Rozdział XIII | Jaydenie pieprzony Antony Marshallu
Następnego dnia, ojciec czekał na mnie rano w kuchni. Na jego twarzy widać było oznaki zmęczenia a na stole stały dwie kawy. Skinęłam głową, gdy podał mi jedną z filiżanek.
- Późno wróciłeś? - zapytałam, niezręczna cisza zaczęła mi przeszkadzać
- Niedługo po tobie, chciałem porozmawiać, ale spałaś - powiedział z wyrzutem a ja zanotowałam w głowie, że to najdłuższe zdanie jakie wypowiedział bezpośrednio w moją stronę od feralnego popołudnia. Nie chciałam zmarnować takiej okazji.
-Byłam zmęczona - wyjaśniłam.
Mgliście pamiętałam wczorajszy wieczór, ale nie zamierzałam się tłumaczyć.
Jedyne co pamiętałam to fakt, że zanim zasnęłam wylałam trochę łez w poduszkę. Nie do końca wiedziałam czemu w ogóle płacze.
Ulga wymieszała się ze stresem i uwolniłam emocję po czym opadłam z sił. Dawno nie przydarzyło mi się nic podobnego.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam, gdy ojciec nie pociągnął rozmowy.
- Chce abyś tym razem zaangażowała się w pełni - zaczął popijając kawę - nie będziesz spotykać się ze znajomymi, czy wychodzić z domu, jeżeli nie będzie to dotyczyło sprawy, czy to jasne? Ostatnim razem się nie przyłożyłaś i nie chcę, aby się to powtórzyło
- Dobrze - odparłam, wiedziałam, że nie było sensu tłumaczyć ojcu, że to Jayden ukradł mi ważne dokumenty przez co nie wiedziałam o tak ważnych rzeczach.
Nie zrozumiałby lub co gorsza obwinił mnie o to, że niedostatecznie pilnowałam swoich rzeczy, a Marshall dostałby jeszcze pochwałę za pomysłowość.
-Wybacz, ale muszę już iść - powiedziałam w końcu. Taksówka zatrzymywała się już pod domem a ja nie chciałam dłużej rozmawiać z ojcem więc wybiegłam z domu.
Taksówka ruszyła a ja sięgnęłam do swojego telefonu.
Chciałam przejrzeć social media zanim ojciec postanowi zabronić mi również korzystania z komunikatorów.
Nagle szarpnęło mną do przodu a pas zacisnął się mocniej. Telefon wyleciał mi z ręki a ja po chwili uderzyłam plecami o fotel.
Taksówka się zatrzymała.
Wychyliłam głowę, aby zobaczyć co się stało. Wyglądało na to, że jakiś kretyn wbiegł na drogę i machał ręką abyśmy się zatrzymali.
- Wszystko w porządku? - zapytał kierowca - jakiś idiota wbiegł na jezdnię - wyjaśnił pospiesznie.
- Nic się nie stało - zapewniłam, wyciągnęłam głowę, aby spojrzeć na drogę, aby sprawdzić czy zakapturzona postać wciąż tam jest.
Była, a na dodatek zbliżała się do nas szybkim krokiem.
Słońce odbijało się od szyby i nie byłam w stanie dostrzec twarzy nadchodzącej postaci. Zdenerwowałam się i wbiłam się mocniej w fotel.
Kierowca również się zestresował, bo usłyszałam cichy dźwięk automatycznego zamykania drzwi.
W aucie teoretycznie byłam bezpieczna, ale co, gdyby napastnik miał broń.
Panika we mnie narastała.
Znajdowaliśmy się niedaleko mojego domu i nie sądziłam, że mogłabym natrafić tu na jakiegoś zbira.
Sterylne i bogate domy z całodobową ochroną raczej nie były dobrym otoczeniem do napadów z bronią. Napastnicy zwyczajnie za bardzo wyróżniali się w śród tylu dystyngowanych ludzi.
A jednak ktoś właśnie szedł w naszym kierunku i nie wiedziałam jakie ma zamiary. Na twarzy kierowcy malowały się najróżniejsze emocje.
Jakby wahał się czy nie rozjechać człowieka naprzeciwko nas zanim ten zrobi nam krzywdę.
Ja natomiast zastanawiałam się, czy przez metalową puszkę ktoś usłyszy mój krzyk.
Ani ja ani kierowca nie zdążyliśmy jednak zareagować, bo tajemnicza postać zapukała w boczną szybę.
- Mogę jechać z Wami? - usłyszałam krzyk postaci, coś zaświtało mi w głowię, stłumiony przez szyby głos kogoś mi przypominał.
Zmrużyłam oczy i udało mi się dostrzec kogo mam przed sobą. Cały strach wyparował ze mnie natychmiastowo podgrzany ogniem gniewu.
-Jaydenie pieprzony Antony Marshallu co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz! - nakrzyczałam na niego zaraz po tym jak wyskoczyłam z auta, nie mogłam nic na to poradzić, ale naprawdę się przestraszyłam i chcąc to ukryć zaatakowałam go.
-Hola, hola – Jay złapał mnie za nadgarstki i zmusił abym na niego spojrzała - wyluzuj, nie chciałem cię przestraszyć - powiedział.
- Wcale mnie nie przestraszyłeś - obruszyłam się - co ty tu robisz?
- Auto mi się zepsuło - chłopak wskazał na pobocze, na którym faktycznie stał jego czarny samochód - mogę zabrać się z Wami?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, lecz nim zdążyłam coś odpowiedzieć rozległ się głos z taksówki.
- Zna pani tego jegomościa? - zapytał kierowca - jeżeli tak proszę nazwać go kretynem i wracać do auta, bo według wytycznych od pani ojca mamy znaleźć się w szkole przed lekcjami i obawiam się, że możemy się spóźnić przez przeszkodę w jego osobie.
Wsiadłam do auta, korzystając przy tym z rady mężczyzny i nazwałam mojego wroga kretynem. Jay roześmiał się nic sobie z tego nie robiąc. Prychnęłam po czym zamknęłam mu drzwi przed nosem. Nieco zrzedła mu mina.
- To zabierzesz mnie czy nie? - zapytał ponownie
- Radź sobie sam Marshall - rzuciłam po czym wygładziłam spódnicę i dałam kierowcy znak do odjazdu. On też mnie tak kiedyś zostawił. Poradzi sobie albo i nie. Mnie było wszystko jedno.
- Zemszczę się - krzyknął za nami Jayden, ale silnik go zagłuszył. Miał szczęście, że udało mi się dojechać do szkoły na czas.
****
- I dlatego uważam, że ty i Jayden bylibyście znakomitą parą - z zamyślenia wyrwał mnie podniesiony głos mojej przyjaciółki.
- Co?! - niemal wrzasnęłam.
-Witamy w świecie żywych Pati – Ayra wyglądała na wyraźnie zadowoloną z siebie – myślałaś o nim, czy jego imię zawsze wzbudza w tobie czujność?
Zarumieniłam się mimowolnie. Faktycznie rozmyślałam nad wydarzeniami dzisiejszego poranka. Jay nie pojawił się w szkole i miałam nadzieję, że nie realizuje swojej groźby lub co gorsza nie przygotowuje się teraz do rozprawy.
Przyjaciółka od razu wyłapała zaczerwienienie na mojej twarzy.
- Ha! Wiedziałam - krzyknęła tak głośno, że kilka osób się na nią obejrzało - nie dziwię się, że Mason z tobą zerwał, skoro większość czasu zajmuje ci myślenie o kimś innym - zauważyła a ja spiorunowałam ja wzrokiem.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi - mruknęłam.
- Wiem, wiem, słyszałaś w ogóle co do ciebie mówiłam?
- Yhm, nie za bardzo, wybacz, mam ciężki tydzień - pospieszyłam z wymówkami
- Ty zawsze masz ciężki tydzień - Ayra przewróciła oczami, jednak szybko się zreflektowała - Wybacz, nie powinnam tego mówić, wiem, że twoi rodzice nie dają ci żyć.
- Nic się nie stało, poza tym masz rację - wymamrotałam, choć jej słowa mnie zabolały. Dziewczyna miała racje, a ja zwyczajnie byłam złą przyjaciółką - o czym mówiłaś?
- Wpadniesz do mnie po południu? - zapytała. Poczułam się jak najgorsza osoba na ziemi. Chciałam powiedzieć jej, że chętnie, ale musiałam odmówić. Bo jeszcze dzisiaj rano ojciec zabronił mi widywać się ze znajomymi po lekcjach.
- Bardzo chętnie, ale – nawet nie zdążyłam do kończyć, bo Ayra mi przerwała.
- Jasne nie możesz - mruknęła i spojrzała na zegarek – zaraz mam biologię, muszę już iść - dziewczyna oddaliła się nie czekając na moją odpowiedź.
Znowu pokłóciłam się z Ayrą. Nie potrafiłam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz zdarzyło nam się kłócić tak często. Chyba nigdy... Byłam zła na siebie. W tym tygodniu zawiodłam już jako uczennica i córka a teraz dochodziło do tego bycie potworną przyjaciółką. Miałam nadzieję, że uda mi się później porozmawiać z Ayrą. Naprawdę nie chciałam jej stracić.
****
Po lekcjach wróciłam taksówką do domu zamawiając po drodze ulubione ciasto Ayry z prośbą o dowiezienie go do niej do domu. Miałam nadzieję, że ten drobny gest sprawi, że choć trochę mi wybaczy. Obiecałam sobie, że po wszystkim będę poświęcać jej jak najwięcej czasu.
//////////////////////////
Cześć!
Dzisiaj nieco krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że przyjmiecie go z miłością!
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro