Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14



Po powrocie do domu uśmiechałam się jak głupia. Z uśmiechem na twarzy usiadłam obok Olsen'a na kanapie i mocno się do niego przytuliłam

- Udusisz mnie jak będziesz tak mocno mnie przytulać- zaśmiał się

- Dostałam pracę!- powiedziałam podekscytowana

- Gdzie?

-  W kawiarni

Aiden mruknął coś pod nosem i gapił się ciagle na ręce. Nagle przeniósł wzrok na Hemmings'a a ten zrobił gest ,, nie patrz na mnie,,

Każdy kolejny z chłopaków też tak zrobił.

- Coś się stało?- spytałam zaniepokojona ich minami

- Anabell...rodzice nie wrócą do domu- powiedział

- Wiem. Pewnie znowu przedłużyli sobie wakacje

- Nie Bella. Oni..- przetarł twarz dłonią- Oni  zginęli w wypadku- wydusił

- Kłamiesz- powiedziałam łamliwym głosem- Oni żyją powiedz że żyją!- krzyknęłam

-  Ann....

- Jak?- spojrzał na mnie niezrozumiale- Jak zginęli?

- Po powrocie do kraju wzięli taksówkę która miała wypadek. Oboje zginęli na miejscu.

- Chce być sama- powiedziałam i pobiegłam na górę

Zakluczyłam drzwi i osunęłam się po nich w dół. Zaczęłam płakać jakbym tylko to potrafiłam

Przebrałam się i usiadłam na szerokim parapecie z kocem i poduszką.

Od płaczu zrobiłam się senna i nie wiedząc kiedy zasnęłam.


                             ***


Po kilku godzinach obudziłam się i spojrzałam prosto w sąsiednie okno gdzie siedział już Hemmings przy biurku

Zapomniałam że mieli się wprowadzić.

Oparłam łokcie o kolana i odchyliłam głowe do tyłu

- Dlaczego oni?

Wiem że nie byli najlepsi ale zawsze jacyś. Kochali nas a ich kłotnie to tylko drobny mankament tego wszystkiego co nam dali.

Byli świetni mimo wad i teraz to zauważam. Zauważam dopiero gdy ich straciłam.

Łzy spływały po moich policzkach a następnie po karku mocząc moją koszulkę.

Zacisnęłam moje pięści i rozluźniłam.
Spojrzałam w bok. Luke patrzył na mnie a gdy zauważył że patrze niemrawo machnął do mnie.

Uśmiechnęłam się żałośnie i zeszłam z parapetu. Rzuciłam koc i poduszke na łóżko i wyszłam z pokoju.

Na dole była cisza, co oznaczało że Aiden jest sam albo wyszedł.
Powędrowałam do jego pokoju ale nie zastałam go tam

- Aiden!- krzyknęłam na cały dom ale nigdzie go nie było.

Ubrałam bluzę i wyszłam z domu zakluczając go. Ruszyłam w stronę sklepu, przekraczając próg czułam ma sobie spojrzenia ludzi. Szybko drapnęłam husteczki i tak na wszelki wypadek żyletki.

Poszłam do kasy i zapłaciłam, po powrocie wróciłam do pokoju i wyciągnęłam żyletkę, obejrzałam ją a potem z płaczem przycisnęłam do ręki. Zrobiłam jedną kreske i przestałam. Wyrzuciłam wszystkie żyletki i zakleiłam plastrem rankę.

Wybrałam numer do Aidena ale włączyła się poczta.

Gdy go potrzebuje on znika.

W oknie obok zauważyłam blondyna który wyparywał się we mnie i zagryzał wargę

Zignorowałam go i zasłoniłam okno do połowy. Ułożyłam się na łóżko i ponownie zasnęłam tego dnia






                           *****


Przez ciepło i ciężar który spoczywał obok mnie wybudziłam się ze snu.

Aiden leżał obok mnie z czerwonym nosem i podpuchniętymi oczami. Chłopak głaskał mnie po włosach

- Aiden co teraz będzie?

- Będzie dobrze. Będe miał do ciebie pełne prawo jako opiekun zastępczy, dostaniemy spadek po rodzicach. Pogrzeb odbędzie sie po zakończeniu śledztwa. Wytrzymamy to razem młoda- powiedział i  przytulił mnie

- Tak, wytrzymamy- szepnęłam

Nie chciałam się smucić i wygladać jak duch bo nie chciałam dobijać Aiden'a. Widać że cierpi bardziej ode mnie

- Chodź zamówimy pizze- powiedziałam i stałam ciagnąc go za sobą

- Wolę jak ty ją robisz- powiedział

- Jestem osobą leniwą więc nie licz na nic- próbowałam go rozweselić

- Zamawiamy peperoni i z kurczakiem i podwójnym serem- uśmiechnął się

Po piętnastu minutach dostawca przywiózł pizze. Aiden  zapłacił i przyniósł ją do salonu.

Włączyliśmy komedie i wspolnie jedliśmy nasze pizze wymieniając się co jakiś czas

- Wiesz co?

- Co?- spytał

- Może tak miało poprostu być co?

- Może i tak

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro