Rozdział XII Wybiła północ Kopciuszku
- Może zapomniał. Był pijany, pod wpływem środków odurzających - zgadywałam dalej, gdy pospiesznym krokiem we czwórkę przemierzaliśmy korytarze sądu
- To teraz nie ma znaczenia - burknął - prokuratura ewidentnie chce wrobić Robertsa w współudział, zacna historyjka. Bogaty dzieciak zabija siostrę, a ojciec pomaga mu zatrzeć ślady.
- Ale dlaczego to robią - zapytał Jayden, a ja ucieszyłam się, że chodź raz to nie ja zadaję głupie pytania.
- Dla pieniędzy - odpowiedziałam, przypominając sobie powiedzenie taty.
- Właśnie - poparł mnie ojciec, a ja poczułam, jak serce podskoczyło mi w piersi. To było lepsze niż pochwała.
- Ta historia będzie sprzedawać się jak ciepłe bułeczki, a ten idiota Philips będzie sławny jako ten co rozpoczął niszczenie pięknej powłoki otaczającej ludzi z wyższych sfer - prychnął pan Marshall.
- Idiotyzm - zawtórował mu mój ojciec. Niemal się uśmiechnęłam. Niesamowite jak wspólny wróg potrafił jednoczyć ludzi.
- Zaczekajcie tutaj - burknął pan Marshall i wskazał nam ławkę przed biurem Philipsa. Usiedliśmy posłusznie, a ja przyłożyłam ucho do ściany, aby lepiej słyszeć.
- Billingów nie było w zestawie dowodowym - dobiegły mnie głosy - nie mogliśmy się przygotować.
Odpowiedź prokuratura zagłuszyła przechodząca grupa studentów.
-Chce wszystko... - ponownie nie dosłyszałam końca wypowiedzi.
- Nie będzie ugody – to musiała być odpowiedź na jakąś propozycję.
Nagle głosy stały się głośniejsze, a ja w porę odskoczyłam, zanim ktoś zorientowałby się, że podsłuchiwałam.
-Zbierajcie się, mamy dużo pracy - rzucił wyraźnie wzburzony ojciec Jaydena.
- Już nie mogę się doczekać - burknął Jayden ironicznie tak, że tylko jak mogłam go usłyszeć.
Spojrzałam na niego nie do końca, wiedząc, czy mówi serio.
Uśmiechał się.
W głębi duszy był równie podekscytowany co ja.
****
Kilka godzin spędziłam, przekartkowując to, co miałam i czekając na nowe dokumenty, które miały zostać przekazane mi i Jaydenowi lada moment.
Prokuratura przysłała je już jakiś czas temu, a ojcowie analizowali je od tamtej pory, nie dając nam żadnych sygnałów, czy w ogóle mamy na co czekać. Zbliżała się północ, a ojcowie dalej siedzieli zamknięci w jednym z pokoi, który mianowali na swoje biuro.
Ja nie chciałam iść spać, póki nie było żadnych informacji.
Lepiej być przytomnym, gdyby mieli nas wzywać.
Jay zmył się już dawno, a ja nie miałam pojęcia, gdzie był. Nie przeszkadzało mi to. Miałam tylko nadzieję, że nie kombinuje przeciwko mnie.
Już mu się to zdarzało.
Moje myśli wciąż krążyły wokół nagrań z monitoringu, ale dalej nie miałam pomysłu, jak miałbym je zdobyć. Nagrania z monitoringu na żywo w niektórych miejscach były dostępne online, ale z tymi z przeszłości musiałabym się mocniej postarać.
Może mogłabym podać się za asystentkę i otrzymać nagrania w imieniu kancelarii. Ale czy nikt by tego nie zweryfikował? Jak duży obszar musiałabym sprawdzić?
Podskoczyłam na łóżku, gdy mój telefon zabrzęczał niesamowicie głośno. Zapomniałam, że ustawiłam powiadomienia tak, aby obudziły mnie, nawet gdybym umarła.
Rzuciłam się w stronę telefonu, aby jak najszybciej odczytać wiadomość.
"Mamy dla was papiery."
I druga wiadomość, która pojawiła się już po tym, jak chwyciłam telefon.
"Kto pierwszy ten lepszy."
Ruszyłam prędko do drzwi, zrzucając przy okazji niemal wszystko, co leżało na kocu, który przez przypadek pociągnęłam za sobą.
Zignorowałam bałagan i uwalniając się od koca ruszyłam na drugi koniec korytarza, gdzie znajdowała się sypialnia, która obecnie robiła za gabinet. Jaya nie było w zasięgu wzroku i modliłam się, aby nie było to spowodowane faktem, że dotarł pierwszy.
Wpadłam przez drzwi do gabinetu, siląc się na elegancki wygląd.
Raczej mi się nie udało.
Drzwi od szafy robiące za lustro dobitnie mi to uświadomiły.
Byłam roztrzepana, a koszulę miałam wygniecioną i w połowie tylko wsadzoną do spódnicy. Dzięki gwiazdom, że nie miałam resztek jedzenia na sobie.
Tylko tego by brakowało.
Nieco zawstydzona przeniosłam swój wzrok na mężczyzn siedzących na fotelach obok. Wyglądali schludnie, ale nie elegancko. Już dawno musieli przebrać się w coś luźniejszego. Mój ojciec, natomiast miał dziwnie rozbawione spojrzenie.
-Mówiłem, że będzie pierwsza - rzucił a ja poczuł coś na kształt dumy. Nieważne jak się prezentowałam. Przynajmniej ojciec był ze mnie zadowolony. Już drugi raz dzisiaj.
Poleciałam do przodu, gdy Jayden gwałtownie wyhamował na moich plecach. Co wywołało śmiech u mojego ojca.
Przeszył mnie dziwny dreszcz na ten dźwięk. Rzadko kiedy dane mi było usłyszeć śmiejącego się ojca.
-Spóźniłeś się synu - głos Graysona Marshalla był ostry i zimny jak lód co od razu pogorszyło mi humor – masz - wcisnął mi stosik dokumentów - a teraz wyjdźcie - pomachał jakby chciał pozbyć się muchy z pokoju.
Wycofałam się na korytarz, a Jayden zamknął za nami drzwi. W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
-Mamy rozejm - mruknął - wiesz, co to oznacza?
Zrozumiałam niemal natychmiast.
Nie mogłam jednak pozwolić na to, aby ta mała przewaga zniknęła tak szybko.
Rzuciłam się w tył i mocno ściskając dokumenty zaczęłam uciekać.
Nieco zdezorientowany Jayden w końcu ruszył w pogoń za mną. Bieg pozwolił mi się uwolnić i oczyścić myśli.
Nie chciałam jeszcze przestawać.
Zamiast do pokoju skręciłam i zaczęłam pokonywać kolejne stopnie dzielące mnie od kolejnego piętra. Pchnęłam duże drzwi i niemal westchnęłam na widok, który ukazał się moim oczom. Hotelowy taras o tej porze był opustoszały. A podświetlony basen migotał wesoło.
Oprzytomniałam, słysząc kroki za sobą.
Jayden się nie poddawał.
Ja też nie zamierzałam.
Przebiegłam na drugi koniec basenu, ale on był tuż za mną.
Oparłam się o barierkę balkonu.
Nie było już, gdzie uciekać.
Chłodny wiatr smagał mnie po twarzy.
Byłam zmęczona i szczęśliwa.
Nigdy nie myślałam o bieganiu. Może powinnam zacząć. Kurczowo trzymałam dokumenty przy klatce piersiowej. Jayden szedł prosto na mnie i również się uśmiechał.
-Mamy rozejm - przypomniałam, endorfiny uwalniały się we mnie i nic nie mogłam poradzić na to, że nawet, teraz gdy znalazłam się w sytuacji bez wyjścia nie mogłam przestać się uśmiechać.
Jay pochłaniał mnie wzrokiem, a mi przeszła przez głowę głupia myśl, że mógłby mnie teraz pocałować. Przysunął się bliżej, tak że teraz dzieliła nas naprawdę niewielka odległość. A potem jeszcze bardziej. Oddech mi przyspieszył. Przeklinałam siebie w myślach, ale mimo to nie mogłam spowolnić pulsu, gdy on znajdował się tak blisko.
-I co teraz - mruknęłam wciąż kurczowo trzymając dokumenty.
Jayden złapał jeden z moich wciąż podwiewanych kosmyków i zawinął go sobie na palcu.
W jego oczach widać było skupienie, a ja miała wrażenie, jakby cała panorama nocnego miasta się w nich odbijała.
Był tak blisko, że mogłam chłonąć jego zapach. Nachylił się, a nasze nosy się stykały. Jego oddech też był przyspieszony.
Moje ręce rozluźniły się, gdy ponownie przyłożył rękę do mojej twarzy.
Gdzieś w tle rozległo się bicie dzwonów, a wiatr smagał mnie po twarzy. Jay przesunął nosem po moim policzku i zbliżył się do ucha po czym rozchylił usta.
A ja poczułam jak moje nogi miękną.
-Wybiła północ, kopciuszku - mruknął, po czym szybkim ruchem ręki zabrał mi kilka kartek, które leżało na wierzchu.
I z szerokim uśmiechem na twarzy odsunął się i odszedł. Zostawiając mnie jak skończonego idiotę na chłodzie.
Skończonego idiotę, który nie mógł przestać się uśmiechać.
/////////////////
Cześć!
Rozdział tym razem spóźnił się do piątku o pół godziny...
Może po prostu ustalmy, że będą pojawiały się w soboty, co Wy ta to?
Muszę Wam przyznać, że lubię ten rozdział.
A Wy co sądzicie? Dajcie znać!
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro