Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Colin wpatrywał się w Fortisa wstrząśnięty - zupełnie jak ja.

Tak by się skończył mój wypad na jagody...

- Czy... Czy jej przejdzie? - spytał chłopak, rzucając siostrze krótkie spojrzenie.

Avida przestała już krzyczeć i teraz tylko wiła się niespokojnie, pojękując.

- Tak. Zaraz zapewne wszystko zwymiotuje - odparł czarnowłosy.

Blondynka popatrzyła na siedzącego na niej fae ze zdziwieniem, po czym zacisnęła usta i zzlieleniała. Fortis natychmiast ją puścił, odsuwając się od niej na pół metra. Avida podniosła się na klęczki, a jej ciałem wstrząsnęły torsje. Zaczęła wymiotować. Bardzo obficie wymiotować. Colin wstał i podszedł do mnie. Na twarzy miał wymalowaną troskę o siostrę, ale zdecydowanie przeważało na niej obrzydzenie.

No proszę... A własna krew mu nie przeszkadzała.

Fortis również wstał i z tym samym wyrazem obrzydzenia dołączył do Colina.

- Faceci... - mruknęłam pod nosem, podchodząc do wymiotującej kobiety.

Jak tylko pojawi się wydzielina inna niż [1]krew to wymiękają... Ropa? Wymioty? Trzeba uciekać!

Usiadłam za nią i zebrałam w ręce jej długie blond włosy, żeby uchronić je chociaż przed ubrudzeniem wymiocinami. Końcówki były całe przesiąknięte krwią i błotem, a tuż przy głowie wplątały się pojedyncze liście i grudki ziemi.

- Dziękuję - szepnęła między jedną torsją a drugą.

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Czułam jakby ten prosty gest był w pewnym sensie zadośćuczynieniem za ból jej brata. Nie wiem jakim cudem przytrzymywanie włosów miało jakikolwiek związek z postrzeleniem kogoś z łuku... Ale mojemu sumieniu wystarczyło, więc przestałam się czepiać.

Avida pozbywała się treści żołądka dobre dziesięć minut, a kolejne dziesięć tłumiła odruch wymiotny, który pozostał mimo, że nie miała już czego zwrócić. Podeszłam do Fortisa i poprosiłam o wodę. Sięgnął pod materiał swojej skórzanej [2]katany i wyciągnął ze środka [3]piersiówkę. Popatrzyłam na przedmiot z powątpiewaniem i rzuciłam fae pytające spojrzenie.

- To jest woda. Spokojnie - odpowiedział na moje nieme pytanie.

- Jeżeli nie, to w imię kobiecej solidarności pobiję cię - ostrzegłam go zabierając piersiówkę i podając ją Avidzie.

- Już się boję - odpowiedział sarkastycznie.

Kusiło mnie, żeby odwrócić się i mu przywalić. Powstrzymałam się jednak. Wzięłam uspokajający oddech i wypuszczając powietrze zobaczyłam, że Avida krzywi się przełykając łyk napoju.

A to kłamca! To jednak wódka!

Odwróciłam się w stronę Fortisa z chęcią mordu w oczach. Alkohol na pusty żołądek to samobójstwo!

- Nic mu nie rób. To woda - usłyszałam za sobą głos blondynki. Obróciłam się zbita z tropu - Chciałam tylko sprawdzić czy rzeczywiście dotrzymasz obietnicy. Tak z czystej ciekawości - wytłumaczyła.

- To co, idziemy coś zjeść? - zapytał Colin z figlarną iskierką w oku i szerokim uśmiechem.

- Tak! - krzyknęłam, odwracając się gwałtownie i przytakując energicznie.

- Nie - jęknęła Avida w tym samym momencie.

Colin rzucił nam obu rozbawione spojrzenie.

- Gdzie ta kobieca solidarność? Nawet się ze sobą nie zgadzacie w tak prostej kwestii...

- Zgadzamy się we wszystkich kwestiach w jakich trzeba - odparłam, broniąc reputacji solidarności między przedstawicielkami płci pięknej.

Colin otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nic nie wymyślił i po chwili je zamknął.

- Zagięła cię braciszku - zauważyła z cwanym uśmieszkiem Avida.

Chłopak spuścił wzrok, przypatrując się swoim butom z ogromnym zainteresowaniem. Natomiast stojący obok niego Fortis próbował wyglądać na poważnego. Nie udało mu się. Na jego usta wypłynął szeroki uśmiech - piękny, szeroki uśmiech. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby coś wywołało u niego taką reakcję...

- Widzę, że z męską solidarnością też coś krucho - cmoknęłam, wskazując głową na Fortisa, który pod wpływem niedowierzającego spojrzenia Colina, przybrał natychmiast maskę obojętności.

Parsknęłam śmiechem, ale nikt oprócz mnie tego nie zrobił.

Zadziwiająco szybko adaptuję się do otoczenia. W końcu jestem rutynowo porwana, kupiona i sprzedana... Zależy z której patrzeć strony. Mam dziwne życie, więc i dziwne reakcje...

***
Ten rozdział jest wyjątkowo krótki i równie dobrze mógłby się znaleźć na końcu poprzedniego, ale tamten był już tak długi, że postanowiłam go odrobinę przyciąć :)

[1] wyjątkiem jest oczywiście krew kobiety podczas okresu. A jakże...

[2] katana
- tu: kurtka
- broń, która przypomina mi miecz samurajski, ale ja się nie znam, więc mnie nie słuchajcie xd

[3] piersiówka
Jeśli ktoś nie wie to proszę bardzo, zaglądnijcie do mediów.
Zazwyczaj znajduje się w niej wódka albo spirytus, więc reakcja naszej Rose jest jak najbardziej prawidłowa :P

Niech żyje kobieca solidarność! :D

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro