Rozdział X cz.2 Zanim wybije północ
Wnętrze domu urządzone było w nowoczesnym stylu. Białe kafelki i ściany w połączeniu z dużymi lustrami na każdym kroku raczej nie tworzyły przytulnej i rodzinnej atmosfery.
Zastanawiałam się jakby to było wychowywać się w takim domu. Dużym i sterylnym do przesady. Moja rodzina nie była idealna, ale mieszkając tu musiało się czuć samotnym.
Może faktycznie Aaron zwariował od tego wszystkiego i zabił Hailey.
Odrzuciłam od siebie tą myśl. Jako przyszły prawnik musiałam wierzyć w niewinność mojego klienta.
Jayden wziął mnie pod rękę, gdy dotarliśmy do sali, z której dobiegała muzyka.
Impreza nie była duża. Raptem trzydzieści osób kręciło się po przestronnym salonie połączonym z kuchnią. Najbliżsi przyjaciele i klasa Aarona, i Hailey oraz osoby towarzyszące.
Reszta domu spowita była ciemnością, na trzeźwo robiąc mroczne wrażenie.
- To Ava - szepnął mi do ucha Jayden, gdy mijaliśmy niską blondynkę. Skoro zeznawała przeciwko Aaronowi impreza na jego cześć była dziwnym sposobem na spędzenie wieczoru. Zanotowałam sobie w głowie, aby później jej się przyjrzeć.
Jej obecność tutaj była nieco podejrzana.
- A to Maverick Fletcher, jego siostra Madeleine nie lubiła się z Hailey - kontynuował Marshall aż w końcu dostaliśmy do kuchni.
Uśmiechałam się szeroko, jakby chłopak mówił mi najzabawniejszą rzecz na świecie.
Jayden od zawsze miał fotograficzną pamięć i dobrze zapamiętywał twarze. Zazdrościłam mu tego, bo dzięki tej umiejętności w wielu sytuacjach od razu rozpoznawał ważne postaci.
Doskonale pamiętałam bankiet sprzed dwóch lat, na którym ośmieszył mnie kierując na złą panią Erickson.
Gratulacje z okazji nowego potomka byłego męża z nową żoną raczej nie są tym co pragnie się usłyszeć podczas wytrawnego przyjęcia.
- Jesteście! - krzyknął chłopak o ciemnych lokach i zielonych oczach zachodząc nam drogę - miło mi cię w końcu poznać - przytulił mnie jedną ręką, w drugiej trzymając papierowy kubeczek z jakimś alkoholem. Wyglądało na to, że zdążył już co nieco wypić. Nie przeszkodziło mi to jednak w rozpoznaniu w nim Leviego Franklina.
- Levi, bracie! - Jay również krzyknął zbijając z nim piątkę, jakby znali się od lat - poznaj moją uroczą Particie Liang! - przedstawił mnie nazwiskiem matki.
Słusznie.
Nie chcieliśmy w końcu, aby ktoś powiązał nas z kancelarią.
- Levi Franklin - skłonił się lekko, po czym głośno zaśmiał - chcecie coś do picia?
Zapytał i nie czekając na naszą odpowiedź, odłożył swój kubek na najbliższy stół i nalał nam szampana, którego ktoś przed chwilą odstawił.
- Pijcie – niemal wepchnął nam kubeczki siłą - za Aarona! I za wolność!
Ostatnie słowa wypowiedział nieco głośniej i kilka osób przyłączyło się do okrzyków. Korzystając z tego, że Levi odwrócił się do nas na chwilę tyłem podmieniłam swój kubek z pustym kubkiem zielonookiego.
Nie chciałam pić, ale stanie ciągle z pełnym kubkiem było nieco dziwne.
Kątem oka zauważyłam, że Jay również odstawił swój kubek.
Dobrze.
Przynajmniej nie będę musiała wracać na piechotę do domu. Nagle wszystkie spojrzenia odwróciły się w kierunku dużego stołu jadalnianego, na który właśnie wchodził Aaron Roberts. Zachwiał się przy tym lekko wywołując falę śmiechu. On również się uśmiechał.
Miał równe białe zęby i podkrążone oczy. Choć teraz wydawał się dobrze bawić, kilka ostatnich miesięcy musiały odessać z niego sporo siły.
Ludzie na około niego, albo byli jego bliskimi przyjaciółmi, albo byli zbyt pijani, aby przejmować się tym, że gospodarz jest oskarżony o morderstwo własnej siostry i ochoczo wyciągali do niego swoje kubki, gdy polewał im szampana.
- Pora na "nigdy, przenigdy, nie!" - krzyknął nagle prostując się do pionu, niemal przy tym upadając. Głosy na około niego zawtórowały mu i już po chwili, niemal wszyscy siedzieli w ciasnym kole na miękkim, białym dywanie typu rabbit.
- Nie zapomnijcie o mnie, gdy już pójdę siedzieć co - powiedział rozbawiony Aaron co ponownie wywołało salwę śmiechu.
Wymieniliśmy z Jaydenem spojrzenia.
Wyglądało na to, że większość nastolatków była już mocno podchmielona co oznaczało, że mogli być bardziej szczerzy.
W końcu najbardziej oczywista prawda mówiła o tym, że od alkoholu ludziom wydłużają się języki.
- Ja zacznę - krzyknęła różowo włosa dziewczyna siedząca niedaleko nas, spojrzałam na Jaydena pytająco. Mimo długotrwałego researchu wczoraj nie byłam wstanie dopasować do niej żadnego imienia. Jay tylko wzruszył ramionami. Wyraźnie on też nie wiedział kim ona jest.
Albo tylko udawał.
Aaron skinął głową dziewczynie, aby zaczęła, w tym czasie on zaczął rozdawać reszcie kieliszki z alkoholem.
- Nigdy przenigdy nie – dziewczyna zastanowiła się chwilę - nie okłamałam was w ważnej sprawie.
To pytanie może nie było bardzo mocne, ale i tak od razu rozejrzałam się, aby przyjrzeć się reakcją innych.
Kilka osób ze śmiechem podniosło kieliszki do ust, inni się jednak zawahali. Najbardziej zaciekawiła mnie reakcja Polly Jackson, która wlepiła tylko spojrzenie w kieliszek i nie oglądała się na nikogo dokoła.
Ubrana była w czarną sukienkę za kolana i z długim rękawem, ale bez żadnych ozdób. Wyglądem bardziej przypominała jakby wybierała się na pogrzeb niż na imprezę.
Zastanawiałam się czy to był celowy zabieg.
Samym przybyciem okazywała publiczne wsparcie, ale jej wyraz twarzy wcale nie przywodził tego na myśl. Raczej jakby dziewczynie przeszkadzał sam pobyt tutaj.
Albo raczej.
Sam pobyt w tym domu.
Zastanawiałam się chwilę czy powiedzieć o tym Jayowi, ale zrezygnowałam, gdy zauważyłam, że jest on już skupiony na kolejnym haśle.
- Nigdy przenigdy nie zdradziłam - powiedziała Ava Mccoy posyłając wrogie spojrzenie Aaronowi. Chłopak napił się przy akompaniamencie głośnych 'uuuu'.
Uśmiechał się, ale na jego czole pojawiła się cienka zmarszczka co mogło oznaczać wiele rzeczy. Najbardziej prawdopodobne było, jednak to, że był zły.
-Nigdy przenigdy nie skłamałem, aby kogoś pogrążyć - zaatakował Aaron wcinając się w kolejkę. Teraz to on posłał gniewne spojrzenia.
Wszystkie spojrzenia przeniosły się na Ave tylko nie moje i Jaydena.
My obserwowaliśmy innych.
Alkohol robił z ludzi otwarte książki i dzięki temu wychwyciłam jak Rick nerwowo obracał nadgarstkiem.
- Polly - wyszeptał mi prosto do ucha Jayden i uśmiechnął się jakbyśmy flirtowali. Nie było to konieczne, gdyż nikt nie zwracał na nas uwagi. Przezorny, jednak zawsze ubezpieczony.
- Rick – Skoro on podzielił się swoją obserwacją, odwzajemniłam się tym samym.
Ostra wymiana zdań między byłą parą ciągnęła się jeszcze przez chwilę a z koła zaczęły odchodzić kolejne osoby. Korciło mnie, aby przerwać Aaronowi i powiedzieć mu, że podobne kłótnie nie będą mu sprzyjać w sądzie, ale się powstrzymałam.
Zamiast tego podniosłam się, gdy zauważyłam, że Polly zrobiła to samo.
To była dobra okazja, aby porozmawiać. Ruszyłam w jej kierunku, mając nadzieję, że moje umiejętności aktorskie mnie nie zawiodą i modląc się, abym nie uderzyła na płasko w podłogę, sama podstawiłam sobie nogę lecąc prosto na rudowłosą.
Intuicja nie zawiodła mnie i dziewczyna dość szybko złapała mnie i postawiła do pionu.
- Uważaj - burknęła, gdy zaczęłam nerwowo przepraszać.
Przygryzłam policzek, aby się nie uśmiechnąć. Polly miała dobry refleks a to oznaczało, że mogła coś ćwiczyć. Złapałam ją za dłonie, korzystając z okazji, że wciąż podtrzymuje mnie w pionie.
- Wyglądasz ślicznie w tej sukience - zachwycałam się - Jestem Patricia Liang a ty?
Postanowiłam, że będę udawać ignorantkę.
Jaydenowi z Levim to się udało, dlaczego miałoby nie udać się mnie.
- Polly Jackson – dziewczyna rozejrzała się, jakby szukając drogi ucieczki – wiesz co muszę ....
- Daj spokój - przerwałam jej wymuszając śmiech, miałam nadzieję, że zabrzmiał bardziej naturalnie niż mi się zdawało - jestem tu nowa i nikogo nie znam, może opowiesz mi coś o sobie i o mieście - dodałam szybko.
- Wiesz co naprawdę muszę już iść - burknęła rudowłosa - lepiej już dziś nie pij - dodała na odchodne i wyrwała się z mojego uścisku.
Może faktycznie trochę przesadziłam.
Ale Polly miała dużo siły. I duże dłonie.
A to oznaczało, że mogła zabić Hailey.
Patrzyłam chwilę za odchodzącą dziewczyna, ale dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że nie przyjrzałam się jej przedramionom.
Cholera.
Miałam idealną okazję. Jakbym tylko trochę podwinęła ten rękaw do góry.
Przeklęłam siebie w myślach.
Może jeszcze jakoś uda mi się dotrzeć do dziewczyny.
Nalałam sobie soku do szklanki, sięgnęłam po półmisek z popcornem i zaczęłam obserwować bawiących się ludzi. Niemal na sto procent wśród nich był morderca. Ava, Aaron, Rick, Polly, Levi. Któreś z nich miało na sumieniu życie Hailey.
Ava, Aaron, Rick, Polly, Levi. Ava, Aaron, Rick...
A może ktoś zupełnie inny?
Nagle poczułam jak duży ciężar uderza w moje plecy a napój, który przed chwilą piłam wylał mi się na sukienkę. Fragment prażonej kukurydzy poleciał nie tam, gdzie trzeba i niemal od razu zaczęłam się dusić. Osoba, która najprawdopodobniej na mnie wpadła zaczęła pospiesznie przepraszać, ale to nie ona przechyliła mnie do przodu i pospiesznie uderzyła kilka razy w plecy. Wykrztusiłam kawałek popcornu a w oczach stanęły mi łzy.
- Co robisz! - krzyknął znajomy głos - jeden proces o morderstwo to za mało!
Pospiesznie wyprostowałam się, aby zobaczyć co się stało. Tuż obok mnie stali Aaron i Jayden i wrzeszczeli na siebie. Chłopacy patrzyli na siebie wilkiem a ja bałam się, że zaraz dojdzie do rękoczynów.
- Pojebało cię!? Jak możesz mówić takie rzeczy – pospiesznie odciągnęłam Jaydena za ramię - Przepraszam - zwróciłam się do Aarona – JayJay po prostu się o mnie troszczy - powiedziałam specjalnie używając zdrobnienia, którego nie lubił.
Chciałam go zirytować.
Swoim zachowaniem niemal doprowadził do wyrzucenia nas z imprezy. Choć tak naprawdę wszystko się mogło jeszcze zdarzyć.
- Jest w porządku kotku, naprawdę - położyłam Jayowi głowę na ramieniu, mając nadzieję, że załagodzę tym sytuację. Poczułam jak ramiona Jaydena rozluźniają się pod moją głową.
- To ja przepraszam - odezwał się w końcu Aaron a w jego oczach nie było już śladu po złości - to fajne, że tak troszczysz się o swoją dziewczynę, to się szanuje. Sztama?
- Sztama - odpowiedział Jayden i zbili piątkę w locie.
Mężczyźni byli dziwni.
Mogli najpierw sobie skakać do gardeł a potem zbijali piątki.
Chociaż nie. Poprawka.
Do mężczyzn im jeszcze trochę brakowało.
Piątej klepki na przykład.
Uśmiechnęłam się do siebie i w końcu się wyprostowałam.
Takie leżenie na barku Jaydena wcale nie było wygodne.
Choć musiałam przyznać, że zabójczo pachniał. Trochę jak ciastko. Cynamon i cytrusy.
Do tej myśli też się uśmiechnęłam.
Boże zachowywałam się jak zakochana małolata.
Odsunęłam się od Jaya, aby oczyścić umysł. Gadanie z Aaronem było ryzykowne.
Mimo, że był pijany wciąż mógł się czegoś domyślić a my nie chcieliśmy zostać wykryci.
Poza tym wciąż pozostawała nam sypialnia Hailey do zwiedzenia. Przeciągnęłam się, ziewając głośno, aby chłopcy zwrócili na mnie uwagę.
- Jestem zmęczona JayJay - powiedziałam, gdy już zdobyłam ich atencje - marzę o sypialni - mruknęłam, uśmiechają się przy tym zadziornie, jakbym flirtowała.
Jayden uśmiechnął się do mnie szeroko a po błysku w jego oku upewniłam się, że doskonale wie co mam na myśli. Aaron również się uśmiechnął, jednak on z innego powodu. Tego, który sama mu podsunęłam.
- W takim razie nie przeszkadzam i życzę miłej nocy - rzucił Aaron i puścił mi oczko zanim odszedł. Jakbyśmy dzielili jakąś tajemnicę. Zachichotałam cicho, gdyż czułam, że tego właśnie ode mnie oczekuje i chyba nie pomyliłam się bardzo, gdyż uśmiechnął się jeszcze raz i w końcu się odwrócił.
Tymczasem błysk nie zniknął z oka Jaydena i wyglądał na zadowolonego. I może, gdybyśmy nie byli wrogami powiedziałabym, że nawet odrobine dumnego.
- To było sprytne - powiedział a ja odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem.
- Ma się to coś - odparłam na co on szeroko się uśmiechnął.
- Chodźmy znaleźć więc dla ciebie sypialnie, śpiąca królewno.
//////////////////////////
Tak wiem, że ta część jest żenująca...
Teraz rozdziały zaczną się robić trochę dłuższe i zapewne większość będzie podzielona.
Ten będzie miał jeszcze dwie części.
Podzielcie się swoimi opiniami tutaj ---------------->
A tu spostrzeżeniami i przemyśleniami ---------------------->
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro