Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Grudzień 1578

Zamarzam... - powtórzyłam po raz setny leżąc za śmietnikiem w porcie Dover.

To jedyne o czym mogę teraz myśleć. Noce są nie do wytrzymania. Coraz trudniej zdobywa się jedzenie - tak, przekonałam się w końcu do kradzieży. Jedyne co mnie trzyma przy życiu to wola walki i satysfakcja z uśmiercenia Barkley'a. Wiadomość o jego zgonie dotarła do nas dopiero dziś rano, to jest - miesiąc po śmierci wilkołaka. Pierwszy raz od dłuższego czasu skakałam ze szczęścia.

Teraz pozostało tylko znaleźć odpowiednią wiedźmę, która odprawi rytułał Przyzwania. Znalezienie czarownicy z takową umiejętnością nie jest wbrew pozorom takie łatwe. Nie każda potrafi sprowadzić ducha istoty magicznej i nie wypuścić go z Kręgu. Ale Albert zapewnił mnie, że wie gdzie szukać, więc postanowiłam zdać się na niego.

Podczas tej porannej rozmowy z przyjacielem dowiedziałam się też o istnieniu wampirów, czarodziejów, zmiennokształtnych i elfów. O tych ostatnich mówił same niechlubne rzeczy, tłumacząc, że mam się od tych, jak to ujął: "zdradzieckich szuj", trzymać z daleka. Postanowiłam tego nie kwestionować, usłyszawszy uprzednio historię krwiożerczej Wróżki Zębuszki, porywającej i zjadającej ludzkie dzieci.

Podróż na piechotę z Rochester do Dover zajęła nam prawie dwa tygodnie. Potem pozostało już tylko czekać aż wieść o śmierci pierworodnego George'a Barkley'a zawędruje do portu. A skoro ten etap jest już za nami, to możemy ruszać do Hiszpanii na poszukiwania wiedźmy.

- Albert? A dlaczego akurat wiedźma z Hiszpanii? Tutaj nie ma czarownic? - zapytałam przyjaciela siedzącego obok mnie na szarej sukni oddzielającej nas od zamarzniętej ziemi. Niewiele to pomagało.

- Oczywiście, że są, ale tamta jest mi winna przysługę, dlatego nie może chcieć pieniędzy, których, przypominam - nie mamy - odparł Albert, wystawiając głowę spod fałdów spódnicy, w której się zakopał.

- Acha... A wiesz gdzie ją znaleźć?

- W 1418 miała kwaterę w Saragossie w Aragonii. Trochę czasu minęło, a poza tym, gdyby nie ja, inkwizycja spaliłaby ją na stosie... Więc już pewnie dawno zmieniła siedzibę.

- To jak ją znajdziemy? - zapytałam trochę zaniepokojona.

- Popytamy trochę tu, trochę tam i w końcu ktoś puści parę i zdradzi gdzie się zaszyła.

- Jak ona ma na imię?

- Lydia. Lydia Elvine - odparł rozmarzonym wzrokiem patrząc na śmietnik.

Czy on właśnie... O ja cie kręcę! On się chyba zakochał!
Siląc się na normalny ton i wyraz twarzy, zapytałam:

- Dlaczego uratowałeś Lydie?

- Eee... Była miła i chcieli ją zabić, więc stwierdziłem, że w sumie jako jej czarny kot, mogę się odwdzięczyć i trochę jej pomóc...

- Tylko dlatego? - drążyłam.

- Ach! Nie odpuścisz! - prychnął, a ja wciąż wpatrywałam się w niego uporczywie - No dobra! Podobała mi się! Zadowolona?

- Yhm - mruknęłam, uśmiechając się i zacierając przy tym ręce, żeby je trochę rozgrzać.

- A potem mnie zostawiła - kontynuował dobrowolnie swoją opowieść - Nie odwdzięczyła się, więc teraz odbiorę swoją zapłatę - przerwał na chwilę, po czym gwałtownie się podniósł, jakby wpadł właśnie na jakiś genialny pomysł - A teraz powiedz coś o sobie. Tylko ja się produkuję od dwóch tygodni!

- Yyyy... Tylko, że ja nie mam nic ciekawego do opowiedzenia...

- No to zadam ci pytanie. Nie wywiniesz mi się - odparł z szerokim uśmiechem, a po chwili zastanowienia dodał:

- Dlaczego uciekałaś ze ślubu i dlaczego akurat na mnie?

- Musiałeś?

- Musiałem - odparł, a jego uśmiech jeszcze się poszerzył - Ja wywlokłem kilka nieprzyjemnych wspomnień, to ty też wywlekaj.

- No, więc... Nie chciałam ślubu... - zaczęłam moją opowieść.

- To raczej oczywiste.

- Miałam dość słuchania rodziców, którzy zabraniali mi robić rzeczy, które kochałam. Wiadomość o ślubie była kroplą, która przelała kielich goryczy. Zaczęłam kreować plan ucieczki - przerwałam, żeby zaczerpnąć oddech - Chciałam zrobić na złość zwłaszcza ojcu, który wybrał Michaela na kandydata. Wszyscy wokół mnie, w tym matka, powtarzali, że to wspaniały wybór i będę szczęśliwa... Ale jak można być szczęśliwym z kimś kogo w ogóle nie znasz i nie masz zamiaru poznać? Chciałam się szczerze zakochać i co najważniejsze - wybrać samemu. Chciałam złamać ogólnie przyjęte zasady i zrobić coś po swojemu, coś zupełnie na przekór rodzicom, coś szalonego i niemoralnego... I tak właśnie narodził się mój plan. A dlaczego chciałam uciec na tobie? - zastanowiłam się chwilę po czym kontynuowałam - Byłeś dla mnie symbolem. Symbolem czegoś utraconego. Dlatego na tobie chciałam zacząć nowy rozdział życia.

***
Hej, hej, hej!
Wracam zdrowa i w pełni sił, dlatego... rozdziały będą pojawiały się znacznie rzadziej.

Już słyszę te jęki i narzekania :)

Nie mogę inaczej, bo wracam po weekendzie do szkoły i muszę nadrobić wszystkie zaległości.

Przepraszam jeśli tą Wróżką Zębuszką zniszczyłam komuś dzieciństwo, ale nie mogłam się powstrzymać ;)

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro