Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Trzy lata później, maj 1581

Przepychałam się przez tłum pijanych mężczyzn w jednej z madryckich karczm, gdy nagle zostałam oblana piwem. Facet popatrzył na mnie pogardliwie, krzycząc "Jak łazisz staruchu!", po czym się odwrócił.

Nawet nie raczył wytężyć wzroku i ustalić mojej płci! Co za cham! Oj, wkurzył mnie!

Popchnęłam debila przechodząc obok i natychmiest się ulotniłam. Odwrócił się wyjątkowo wkurzony i pociągnął za koszulę faceta stojącego tuż obok, którego posądził o zaczepkę. Przywalił mu z pięści w szczękę. Tamten nie był mu dłużny i walnął go w żebra. Posypały się kolejne ciosy. Wokół już zaczęło ustawiać się kółko kibicujących bijatyce pijanych ludzi. Uśmiechnęłam się z samozadowoleniem i ruszyłam dalej. Przeszłam na koniec sali i dotarłam do drzwi pilnowanych przez rosłego mężczyznę. Przyglądnęłam mu się uważniej, tak jak uczył mnie tego Albert. Dostrzegłam wyjątkową bladość skóry i intensywny kolor oczu, ust i włosów.

Wampir.

Zmierzył mnie wzrokiem i mruknął ostrzegawczo.

- Strefa uprzywilejowana - warknął.

- Uważaj co mówisz i wpuść mnie - odparłam chłodno z podniesioną głową. Zaciągnął się moim zapachem.

- Wiedźma. Przepraszam, twój zapach, Pani, jest słabo wyczuwalny. Środki ostrożności - poprawił się otwierając mi drzwi. Weszłam do środka i od razu uderzył we mnie gwar rozmów i pijackich piosenek.

Tryumf. Jak zawsze.

Dotarłam do części karczmy, w której próżno było szukać człowieka. Wokół kręciły się same istoty magiczne. Widziałam wilkołaki - niektóre w szleństwie picia zmieniły nawet formę na wilczą. Wampiry w ciemnych boksach po mojej lewej właśnie się na kimś pożywiały, wywołując na moim ciele dreszcz obrzydzenia. Szłam dalej, mijana przez skąpo ubrane nimfy i wróżki, które roznosiły krew, alkohol i posiłki po całej sali. Dotarłam do baru i usiadłam na twardym, niewygodnym stołku. Przywołałam ruchem ręki barmana, który okazał się być... Fae? Elfem? Nie wiedziałam, ale to nie miało znaczenia. Rzuciłam na blat sakiewkę pełną monet.

- Czego chcesz, Wiedźmo? - zapytał oschle, nie przerywając nawet czyszczenia kufli.

Oj, mam przed sobą rasowego faerie!

- Informacji, Elfie - odparłam, specjalnie używając znienawidzonego przez faerie określenia, żeby trochę go zdenerwować.

- Jestem, fae - syknął rozdrażniony - I nic ci nie powiem.

Chce grać twardą sztukę? Proszę bardzo! I tak dostanę to czego chcę.

Otworzyłam sakiewkę i wyciągnęłam z niej srebrny pierścień - bezcenny artefakt. Nie było dotąd nikogo kto by się oparł jego błyskowi. Uśmiechnęłam się szeroko.

- Pierścień Pani Nocy - szepnął, wytrzeszczając oczy - Co chcesz wiedzieć?

- Szukam mojej [1]Siostry, Lydii Elvine. Wiesz gdzie się znajduje? - zapytałam zanurzając dłoń z pierścieniem w sakiewce. Upuściłam go i wyjęłam rękę. Zaciągnęłam sznurek i spojrzałam z wyczekiwaniem na barmana.

- Była tu przelotnie kilka lat temu, ale potem pojawili się ludzcy buntownicy. Ponoć w poszukiwaniu spokoju udała się na południe do Toledo. Więcej nie wiem, Pani.

- Powiedziałeś wystarczająco - odparłam wstając. Zostawiłam sakiewkę, którą fae szczerząc się schował pod ladę. Odwróciłam się, a czarny materiał tuniki zawirował. Szybkim krokiem przeszłam przez całą salę. Wampir wpuścił mnie do części dla ludzi. Bójka trwała w najlepsze, ale już widziałam przedzierających się przez tłum dopingujących, pomagierów właściciela karczmy. Zobaczyłam dwa wilkołaki, które odciągały od siebie walczących, a potem pociągnęły poturbowanych mężczyzn na zaplecze.

Już stamtąd nie wrócą. No cóż... Jeden w pełni zasłużył, a drugi... Hmm - napatoczył się. Takie życie.

Przepchnęłam się do wyjścia i weszłam w mrok nocy. Ruszyłam w prawo wąską uliczką. Strzepnęłam rękaw i złapałam w palce wypadający pierścień. Srebro błysnęło w świetle księżyca. Uśmiechnęłam się zadowolona.

Zawsze się nabierają!

Schowałam artefakt do kieszeni tuniki i skręciłam w lewo kierując się w stronę mostu.

Pierwszy konkretny trop od trzech lat! Nareszcie! Może w końcu ją znajdziemy? Nie mogła się przecież zapaść pod ziemię...

Od kiedy przeprawiliśmy się na statku z Dover do Hiszpanii - oczywiście na gapę, błądziliśmy po całym kraju w poszukiwaniu jakiegokolwiek tropu. Lydia, gdziekolwiek była, poruszała się bardzo ostrożnie i rzadko z kimkolwiek rozmawiała. Ale miała jedną słabość... O której Albert bardzo dobrze wiedział. Lubiła się czasami upić i wtedy jej język się rozwiązywał i paplała dosłownie o wszystkim. Dlatego odwiedziliśmy po kolei każdy bar i każdą karczmę w Hiszpanii... Najpierw działaliśmy we dwójkę, ale z czasem nabrałam wprawy w poruszaniu się po świecie magii i zaczęłam sama zaciągać języka.

Robotę ułatwiło mi też odkrycie, że przez pierścień, którego nie mogłam zdjąć przez klątwę Michaela, roztaczałam wokół siebie wiedźmi zapach. Albert nauczył mnie jeszcze jak miałam się zachowywać i proszę - byłam idealną czarownicą!

Dotarłam do rzeki i zeszłam po zboczu w stronę wody. Weszłam do wnęki, którą wykopaliśmy z Albertem pod mostem i szepnęłam:

- Albert, wróciłam - usłyszałam szmer i szelest, a po chwili w plamie światła rzucanego przez księżyc, pojawił się mój przyjaciel. Przeciągnął się i ziewnął.

- I co? - zapytał zaspany.

- Mam trop! Barman wyśpiewał, że kilka lat temu przeniosła się do Toledo - pisnęłam podekscytowana, a Albert wyraźnie się ożywił.

- Nareszcie konkret. Kiedy ruszamy?

- Jutro rano. Nie mogę się już doczekać - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Może w końcu wszystko się wyjaśni!

- No to z samego rana opuszczamy Madryt i idziemy do Toledo. A teraz chodź spać, bo padniesz mi po drodze, a nie mam zamiaru znów cię gdzieś chować... - mruknął wracając na posłanie zrobione z ukradzionych ze sznurków na pranie ubrań.

- Phi! Tylko raz mi się zdarzyło... - odparłam układając się obok szczura.

- O raz za dużo. Padłaś na środku traktu, a ja musiałem ci napluć wodą na twarz, żebyś się obudziła - powiedział obrażonym głosem, ale ja wiedziałam, że tylko się przekomarza - A mogłem nasikać... - dodał jeszcze w półśnie.

Parsknęłam śmiechem, po czym szczęśliwa i pełna nadziei zapadłam w błogi sen.

***
Mały przeskok. Mam nadzieję, że was zaintrygowałam 😉

Nasza Rosemary wydoroślała... Pojawiło się więcej magii i tak już zostanie 😊

[1] Siostra - siostra po fachu, wiedźma.

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro