpiłam się zachłannie w jego usta, przyciskając go do siebie i kilka ruchów wystarczyło, aby był na mnie gotowy. Płakaliśmy kiedy nasze ciała zderzyły się ze sobą, i gdy czułam to jak bardzo mnie pragnie. Wszedł we mnie powoli, i kochał się ze mną tak delikatnie, że niemal nie czułam bólu, choć wydawało się to przecież niemożliwe po tym co mnie spotkało. Powtarzał w moje usta że mnie kocha, jęczał i całował mnie głęboko. Mówił że teraz już będziemy razem, tak jak zawsze być powinno, że zawsze tak mocno tego pragnął, mówił że kiedy z tego wyjdziemy już nic nas nie rozłączy, mówił to kołysząc się na mnie tak powoli, a ja go całowałam i płakałam, chłonąc go całą sobą. Postanowiłam zachować to uczucie, kiedy był we mnie, kiedy był ze mną. Zachować je i trzymać się go, kiedy przyjdzie ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro