14
Po powrocie do domu uśmiechałam się jak głupia. Z uśmiechem na twarzy usiadłam obok Olsen'a na kanapie i mocno się do niego przytuliłam
- Udusisz mnie jak będziesz tak mocno mnie przytulać- zaśmiał się
- Dostałam pracę!- powiedziałam podekscytowana
- Gdzie?
- W kawiarni
Aiden mruknął coś pod nosem i gapił się ciagle na ręce. Nagle przeniósł wzrok na Hemmings'a a ten zrobił gest ,, nie patrz na mnie,,
Każdy kolejny z chłopaków też tak zrobił.
- Coś się stało?- spytałam zaniepokojona ich minami
- Anabell...rodzice nie wrócą do domu- powiedział
- Wiem. Pewnie znowu przedłużyli sobie wakacje
- Nie Bella. Oni..- przetarł twarz dłonią- Oni zginęli w wypadku- wydusił
- Kłamiesz- powiedziałam łamliwym głosem- Oni żyją powiedz że żyją!- krzyknęłam
- Ann....
- Jak?- spojrzał na mnie niezrozumiale- Jak zginęli?
- Po powrocie do kraju wzięli taksówkę która miała wypadek. Oboje zginęli na miejscu.
- Chce być sama- powiedziałam i pobiegłam na górę
Zakluczyłam drzwi i osunęłam się po nich w dół. Zaczęłam płakać jakbym tylko to potrafiłam
Przebrałam się i usiadłam na szerokim parapecie z kocem i poduszką.
Od płaczu zrobiłam się senna i nie wiedząc kiedy zasnęłam.
***
Po kilku godzinach obudziłam się i spojrzałam prosto w sąsiednie okno gdzie siedział już Hemmings przy biurku
Zapomniałam że mieli się wprowadzić.
Oparłam łokcie o kolana i odchyliłam głowe do tyłu
- Dlaczego oni?
Wiem że nie byli najlepsi ale zawsze jacyś. Kochali nas a ich kłotnie to tylko drobny mankament tego wszystkiego co nam dali.
Byli świetni mimo wad i teraz to zauważam. Zauważam dopiero gdy ich straciłam.
Łzy spływały po moich policzkach a następnie po karku mocząc moją koszulkę.
Zacisnęłam moje pięści i rozluźniłam.
Spojrzałam w bok. Luke patrzył na mnie a gdy zauważył że patrze niemrawo machnął do mnie.
Uśmiechnęłam się żałośnie i zeszłam z parapetu. Rzuciłam koc i poduszke na łóżko i wyszłam z pokoju.
Na dole była cisza, co oznaczało że Aiden jest sam albo wyszedł.
Powędrowałam do jego pokoju ale nie zastałam go tam
- Aiden!- krzyknęłam na cały dom ale nigdzie go nie było.
Ubrałam bluzę i wyszłam z domu zakluczając go. Ruszyłam w stronę sklepu, przekraczając próg czułam ma sobie spojrzenia ludzi. Szybko drapnęłam husteczki i tak na wszelki wypadek żyletki.
Poszłam do kasy i zapłaciłam, po powrocie wróciłam do pokoju i wyciągnęłam żyletkę, obejrzałam ją a potem z płaczem przycisnęłam do ręki. Zrobiłam jedną kreske i przestałam. Wyrzuciłam wszystkie żyletki i zakleiłam plastrem rankę.
Wybrałam numer do Aidena ale włączyła się poczta.
Gdy go potrzebuje on znika.
W oknie obok zauważyłam blondyna który wyparywał się we mnie i zagryzał wargę
Zignorowałam go i zasłoniłam okno do połowy. Ułożyłam się na łóżko i ponownie zasnęłam tego dnia
*****
Przez ciepło i ciężar który spoczywał obok mnie wybudziłam się ze snu.
Aiden leżał obok mnie z czerwonym nosem i podpuchniętymi oczami. Chłopak głaskał mnie po włosach
- Aiden co teraz będzie?
- Będzie dobrze. Będe miał do ciebie pełne prawo jako opiekun zastępczy, dostaniemy spadek po rodzicach. Pogrzeb odbędzie sie po zakończeniu śledztwa. Wytrzymamy to razem młoda- powiedział i przytulił mnie
- Tak, wytrzymamy- szepnęłam
Nie chciałam się smucić i wygladać jak duch bo nie chciałam dobijać Aiden'a. Widać że cierpi bardziej ode mnie
- Chodź zamówimy pizze- powiedziałam i stałam ciagnąc go za sobą
- Wolę jak ty ją robisz- powiedział
- Jestem osobą leniwą więc nie licz na nic- próbowałam go rozweselić
- Zamawiamy peperoni i z kurczakiem i podwójnym serem- uśmiechnął się
Po piętnastu minutach dostawca przywiózł pizze. Aiden zapłacił i przyniósł ją do salonu.
Włączyliśmy komedie i wspolnie jedliśmy nasze pizze wymieniając się co jakiś czas
- Wiesz co?
- Co?- spytał
- Może tak miało poprostu być co?
- Może i tak
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro