Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.

Snow

Zostawiłam Aire samego z Azielem na czterdzieści minut. Potrzebowałam się uspokoić i zobojętnić, bo ta przyjazna wersja mojego męża była czymś, z czym trudno było się mierzyć. Zajęłam się sprzątaniem po śniadaniu, bo Vesper był wspaniałym i pomocnym mężczyzną, ale nigdy nie sprzątał po zrobieniu jedzenia. Zwłaszcza, gdy się spieszył, a dzisiaj tak właśnie było. Zostawił na wyspie karteczkę z informacją o swoim wyjściu do kliniki weterynaryjnej, w której znajdowała się nasza suczka. Na szczęście Ves miał głowę na karku i nie zapomniał w tym całym szale o dzisiejszym odbiorze pupila. Mi kompletnie wypadło to głowy.

Aelia była berneńskim psem pasterskim, który chorował na bielactwo. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam od razu się w niej zakochałam i musiałam ją przygarnąć. Niestety właścicielka, od której ją przejęłam nie poinformowała mnie, że piesek ma problemy zdrowotne, które koniec końców ulokowały się w oczodole. Musiałam oddać ją na prawie dwa tygodnie do kliniki, w której usunęli jej oko i wykonali kompleksowe badania przed przewiezieniem jej do innego państwa.

Przetarłam blaty w kuchni, a potem przelałam do małego garnka mleko i postawiłam na indukcji. Z tego wszystkiego naszła mnie ochota na kakao, a mój szanowny małżonek na pewno miał ochotę na kawę, więc byłam na tyle miła, że ugotowałam też wodę w czajniku. Zalałam cztery porządne łyżki mielonej kawy wrzątkiem i odstawiłam zaparzacz na bok, by zająć się swoim kakao.

Kiedy oba napoje były gotowe postanowiłam wrócić do moich chłopców. To znaczy do mojego małego chłopca i do Aziela.

Weszłam do swojej sypialni i gdy zobaczyłam mojego męża, który nie poruszył się nawet o milimetr oraz Aire, który leżał na jego torsie, przyglądając mu się... Coś we mnie pękło. Zamarłam i nie mogłam oderwać od nich wzroku. Od silnego mężczyzny, który mierzył się na spojrzenia ze swoją miniaturką, która dzielnie unosiła główkę. Zachciało mi się płakać z rozczulenia. I żalu. I trochę złości. Bo oni byli razem tak słodcy, że nawet kakao nie miało szans!

— Zrobiłam ci kawę — powiedziałam, więc Aziel przeniósł na mnie błyszczące oczy. Aire próbował przekręcić główkę w moim kierunku, ale nie miał jeszcze takiego szerokiego zakresu ruchu, więc bardzo szybko się wkurzył i zaczął wierzgać. — Oho, pan złośliwy się załączył.

Podeszłam do nich, odstawiłam kubki na szafkę nocną i wyszłam na łóżko na czworaka, by uklęknąć przy Azielu i ostrożnie podnieść synka, a potem go do siebie odwróciłam. Miał wydęte wargi i zmarszczone ze złości czoło.

— Dlaczego pan tak króciutko spał, co? — zapytałam go, unosząc brew. — Po jedzonku umawialiśmy się na przynajmniej dwie godziny, kawalerze.

Przybliżyłam go do siebie i musnęłam wargami jego małe usteczka, nosek i na koniec czółko. Potem przytuliłam go do piersi, a on wydał z siebie słodki dźwięk, który interpretowałam jako okrzyk radości na widok mamy. Czasami Aire miewał momenty gaworzenia i wyrywały mu się jakieś dziwaczne dźwięki, które zawsze mnie rozczulały. W zasadzie wszystko, co robił mnie rozczulało. No, może poza obsikiwaniem mnie oraz wymiotami.

— Ma identyczne oczy jak twoje — powiedział mój mąż, więc na niego spojrzałam. — W ogóle jest do ciebie podobny. Bardzo.

— Jaka mama taki synek. — Wyszczerzyłam się i pocałowałam Aire w czoło. — Ciekawe jak zniesie lot. I jak mu będzie w Manchesterze. Powiedziałeś komuś, że w domu ma być ciepło? Aire nie lubi skarpetek, więc wszędzie musi mu być cieplutko w stópki. I będziemy musieli przerobić któreś pomieszczenie na jego pokój. — Przytrzymałam małego przy piersi i przesunęłam się do poduszek, by zająć wygodniejszą pozycję. Rozłożyłam nogi i umieściłam między nimi synka, tak, bym mogła patrzeć na jego śliczną buzię. — Będziesz miał swój pokój? — zapytałam go z uśmiechem. — I dużo zabawek? No oczywiście, że tak. Całą górę zabawek. A teraz przewietrzymy pupę.

Nachyliłam się nad nim, rozwiązałam pieluszkę, której o dziwo jeszcze nie zmoczył i rozłożyłam ją pod nim. Następnie sięgnęłam do mojej szafki nocnej, w której były awaryjne pieluchy i jedną z nich położyłam na swoim udzie. Jeśli mały zrobi mi psikusa znów będę musiała prać całą pościel, a nie miałam już na to czasu. Przeniosłam wzrok na Aziela, który siedział obok mnie i nie zareagował na żadne z moich słów. Jak się okazało wpatrywał się we mnie bez mrugnięcia okiem.

— Ziemia do Aziela — mruknęłam, po czym pstryknęłam mu palcami przed nosem. — Podaj mi jakąś zabawkę z koszyka, który leży po twojej stronie na podłodze.

Skrzywił się, ale wykonał polecenie i sięgnął do koszyka, który miałam schowany tuż przy łóżku. Kiedy Aire budził się w nocy na jedzenie a ja byłam bardzo zmęczona to przysypiałam a on miętosił w rączkach jedną ze swoich zabawek. Aziel wyciągnął dla niego gumową grzechotkę w kształcie tygryska i zamiast wręczyć naszemu synkowi podał ją mnie.

— Ja nie będę się nią bawić — powiedziałam.

Aziel zacisnął wargi, ale nie skomentował mojej kąśliwości. Nachylił się nad naszym chłopcem i ostrożnie wyciągnął zabawkę w jego stronę. Aire miał czasem takie dni, że udawało mu się coś porządnie złapać, ale nie był na tyle silny, by na dłużej to utrzymać. Dlatego kiedy przechwycił zabawkę, a Aziel ją puścił, ta upadła mu na brzuszek. Mały zaczął się wierzgać, kopiąc gołymi nóżkami w moje uda i machał rączkami z entuzjazmem.

— Co go tak rozbawiło?

Mąż spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, co zauważyłam dopiero jak przeniosłam wzrok z Aire na niego. Mój szeroki uśmiech przygasł, gdy zorientowałam się, jak dziwnie Aziel na mnie patrzy. Jakby... ze zdumieniem. Albo fascynacją? Ciężko było jednoznacznie określić.

— Wiele rzeczy go bawi — odpowiedziałam na jego pytanie. — Dlaczego tak na mnie patrzysz?

— Powinniśmy byli zrobić sobie dziecko już dawno temu. Sprawia, że jesteś szczęśliwa i błyszczysz. — Jego wzrok pociemniał. — Dzięki mnie nigdy taka nie byłaś.

— Jaka?

— Szczęśliwa.

Zacisnęłam wargi, bo nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Miał rację. Przez niego nie byłam szczęśliwa. Nie uszczęśliwiał mnie a ściągał na dno, zmuszając mnie do życia bez ciepła i czułości, których potrzebowałam. Aziel był zimny, obojętny i wiecznie nieobecny. Dopiero po wypadku udało nam się zawiązać nitkę porozumienia, ale to i tak było za mało. Nie dawał mi niczego, na czym mi zależało. Dawał mi pieniądze i pozycję, które przez całe życie miałam i uważałam za bezwartościowe.

Odwróciłam wzrok, by nie mierzyć się z jego pełnym emocji spojrzeniem i sięgnęłam po jego kawę oraz moje kakao. Bez słów podałam mu kubek, a on go odebrał. Oparłam się o poduszki i skupiłam uwagę na moim napoju zamiast na niedoskonałościach mojego małżeństwa.

Kiedy wypiłam mniej więcej połowę swojego kakao Aire zmarszczył brewki w bardzo charakterystyczny sposób. Wcisnęłam kubek w bok mojego męża, oblewając go ciepłym płynem, ale nie obchodziło mnie to, bo gdy tylko pozbyłam się naczynia sięgnęłam po pieluchę i zakryłam nią strategiczne miejsce mojego dziecka. Dosłownie sekundę później poczułam ciepło pod dłonią, a mały chłopiec zaczął się wesoło wierzgać. Na małych ustach rozciągał się pełen radości i niewinności uśmiech, od którego moje serce po raz kolejny urosło.

— Jak ja cię dobrze znam, co? — powiedziałam do niego. — Chciałeś mnie zmusić do kolejnego prania pościeli, tak?

— Nie chcę cię niepokoić, ale i tak będziesz musiała ją wyprać — odezwał się Aziel, więc na niego spojrzałam. Po jego ramieniu i brzuchu spływały resztki mojego kakao, a kubek... Cóż, spoczywał na jego udach. — Chwała, kurwa, niebiosom, że to nie było gorące — dodał pod nosem, po czym odłożył swoją kawę na szafkę nocną. — Nie wiem, co gorsze. Jego mocz nie byłby tak widoczny jak kakao, którym zalałaś moje spodnie, brzuch i pościel. — Spojrzał na zdewastowaną przestrzeń wokół siebie, a ja zacisnęłam wargi żeby nie parsknąć śmiechem. — To wygląda jakby zwymiotował albo co gorsza się zesrał.

Dobra, przegrałam. Słysząc słowo „zesrał" z ust mojego — przeważnie — poważnego małżonka nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem, odchylając się na poduszki i kręciłam głową. Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. No cóż, przynajmniej kakao miało ładny zapach.

— Przepraszam — powiedziałam, ocierając kąciki oczu — skupiłam się na jego ostrzegawczej mince i zareagowałam zbyt gwałtownie. No cóż, trudno, wrzucę pościel do pralki i zadzwonię do właścicielki, że trzeba będzie ją wyjąć.

Z szerokim uśmiechem popatrzyłam na swojego męża i po raz kolejny przyłapałam go na gapieniu się. Robił to cholernie nachalnie.

— Nie mam pojęcia jak to możliwe, że przez prawie dwa lata małżeństwa udało mi się powstrzymywać moje żądze.

Zmarszczyłam brwi. O czym on gadał?

— Co masz na myśli? — zapytałam, gdy zamiast kontynuować wątek on po prostu się na mnie patrzył.

— Ciebie. To, jak bardzo cię pragnę. To, jak wiele pragnę ci zrobić. To, jak jesteś piękna, kiedy się śmiejesz. Wszystko, Snow. Ciebie.

Poczułam, jak moje ciało reaguje na jego pełen emocji głos i cholernie się przestraszyłam. Szybkie bicie serca, zwolniony oddech i palący gorąc na policzkach to ostatnie, czego chciałam w towarzystwie mojego męża. Mężczyzny, który stronił od bliskości, komplementów i wszystkiego, czym mógłby rozpalać moje biedne serce.

Czy to możliwe, że tęsknota tak bardzo namieszała mu w głowie, że stracił swoją żelazną kontrolę? Czy to możliwe, że się zmienił?

Oddychaj Snow. To ten sam dupek, który kazał ci wyjechać do Australii.

Zatraciłam się w głębi jego jasnozielonych oczu. W ich cieple i ujmującej czułości, którą w nich widziałam. W nim. O mój Boże, pozwalałam by mieszał mi w głowie!

Odsunęłam się od niego, bo dziwnym trafem zaczęliśmy się do siebie zbliżać niczym filmowa para do pierwszego pocałunku i odwróciłam głowę. Cała drżałam. Wszędzie.

— Powinieneś się przebrać.

— Nie mam tu nic na przebranie.

Aziel wstał z łóżka, a potem usłyszałam jak zdejmuje swoje spodnie. Cholernie spieprzyłam sprawę. Gdybym nie przeraziła się osikanej pościeli nie musiałabym teraz mierzyć się ze swoim półnagim mężem, którego nagle olśniło i zaczął mówić o tym, czego pragnie. A raczej o tym, że pragnie mnie.

Niepewnie na niego spojrzałam. Zapragnęłam się rozpłakać. On nie był półnagi. Był cholernie nagi. Zrzucił z siebie spodnie wraz z bokserkami, bo w takim czasie na pewno kakao przeniknęło przez wszystkie warstwy jego ubioru. Byłam silna, niezależna i zdeterminowana. Byłam silna, niezależna i... przez okrągły rok nikt mnie nie dotykał. Byłam silna, spragniona czułości i... Jasna cholera! Spieprzyłam sprawę! Prześlizgnęłam wzrokiem po jego ciele, na kilka sekund za długo zatrzymując się na jego kroczu i zacisnęłam powieki.

— Onieśmielam cię? — zapytał prowokacyjnie, na co nie odpowiedziałam.

Nie mogłam przegrać tej wojny przez swoje libido. Nie mogłam.

— Gorszysz mojego dziecko — odpowiedziałam ze sztuczną złością i pochyliłam się do przysypiającego synka, a potem ostrożnie go podniosłam i przytuliłam do siebie. Mokrą pieluchę cisnęłam w stronę Aziela. — Wrzuć ją do kosza na pranie.

Nie sprzeciwił się. Z delikatnym śmiechem wykonał moje polecenie i na boskie szczęście zniknął mi z oczu. Nie będę jednak kłamać, że nie patrzyłam na jego tyłek, gdy kierował się do łazienki. Zauważyłam wtedy dwie rzeczy. Pierwsza — Aziel nadal odrobinę utykał oraz druga — był piekielnie seksownym sukinsynem.

Powinnam się opamiętać. Nasza relacja potrzebowała porządnych zmian oraz ustalenia pewnych zasad. Jeśli Aziel nie będzie chciał się do nich stosować to małżeństwo nie będzie miało prawa bytu. Albo będzie partnerstwo i miłość albo nie będzie nic. Kropka.

Wstałam z łóżka żeby ubrać synkowi pampersa i spodenki, a potem wyszłam z pokoju by uniknąć konfrontacji z Azielem. Ten dupek zdążył sobie przepracować kilka rzeczy podczas naszej separacji i najwyraźniej zrobił to dobrze. Nauczył się mówić o swoich odczuciach a to, jak na takiego zimnego buca jak on, bardzo dużo. Za to miał plusa.

W salonie ułożyłam Aire w ramionach i zaczęłam go usypiać w najszybszy sposób — spacerując z nim. Czasem używałam wózka, czasem kołyski a czasem był zmęczony i wystarczyło go przez chwile poprzytulać na łóżku i już odlatywał. Teraz był w ciężkim do określenia stanie, bo niby nie był śpiący i marudny, a jednak powinien się przekimać zanim pojedziemy na lotnisko czy gdzieś tam gdzie Aziel zostawił swój samolot. Nuciłam więc pod nosem cichą melodię, którą Aire lubił i przechadzałam się po domu, zapamiętując każdy jego detal. Szanse na to, że kiedykolwiek tutaj wrócę były niemal zerowe, więc chciałam się odpowiednio pożegnać z każdym kątem, bo z każdym miałam jakieś wyjątkowe wspomnienie. Gdzieś zwymiotowałam podczas ciąży, gdzieś popuściłam, gdzieś odeszły mi wody i tak dalej, i tak dalej. Pierwsza ciąża oraz pierwsze miesiące życia malucha to na pewno jedne z najbardziej zapamiętywanych przez kobiety chwil.

Aire zasnął po kilku minutach, ale ja nadal chodziłam po otaczającej mnie przestrzeni i rozglądałam się z sentymentem. Naprawdę bardzo lubiłam to miejsce. Chciałabym je zatrzymać tylko dla siebie i wracać choć od czasu do czasu, na przykład na wakacje. Grecja była świetna, zwłaszcza moje kochane Argostoli. Mój osobisty, pełen wolności raj na ziemi.

Zatrzymałam się przed lustrem i z uśmiechem przyglądałam się sobie i swojemu dziecku. Azaire sprawił, że moje życie przestało być przykrym, pełnym samotności filmem, który trwał tylko po to by trwać. Teraz miałam jakieś cele, pragnienia a nawet i marzenia. Chciałam być najlepszą matką jaką tylko mogę, chciałam wychować synka na wspaniałego, ciepłego mężczyznę oraz chciałam już zawsze czuć się tak, jak czuję się z nim — szczęśliwa. Z lekką przykrością, albo i nawet bez niej musiałam przyznać się do tego, że od dłuższego czasu nie uwzględniałam w swoich pragnieniach mojego męża. Pojawił się dopiero dzisiaj. A właściwie to właśnie teraz, kiedy wyszedł z mojej sypialni i podszedł do nas. Stanął za mną i spojrzał mi w oczy w odbiciu lustrzanym. Utrzymywałam jego wzrok by nie dać się skusić i nie spojrzeć na jego umięśnione ciało owinięte moim ręcznikiem wokół pasa.

— Nie mam żadnych ubrań na zmianę — powiedział, ale nie wydawał się tym przejęty.

— Nie masz niczego w hotelu czy tam mieszkaniu, w którym spałeś?

Zaprzeczył ruchem głowy a potem leniwym ruchem położył dłonie na moich ramionach i przez krótką chwilę je masował. Nie czułam się spęta, ale najwyraźniej byłam, bo jego duże dłonie od razu przyniosły mi ukojenie. Odetchnęłam pełną piersią i nieznacznie odchyliłam głowę. Mój mąż od razu to wykorzystał. Przesunął palce lewej ręki z ramienia na moją szyję i odchylił mnie mocniej, tak, że musiałam się oprzeć o jego tors.

— Patrzenie na ciebie i naszego syna stało się właśnie moim ulubionym zajęciem — powiedział szeptem do mojego ucha.

Widziałam w odbiciu lustrzanym jak się do niego zbliżał i nie potrafiłam go powstrzymać. Nie umiałam powiedzieć, żeby się odsunął. Nie umiałam się do tego zmusić. Ciepło jego ciała mi na to nie pozwalało.

— Zawsze myślałem, że to pierdolenie o czyimś zapachu jest idiotyzmem — powiedział, delikatnie przesuwając nosem po mojej szyi. — To gadanie, że perfumy na każdym pachną inaczej, bo my sami mamy też swój własny zapach. — Złożył na mojej skórze mokry pocałunek, a ja nie mogłam oprzeć się pokusie i zamknęłam oczy. Trzymałam w ramionach moje małe serduszko, a mój cholerny mąż właśnie czule całował moją szyję. — Rozpylałem twoje perfumy w pokoju i psikałem nimi twoją poduszkę a nadal nie czułem ciebie.

— To oczywiste, że zapach miesza się z twoim zapachem i perfumy przez to pachną trochę inaczej — skomentowałam. — Skąd ty się urwałeś?

— Teraz już to wiem. Teraz w końcu czuję mój ulubiony zapach. — Aziel przycisnął nos do mojej szyi i mocno zaciągnął się powietrzem. — Nie masz cholernego pojęcia jak bardzo za tobą tęskniłem, Snow.

Prawdopodobnie miałam pojęcie, bo ja również, mimo wściekłości i zawodu jakie względem niego czułam, tęskniłam. Brakowało mi go na każdym kroku. Nawet gdy był zrzędą i dupkiem.

— Snow? — wyszeptał.

Powoli uchyliłam powieki i zamiast popatrzeć na niego w lustrze, przekręciłam głowę by popatrzyć mu w oczy z małej odległości. Odsunął się by mi to umożliwić, ale nadal był zdecydowanie za blisko. Jego jasnozielone oczy wydawały się pełne szczerości i ciepłe. Jak nigdy.

— Tak? — zapytałam, gdy nie kontynuował swojej wypowiedzi.

— Chcę żeby nasze małżeństwo stało się takie, jakiego zawsze pragnęłaś. Chcę być takim mężem, o jakim marzyłaś.

Patrzył mi w te cholerne oczy z taką ujmującą pewnością, że zapragnęłam się rozpłakać.

— A tatusiem?

Na jego wargach uformował się cwany uśmiech.

— Ojcem będę takim, jakiego sam chciałbym mieć.

— Kochasz go? — szepnęłam prawie bezgłośnie.

A Aziel przytulił mnie od tyłu, ciasno oplatając mój brzuch. Wyprostował się by pocałować mnie w głowę a potem spojrzał mi w oczy w lustrze.

— Jesteście dla mnie wszystkim, śnieżynko. 

____________

Twitter: #WCWTKfem 

Widzimy się od dzisiaj regularnie raz w tygodniu ;) 

Nie powiem Wam jeszcze na 100 % czy książka zostanie skończona na Wattpadzie, czy dodam tutaj tylko 15 rozdziałów. Będę o tym intensywnie myśleć i jak zadecyduję to Was powiadomię :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro