Rozdział X cz. 3 Zanim wybije północ
Nikt nie zatrzymał nas, gdy przemknęliśmy do ciemnej części budynku.
Nikt nie pilnował korytarza, widocznie pewien, że nikt nie miałby powodu ani tyle odwagi, aby zagłębić się w głąb domu.
Szłam na boso, gdyż moje szpilki za bardzo hałasowały ma kafelkach. Zanotowałam sobie w głowie, aby następnym razem olać elegancki wygląd i ubrać trampki albo najlepiej papcie.
Zresztą nawet teraz niewiele zostało po mojej elegancji. Mokra sukienka nieprzyjemnie lepiła mi się do ciała i mimo ciemności byłam pewna, że wykwitła już na niej ogromna beżowożółta plama po soku z ananasa. To już chyba zaczynało być tradycją, że każde moje wyjście na imprezę kończyło się zalanymi ubraniami.
Przynajmniej tym razem nie było rzygów.
Skręciliśmy i gdy wzrok przyzwyczaił się do całkowitej ciemności, dostrzegłam drzwi do pokoju Hailey. Przejście do łazienki znajdowało się w środku, ale to właśnie na brązowej obudowie od drzwi dostrzegłam resztki policyjnej taśmy.
Jayden spojrzał na mnie a następnie ostrożnie nacisnął klamkę.
Drzwi ustąpiły bez oporu a my uśmiechnęliśmy się do siebie. Czułam się jak tajna agentka na misji. Rozejrzałam się, czy aby na pewno nikt nas nie widzi i wślizgnęłam się za Jayem do pomieszczenia.
Pokój Hailey był duży i za dnia musiało wpadać do niego dużo światła. Łóżko z baldachimem stało na środku pomieszczenia. Leżały na nim poduszki i puchowy koc, ale mimo to pokój nie sprawiał wrażenia przytulnego.
Był raczej chłodny i opustoszały.
Jak pokój hotelowy.
Szafy i szuflady były po otwierane i wyniesiono z nich większość rzeczy. Jayden zapalił latarkę w telefonie i przeniósł snop światła na turkusową ścianę, na której znajdowały się poobklejane drzwi. Podeszłam bliżej, aby przyjrzeć się naklejkom.
Miałam nadzieję, że podsuną nam one jakiś trop.
Stanowiące pamiątki z festiwali i eventów naklejki mieszały się z tymi przedstawiającymi kwiaty oraz postacie z bajek czy filmów.
Nic wyróżniającego się.
Jay zaczął ostrożnie przeczesywać pokój, więc zaczęłam robić to samo. Gdzieś musiało ukryć się coś czego nie zauważyła prokuratura.
Jakiś ślad albo pamiątka, które wskazywałyby na mordercę.
Kiedyś uwielbiałam Escape roomy i teraz przebywając w sypialni Hailey czułam się bardzo podobnie. Tyle, że w Escape Roomach były podpowiedzi.
I wszystko łączyło się w logiczną całość.
Spojrzałam na Jaydena, ale ten pokiwał przecząco głową.
On też nic nie znalazł. U mnie to samo.
Z nadzieją spojrzałam na drzwi od łazienki.
Do procesu zostało niewiele czasu a my wciąż niewiele mieliśmy, aby przygotować solidną obronę. No może poza zeznaniami przyjaciół Aarona, którzy zdawali się nie przejmować tym, że ich kumpel może być zamieszany w zabójstwo. Miałam szczerą nadzieję, że ojcowie coś przygotowali.
Nie mogło być w końcu tak, że wszystko zrzuciliby parę niedoświadczonych nastolatków. Prawda?
Nacisnęłam klamkę, ale tym razem drzwi się nie otworzyły. Spojrzałam na Jaydena, ale on przewrócił oczami i podszedł do drzwi, aby powtórzyć po mnie tę czynność. Prychnęłam, gdy jemu również się nie udało.
Naprawdę był większym idiotą niż myślałam, skoro, był przekonany, że dla niego drzwi magicznie się otworzą.
- I co teraz? - zapytałam, jednak Jay nie odpowiedział i przykląkł pod drzwiami.
- Teraz patrz i się ucz - mruknął po chwili i wyciągnął coś z kieszeni.
Podeszłam bliżej, aby się przyjrzeć i zobaczyłam cienki, ale sztywny drut, który właśnie był formowany przez chłopaka. Jayden włożył drut w dziurkę od klucza, pokręcił kilka razy i już po chwil drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem ukazując nam miejsce zbrodni.
- Jak? - zapytałam nieco zszokowana, zawsze wydawało mi się, że takie sztuczki udają się tylko w filmach.
Jay podniósł się z ziemi a wzrok utkwił w ciemności.
- Kiedyś, gdy byłem niegrzeczny mama, zabierałam mi całą elektronikę i zamykała mnie w pokoju na klucz. Siedziałem tam przez wiele godzin, aż nauczyłem się otwierać drzwi sam. Potem rodzice się dowiedzieli i mama zaczęła zostawiać klucz w drzwiach, abym nie mógł wsadzić drutu, więc nauczyłem się wchodzić i wychodzić oknem - powiedział a potem spojrzał na mnie nieco przytomniej – wchodzisz - uniósł brwi pytająco i uchylił szerzej drzwi od łazienki - Damy przodem.
Poczułam ukłucie w sercu. Moi rodzice również byli surowi.
Potrafili nie odzywać się do mnie całymi dniami, gdy byli z czegoś niezadowoleni, ale nigdy nie zamykali mnie w pokoju.
Sam na sam z moimi myślami.
Bez niczego do roboty.
- Przykro mi
- Niepotrzebnie, przynajmniej mnie nie bili - odparł wchodząc do łazienki - Inni mają gorzej - mruknął i nawet na mnie nie spojrzał.
Zabolało.
Patrząc na miejsce zbrodni spodziewałam się poczuć coś.
Nic konkretnego.
Zwyczajne ukłucie w sercu albo dreszcz, ale nic nie poczułam.
Bo ta łazienka wyglądała zupełnie normalnie.
Ciekawe, ile razy przechodziłam w swoim życiu obok dawnego miejsca zbrodni i nawet nie zdawałam sobie sprawy. Przekroczyłam próg łazienki i nic.
Żadnego uczucia, które kazałoby mi zawracać. Spojrzałam na Jaydena, ale on również nie sprawiał wrażenia jakby obawiał się potencjalnych duchów czy innych demonów czyhających na nas w ciemności.
- To tu, tu leżała? - zapytałam szeptem, gdyż każde podniesienie głosu wydawało mi się teraz nieodpowiednie.
Jayden, który właśnie przebiegał palcem po lekko zamazanej już kredowej linii spojrzał mi prosto w oczy.
- Tak.
Wciągnęłam mocno powietrze, ale ukucnęłam obok niego. Dopiero teraz przeszedł mnie zimny dreszcz. W tej łazience zamordowano dziewczynę.
Ktoś przez co najmniej siedem minut trzymał ją za szyję, uciskając jej drogi oddechowe, aby nie mogła nabrać powietrza. Czarne plamki pojawiły mi się przed oczami.
Nie dostań ataku paniki.
Musiałam skupić się na czymś innym.
Jayden.
Ponownie spojrzałam na niego i chwyciłam go za ramię, bo mimo klęczek bałam się, że mogę upaść.
- Myślisz, że takie miejsca są nawiedzone? - zapytałam a on utkwił wzrok w oddali.
- Nie, nie sądzę - przeniósł wzrok na mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
- Wszystko w porządku? - zapytał po chwili.
- Tak - wymamrotałam, było w porządku. Teraz już tak. Świat przestał wirować, a mi zrobiło się lepiej. Odwrócenie uwagi pomogło.
- Dobrze. To dobrze - powiedział Jay a troska znikła z jego twarzy, jeszcze szybciej niż się tam pojawiała - musimy jak najszybciej stąd wyjść więc rozejrzyj się uważnie, póki co nic nie mamy - dodał nieco oskarżycielsko i z pretensją w głosie.
Jakby to była moja wina, że wszystkie dowody wskazywały na naszego podejrzanego. Pewnie i tak był winny. Skarciłam siebie w myślach.
Obowiązywała zasada domniemania niewinności i dopóki nie postanowiono inaczej Aaron Roberts był niewinny i tak powinnam go postrzegać, ale tym bardziej przyglądałam się sprawie, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to właśnie on odpowiadał za morderstwo siostry.
Jayden w ciszy przeczesywał szafki, gdy ja starałam się znaleźć jakieś ślady na półkach. Wszystko co mogło jednak, nadać kształt całej sprawie zostało z tond wyniesione.
- Cholera - warknął Jay i wyszedł z łazienki, aby po chwili zsunąć się na podłogę chowając twarz w dłoniach.
Nie do końca wiedząc co robić, usiadłam obok niego.
- Przynajmniej próbowaliśmy - mruknęłam, próbując pogłaskać go po ramieniu.
Jayden natychmiast się wyrwał i stanął na równe nogi.
- Zabrałem cię ze sobą po coś! Jesteś bezużyteczna - warknął.
Zabolało.
- Nikt nie kazał ci mnie zabierać - niemal krzyczałam.
Jay znalazł się obok mnie zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej i zatkał mi usta dłonią. Tętno mi podskoczyło.
Nie widziałam co on robi, ale nagle przebywanie na miejscu zbrodni sprawiło, że wszystko wydawało się być dla mnie zagrożeniem.
Spróbowałam go ugryźć, ale to nic nie dało.
- Słuchaj - warknął szeptem Jay na co natychmiast zamilkłam.
Chwilę później usłyszałam to co go tak zaniepokoiło.
Kroki.
Szybkie coraz głośniejsze kroki. Które były coraz bliżej nas.
Marshall nie czekał dłużej i wpakował się do jednej z pustych szaf, wciągając mnie tam ze sobą. Przycisnęłam plecy do ściany i wstrzymałam oddech, gdy Jayden zamknął drzwi i oparł się o ścianą obok mnie.
Czułam się nieco dziwnie.
Ostatni raz siedziałam z chłopakiem w szafie podczas imprezy urodzinowej Ayry, na której ktoś, bodajże Danielle, zaproponował siedem minut w niebie. Spędziłam krępujące kilka minut z Robinem, którego wyznaczyła mi plastikowa butelka po wodzie.
Do niczego między nami nie doszło, ale już więcej nie wchodziłam do małych pomieszczeń. Obawiałam się, że przez traumę nabawiłam się klaustrofobii.
- Przepraszam - wyszeptał w końcu Jayden- nie powinienem tego mówić.
- Okej - odpowiedziałam również szeptem – poczekajmy po prostu aż ten ktoś sobie pójdzie i chodźmy z tond.
////////////////////////////////
Cześć!
Czy ja mówiłam, że rozdział pojawi się w tym samym tygodniu a jest dwa później? Może to przemilczmy okej?
Co myślicie?
Tym razem część trochę ucięta, wyczekujcie ciągu dalszego!
Do usłyszenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro